niedziela, 15 maja 2011

Najpiękniejsza siłownia pod słońcem i ..... święta góra "Zjawlinia"

Po deszczach, w poniedziałek rano podjęłam szybką decyzję, jadę na Pogórze, mnóstwo robót ziemnych do zrobienia, uporządkowanie wydobytych przez koparkę kamieni, no i rzecz najważniejsza - grządki. Zabrałam psy, dom został pod opieką męskiej części rodziny i "czołgiem" na południe, a serce me rozpierała radość.
W pierwsze popołudnie zrobiłam dwie solidne grządki, ziemia zaklepana przez koparę, trzeba było wzruszyć ją amerykańskimi widłami, wyciągnąć kamienie. i rozdrobnić gliniane bryłki, ziemia ciężka w obróbce, ale prawdopodobnie żyzna, a no zobaczymy.


Czasami zapaliłam pod płytą kuchenną i "zaplotłam z dymu warkoczyk", pogoda była tak cudna, że cały czas spędzałam na powietrzu....


,.... poranna wizyta na łące, spokojny spacer, poskubywanie trawy , cały czas ten gość urzęduje gdzieś niedaleko, widuję jelonka raz z jednej, raz z drugiej strony.


Po niebie bujały jastrzębie, jedno miejsce gniazdowania nad potokiem, a drugie za drogą, w modrzewiowym lesie. Kominy powietrzne nad doliną wynosiły ptaki na ogromną wysokość, że były tylko punkcikami na niebie, raz zaobserwowałam, jak niósł jakąś "gadzinę" w dziobie, połyskującą w słońcu, do gniazda swego potomstwa.


Ten śpiewak dotrzymywał mi towarzystwa przy pracy, siedział na śliwce i pogwizdywał melodyjnie, aż mu powiedziałam, idź, buduj gniazdo albo karm potomstwo, ty trutniu. I przylatywał na łąkę też pan bocian, we wsi jest gniazdo ...


,... a kiedy przyjechał sąsiad z "zagranicznej" pracy, aby skosić u siebie trawę, uprzedziłam go, że bocian coś podejrzanie kręci się koło jego domu, siada na dachu, łazi po ogrodzie, czyżby coś wróżył? i wywołałam tylko uśmiech na jego twarzy.


Mocno latały po niebie też takie "ptaki", przecież to strefa przygraniczna, chyba było jakieś nielegalne przekroczenie, bo jeszcze nigdy nie zarejestrowałam takiej aktywności oblatywaczy.


Po całym dniu pracy, "uderzeniu tlenowym" - sen przychodził, nie wiadomo kiedy. Nie powiem, mięśnie bolały, ale im dalej w czas, tym większe wprawienie, nawet zadatki na "oponkę" w talii znikły, jak zaczarowane. A ranek witałam o brzasku, z kubkiem kawy i książką, otulona pledem, dopóki słońce nie ogrzało świata....



,... najpierw wyższe łąki za potokiem ...


,... a potem wznosiło się coraz wyżej zza ściany drzew powyżej nas. Człowiek czuje błogość na sercu, wśród tych śpiewów ptasich, pohukiwań, stukania w pień dzięcioła, skradania się kowalika do psiej miski, cichy furkot sikorzych skrzydełek, trzmiele już uwijają się w kwiatach - to wszystko, to cud natury, najpiękniejszy czas. Na barierce wietrzy się jakaś skóra z "klamociarni", a sikorki aktywnie wyskubują sierść do wymoszczenia swoich gniazdek, każda odlatuje z białym kłębkiem w dziobie, jest na co patrzeć.



Witały mnie czasami takie poranne nieba ...



... i takie zachody, wieczorny spektakl na niebie.


Mróz poczynił szkody w sadzie, ale tylko pasami, trochę omroził młode pędy orzechów włoskich, ale z innych oczek wybijają nowe ...


Prace ziemne zakończone bilansem czerech działek uprawnych, obsiane, a jedna czeka na zielone rozsady. Chyba muszę postawić tam strachy, jak u Joli, kiedy wszystko zacznie kiełkować. A z przydomowej grządki już używam szczypiorek, z dumą chodzę i podszczypuję, na kanapki, do mizerii, swój!


