I tak, przy ostatnim wyjeździe w Bieszczady zapadła nam głęboko w ucho piosenka zespołu FOK - Formacja Opowieści Kameralnych ... muzyczka z przytupem, treść wesoła i taka bieszczadzka ...
na pochmurne i zimowe dni dla Was ...
DIABEŁ
Spotkałem diabła na moście w Bereżkach
trochę zaspany był
Coś mówił, że ktoś o nim zapomniał
że mu już brakło sił
Anioły rozgonił na cztery wiatry
taki diabelski fach
Parę dusz kupił, parę przehulał
w winie utopił żal
Tak smutno, tak smutno, tak smutno ... że strach
Zgubił gdzieś widły, chyba w Dwerniku
gdzie w karczmie wino pił
Babę do grzechu jakąś namówił
wreszcie szczęśliwy był
Zima tam wtedy była straszliwa
po izbie hulał wiatr
Choć w piecu palił, ogon odmroził
ludzie się będą śmiać
Tak zimno, tak zimno, tak zimno ... że strach
Przypomniały mi się moje pierwsze spotkania z górami. pionierki i kangurka, obowiazkowy strój każdego piechura ... dziergałyśmy kolorowe swetry z wrabianymi wzorami, takież czapki, skarpety, początek lat 80-tych, siermiężne i wesołe czasy ...
... parciany plecak ...
... niestraszne były warunki zimowe, a wiatr na górze przeszywał do szpiku ... nawisy śnieżne na Rawce, kto myślał o lawinach, tamtędy schodzących ...
Raz nawet posłużyłam za "ofiarę wypadku" w manewrach goprowskich na Wetlińskiej, przy chatce ...
... dali ciepłej herbatki, usztywnili i zabandażowali "złamaną kończynę", zasznurowali w akii i zwieźli prawie do połowy góry i ... zostawili.
Musiałam potem drałować do góry, zapadając się w śniegu po pas, w pewnym momencie czuję, że zapadnięta w śniegu noga trafia na pustkę, stopa lata swobodnie, a pod spodem płynie spory strumień ... dobrze, że nie zarwała się pode mną skorupa śniegowa, bo spłynęłabym z wezbranym potokiem.
To tutaj miałam pierwszy raz narty na nogach ...
... i podnieś się tu, człowieku, z upadku!
Minęło tyle lat, a góry ciągle takie same ...
Wracając do diabelskiego chochlika, coś mi się porobiło z pulpitem, pokazuje się najpierw taki komunikat, że błąd, któremu trzeba kliknąć ok, żeby puścił dalej
ERROR: Possible problem with your *.gwt.xml module file.
The compile time user.agent value (gecko1_8) does not match the runtime user.agent value (unknown). Expect more errors.
Nie mam pojęcia, czy to tkwi w blogerze, czy coś przylazło z zewnątrz, i jak sobie z tym poradzić?
Mieliście kiedyś z podobnym do czynienia? żeby szkód nie narobiło, proszę o radę.
To malunek z chatki Puchatka, czyżby to sam gospodarz?
Mamy wiele podobnych twarzy, malowanych na cembrowinie, na pniach drzew, nad Sanem, chyba ta sama utalentowana ręka je malowała.
Dziś wszystko dookoła wysrebrzone, deszcz zamarzł na gałęziach, samochodach, drogach, drzewa podzwaniają, trzeszczą pod naporem wiatru, i śniegu ani śladu ... ta powyższa gałązka bieszczadzka.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny i dobre słowa, zdrowia życzę, pa!
31 komentarzy:
Mario, cudna muzycza, piekna wspomienia, czego mozna chceic wiecej:) Milo czyta sie Twoje wpisy. A jesli chodzi o ten wpis to ja tez mialam, a teraz nie pokazuje sie, a nic nie zrbilam:) Takze mam nadzieje, ze od Ciebie tez sie odczepi, pozdrawiam cieplutko:)My za wielka woda czekamy na spory snieg dzisiaj:)))
W olsztyńskiej telewizji regionalnej był ostatnio godzinny program o Pogórzu Przemyskim. Tak sobie oglądałam i o Tobie myślałam ;-)
Te czarno-białe zdjęcia świetne! Góry zostały jak piszesz takie same, tylko tłumy większe, wszystko nowocześniejsze i bardziej komercyjne. My też zawsze zabieramy ze sobą płyty. Zazwyczaj jednak jest to ten sam repertuar. Kilka naszych ulubionych płyt, których żadne inne nie mogą przebić ;-) Piosenka świetna! Pozdrawiam ciepło!
