środa, 25 maja 2011

Jeszcze trochę z wnętrza chaty i wiosenne kwiaty

Troszkę mi się zrymowało w tytule posta, teraz to zauważyłam, niech tak zostanie. Wróciłam wczesnym rankiem z Pogórza, dosadziłam fasolę jaś i drobniejszą karłową, a na trasie wykopu - dynię, taką pomarańczową, będą miały ptaki używanie na zimowy, ciężki czas, a może miąższ zjedzą jakieś większe zwierzęta?
Chciałam te prace wykonać we wtorek, ale brat mój śledzi kalendarz biodynamiczny i mówi, że we wtorek nie jest dobry dzień, tylko w środę, więc fasola została namoczona i taka dziś włożona do ziemi, może trochę za późno, ale jeśli nie dojrzeje, to zamrożę taką. Zrobiłam parę zdjęć, tak na wszelki wypadek, żeby mieć pod ręką, kiedy czas się zawęzi, z chaty i otoczenia, a teraz jest właśnie tak w galopie.


Na piecu stoi zestaw różnych młynków, które są używane do mielenia pieprzu, kminku do chleba, te gliniane butelki to chyba po oliwie, a gliniany garnek z przykrywą - to ów słynny niemiecki "romertopf", moczy się go przed użyciem i można w nim piec chleb, jak w małym piecu chlebowym, woda nawilża piekarnik i chlebek nie wysycha, a kurczak z niego jest soczysty i mięciutki.


Malunki na płytce, zioła chyba, i poszkliwione, mąż dokleił im sznureczki i zawieszki do kuchni, jak się patrzy.


Zegar kuchenny, oczywiście współczesny, wyszperany, jak wszystko za grosze, trzeba było zmienić mu werk  i odmierza czas bardzo dokładnie, a ujęły mnie te niebieskie ozdoby na porcelance i deska, w sam raz jak do chaty.


Lustro z mojego rodzinnego domu, przeglądały się w nim moje ciotki, których nie zdążyłam poznać, babka, mama,  a ja prosiłam ojca, żeby podnosił mnie na rękach do tych ozdóbek u góry, bo zawsze myślałam, że to laleczki. Jest stare, zmatowiałe, przetarte, było oklejone wieloma warstwami farby, doskrobałam się do czystego drewna i tak zostawiłam.


Kołowrotek, który jest sprawny do dziś, przędła na nim babka, potem mama, zawsze dziwiłam się, jak można wysnuć tak cienką nić. Ostatnie przędzenie na nim było na początku lat osiemdziesiątych. prosiłam mamę o wełnianą nić na taką zgrzebną sukienkę w warkocze, kłuła ta wełna jak licho.


Toczone pokrętła do naciągu, czy czegoś tam, sama nie wiem.


Wszystkie detale starannie wykonane, kiedyś zapytałam mamę, kto robił takie kołowrotki, okazało się, że był we wsi stolarz - złota rączka, Kuba mu było, rzeźbił ołtarz do nowowybudowanej cerkwi na początku XX wieku, a w międzyczasie kobiety prosiły o takie maszyny, między innymi moja babka. A ołtarz ten, to cudo, bez maszyn zrobiony, kwiatki, jabłuszka, kłosy, zawijasy, całe carskie wrota i ambonę, a w to były wkomponowane ikony.   Kościół przejął cerkiew, a ołtarz przeniesiono do jarosławskiej cerkwi, a w końcu do Lubaczowa.


Jak już jesteśmy przy cerkwiach, to pochwalę się haftowanym "rucznykiem", dostałam go od koleżanki, która otrzymała go w prezencie, ale nie pasował jej do wystroju domu. Wiem, że wiszą takowe nad obrazami świętymi, mój na drewnianym patyku, bo nie mam jeszcze dla niego miejsca docelowego, czarno-czerwony haft krzyżykowy i ręczna robota, długi i haft z obydwu stron.


To są stareńkie narty, miały iść na wyrzucenie, ale uratował je Janek, ten gospodarz od 5-ciu źródełek na podwórzu, bo wiedział, że ja się nimi zaopiekuję. Bambusowe kijki z plecionką z rzemieni, zakończone szpikulcem metalowym, jakie wiązania ...


.... kiedyś próbowałam je ubrać.


W kącie stojak na wina o oryginalnych nazwach, na razie mamy PLATON i BIESZCZADY, reszta to słowackie, wcale dobre.


Na tarasie owady żądlące zalepiają z jednej strony wszelkie otwory, a z drugiej wygryzają, o co tu chodzi?