Z kamieni robimy suchy murek oporowy, a ziemię z wykopu do niego i będzie tarasik z kamieni, nasłoneczniony, na chłodne, wschodnie wiatry. Między kamieniami chcę posadzić kępki pachnącej macierzanki, tymianku, co to przy dotknięciu wydziela zapach, i jeszcze ścieżka do sławojki przez wykop, bo kiedy popada, nie można przejść suchą nogą....


Ten pień, to śliwa węgierka, nie powinna już zielenić się, a ona zakwitła i ma zielone liście.


A to wykopany kamień, rozłupał się, a w środku odciski roślin....

W sobotę rano zjechaliśmy w dolinę, do sklepu, uzupełnić zakupy, w powrotnej drodze olśniło nas, przecież nie będziemy pracować bez przerwy, należy nam się jakaś odskocznia.
O tej górze słyszeliśmy chyba ze cztery lata wcześniej, nawet usiłowaliśmy znależć to miejsce, ale nie udało się, potrzebny był ktoś miejscowy. I przy okazji kopania studni znowu usłyszeliśmy o "Zjawliniu", tym razem dokładnie wypytaliśmy o trasę, i przyszedł czas, aby uskutecznić tę wyprawę, do Kormanic-Fredropola. Pogoda była piękna, na początku trasy ustawiono nawet tablicę ..


Na południe od wsi jest Łysa Góra, na jej wschodnim stoku istnieje dawne miejsce kultowe. Według tradycji
w tym miejscu dziewczynce zbierającej zioła ukazała się Matka Boża, a ślady jej stóp odcisnęły się w kamieniu. Do wysiedleń stała tu cerkiew p.w. Makarego Męczennika z 1860 roku, otoczony czcią kamień znajdował się pod ołtarzem. Legenda powiada, że kilkakrotnie próbowano zawieźć kamień do Kormanic, ale zawsze w cudowny sposób wracał na swoje miejsce.


Droga wiodła przez cudny, wiosenny las, rozśpiewany ptakami ...



,... starym, wiejskim traktem, długo nieuczęszczanym. Tak właściwie to nie byliśmy pewni, czy dobrze idziemy, ale po pewnym czasie zobaczyliśmy w lesie pierwszy krzyż ...


 ,.. a potem następne ...



To stacje drogi krzyżowej, a pod drzewami mnóstwo zatkniętych krzyży, przyniesionych przez pielgrzymująch....


,... mniejsze, większe, nawet małe przybite to większych....




Na środku ogromne drzewo i odbudowana cerkiew...



,... przed nią wyeksponowana chyba stara chrzcielnica...


Niestety, kamienia z odciśniętymi śladami stóp Matki nie widzieliśmy, cerkiewka jest zamknięta ...


Oczywiście zaineresował nas taki detal budowlany, bardzo pomysłowe barierki z przeciętych żerdzi i wpuszczonych w grubą belę ...


W sąsiedztwie cerkwi znajduje się odbudowana kapliczka ...


... z wspólczesnymi ikonami ...

... mandylion ...


... i jakiś święty, a na ołtarzyku pozostawione różańce, krzyżyki pątnicze ...


... na hafowanej krzyżykami serwecie ...


... i znane nam wszystkim bukieciki z jesiennych liści, bardzo urokliwe. Wewnątrz cudowne źródełko, którego woda pomaga na różne dolegliwości ...


... i wypływa na zewnątrz ...


W 1995 roku kult tego miejsca odżył, ustanowiono odpust 13 czerwca. Miejsce czarowne, nie potrafię opisać uczuć, które towarzyszyły mi w tym miejscu, czuło się tchnienie świętości, cisza, spokój, w takim miejscu modlitwy chyba od razu szybują w odpowiednie miejsce, a nie błądzą w przestrzeni, a tak niedaleko gwar świata, życie toczy się szybko.
Krzyżują się tu szlaki pątnicze na Kalwarię, na "Zjawlinie", po drodze kapliczki, trakty, piękna okolica ...


Tę kapliczkę zawsze widzieliśmy po drodze, daleko pod lasem, w tle Łysa Góra, postanowiliśmy ją odwiedzić ....


... wewnątrz rzeźbiona w drewnie figurka św. Barbary obok głównego ołtarzyka ...


... polne drogi dla wędrowców, wśród zielonych pól ...