Tez miałam pionierki, plecak i kangurke. Tyle, ze mój plecak był czerwony, z nylonu :)
U nas śniegu nadal brak :)
kangurkę mam dotąd ( chociaż teraz o kilka rozmiarów za mała) a trapery najlepsze przynosiła mi mama z pracy jako but roboczy nazwane-łza się w oku kręci:)
Witaj. A uśmiech Ci został? Bo pięknie się uśmiechasz na tych zdjęciach. Taki plecak jeszcze ja zabierałam na obozy, niestety nie wiem, co to jest kangurka. Kurtka, czy tak? Taka z kieszenią po środku. Taką tez miałam, jeśli o to samo nam chodzi. Najważniejsze, że pasja Ci została. W kwestii informatycznej niestety pomóc nie mogę, sama mam mały problem z bloggerem.
A śnieg i u nas od rana leży. Pozdrawiam
Używasz przeglądarki Internet Explorer w wersji 11 lub 10? To podobno wynika z niekompatybilności samego Bloggera. Może spróbuj Chrome albo FireFoksa
Stare zdjecia mnie urzekly, pewnie wiele z nas je ma, moglybysmy tez je zamieszczac...przeciez to byly bardzo fajne czasy...sciskam Cie serdecznie
jakie miałaś śliczne warkocze.... ja też kiedys takie miałam....
sprzet w góry tez podobny...
i z takim ubogim w stosunku do dzisiejszych ful wypas chodziło się z radością....
teraz wiekszość wjeżdża na szczyt ile sie da...cyknie fotkę w tym ful... i wraca
a mnie się łezka w oku kręci na wspomnienie tamtych czasów...
najlepsze flaczki w Wetlinie....itd
serdeczności Maryś :)
leptir
Marysiu, jakie piękne pamiątki! A cóż to za wąsacz Cię ratuje? :) Też chętnie słucham FOK-i, szczególnie w te ponure dni taka muzyka podnosi na duchu :)
Serdeczności
Chyba jesteśmy podobnej daty. Te kangurki, pionierki, stare cz-b zdjęcia w albumie. Piękne były czasy, a przede wszystkim inne, bardziej beztroskie. Fajnie tak powspominać przy dźwiękach gitary.
Pozdrawiam serdecznie.
Kangurki, taaak to byly czasy ale Ty Marys nic a nic sie nie zmienilas - to te gory, wypady na skalki czy powietrze Pogorza tak na ciebie dziala, coooo?!
A muzyka w samochodzie najbardziej tak! Moj spiew np. kiedy (sie nudze) przemierzajac kilometry albo hekto kilometry podczas naszych podrozy stawia p. do pionu natychmiast.
Muzyka a wlasciwie spiew w moim wydaniu uskrzdla mojego meza, chyba mnie kocha:)))))))
My tez mamy swoje ulubione kawalki ktore zawsze nam towarzysza podczas jazdy samochodem.
Marysiu, wszystkiego najlepszego w Nowym Roku zycze - pisz i pokazuj nam Twoje piekne Pogorze:)
Choć w piecu palił, ogon odmroził- jeszcze on nam za skórę zalezie- złośliwiec jeden i to w najbliższy weekend.
Ależ jesteś produktywna kolejny post- raz za razem. Miło popatrzeć na Twoją młodzieńczą sylwetkę i roześmianą twarz.
Tak dziergałyśmy taaaakie swetry i były to piękne i wesołe czasy.
Kangurki nie miałam, a plecak i śpiwór ktoś pożyczył i nie oddał...
Piękne są takie wspomnienia..
Taki komunikat i u mnie się pojawiał, aż w końcu zniknął sam.
Taaa...i ja śpiewałam.Kiedyś...w Małych Pieninach,znosiłam na plecach moją dwuipóletnią kandydatkę na turystkę.Cudnie było-pusto,tylko Góry i my,więc śpiewało mi się dobrze.A z takim talentem że moje biedne dziewczę się rozpłakało i nie chciało juz jechać na mamie...Teraz już głos nie ten (hi).Pozdrawiam serdecznie Marysiu
OJ, Mario... Jak podobnymi ścieżkami nasze myśli krążą... ja wczoraj właśnie zdjęcia z owych lat osiemdziesiątych oglądałam. I te kangurki, traperki i dziergane sweterki. Ech... i jeszcze wielki plecak... a ja takim kolorowym ptakiem byłam... Szkoda, że tego na czarno-białych zdjęciach nie widać.
Kami, dzięki za dobre słowa, za to, że zaglądasz; u nas ociupinkę pobieliło, od razu radośniej na świecie, mrozik taki -5, całkiem przyjemnie; pozdrowienia ślę za wielką wodę; niech ten oczekiwany śnieg nie będzie za duży.
