Kopystańka ma 541 m n.p.m, najpiękniejsza panorama Pogórza
Od naszej chatki jakieś 1,5 godziny spokojnym marszem, trzeba zejść w dół, przez potok , jak zwykle grzebię w kamieniach, a każdy ładny...
Malowniczymi, ukwieconymi łąkami wspinamy się na grzbiet wzgórza, po drodze można spotkać różne zwierzęta, tu przebiegł jelonek....
,....... a tutaj duża łania, oczywiście za późno wyjęłam aparat i na zdjęciach wyszły jakieś kropki.
Zdjęcia są wiosenne, letnie i jesienne, różnymi porami chodzimy tam.
Dochodzimy do Kopyśna, jest to wieś-widmo, tak ją nazywają, opustoszała, niedawno zmarł jej ostatni mieszkaniec, zabudowania rozsypały się ze starości, sady zarosły, do jednej zagrody przyjeżdżają potomkowie rodziny, chyba tam nie mieszkają na stałe.
Tutaj studnia pod drzewem, ułożona cembrowina z kamieni, wyschła, wszystko porośnięte barwinkiem, który właśnie zaczął kwitnąć. Prawdopodobnie teren wsi został już wykupiony przez przyjezdnych, przeważnie warszawiaków, czytałam na jakimś forum.
Widok na wieś z Kopystańki, większość mieszkańców wywieziono w 1946 roku na Ukrainę, we wsi zachowała się cerkiew grekokatolicka pw. Opieki NMP.
Kiedy w 1923 roku przedłużano ku zachodowi budynek cerkwi, natrafiono na grób duchownego, podejrzewano, że mógł tu być pochowany Michał Kopystyński, ostatni prawosławny władyka przemyski, który zmarł w 1609 roku.
We wsi zachowała się kapliczka pańszczyźniana z 1848 roku. Na południowy zachód od wsi, w lesie Grabnik odkryto pozostałości grodu z XI-XIII wieku, nazywano to miejsce Zamczyskiem, ponoć jest tam głęboka studnia, która łączy się podziemnym przejściem z Rybotyczami.
Przechodzimy obok wyremontowanego domu, pomysłowy płot, w razie ciężkiej zimy może uratować skórę przed zmarznięciem, kiedy zawieje śniegiem po dach.
We wsi grasuje stado dziko-świń, są prawie oswojone, łażą po opuszczonych sadach, wyjadają owoce, przechodzę obok nich zawsze z obawą.
Ale moje psy bojowe były dzielne, przepędziły te brzydkie zwierzaki precz, zresztą popatrzcie sami...
... najpierw obszczekał je Maks, Bigosik schował się, bo on malutki i bojący, ale potem dołączył i proszę, tylko ogonek zakręcony widać było z krzaków, dzielne psy....
... na szlaku spotkaliśmy znakarzy z PTTK-u z Przemyśla, odświeżali znaki......
.... i ich tablica pamiątkowa na szczycie...
.... oraz triangul i krzyż, przedtem był drewniany, ale tak pioruny waliły, że rozczepił się , a potem zwalił na ziemię.
Daleki widok na Kalwarię Pacławską, za nią wzgórza - to już Ukraina...
..... a tu rzut oka na rozwiniętą cywilizację, wiatraki za Przemyślem....
Chroniony jest tutaj ostrożeń siedmiogrodzki.
Jesień na zboczu Kopystańki.
Kończymy już naszą wycieczkę, wracamy tą samą trasą....
..... łąkami w dolinę potoku, po jego drugiej stronie mijamy dom naszych sąsiadów, przeniesiona chałupa z bali, a kawałek wyżej - nasza chatka. Tutaj czeka nas pieczenie różności na grillu, bośmy głodni i zasłużony wielce odpoczynek.
Najlepszy pod słońcem grill, bęben z pralki automatycznej, służy nam od wieków, cały czas na zewnątrz, nikt go jeszcze nie ukradł, szybki ogień, kratka na wierzch i pieczenie, dostęp z każdej strony, zależy, jak wieje wiatr.
