środa, 12 listopada 2014

Świąteczna codzienność ...

Z dala od zgiełku wielkiego świata, rozgrywek politycznych, zeszmacenia posłów z jakże płytkich pobudek, spędziliśmy pracowity czas na Pogórzu. Bo żeby wyruszyć w miarę o przyzwoitej porze, trzeba przygotować sobie "front budulcowy", a więc nawrzucać żwiru do przyczepki, na składzie kupić cement, jakies siatki zbrojeniowe, zapakować długie deski do szalunków, a także pomyśleć o prowiancie, dla nas i dla psów.
Dzień jest teraz krótki, i żebyśmy nie wiem jak sprężali się, do chatki zawsze przyjeżdżamy po zmroku.
Trzeba tylko zabezpieczyć na noc cement, w razie deszczu, a z rozładunkiem i tak poczeka się do rana.
Bardzo wczesny poranek jak zwykle przy oknie widokowym, jeszcze szaro, za bardzo nie widać zarysów łąk, ale pogodne niebo zwiastuje, że będzie ładny dzień. Przy kawie wypatrujemy na łące "zapotocznej" ruchomy punkt ...


Na prawo od samotnej sosny w miejscu, gdzie rosła trzcina, a teraz została wykoszona, ten ktoś szuka uważnie, przepatruje miejsce w miejsce ... ja wiem, to chyba Łukasz, który miał przyjechać do pogórzańskiej krainy ze swego, równie fascynującego świata. On szuka stanowiska fiołka błotnego, jak mi pisał, a kiedy zajrzałam do inetrnetu, to wydaje mi się, że wszystkie fiołki w naszym obejściu to błotne, bo takie bledziutkie, rozbielone wręcz ... a w najbliższym czasie pokażę kilka łukaszowych zdjęć z października ...
My zabraliśmy sie do pracy.
Podnieśliśmy z trawy słupki ogrodzeniowe, które trzeba było wstawić do metalowych obejm, zabetonowanych jeszcze wiosną, a żeby zdążyć przed zimą. Trzeba jeszcze postarać się o żerdzie, okorować je i przybić do dębowych słupków. Pogoda jak marzenie, wiatr tylko strącał ostatnie liście z drzew, a kolory dają teraz tylko rude modrzewie, jednak i z nich lecą na potęgę miękkie igiełki ...


Rozpaliłam ogień w naszym bębnowym grillu, bo najszybszy posiłek przy pracy to upieczona na ogniu kiełbasa ...


Podwójny pożytek z takiego ognia, bo spala się wszystkie drobne gałązki, strącone przez wichurę, a na żarze wspaniale się wypieka ...


Nie, nie było czasu na sjestę, przed nami jeszcze zrobienie deskowania pod fundament domku pszczelarza, wypoziomowanie i usztywnienie wbitymi kołkami, a także trzeba przyczepkę opróżnić ze żwiru. I już skończył się dzień, słońce prawie zaszło, a my ruszyliśmy na sąsiednie pogórze, odwiedzić Go i Rado w Kosztowej z Ogarzego Pogórza. Wracaliśmy już w deszczu, a na leśnej drodze do chatki mgła jak mleko, jakby chmury brzuchami dotykały wzniesień ... i poranek takiż sam, świata bożego nie widać ...


Musieliśmy przerwać pogórzański pobyt i wrócić do domu, na pogrzeb. Zmarł "ojciec chrzestny", jak go zwaliśmy, naszego poznania z mężem ... bo szykowała się moja studniówka, ja, jako dość wysoka, i do tego buty na obcasach, nie miałam partnera do tańców ... i tym oto sposobem Fred "naraił" mi syna swoich znajomych, a okazało się, że miał dobrą rękę ... zostaliśmy ze sobą na następne lata, jak dwie połówki jabłka, a upłynęło ich już ponad trzydzieści ...
- Maryśka! jesteś mi winna pół metra pszenicy! - śmiał się zawsze Fred przy spotkaniu. - A tak, tak!
Nie zdążyłam dać mu tej pszenicy, mimo, że minęło tyle lat ... Spoczywaj w pokoju, panie Fred!