Natalio, sama pooglądałabym taki program, zawsze ciekawa jestem innego spojrzenia; tak, ludzi więcej, naród mobilny, dotrze wszędzie, a przedtem tylko PKS albo na stopa; pozdrawiam.
Nika, o, to Twój plecak już był wypasiony, jak na owe czasy; jestem zdania że wyposażenie w firmowy i drogi sprzęt sam nie poniesie nas do góry, trzeba jednak drałować na własnych nogach; wiele lat chodziłam po górach w rozdeptanych trzewikach mego syna, i też było dobrze; pozdrawiam.
Olqo, bo to dobra rzecz była, impregnowany materiał, kieszonka z przodu, zasznurowany kaptur nie zsuwał się z głowy, jakoś przedtem nie zwracało się uwagi na górskie buty, byle rozchodzone i nie ocierały; pozdrawiam.
Ankoskakanko, wydaje mi się, że tak, pozostał; tak, z kieszenią na piersiach; miałam przerwę, kiedy dzieci były małe, potem znowu zaprzyjaźniłam się z górami; posypało nam lekko dzisiaj też; serdeczności.
Krzyśku, dziękuję, ale w tych sprawach muszę poczekać na syna, do wieczora, bo ja jestem straszna łamaga, jeśli chodzi o umiejętności; pozdrawiam.
Grażyno, tak, fajne czasy, pewnie dlatego, że młodzi byliśmy, radośni, żadne braki nam nie przeszkadzały; miałam kolegę w wojsku, on nam przerzucał przez płot puszki rybne, chleb żołnierski, serek topiony, to nam bardzo pomagało przetrwać na stancji, i zabierać prowiant do plecaka, bo w bieszczadzkich sklepach było bardzo mizernie, i nie codziennie były otwarte; serdeczności ślę.
Leptir, ano właśnie, żeby jak najmniej utrudzić się, a w tym cała radość, jak wysapie się człowiek, wydyszy na szczyt, i pokona swoje słabości; hm! nie lubię flaczków za bardzo; pozdrawiam cieplutko.
Maniu, ten przystojny wąsacz to Wojtek, goprowiec z Przemyśla, nie wiem, czy jeszcze działa w goprze, bo już sporo lat minęło; siadam czasami z albumem na kolanach i wspominam, a wiesz, że wielu miejsc nie potrafię nazwać, bo po prostu nie pamiętam, gdzie to było, a zdjęcia nieopisane; pozdrawiam serdecznie, Maniu.
Faktycznie były kiedyś kangurki! zupełnie o nich zapomniałem.
Podoba mi się ten czar czarno białych zdjęć :)
Wkraju, też mi się tak wydaje; beztroskie czasy, wesołe, szkoda, że to se ne vrati; i ja pozdrawiam.
Ataner, bagaż życiowy trochę już przygniata, ale jestem raczej pozytywnego usposobienia do świata; i Wam wszystkiego, co dobre; serdeczności ślę za wielką wodę.
Zofijanno, słyszałam, słyszałam, że mrozy dobierają się do nas; e, tam, przeżyjemy, mrozy muszą być; pisuję, co mi w duszy gra, i czasami gęsto, a czasami rzadziej, jak wyjdzie; tak, wiele osób przyznaje, że to były wesołe czasy, mimo braków, nawet bardziej niż teraz, przy nadmiarze dóbr wszelakich; swetry z resztek, a takie ładne były; pozdrawiam serdecznie.
Dorota, no, coś Ty, przecież słyszałam, jak śpiewasz ładnie, to na pewno nie śpiewy nastraszyły dziecko; pewnie wysoko, na barana, dostała choroby lokomocyjnej; ale przedtem nie było takich różnych nosidełek, kolasek z zacienieniem, jak teraz patrzę na młodych rodziców i ich wyposażenie, to czasami nie wiem, do czego co służy; i ja pozdrawiam serdecznie.
Ruda, jakiś impuls każe wziąć do ręki te zdjęcia, patrzeć, przypominać, wspominać; nie zdarza mi się to za często, i nie jest to żal za przemijającym czasem; pokaż nam swoje zdjęcia, nawet na czarno-białym można dojrzeć kolory; pozdrawiam Cię.
Piotr, no ba! pewnie, że były, i każdy je miał, bo nie było nic innego, impregnowanego w góry; i flanelowe koszule w kratę; to koleżanka pstrykała te zdjęcia, potem wywoływałyśmy je w ciemni, suszyłyśmy, niektóre noszą jeszcze ślady płótna; tyle w nich dobrych wspomnień; pozdrawiam.