A jutro będą skrzydełka w pikantnej marynacie z olejem, a potem maczany chlebek w tejże i grillowany, pyszny, chili i czosnek dają super-smak.
Pozdrawiam serdecznie, dzięki za komentarze, to dla mnie miła zachęta, pa.
21 komentarzy:
Nic nas nie powstrzyma, by nie przejść po Waszych śladach. Tę górę musimy zdobyć tego roku!!!!!
Dzięki za motywatorka. Śliczny wpis.
Pzdr.
ehhh - przeczytałam nakarmiłam oczy zdjęciami a teraz szybciutko, prędziutko do łóżeczka, oczka zamknąć i ...może mi się to wszystko jakoś przyśni? Dobranoc! :)
Trochę żałuję, że wybrałam żywot samotnicy - sama na takie wędrówki się jednak nie odważę :(
Hm... jestem tam. W wyobraźni, ciepły, słoneczny dzień, idziemy przez las od strony Brylińców, auto zostało pod krzyżem w wiosce. Z lasu wychodzimy na wznoszącą się łąkę. Przed nami po prawej Kopysno. Przed zabudowaniami pasie się koza, kozy... jest na postronku. Znak, że ktoś tu jest. Ale nikogo nie widać. Idziemy przez wieś, opuszczone domy toną w zieleni. Po prawej cerkiew. Czy do niej prowadzi droga okolona koronami samosiejek, czy prowadzi na Kopystańkę? Nie pamiętam. Muszę tam wrócić. Poczytałam dziś trochę, kilka artykułów. Czyżby jeden Twój? Maria... Może nie jeden. Odwiedziłam stronę założoną przez pana Janusza Dedio. Skądś znam tę twarz...
Go i Rado, pięknie tam o każdej porze roku i dnia, a potem na wierzchołku chce się siedzieć i patrzeć, i nic więcej. Wchodziliśmy tam z różnych stron, kiedyś był szlak z Posady Rybotyckiej, żółty, potem połączyli Suchy Obycz z Kopystańką, przez Rybotycze, omijając Posadę. Pa.
Gocha, co Ci się śniło? Można i samemu, ale przyjemniej chociaż we dwójkę, raźniej i wcale nie trzeba mieć Bóg wie jakiej kondycji, ot, wygodne buty, wodę i coś do przegryzienia, i iść, i patrzeć, wszędzie, nie na czas. Pozdrawiam.
Doroto, szliśmy od Brylińców korytem potoku, potem trochę dyszenia pod górkę i od razu wychodzisz na przestrzeń, samotna grusza i dech zapiera w piersiach z zachwytu, pierwszy raz w życiu szłam tamtędy w czerwcu, w trawach po pas, z 8 lat wstecz. A ten gość od kóz, nazywają go "ekolog z Kopyśna", mieszka samotnie, nie wiem w czym, przyjechał z Wybrzeża. Przy cerkwi,i nie tylko, wszystko jest wyczyszczone z krzaków, nowi właściciele zaczynają dbać o swoje, zrobiona droga żwirkowa, chyba wieś dostaje nowe życie. Nie, Doroto, nie pisuję nigdzie, ale za to chętnie czytuję, oglądam, zgaduję, jeżdżę palcem po mapie, pozdrawiam serdecznie, a kiedy Ty śpisz? Nocny Marek jesteś.
Piękny spacer, tak się zastanawiam, jak Ty dziewczyno do domu wracasz obładowana tymi kamieniami :)) kapliczka urocza z klimatem, ogrodzenie ktoś sobie wymyślił baardzo pomysłowe. Uwielbiam takie łąki porośnięte polnym kwieciem, nic tylko zbierać i układać w wazonach, a barwinek imponujący, pewnie już sobie uszczknęłaś co nieco do swojego ogrodu. Ja też przesadzam rośliny rosnące tu dziko, tak np. gencjanę, której tu sporo - przyjęła się i pięknie kwitnie, storczyki też wyszarpałam :) Pozdrawiam Marysiu cieplutko z pochmurnej dziś Jaworzyny. Acha w kwestii dzików jeszcze chciałam, popatrz jak to jest, że u nas dzików skolko ugodno, ryją pola ziemniaków - a ja żadnego jeszcze nie spotkałam, na szczęście zresztą :)
Marysiu pokazujesz nam tak piękne miejsca, jakby były z innej planety- a to przecież nasza Polska:-)Jestw kraju tyle pięknych miejsc, o których nie mamy pojęcia... W tej trawie na łące, to chętnie bym się położyła i zasnęła:-) Dziękuję Ci za tę wycieczkę...