A może przerabiają wygryzione drewno i robią lepiszcze?


Dziurę w niebie zobaczyłam wśród chmur, zabrakło tylko oka Opatrzności i fruwających, tłustych aniołków.


Albo taki obłok wieczorny.



Zaczątek tarasu z płyt kamiennych, żarna znalazły nowe miejsce, otoczone okrągłymi kamieniami ze studziennego wykopu ...


... i pierwsza macierzanka, posadzona wśród kamieni, będzie pachnieć do słońca. Dziś, wracając od mamy, wstąpiłam do szkółki ogrodniczej i zakupiłam wiele innych do towarzystwa, równie pachnących. Marzy mi się, że trącę takie ziółka stopą, a one zapachną, będzie tymianek, cząber, szałwia, hyzop, pewnie coś jeszcze, bo jest trochę tych doniczek.


W moim ogrodzie miejskim zakwitły azalie...




... różne odcienie żółci, pomarańczy...


.... i te malutkie...


... pyszni się kalina...


.. złotlin drobiutkimi, żółtymi pomponikami rozświetla świat...



... a pień starej wierzby opanował powojnik alpejski, setki dzwoneczków.


A to "dama", kłokoczka południowa, jest chroniona, a rezerwat naturalnie rosnącej znajduje się we wsi Tarnawce, pod Przemyślem na 9 ha, chociaż pojedyncze egzemplarze widziałam przy szlaku wiodącym na Helichę, dalej na Kopystańkę. Kwitnie w takich gronach, a owocem są skórzaste pęcherze, z twardym orzeszkiem w środku. Muszą leżeć dwa lata w ziemi, ąby wykiełkować, dawniej wyrabiano z nich różańce.
Ten egzemplarz zakupiłam w arboretum w Bolestraszycach, a dwa krzaki urosły mi z zaszabrowanych orzeszków.
Serdeczności dla wszystkich podczytujących, komentujących, dzięki za dobre słowa, pozdrawiam.


wczorajszy zachód słońca nad Kopystańką

36 komentarzy:

siedziba nawojów pisze...

Łał!!! Wzruszające jak czytam o rzeczach które są w rodzinie od pokoleń. U nas wszystko się spaliło w Powstaniu...Ale miło popatrzeć.

Mona pisze...

ło m atko 1 cos ty nazbierała :)) same cuda..a ten haftowany prezent to skarb:) Pięknie Mario , pachnie u Ciebie tradycją . cudnie ,ze ludzie zachowują takie rzeczy..:))

mania pisze...

Małe muzeum w Twojej chatce powstaje :) Rucznyk mnie szczególnie zachwycił, marzy mi się własnoręczne wykonanie czegoś takiego chociaż pewnie zajęło by mi to kilka lat. Krzyżyki na kanwie to nic trudnego ale wyhaftować je równo na płótnie to już wyższa szkoła jazdy.
Pozdrawiam :)

NieTylkoMeble pisze...

Z każdym postem coraz szerzej mi się buzia 'rozdziawia' :DDDD Kochana Mario, jesteś niezwykła! I Twoje otoczenie i Twój świat jest równie niezwykły! Jest taki magiczny a równocześnie swojski. Pewnie każdy, kto do Ciebie trafi czuje się tak, jak u siebie. Pozdrawiam ciepło. U mnie strzeliły już pierwsze pąki piwonii lekarskiej:)

malaala pisze...

Właśnie takiego kołowrotka potrzebuję!!!!Muszę pochodzić po sąsiadach.Fotki cudowne!!!

*gooocha* pisze...

Szczena mi z zachwytu, zazdrości, podziwu i wielu innych emocji opadła.

urden pisze...

Kiedy wracam do domciu po całym dniu pracy, zmęczony tak że nic mi się nie chce, wtedy siadam i sprawdzam co nowego napisałaś i wkleiłaś. Jak patrzę na te fotki, od razu zmęczenie mija. Tyle w nich radości i uchwyconego piękna.

Grey Wolf pisze...

same wspomnienia..w otworach składają pewnie larwy..o ja też posadziłem macierzankę :)..szałwię, tymianek, cząber też mam..i miętę, melisę..
Przedwczoraj jechałem wieczorem z Przemka, przed Krępakiem zaczęło lać jak z cebra, aż do Korzeńca. A od Birczy dalej sucho na pieprz :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Siedzibo Nawojów, historia splotła różne losy ludziom, naszej wsi nie doświadczyła ciężko, miło,że zaglądasz, ciepełko ślę.