... pogórzańskie krajobrazy.
Przy okazji odwiedziliśmy jeszcze ruiny zamku Fredrów we Fredropolu-Kormanicach ...


... z zamkowego założenia dziś pozostała tylko baszta o średnicy 10m i część skrzydła zachodniego, zbudował go Andrzej Maksymilian Fredro, starosta lwowski i on to fundował klasztor i kaplice kalwaryjskie ...


... obok znajdują się zabudowania gospodarcze, obecnie obiekt w prywatnych rękach, kwitnie tam jakaś agroturystyka i zobaczyłam w ogłoszeniach, że jest wystawiony do sprzedaży.


Kapliczka na terenie parku zamkowego, w gustownej czapeczce ...


.... ze starego gniazda bocianiego.
I jeszcze cerkiew we Fredropolu ...



...p.w. Soboru NMP,  zbudowana  w 1923-26r,  na miejscu tej z 1772 r., obecnie służy jako kościół.
Wróciliśmy do siebie, myśli moje krążyły wokół tej świętej góry, atmosfery tego miejsca, gdzieś wyczytałam, że być może było to kiedyś pogańskie miejsce kultu.

Pod wieczór sesja fotograficzna na łące, jeszcze zieleń ma różne odcienie ...


... Kopystańka z krzyżem błyszczącym w promieniach zachodzącego słońca, widać coś?


Lasek za potokiem ...


.. to część Popowej Doliny.


Zestawienie zieleni zaskakuje, ten dziwny odcień, to też liście.


Wśród drzew w sadzie panoszy się bodziszek żałobny i takie coś w kolorze "pink"...


... wśród zeschłych gałęzi nic mu nie zagraża.


Jabłoń u sąsiada, moje w tym roku odpoczywają po zeszłorocznej "klęsce urodzaju"...


... droga w dolinę wieczorową porą.
Teraz pada deszcz, jest potrzebny, gliniasta ziemia Pogórza powoli zaczynała zmieniać się w skałe, a ja mam posadzić jeszcze pomidory, paprykę i inne zieloności. Zauważyłam, że na przydomowej pergoli para kosów zbudowała sobie gniazdo i wysiadują, a Gutek-kot chodzi sobie swobodnie, jak je zabezpieczyć przed nim?
 Pozdrawiam serdecznie wszystkich, dzięki za dobre słowa, teraz mogę zabrać się za odpowiedzi na komentarze i zaglądać, co dzieje się u Was na blogach, a zaległości spore, pa.

31 komentarzy:

Mona pisze...

uh..piekna opowieść..:)Okolice twoje piękne . A ta cerkiewka w lesie to jakby moje strony .,bo moje Podlasie usłane jest cerkwiami. Piękna ta nasza Polska , pokazujmy jak najwięcej :) Pozdrawiam

NieTylkoMeble pisze...

Mario, po wczorajszej sobocie dziś zaspałam do pracy :) Lubię zmęczenie fizyczne, mi daje odprężenie i poczucie zadowolenia z pracy. Po pracy fizycznej efekty bardziej mnie cieszą niż mało widoczne efekty pracy przy komputerze, a takiej mam całe mnóstwo :(
Cieszę się, że mogę razem z Tobą tak nieśpiesznie wędrować. Jak to dobrze, że założyłaś bloga!
U nas dzisiaj cały dzień pada, to dobrze, bo już sucho było. Pozdrawiam ciepło.

HANNA pisze...

Dziękuję za wycieczkę, a kamień z odciskiem roslin-cudo.
buziole

gosiaB pisze...

Marysiu jak zwykle zaczarowanie i uroczo u Ciebie. Zdjęcia prześliczne. Magiczny ten Twój świat. Pozdrowienia z Nizin

urden pisze...

Witaj.
Trafiłem do Ciebie przypadkiem, ale chyba zostanę bo widzę że łączy nas zamiłowanie do włóczęg. Wybrałaś ciężkie życie, ale piękne. Życzę wytrwałości i czekam na dalsze opisy i zdjęcia. Pozdrawiam.

podkarpacka pisze...