I znowu pakowanie przyczepki żwirem, zbieranie inwentarza i powrót do chatki w poniedziałkowe południe.
Ponieważ teren u nas jest dosyć pochyły, trzeba było wypełnić braki sporymi kamieniami, które leżały od czasu zburzenia piwnicy ... zdążyły na nich wyrosnąć kłujące głogi, trzmielina, dziki bez.
Piłą motorową mąż wyciął wszystkie zbędności i potem wyciągaliśmy kamienie do przyczepki ... praca dosyć ciężka, działająca napotnie i wtedy chyba to złudne ciepło, które kazało nam pozdejmować cieplejsze ubranie do podkoszulka, zawiodło ... dopadło mnie paskudne przeziębienie ... kicham, prycham, smarkam, kaszlę, leczę się domowymi specyfikami na bazie nazbieranych latem ziół i próbuję nie dać się chorobie.
Ale jak to w domu, to drzewa przynieść, to pranie wywiesić, nie da się nie wyściubiać nosa na zewnątrz ...


W ostatnich promieniach słońca przed zachodem, panisko wyleguje się leniwie, wczoraj obszczekał z Miśką wędrujących koło naszej chatki turystów, jedni szli w dół, inni do góry ... piękna pogoda, wolny czas wyciągnął ludzi z domów, jakże to przyjemniejsze spędzanie czasu od robienia zadym w stolicy, w imię źle pojętego patriotyzmu ... jak dla mnie , sprawa zupełnie niezrozumiała ...
A do nas zawitali Ania ze Stefanem, pogórzańscy pasjonaci, którzy z zacięciem tropią roślinne osobliwości, ich rzadkie stanowiska, czatują z cierpliwością na pojawienie się motyli, ptaków, żuczków ... ich opowieści są tak interesujące, że czas mija niepostrzeżenie, a rozmowa toczy się gładko jak bystra woda po kamieniach potoku ... to wielka przyjemność spędzić z nimi parę chwil.
Od nas pojechali nad Wiar, bo może uda im się wypatrzeć kolorowego zimorodka, albo pluszcza, a może i
piskliwca ... człowiek uczy się od nich tyle rzeczy, a opowieści o podróżach po Europie, których cel wyznaczają jakieś lokalne osobliwości przyrodnicze, występujące w rezerwatach, i nie tylko ... można słuchać i słuchać ...


A my dowieziemy jeszcze partię żwiru, cementu, i możemy betonować, tylko lekko podkuruję się, a synoptycy straszą już niskimi temperaturami ... żeby zdążyć ...


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękując jednocześnie za odwiedziny, za pozostawione słowa, wszystkiego dobrego, pa!













23 komentarze:

t pisze...

Jak zwykle piękne widoki. Zazdroszczę spokojnego weekendu wśród przyrody.

Beti pisze...

OJ....pięknie u Was>>>zdrowiej....serdeczne pozdrowionka.

Beata Bartoszewicz pisze...

Tropienie osobliwości przyrodniczych, jakie to pasjonujące.
I jak miło zobaczyć znów te bajeczne widoki. Cisza, spokój i praca na swoim - skarb w dzisiejszych czasach.
My na szczęście w dzielnicy oddalonej od centrum nie doświadczyliśmy zadymy zadymiarzy - tacy skorzy do awantur bandyci zawsze chętnie się wyżyją na wspólnym mieniu, a i czasem na prywatnych samochodach. Wielu przyjeżdża specjalnie na tę okoliczność. Cóż możemy z tym zrobić?
Mario zdrowiej szybciutko. Pomyślności w realizacji zamierzeń przedmoroźnych - Beata

BasiaW pisze...

Piękny post, ale Freda mi żal...
Pozdrawiam ciepło!

Go i Rado Barłowscy pisze...

Jedno z najwspanialszych spotkań jakie przeżyłem. Dzięki, Rado

Mażena pisze...

Tak wspaniale mieć na wyciągnięcie ręki zmieniające się pory roku...

Magda Spokostanka pisze...

To jeszcze Wam kosztowscy Jaworowie zostali do odwiedzenia. Albo odwrotnie.
Zdrowiej Marysiu, wszystkiego dobrego!

mania pisze...

Ano własnie, może by tych tzw. patriotów awanturujących się w stolicy zagonic do roboty - niech posprzątają zaniedbany cmentarz, pomogą w schronisku dla zwierząt, posadzą las - od razu przejdzie im ochota do awantur.
Kuruj się Marysiu, pozdrawiam serdecznie :)

Grażyna-M pisze...

U Ciebie ta jesień pracowita, a zarazem taka kojąco spokojna.
Lubię takich ludzi, którzy mają pasje. :)
Pogoda zdradliwa jak na wiosnę. :) Kuruj się i trzymaj ciepło.
Serdeczności :)

wkraj pisze...