Mona, jakoś tak samo przychodzi to zbieranie, ale w końcu chatka nie z gumy, chyba już więcej nie przyjmie.
Cieszę się, że Ci się spodobało, pozdrawiam.

Maniu, to taki groch z kapustą, bez ładu, ale co tam, nie musi być tematycznie, pozdrawiam serdecznie.

Aneto, oj! bo się zarumieniłam, jaka niezwykła? A w chacie pachnie czystym drewnem, to i każdemu swojsko, odciski na dłoniach też są, cieplutko pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Malaalu, na pewno gdzieś drzemią na strychu i czekają, kiedy po nie przyjdziesz, rozpuść "wici" po sąsiadach, ktoś przyniesie lub da znać. Serdeczności i ciepło pozdrawiam.

Gocha, dzięki, Twoje słowa bardzo dokładnie wyrażają emocje, już widzę szczenę opadniętą, jak w bajce, pozdrawiam.

Urden, czy wiesz, ile miodu nakapało mi w serce, gdy przeczytałam Twoje słowa?
Duży garnek, cieplutko pozdrawiam, bo ranek zimny.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Grey Wolfie, chcę, żeby słońce wyprażyło te zioła przy płytach kamiennych jak w śródziemnomorskich, chociaż nigdy tam nie byłam, ale wyobrażam sobie, i zapach. A miętę też zakupiłam, taką niziutką jak macierzanka, zadarniającą. To pewnie z tej chmury polało, co na zdjęciu, usiłowałam wtedy złapać łączność z domem, na górze za sadem. Liczyłam na deszcz w nocy, ale tylko postraszyło, spadło kilka kropel i koniec, rozpadliny w ziemi, że rękę można włożyć. Pozdrawiam.

jola pisze...

Zbiory wspaniałe, tym bardziej, że pochodzą z Twojego domu. Ileż to lustro widziało twarzy, ileż ich odcieni, od smutku, zadumy i radości, pewnie przechowuje te obrazy gdzieś w swoich lustrzanych magazynach - teraz jest miejsce na Twoje-Wasze...Kołowrotek dotykany rękoma babci, mamy-skarby bezcenne, jak dobrze, że nie pozwoliłaś im umrzeć razem z tymi zamierzchłymi czasami, że mogą dalej zbierać opowieści o ludzkim życiu. Macierzanka pachnie cudnie i wszystkie te inne ziółka, które posadziłaś, a fasola - wzejdzie, czemu miałaby nie wzejść dopieszczana Twoimi rękami. Marysiu już umiem doić, mleko leje się strugami aż się pianka robi :) Acha mam podobną wagę - wisi koło pieca, a tego garneczka do pieczenia, to Ci zazdroszczę :)

Unknown pisze...

Piękne te skarby rodzinne. Tym bardziej cenne, że pełne wspomnień:-))) Świetny pomysł z pachnącymi ziołami. Nasza mięta, gdy się po obok niej przejdzie i potrąci ślicznie pachnie.
Pozdrwienia!

ankaskakanka pisze...

Wszystkie te stare przedmioty z duszą tworzą niesamowity wystrój. Takie gliniane naczynko, w którym można piec chleb widuję na naszych wystawkach. Kupię sobie, jak spotkam. A malunki na płytkach są ponadczasowe. Bardzo mi się podobają. Podziwiam Twoją znajomość roślin. Sypiesz nazwami jak z rękawa. Bardzo przydatna wiedza. Pozdrawiam

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Jolu, lustro widziało dużo twarzy, a było zasłaniane, jak ktoś zmarł, babcia, dziadek. Czy strugi mleka dzwonią o ściany wiaderka? Najpierw dźwięcznie, potem bełkotliwie, pieniście? Garnek jest uniwersalny, wypieczony, nie przywierają potrawy, oczywiście z klamociarni. Pa, Jolu, pozdrawiam serdecznie.

Asiu i Wojtku, ano właśnie, będzie pachnieć. Dużo wkoło jest dzikiej mięty i wsadzę chyba jeszcze taką domową, niech się mieszają zapachy. Serdeczności.

Ankoskakanko, właśnie w klamociarni kupowałam je po 10 złociszów, bo mam różne rozmiary, ale jak widzę nowe przywiezione, to muszę przysiadać ręce, tak mi się po nie wyciągają. A słaba jestem, mogę kupić następne, już koszami wiklinowymi obstawiłam każdy kąt i śmieją się ze mnie: Co, nie było dziś koszyka? Ciepełko ślę, pa.

amelia10 pisze...