Mario droga :). Dziś magicznie u Ciebie, bo i samo Pogórze magiczne ;). Zdjęcia piękne! Na wschód jadę dopiero w lipcu, a dzięki Tobie widzę piękną, podkarpacką wiosnę. Bardzo się cieszę, że znajdujesz radość w pracy, jaką wykonujesz, bo taka praca, to już nie praca, a przyjemność ;). Podziwiam zapał do upraw! U nas na razie, obok kwiatów, dwa pomidorki-koktajlówki mieszkają na balkonie ;). Upraw nie powiększamy, bo i miejsca nie ma.
Zjawlinii nie znam, ale po 'reklamie' pewnie się w wakacje wybierzemy. Sam obrządek wschodni ma w sobie dużo uroku, a patrząc choćby na ikony czuć na plecach oddech historii.
Zazdroszczę stałego bycia tam. Ale ja też kiedyś wrócę :). Pięknej wiosny!

Grey Wolf pisze...

Fajny komin z kamieni na płasko..a deszcz nie leci do środka?..
Zagonek fachowy :)..można przykryć geowłókniną białą..na jesieni radzę dać wapna..niby ziemia dobra, a u mnie buraczki, marchewka nie chce rosnąć..
Może kiedyś wykorzystam też pomysł z barierkami, bo na razie ganek będzie zabudowany deskami i oknami..
Piękna droga w dolinę..

jola pisze...

Takie dni pełne pracy w ogrodzie, świergotu ptaków o poranku i gwiazd na wieczornym niebie, są najpiękniejsze. Nic tam wielki świat, błyszczące limuzyny, toalety od najlepszych projektantów, kiedy się ma na własność takie cuda natury. Aż łezka się w oku kręci, ja też kiedyś, jak Ty gnałam na Jaworzyny i zapamiętywałam się w tej ziemi i zieloności łąk, teraz mam to na codzień i nadal nie mogę się nasycić. Marysiu miła, grządki zrobiłaś super, napracowałaś się dziewczyno nieźle. Planujesz pomidory, paprykę i myślisz, że one będą chciały rosnąć i dawać owoce? U nas nie ma mowy o pomidorach, nie mówiąc już o papryce bez szklarni, ziemia u nas gliniasta i kamienista, plony nie są duże. Ja też wreszcie zrobiłam i zasiałam swoją grządeczkę, teraz czas na strachy, trzeba im dać nowe odzienie, bo się staruszki posypały całkowicie przez te zimy i wiosny pilnowania sadu, czas im chyba na emeryturę :))niech ich zastąpią młode :)) Acha macierzanka rośnie u nas na polnych drogach, muszę ją przesadzić, zawsze latem zbieram bukiety tego pachnącego zioła i wieszam pod powałą - pachną cudnie :)

Go i Rado Barłowscy pisze...

O proszę, rzuciła Internet dla grządek i romantycznej kawy w towarzystwie ptactwa obwieszczającego świt. Tak podejrzewaliśmy. :DDDDD I rozumiemy doskonale :DDDDD

My właśnie teraz wyrwaliśmy się - nieplanowo, szczerze mówiąc - na tydzień do UchoDyni. W sobotę wyrosły tyki z jaśkiem, a po dzisiejszych deszczach mamy nadzieję sadzić zielone różności (papryki, kalafiory itp.)

Cieszymy się z kolejnej wycieczki z Tobą. To następna opowieść o objawieniu w sielankowym stylu. (Pomyśleć, że La Salette wydawało mi się kiedyś takie wyjątkowe :DDD) U nas, w Kosztowej też mamy taką historię i kapliczkę w polach (na Łazach), gdzie msza w maju i latem. Takie miejsca mają niezaprzeczalny urok, otoczenie polnego kwiecia w trawach po kolana ma swój power nie do podrobienia.

Różowe "coś" to chyba Lepnica dwupienna znana też jako bniec czerwony. Możemy się jednak mylić....

Uściski

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Dzięki, Mona, a na Podlasiu to prawosławie czy grekokatolicy? Na tym terenie religie mieszają się, kiedyś nikomu to nie przeszkadzało, a pięknie jest wszędzie, pozdrawiam.

Aneto, zawsze mówię, że praca fizyczna czyni dużo dobrego, mimo zmęczenia. Dziś też kapie, ale muszę posadzić zielone. Brakuje mi tam łączności ze światem, jak wracam, to spore mam zaległości, serdeczności.