Ja na szczęście jestem z tych, co wczoraj wycieczki po górach wybrali. Było pięknie, ciepło i wspaniale się wędrowało.
Życzę Ci Marysiu szybkiego wyzdrowienia i zdążenia z niezbędnymi pracami przed zimą.
Pozdrawiam ciepło :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

T, jeszcze trochę kolorowo, ale świat już szarzeje wokół, nawe sarny nie są tak rude jak latem, również spłowiały; pozdrawiam serdecznie.

Beti, już widoki przymglone, nie ma takiej ostrości jak latem, ale to przecież też ma swój urok; staram się, zażywam medykamenty, tylko widok za oknem niepokoi mni, tyle liści znowu nasypało, znowu trzeba grabić; serdeczności ślę.

Beata, tak, to pasjonaci naprawdę, a ile mają wiedzy, takie popołudnie z nimi to czysta przyjemność; pracy jest dużo, to nie jest tak, że jest kawałek ziemi i już koniec, o każdej porze trzeba dawać z siebie wiele, zimą odśnieżać, latem kosić trawę nieustannie, dbać o grządki, a to płot się zawali, albo o opale na zimę trzeba pomyśleć, ale to same przyjemności; ma rację Mania z poniższego komentarza, gdyby towarzystwo zagonić do ciężkiej pracy, nie byłoby by im w głowie wszczynanie burd; już patrzę na oczy a to dobry znak; serdeczności posyłam.

Basiu, Fred to taka dobra dusza, chorował ostatnio; i ja pozdrawiam serdecznie.

Radek, ejże, ejże, rumieniec krasi mi lico :-) pozdrawiam serdecznie Go i resztę.

Mażena, jesteśmy częścią tych zmian, deszcz popada na nas, mgła owinie, słońce ogrzeje i śniegiem przysypie, i to jest sam urok, a oprócz tego to jeszcze trochę popracujemy na tej naszej ziemi; serdeczności ślę.

Magda, myślę, że ta chwila kiedyś nadejdzie, łagodnie i niewymuszenie; poznajemy coraz więcej przyjaznych ludzi, kiedyś obawiałam sie takich spotkań, że może nie spełnię czyichś wyobrażeń, oczekiwań, ale wszystko układa się samo, i ja jakby odważniejsza; popijam syrop z sosny, trochę pomaga na rwący kaszel; serdeczności ślę nad jezioro.

Maniu, święte słowa, ciężka praca leczy ze wszystkich głupot, lęgnących się w tych pustych łbach; jak można takie święto przerodzić w wielką burdę, wstyd mi za te pustogłowy; się kuruję, kochana, pozdrawiam serdecznie.

Grażyno-M, trzeba wybudowac ten domek pszczelarza, bo już pół chatki mam zawalone sprzętem, ramkami z woskiem, wiadrami, garnkami, co prawda zapach unosi się miodny i woskowy, ale za bardzo nawet usiąść nie ma gdzie, a i psy poszkodowane, bo przedtem bambetle były do ich dyspozycji; dzięki za troskę, pozdrawiam cieplutko.

Wkraju, i my zaobserwowaliśmy wzmożony ruch turystyczny na dzikim Pogórzu, czyż nie jest to przyjemniejsze spędzenie czasu z naturą, niż fundowanie i miast, i ludziom takiej awantury? marzy mi się jeszcze jakieś słonko, ciepełko, bo jest tak przyjemnie; pozdrowienia ślę serdeczne.

Unknown pisze...

Cudowne widoki :))

Inkwizycja pisze...

Bardzo romantyczna historia z Waszym "ojcem chrzestnym", musicie być mu ogromnie wdzięczni za to poznanie, żal że odszedł...
My nawet nie włączaliśmy TV, żeby się nie denerwować, byłam pewna, że znowu znajdą się chuligani, dla których święto narodowe staje się okazją do zadym i demolki. Poszliśmy na małą "emerycką" wyprawę na Sępią Górę, łatwą ale piękną trasą. Takich jak my było wielu, bo pogoda nas wyjątkowo rozpieszcza tej jesieni.
Uściski i zdrówka dla Was ;)

Pellegrina pisze...

Był dobry czas, dni mgielne i słoneczne. Zapoczątkowany domek pszczelarza, szybkie i smaczne jedzonko. I niestety to złudne ciepło gdy zawieje i przeziębienie gotowe. Ja tez posmarkuję i chrypię, kuruje się miodem, mlekiem i czosnkiem w różnych kombinacjach.
Nieustannie zazdraszczam przestrzeni i widoków.

Stanisław Kucharzyk pisze...

A mnie też najbardziej ciekawi co tam Łukasz znalazł na tej młace z trzciną chyba się wybiorę sam poszukać ;-)

grazyna pisze...