Cuda u Ciebie w domu i w ogrodzie, Mario. Stary kolowrotek piekny a lustro to prawdziwe arcydzielo. Takie rzeczy z historia to cos wyjatkowego, tworza klimat domu i przypominaja o korzeniach.
A w ogrodzie widac tez sie dzieje, alez wszystko u Ciebie rosnie i pachnie!
A kamienny tarasik bedzie napewno uroczy!
Podziwiam! Ja dopiero bede sie uczyc wszystkiego, jak na razie ogrodnik ze mnie kiepski.
Usciski przesylam:)

Inkwizycja pisze...

Cudne klimaty u Ciebie, podziwiam i rozumiem, bo tez pochylam się nad każdym "rupieciem" który ma sobie część historii... niekoniecznie moich bliskich, ale po prostu urok minionych czasów...
Pięknie się zapowiada kamienny taras, też chcę taki! już czuję zapach macierzanki i tymianku na rozgrzanych płytach ;-))
A taki ceramiczny 'garnek rzymski' przytargałam właśnie z moich wojaży, aż z Belgii ;-)) Niebawem pokażę wszystko, muszę się tylko ogarnąć ;-)
Ściskam czule!

Łucja pisze...

Usiądź kiedyś wieczorem, takim, który daje wytchnienie po dniu upalnym, na swoim kamiennym tarasie. Poczekaj aż pierwszy podmuch wiatru skradnie zapach ziołom i owinie nim dom jak wstęgą. Usłyszysz wtedy fale Śródziemnego Morza.W takie magiczne wieczory podobno można je usłyszeć z odległości tysięcy kilometrów. Podobno jednak nie wszyscy mogą je usłyszeć, ale ty masz wystarczająco dużo wyobraźni i wrażliwości. Uda Ci się:)

Natalia z Wonnego Wzgórza pisze...

Bardzo piękne przedmioty tam masz. Też mi się marzy, żeby coś pachniało, coś szumiało, coś kwitło kiedyś u mnie. Na razie nie ma czasu na ogród. Co do win, to we wsi moich rodziców furorę robi tanie wino o nazwie "ŁZY SOŁTYSA". Pozdrawiam z mojego Wzgórza!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Amelio10, zdolności ogrodnicze same się ujawnią, przecież nie potrzeba nam architektów krajobrazu, żeby wyczarować rabatkę kwiatową lub kwitnące krzewy. Wszystko poczujesz sama, zobaczysz, gdzie za dużo, przesadzisz, dosadzisz i będzie dobrze. Chciałabym, żeby wśród ziół na tarasie wygrzewały się jaszczurki, one tak lubią, serdeczności.

Inkwizycjo, cieszę się bardzo, że nie wchłonął Cię zupełnie ogród, ale zbolałe plecy też trzeba kiedyś wyprostować, prawda? Ten taras będzie powstawać powoli, bo jeśli przedobrzę z kamieniami, to bolą plecy, trzeba dawkować. Ho!ho!, to i o Belgię zahaczyłaś? Czekam na nowości i ślę cieplutkie pozdrowienia, pa.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Łucjo miła, tak właśnie to sobie wyobrażam, po gorącym dniu - pachnące tchnienie roślinek, a czy usłyszę? Może, jak przyłożę muszlę do ucha. Serdecznie pozdrawiam.

Wracam właśnie od Ciebie, wszystko będzie: i pachnieć, i szumieć, i kwitnąć, bo tego pragniesz. Przygotuj dom do zamieszkania, a potem resztę. Te moje wina - to też takie tanie, chodzi mi przede wszystkim o nazwę. Ciepełko ślę i pozdrawiam.

Magda Spokostanka pisze...

Niesamowicie "czujesz" kamienie, taras będzie piękny, tak jak ścieżki, piec, wędzarnia!
Rucznyk i lustro są wspaniałe! Jak dobrze, że te wszystkie cudeńka trafiają do Ciebie i nie muszą się błąkać z rąk do rąk.
Pozdrawiam serdecznie!

GREEN CANOE pisze...

Mario - piękne zdjęcia!
Z ziółek po trącnięciu pachnie jeszcze melisa:) i tymianek.
Też mam zielnik - i kocham właśnie trącać dłonią roślinki:)

Bardzo ciepło Cie pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Magdo, jakoś wolę je od kostki brukowej, nawet tej postarzanej. Tylko trzeba dużo siły, żeby taką płytę kamienną przenieść. A potem tylko ziółka pomiędzy i może "smok" przeniesie się w te pachnące rejony? Serdeczności nad Drawę posyłam, pa.