Hannah, nie byłam jeszcze u Ciebie, a wiem, że miałaś wypoczynkowy wyjazd. A w skałkach pełno odcisków, bo dawno szumiało tu morze, pa.

GosiuB. on nie całkiem taki magiczny, trochę trzeba mu pomóc, pozdrowienia ślę.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Urden, dzięki za odwiedziny. Lubimy takie wyprawy, chodzą jeszcze z nami 2 psy, małe. Przede wszystkim interesują nas te "małe ojczyzny", nie znosimy tłumów na plecach, a nasze życie nie jest ciężkie, jest prostsze, pozdrawiam serdecznie, pa.

Aniu Podkarpacka, toż to wszystko Twoje niedalekie sąsiedztwo, cieszę się, że możesz chociaż w ten sposób tu bywać. Kiedyś też miałam balkonik 1x1, a marzenia spełniają się. A Łysa Góra przepiękna, nie wiedzieliśmy, że mamy pod nosem takie uroczysko, od tylu lat przejeżdżaliśmy obok i też kiedyś tam powrócimy, dla tej ciszy i tchnienia świętości, pozdrawiam mocno.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Grey Wolfie, leci do środka, ale jakoś tego nie odczuwamy, geowłóknina już przygotowana i wykorzystam Twoje rady, bo masz już doświadczenie. A masz "stracha" na zwierzęta? Może tunelik papryce zrobię?
Jestem już prawie w drzwiach z koszem w ręku, jadę sadzić i kończyć roboty, pozdrawiam.

Jolu, zawsze śmieję się do męża, że zbieram na kreację od Armaniego i zawsze mi brakuje. Niepotrzebne mi to, wygodne spodnie, buty takież, koszula najlepiej flanelowa i tyle mego szczęścia. Te pomidory i papryka, to tak doświadczalnie, wsadzę je w zakupioną ziemię ogrodniczą, obsypię naszą, gliniastą, zobaczę, co będzie, chociaż kilka nagrzanych słońcem pomidorków zjadłoby się, są inne niż sklepowe. Po macierzankę wybiorę się na łąki za potokiem, gdzieś widziałam pod lasem, jeszcze jest o cytrynowych listkach lub pstrych, ale to już u ogrodników. Działeczka dostanie ogrodzenie z niepotrzebnych już siatek ochronnych przed Reksem, z domu, i strachy obowiązkowo. Zbieram miętę na łące, dzikie oregano, dziurawiec dla samej przyjemności powieszenia wiechcia pod sufitem, pozdrawiam serdecznie, pa.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Go i Rado, a brakowało mi wizyt u Was, teraz usiłuję troszkę nadrabiać, no cóż zrobić, czarna dziura, bez żadnego sygnału, pewnie na łące z widokiem na Kopystańkę zrobię sobie kafejkę internetową. A ja jaśka nie mam, zapomniałam o nim, za to chyba przesadziłam ze szparagówką, ale cieszę się, bo dostałam taką odmianę Mamut, najpyszniejsza i pamiętam ją z pomieszkiwania na wsi, robiła za żywopłot.
A Zjawlinie porównywane jest z Grabarką, tak wyczytałam w wypowiedziach przedstawicieli kościoła wschodniego, tzw, święte góry, kiedyś ogromny kult, po wysiedleniach zanikł zupełnie, a teraz odradza się. I czekam na wpis o kapliczce na Łazach, nazwa różowego zmyślna, jak to u botaników, ale kwiatuszki słodkie, pozdrawiam serdecznie, pa.

Magda Spokostanka pisze...

I można tak brać i chłonąć bez końca ...
Niesamowite te skupiska krzyży dużych i małych, w różnych kształtach, mniejsze "korzystające" z wielkości tych obok. Symbioza.
Wiele współczesnych świątyń chrześcijańskich powstało na pogańskich (i innych) miejscach Mocy, czerpiąc z ich siły. Wszystko się tam miesza, wiruje, łączy ze sobą w świętym tańcu. Różnoimienne staje się jednością. Tak jak napisałaś - z takich miejsc modlitwy ulatują nie błądząc.
Pozdrawiam serdecznie!
ps. u nas nowe życie, bo spadła długo oczekiwana woda z nieba, a zmienione środki na nadciśnienie lepiej sobie radzą!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Wiesz, Magdo, w nowoczesnych, ogromnych świątyniach brakuje mi właśnie tego ducha, nie chadzam tam, wolę takie miejsca, obojętne jakiej wiary, bo nie to jest ważne, kto jest ważniejszy, tylko co czuję. Hm, wypada mi pogratulować wytęsknionego deszczu, tak długo mieliście suszę, niech wszystko rośnie, pozdrawiam serdecznie.

ankaskakanka pisze...