P.S. Żeby zagłosować na moje zdjęcie, trzeba najpierw zarejestrować się w Werandzie, na tej samej stronioe na której otwiera się zdjęcie.
Ściskam Cię mocno
Lusi
No i następna piękna wycieczka! A jaka ciekawa...nigdy nie byłam tam, zresztą w wielu miejscach nie byłam i chyba już nie będę. Piękne zdjęcia pięknych miejsc! A skąd tam dziko-świnie się wzięły? Nie wiem czy bym chciała spotkać je na swojej drodze, czy one są agresywne? Bardzo się cieszę, że chociaż w taki sposób mogę podróżować, okiem po ekranie. Podróżuję też palcem po mapie :)))
Co trochę spalę tych kalorii na spacerze, to zaraz nadrabiam, kiełbaski pyszne.
Do zobaczenia na szlaku :))) Pa!
Czuję się jakbym tam była. Dziękuję!
I znowu dziękuję za spacer w nieznanej mi krainie. Moi rodzice byli wierni Tatrom i podhalańskim wioskom przez całe swoje życie i w takich klimatach się wychowywałam. Chciałabym kiedyś "nadrobić zaległości" z tych przepięknych stron. A może jest tam podobnie jak na łąkach Koniecznej i Radocyny? Te miejsca znam, zachwycałam się nimi jakieś z 10 lat temu. Były cudownie puste. Teraz podobno są podzielone na tysiące działek budowlanych - nie wiem czy to możliwe, ale gdzieś czytałam taki makabryczny wpis.
Pozdrawiam serdecznie!
Takie klimaty najbardziej mi odpowiadaja. Z dala od zgielku i ludzi. Trudno uwierzyc, ze takie piekne miesca sa tak malo uczeszczane.
Pomysl zrobienia grila z bebna pralki mysle, ze niepowtarzalny.
Pozdrawiam serdecznie:)
ładne, naturalne łąki..koszone są?..
przynajmniej nie ma wszędobylskiej Rudbekii, czy jeżyny :)
Widoki jak marzenie!!! :)ŻYĆ A NIE UMIERAĆ!!! :)
JOLU, ja tak po jednym, no może po dwa, bo jak więcej, to ciężko pod stromą górkę, a dziś na spacerze "obstalowałam" sobie dwa, bardzo ładne, płaskie, do malunków albo na ścieżkę.
Barwinek zastaliśmy u siebie po dawnych mieszkańcach, rośnie wzdłuż drogi i tam, gdzie łapię wodę do beczki, a gencjana to goryczka? mam gdzieś zdjęcie bieszczadzkiej. Kiedyś w bardzo gęstej mgle podeszły u nas pod chatkę dziki, słyszałam jak kwiczały, a psy były niespokojne. Pozdrawiam.
LUSi, dlatego też obawiam się, że nie zdążę tych pięknych miejsc chociaż pooglądać, a falujące, kwietne łąki są najpiękniejsze, pa.
GUGA, dlaczego nie będziesz? Wszystko przed Tobą, z Ciebie dobry piechur. Te dziko-świnie wyszły z zagrody tych ludzi, którzy tam dojeżdżaja, potomkowie starych mieszkańców, a że nie ma tam nikogo, to sobie łażą swobodnie. Była kiedyś afera, bo ukradziono im przed świętami ileśtam sztuk, pewnie głodni tubylcy z nizin.
Pozdrawiam serdecznie.
ASIU i WOJTKU, dzięki za odwiedziny, moje podróże po blogach zaczynałam od Waszych ulubionych, wyświetlałam Waszą stronkę i wędrowałam, pozdrawiam.