Green Canoe, melisa też rośnie, ale na zielniku, używam jej do nalewki z miętą i anyżkiem, pycha! i łagodzi obyczaje.
Pozdrawiam.

kyja pisze...

Mario, piękne masz przedmioty w domu i pełne wspomnień!a ziołowego ogródka zazdroszczę!
pozdrawiam!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Kyjo miła, to moje dzieciństwo, kołowrotek i lustro. Ziołowego ogródka też się dopracujesz, to nic trudnego.
Pozdrawiam serdecznie.

Ataner pisze...

Mario! Jestem pelna podziwu, stowrzylas magiczne miejsce. Przedmioty ktore zgromadzilas w swoim domu tylko to potwierdzaja.
Kazdy z przedmiotow ktore pokazalas jest piekny i wyjatkowy.
Ja mam slabosc do zegarow, Twoj bardzo mi sie podoba :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ataner, kiedy znajduję rano Twój komentarz, to myślę sobie, co ta dziewczyna robi nocami, a Ty masz przecież przesunięcie o jedną półkulę.
Dzięki serdeczne, pozdrawiam, pa.

Jolanna pisze...

Wspaniałe przedmioty z duchem czasu!
Okoliczności przyrody zapierają dech w piersiach, ja lubię się przyglądać obłokom :)Macierzanka u nas rośnie na górce pod blokiem (zaraz przy lasku), a maciejkę posiałam w doniczkach -zobaczymy co z niej wyrośnie :-)
Pozdrawiam cieplutko.

Go i Rado Barłowscy pisze...

Zbiory staroci całkiem w naszym guście, ale nie od dziś wiemy, że nadajemy na tych samych falach.
Zauważyliśmy dwie gitary, gracie w duecie???

Pzdr.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Jolanno, macierzanka chyba lubi sucho, a i wtedy lepiej pachnie. Zapomniałam sobie w tym roku o maciejce, bardzo lubię jej zapach, taki intensywny wieczorem.Myślę, że urośnie w doniczce i będzie Ci pachnieć. pozdrawiam serdecznie.

Go i Rado, coś tam podszczypuję, zwłaszcza te łatwiejsze, czasami robimy sobie śpiewający wieczór na Pogórzu, myślę, że lisy zaszywają się wtedy w norach, ptaki przykrywają głowy skrzydełkami, a Maks i Bigos ostentacyjnie idą na bambetel spać, hm!
A teraz idę czytać do Was, pa.

Bozena pisze...

Mario z Pogórza! Widzę, że lubimy podobne klimaty. Twoja chata jest tylko jakby bardziej zaawansowana. Widać, że mieszkasz na stałe, a ja tylko od przypadku do przypadku. Poza tym ogrodnikiem w naszym stadle jest Jędruś. Ja bardziej z tych , co mają dwie lewe ręce, ale za to podziwiam! Jednak jestem specjalistką od tłustych i chudych aniołków w chmurach i nie tylko. Pozdrawiam serdecznie Bogda

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

A właśnie wróciłam od Ciebie, tak, to są te klimaty. Bogdo, nie mieszkam na stałe na Pogórzu, pomieszkuję, ile się da wykraść, jak to fajnie nazwałaś, z domu stacjonarnego. I wcale nie masz lewych rąk, nimi nie zrobiłabyś aniołków, muszę się wczytać w "Ciebie"", bo na razie tak pobieżnie przepatrzyłam i doszukałam się Bóbrki. Pozdrawiam serdecznie, udanego urlopu, pa.

Ania pisze...

Witaj Mario, piękne są Twoje klimaty, które mojemu sercu są także bliskie. Stare sprzęty i wiejskie krajobrazy dają mi poczucie bezpieczeństwa i jakiś duchowy kontakt z przeszłością. Piękne są także zdjęcia, które prezentujesz. Takie przyjemne ciepło bije z Twojego blogu. Pozdrawiam serdecznie. A'propos, czy robiłaś masło z suszonych pomidorów i bazylii?

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Radziejowe Zacisze, czytałam już wcześniej u Ciebie o tym masełku z bazylią i suszonymi pomidorami, ale kiedy sobie przypomniałam o nim, to okazało się, że suszone pomidory zostały w domu,w lodówce. Został mi więc czosnek i szczypior, nie omieszkam przy najbliższej okazji zrobić takowego. Lubimy podobne klimaty i przyrodę, pozdrawiam serdecznie.

domowa kurka pisze...

zauroczona na amen i wasza po kres dni