Masz zmysł do opowieści o przyrodzie i zapomnianych prawie zabytkach, ruinach. To wszystko tworzy cudny krajobraz Twojego miejsca na ziemi. Gratuluję wyobraźni i umiejętności przekazywania nam swoich spostrzeżeń i myśli, zarejestrowanych widoków.

Natalia z Wonnego Wzgórza pisze...

Piękne to Pogórze. Jeśli lubicie kapliczki i takie tajemniocze miejsca to zapraszam na Warmię, u nas w każdej wsi zjajduje się nieraz po kilkanaście kapliczek, kapliczki i krzyże są też niemal przy każdym skrzyżowaniu polnych dróg, bo tam spotykały się złe moce i warmińska ludność w ten sposób chciała ustrzec się przed nimi. W samej wsi, gdzie znajduje się Wonne Wzgórze kapliczek jest kila (a wieś maleńka), a na skrzyżiwaniu dróg, przy wieździe do nas stoi stary mosiężny krzyż.

Racjonalne Oszczędzanie pisze...

No po prostu pięknie u was - co tu komentować więcej?

Riannon z Dworu Feillów pisze...

Piękna wycieczka i śliczne fotki. Ta góra z pewnością była miejscem pogańskiego kultu. Zazwyczaj nowa religia adoptowała stare miejsca pielgrzymek, bo żyły one w świadomości ludzi. Nie można było ludziom zakazać kultywowania starej tradycji, zatem adoptowano ją. Z czasem pamięć o tym się zatarła i dziś miejsce to stanowi teren aktualnego kultu.
Uwielbiam takie miejsca, zawsze czuć w nich moc. Poza tym te cudowne źródła również świadczą o kontynuowaniu starej pogańskiej tradycji. Już tysiące lat temu, grubo przed Chrystusem i Maryją, wierzono w cudowną moc uzdrawiania wody z niektórych źródeł. W takich miejscach znajduje się starożytne dary wotywne i pozostałości po dawnych pogańskich budowlach (kapliczki, kamienne kręgi, wały, etc).

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ankoskakanko, to wszystko mieliśmy pod nosem i wiele razy przejeżdżaliliśmy obok, cieszę się, że podobają Ci się nasze wyprawy, przeżywania, pozdrawiam.

Wonne Wzgórze, Ty przejmij Warmię i pisz o swoich miejscach, kapliczkach, legendach, bardzo dobrze poszło Ci w komentarzu, niech to będzie zaczątek. I tak naprawdę nigdy nie byliśmy tam, w Twoich rejonach, a więc wszystko przed nami, serdeczności ślę.

Racjonalne Oszczędzanie, bardzo oszczędny komentarz, ale jakże nas cieszy, pozdrawiam serdecznie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Riannon, ale mi to wszystko wytłumaczyłaś, tak tam jest, wszystko po kolei, i źródełko, i kapliczka, i wały też zauważyłam, i to osobliwe tchnienie, nie mogłam przestać myśleć o tym miejscu.
Dzięki bardzo za wyczerpujące i rzeczowe informacje, można Cię słuchać bez końca, serdeczności ślę, pa.

Już mam zakupione zieloności, spakowany węzełek na drogę i jadę z moimi psiakami na Pogórze, dalej będę pracować w ziemi, sadzić macierzankę i toczyć kamienie, i będę tęsknić za Wami, pa.

Anonimowy pisze...

A mnie najbardziej podoba się droga wśród zielonych pól i droga w dolinę...
Ale mnie rozśmieszyłaś tym, że nawet zadatki na oponki w talii zniknęły...
Piękne zdjęcia!
Pozdrawiam, pa, pa :)

Ataner pisze...