MAGDO, myślę, że jest podobnie jak w Beskidzie Niskim, odludzie, opuszczone wioski, z tym dzieleniem działek, to nie jest teraz prosta sprawa, chyba, że tereny rekreacyjne, a teren rolniczy musi kupić rolnik albo ktoś z uprawnieniami rolnika, jakieś obostrzenia weszły niedawno, niby dla ochrony ziemi, chociaż nasza chatka też miała w pozwoleniu na budowę "zaplecze pasieki pszczelej", a potem dokupiliśmy areału. Ale to były inne czasy. Pozdrawiam serdecznie, Magdo.
ATANER, ja myślałam, że Ty jesteś na wskroś stworzenie miejskie, a Ciebie zachwycają bezludzia, zaskoczyłaś mnie, a dziś i wczoraj znowu przypiekaliśmy, najszybsza potrawa na ciepło, pa.
Grey Wolfie, łaki są koszone od czasu dopłat unijnych, w przeciwnym razie już nie przedarlibyśmy się w tej w chwili przez gąszcz głogów kłującuch, sosen i tarniny. My też załapaliśmy się na grosz unijny, a rudbekię zasadziłam koło domku, ale taką pełną, ogrodową. Na piaszczystych terenach problemem jest nawłoć, też wyszła z ludzkich ogrodów. Dziś obudziliśmy się w zimie, jeszcze leży w zacienionych miejscach śnieg, pozdrawiam serdecznie.
Malaalu, właśnie dla tych widoków lubimy tam chodzić, pa.
I znowu zawdzięczam Ci piękny spacer, jak zwykle wspaniałe zdjęcia i garść ciekawych historii.
Dzisiaj chodziłam z panienkami po naszym lesie, ptaki wyśpiewywały, wszystko zaczyna się zielenić. Było wspaniale, chociaż to taki mały i niezbyt urodziwy lasek...
Wolałabym nie spotkać świniodzików, nawet oswojonych, z moimi sukami, które na pewno by je obszczekały i kto wie, jakby się to skończyło. Jednak instynkt łowcy jest bardzo silny...
U nas we wsi była locha oswojona, przybłąkała się jako warchlak do zagrody pod lasem, biegała razem z psami i "szczekała" ;-) strasznie zniszczyła im ogród i chyba się jej w końcu pozbyli...
Grill świetny, muszę wreszcie i ja otworzyć sezon, ale wciąż jest tak zimno...
Ściskam czule!
Marysiu, nic podobnego. Sworzeniem miejskim jestem tylko i wylacznie z musu. W sumie to i tak nie mieszkamy w miescie tylko na przedmiesciach. Do centrum Chicago jezdze tylko wtedy kiedy musze.
W kazdej wolnej chwili jesli tylko mamy taka mozliwosc uciekamy w dzikie tereny. Z dala od ludzi a tutaj uwierz mi jest olbrzymi wybor.
Milego wieczoru:)
Inkwizycjo, marzec nam się kończy czas grillowanie rozpocząć, wielki czas, odważ się, zimno nie przeszkadza, jakiś żąperek cieplutki ubierz i będzie fajnie. A zimka też przyszła do Ciebie? Pozdrawiam.
Ataner, jeździj tam jak najczęściej, dostarczasz wrażeń nie z tej ziemi. To, co oglądałam na filmach, znajduję u Ciebie. A co z wiosną, przyszła już? A na przedmieściach fajnie się mieszka, chociaż teraz budują nam obwodnicę i autostradę niedaleko, całe miasto zab- łocone, przeżyjemy. Pozdrawiam serdecznie.
a gdzie ta obwodnica i autostrada?..w nocy jeszcze mróz :)..ja kiedyś za Krępakiem znalazłem parę kamieni z odciśniętymi prehistorycznymi roślinkami :D
Równiutko 60 km na północ, spod bramy chałupki do bramy domu, patrzyliśmy na licznik. Takie odciski roślin też znajdowałam, nawet na ścieżce są do góry wzorem, żeby było je widać, już mocno zachodzone. Chyba już tęsknisz za Pogórzem? Pozdrawiam.
Prześlij komentarz