Okno widokowe rozpalilo moja wyobraznie, oj posiedziec sobie i popijac kawe patrzac na cuda krajobrazowe gdzies tam daleko. Jeszcze ciagle kolorowo wokol Ciebie...pozdrawiam serdecznie

Go i Rado Barłowscy pisze...

Ech wszyscy pomsują na Chuliganeriię, a ja się zastanawiam powoażnie czy nie jechać i nie bić się za UKRAINU! Jak pojadę i wrócę to tymi samymi okrwawionymi ręcyma NAPRAWIĘ Kilka rzeczy, Dla mojego Synka. Pzdr.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Odrobinko, tak, na Pogórzu jest pięknie o każdej porze; pozdrawiam.

Inkwi, jak to było strasznie dawno, Fred był przyjacielem naszej rodziny; dopiero wieczorem zobaczyliśmy w TV, że jednak jest awantura; a przez cały dzień nie było czasu zaglądać; pewnie, że lepiej spędzić czas z rodziną, z przyrodą, niż uczestniczyć w dętych imprezach, które służą nie temu, co trzeba; pozdtrawiam serdecznie.

Krystynko, dobry czas, byliśmy zadowoleni ze zrobionej pracy, zawsze to trochę do przodu; chyba za bardzo wyletniłyśmy się na słońcu, a wiaterkiem przeciągnęło jednak, to i chrypimy; pozdrawiam cieplutko.

Krzysiek, może Łukasz uchyli rąbka tajemnicy, poczekamy; serdeczności ślę.

Grażyno, a bo wędrujący łąkami zapotocznymi może nawet nie wiedzą, że są szpiegowani z drugiego brzegu; ale ja to tak patrzę przy okazji obserwowania zwierzyny, nie żeby specjalnie; pozdrowienia posyłam.

Go i Rado Barłowscy pisze...

Na WSZYSTKIM się Dziewczyny znacie! a TACY JAK JA TO TYLKO CAŁE ŻYCIE Wam ZAZDROSZCZĄ. I tylko ręce do krwi urobione mają..

Na wsi pisze...

Rozumiem Cię, Marysiu, doskonale. Żeby zdążyć... Niby cała długą zimę czekamy na ciepłe dni, a kiedy już nadchodzą, nim się obejrzymy znowu nadchodzi zima. I tak walczymy z tymi minusami na termometrze. Ja też, tyle miałam planów... a tu może jeszcze żywopłot zdążę posadzić i koniec. Spokojne oczekiwanie do wiosny, święta, siewki na parapecie, wypatrywanie słońca... I odpoczynek od łopaty:) Tobie Marysiu, jak już minusy uniemożliwią Wam prace budowlane, tego właśnie zimowego odpoczynku życzę.

Anna Kruczkowska pisze...

Patrząc na Twoje zdjęcia coraz bardziej tęsknię do gór moich i czuję się taka rozdarta, bo boję się, że jeśli już się w nich osiedlę, to tęsknić będę do rozległego, bezkresnego morza... ech... chyba rozdarcie mam w życie wpisane . Pozdrawiam ciepło.

Tomasz pisze...

Fotografie naszych pięknych terenów jak zwykle mnie urzekają. Jesień, grill i porządki. Prawdziwe życie ludzi na Pogórzach Karpackich
Pozdrawiam

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Radek, bo my jesteśmy mądre kobiety, chcemy mieć przy sobie naszych mężów, ojców dzieci, chcemy być bezpieczne, spokojnie żyć; to mężczyznom marzy się machanie szabelką i włóczenie się po stepie z bałałajką pod pachą; a jaką masz pewność, że wrócisz i zdążysz ponaprawiać to "coś" dla synka? też mamy ręce urobione, poobijane, w pęcherzach, bo wszystko robimy sami; pozdrawiam serdecznie, samych jasnych myśli życzę.

Agnieszko, zawsze znajdzie się coś, aby "zdążyć przed zimą", ale w końcu świat się nie zawali, kiedy pewne rzeczy przesunie się na wiosnę; jednak wypadałoby skończyć to betonowanie, żeby płyta była jednolita; serdeczności ślę.

Ruda, też tak mam, życie "w rozkroku", i tu trzeba zadbać, i tu, troszkę to męczące; a tęsknota na pewno będzie; pozdrawiam serdecznie.

Tomasz, coś mi się wydaje, że skończyło się to dobre, teraz będzie siedzenie przy piecu, przygotowywanie pyszności na płycie kuchennej i patrzenie za okno, jak idzie od zachodu zadymka śnieżna; pozdrawiam serdecznie.