Tak myslalam, ze Pogorze Cie wciagnelo i wcale mnie to nie dziwi. Maj to miesiac urokliwy, kwitnacy i pelen uroku.
Zdjecia magiczne jak zwykle!
Rowniez pracowity! Ale w Twoim przypadku kobietko pracujaca, to z tego co napisalas czerpiesz wielka przyjemnosc.
Jak zwykle zabralas nas w cudowna duchowa i dla mnie emocjonalna i wzruszajaca podroz, miejsce niezwykle i chwytajace za serce. Przesylasz wirtualnie pozytywne fluidy z tych wypraw, dzieki za to.
Zycze Ci, aby wszystkie roslinki o ktore tak dbasz odwdzieczyly sie, a zbiory byly obfite:)

Antonina pisze...

Wycieczka wspaniała i zdjęcia piękne. Z wielka przyjemnością przeczytałam relację. A praca w tej ziemi - wiem - ciężka jest. Pozdrawiam.

Grey Wolf pisze...

Ja zrobiłem daszek, bo na dnie komina po ulewach bagno było, aż czasem woda wypływała, i grzyb od tego się zrobił..tunelik na pomidory, paprykę, ogórki na pewno by się przydał..
Stracha nie mam, tylko Saba ;)..ogrodzone żerdziami, ale już zaczynają słupki gnić..
Kalafiorów, kapusty w ogóle nie sadzę, bo bez silnego nawożenia, i ciągłego pryskania nic nie wyrośnie, prędzej robaki zjedzą:)

Anula pisze...

Marysiu cudna wycieczka, odkryłaś kolejne tajemnicze i piękne miejsca Pogórza. Ogródek zapowiada się imponująco. Ja tez mogę się już pochwalić swoimi zbiorami rzodkiewki i szczypiorku :). Muszę nadrobić zaległości u siebie na blogu, bo ostatnio wizyta mojej córci, z daleka, pochłonęła mnie bez reszty.
Buziaczki
Anula z Chaty

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Guga, Tobie podobają się drogi, bo masz w sobie żyłkę podróżnika i fajnie się z Tobą wędruje. A oponki, no cóż, pewnie zimą znowu dadzą znać o sobie, pozdrawiam.

Ataner, posiane na nowych grządkach roślinki już wschodzą i cieszą oko i serce. A świat dookoła zachwyca nieustająco, teraz kwitną łąki, cud, serdeczności ślę, pa.

Antonino, ziemia gliniasta zaskoczyła mnie po deszczu, zbite, zaschłe na skałę grudy rozsypały się pod uderzeniem motyczki i zrobiło się pulchnie, teraz znowu zasycha, A dostałam jeszcze fasolę jaśka od brata i nasiona dyni, też wetknę je w ziemię, pozdrawiam serdecznie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Wilku, być może, że u nas też się zbiera, tylko my żyjemy w nieświadomości, pewnie do czasu. A kalafiorki mam tylko cztery, próbnie, kapusty nie ma, zobaczymy, co z tego wyrośnie. Pozdrawiam.

Anulko, rzodkiewka będzie na dniach, wszystko ładnie idzie i cieszy. Na pewno wizyta córki jest najważniejsza na świecie, tęsknię już za synem, ale on dopiero w sierpniu może przyjechać. Serdeczności ślę, pa.

Anonimowy pisze...

A ja właśnie wpadłam tu do Ciebie z zapytaniem co tam u Ciebie się dzieje, że taka blogowa cisza nastąpiła?! A tu proszę, jesteś:)))już smutno było bez Ciebie!
moja wiklina poszła w kąt :(((
Pozdrawiam serdecznie!

Grey Wolf pisze...

no ja 2 lata walczyłem, aż rozebrałem część podłogi, kawałek ściany, wszystkie ocieplenia między balami, wyciągnięciu 'kłączy', i znalezieniu w piwnicy w glinie gniazda grzyba..
no jak sucho glina twarda jak beton, po deszczu błotko..jak burze?

Anonimowy pisze...

Szanowna Pani ; według informacji zamieszczonej na blogu odpust na św. górze Zjawlinia jest 13 czerwca . Sprawdzałem te datę w
parafi greckokatolickiej w Przemyślu i wynika z niej że jest to 15 sierpnia (wniebowzięcie NMP ). ave_m@vp.pl