Dlatego wciąż uznaje wyższość fotografii papierowej nad cyfrową. Bo można położyć album na stole, zgromadzić się nad nim stadnie bądź samemu i delektować się, wspominać...Ukochane zdjęcie można schować do portfela i w chwilach zwątpienia spojrzeć na to jacy byliśmy, co nas cieszyło i że nadal tak być może. Nic nie musi się zmieniać:)
Góry na czarno-białej fotografii wydają się nam jakieś bardziej surowe i monumentalne, budzą większy i zachwyt i szacunek.
A te emocje przeżywane w ciemni... Ech! Bezcenne.
Uściski
Wpadająca w ucho ta piosenka zespołu FOK :) Jak ulał, by usiąść z gitarą przy ognisku i pośpiewać. Mi już chyba zawsze z Bieszczadami będzie kojarzył się zespół KSU, a z KSU Bieszczady... Fajnie, że lata mijają, a góry wciąż stoją, jak stały i nikt ich nam nie rusza ;) Pozdrawiam serdecznie!
Mario, mówisz i masz- zajrzyj do mnie :)
Ja oczywiście też z czasów parcianych plecaków i okropnie twardych pionierek. Nic im pastowanie nie pomagało.
Marysiu, taka piękna dziewczyna i tak uroczo się wywróciła, aż dziw, że się panowie nie zbiegli pomagać!
Chyba, że już Cię ktoś pilnował :)
Weroniko, masz rację, a jak ładnie starzeją się czarno-białe zdjęcia; pozdrawiam.
Go i Rado, a ile było śmiechu, a czasami smutku, że zdjęcie prześwietlone; serdeczności.
Iza, o, tak, KSU, oczywiście; pozdrawiam.
Ruda, już byłam w odwiedzinach, dzięki.
Magda, pionierki łatwo przemakały, a po wyschnięciu twardniały na kość; był z nami tylko jeden kolega, który nas troszeczkę uczył, jak w ogóle ustać na tych nartach, i gdzieś tam się zatrzymać; a jak zatrzymać się? najprościej upadkiem; serdeczności ślę.
Masz rację Marysiu, siermiężne ale wesołe to były czasy, teraz czasem ich żal. A może młodości żal i tej beztroski w gronie przyjaciół?
Zaraz pędzę podumać z moim albumem, będzie cudnie!
A i góry i Twój warkocz - takie same!
U mnie też wywołałaś miłe wspomnienia wędrówek z rodzicami. Bardzo to lubiliśmy.
Jak dzieci podrosną, to może się odważymy i je kiedyś w góry wywieźć. :)
Serdeczności :)
Parciany plecak, oczywiście bez stelaża, a narty drewniane. Butów narciarskich nie miałam tylko takie skórzane wpinane w narty. Ba sprężyna strzelała...Marysiu, dzięki Tobie przypomniałam sobie tamte inne czasy!
Krystyno, jak pisała powyżej Weronika, album posiada tę wyższość nad zdjęciami cyfrowymi, że dotkniesz, pogładzisz, czasami nawet zapach ulotny mają; ten warkocz ze zdjęcia został ścięty, przez spory czas byłam ostrzyżona na chłopczycę, a obecny to urósł nowy; pozdrawiam Cię.
Magdaleno, dzieci w górach są bardzo dzielne, wytrzymałe, tylko trzeba je motywować, a jak złapią bakcyla wędrówki, to już na całe życie; pozdrawiam cieplutko.
Mażeno, takie narty wiszą teraz w chatce dla ozdoby, jeszcze chyba starsze od tych sprężynowych, bo są na rzemienie; jakie wesołe czasy to były; serdeczności ślę w ten mroźny czas.
Uwielbiam góry :))) Schodziłam sporo Tatr, ale w Bieszczadach nigdy nie byłam... Może w tym roku się to nadrobi? :)))
Moje zdjęcia z gór są już kolorowe... ale te z wczesnego dzieciństwa z Zakopca jeszcze czarno-białe :)))
Pozdrawiam tą całą Waszą cudną krainę :)
PS: Co do błędu wyskakującego - nie mam pojęcia co to może być :(
Pełnoletnia, a ja na odwrót, nigdy w Tatrach nie byłam; właśnie dzisiaj wyjeżdżamy do chatki, a śnieg posypuje, mróz ciśnie, będzie ładnie; błąd prawdopodobnie zniknie sam, zmiana przeglądarek nie pomogła; pozdrawiam serdecznie.
Prześlij komentarz