Bardzo to ładne tereny, wieś na dole skupiona wzdłuż potoku Turnica, łąki za domami rozłożone wysoko na pagórach, że można zajrzeć gospodarzowi na podwórze.
Po drugiej stronie pyszniła się żółtymi kolorami kwitnących omanów Góra Filipa, z tej perspektywy jeszcze jej nie oglądałam ...
Była połowa lipca, łąki w największym rozkwicie.
Nie znalazłyśmy storczycy kulistej, być może już przekwitła, choć suchych kwiatostanów też nie było. Najpewniej nie trafiłyśmy w to miejsce, za to widziałyśmy wiele innych roślin, typowych dla terenów stepowych, a które dobre oko Ani wyszukiwało wśród falujących traw.
Koniczyny, goździki, szałwie, inne storczyki, pięciorniki, czosnki przeróżne, czyściec lekarski, dzwonki, głowienki ... to tylko niektóre z zapamiętanych nazw, resztę niech dopowiedzą zdjęcia ...
Obeszłyśmy całe hektary łąki, gdzieś poniżej, w drzewach, płynął sobie Wiar, z pobliskiej drogi słychać było auta, odgłosy życia wsi, a my jak w innym świecie. Skoro Góra Filipa w zasięgu wzroku, to i tam wstąpiłyśmy pobuszować wśród roślinności.
Trochę przykro, bo tyle zniszczeń pozostawiają po sobie ci od poszukiwań geologicznych, szerokie ślady zmiażdżonej ziemi ... chyba odrodzi się na wiosnę ...
Te białe dmuchawce to pomponiki przekwitłych prosieniczników, a cała góra jeszcze w dokwitających omanach ...
... i goryczka krzyżowa się tu zaplątała ...
Jeszcze jedno miejsce nas kusiło, skarpy rybotyckie ... na samej górze tereny już ogrodzone, pasie się bydło, ale zbocza ciekawe ... to te również żółte miejsce, które widać znad Makowej ...
Z tej odległości nie wyczuje się tej stromizny, ale kiedy wdrapałyśmy się na zbocze jakąś ledwie zaznaczoną ścieżką zwierzęcą, prawie zawisłyśmy nad drogą jak pajęczyce, wzbudzając niemałą wesołość u kierowców:-)
I tu czekała nas ciekawostka, jakieś całe mnóstwo nieznanych mi, kwitnących drobniutko roślin ...
roztarte w palcach listki pachniały przyjemnie ni to miętą, ni to szałwią ... mięta to nie jest, bo kwitnie inaczej, na szałwię niby za drobno ...
Już wieczorem dostałam wieści, że to kocimiętka pannońska, roślina chroniona, a skoro oko już wyostrzyło się na jej wygląd, to zauważyłam ją również przy drodze w Rokszycach:-)
I chwała jej za to, niech rośnie wszędzie, bo to i bogaty pożytek dla pszczół.
Szkoda, że nie umiem obrócić tego zdjęcia, tak mnie urzekły te dzwonki wśród szałwii, że wdrapałam się wysoko na skarpę:-)
Jeszcze po drodze ujrzałyśmy niezwykły widok ... starszy pan zsiadł z roweru i z zerwanych polnych kwiatów układał tak piękny bukiet, że westchnęłyśmy tylko ... też taki chcemy!
Czerwone maki przeplatały się z bielą rumianów, modrością dzwonków, a wszystko otulone jak mgiełką żółtą przytulią ... szczęśliwa kobieta, której dostanie się ten bukiet, najładniejszy na świecie:-)
Zakończyłyśmy tę botaniczną eskapadę, bo chmury czarne zbierały się nad Pogórzem, u nas lunęło, a na Kalwarii Pacławskiej spadł grad. Lodowe kopczyki zbierały się w rynnach, widziałam później ogrodnicze straty na grządkach.
Na Pogórzu teraz głośno. Po łąkach krążą jakieś kosmiczne potwory o oponach 3 razy szerszych niż ciągnikowe, wydają odgłos jak startująca eskadra odrzutowców, a ponoć zużywają niewyobrażalne ilości paliwa. Nazwałam je Laboratorium Archiwum X na kołach ... niesamowite wrażenie, zawsze razem, poruszają się jak na zdalny impuls, wykonując dziwny taniec na trawie ...
Wszyscy już pragniemy, żeby zakończyli swoje prace ci z geo, bo wszędzie ich pełno, kręci się mnóstwo ludzi, a ziemia zryta, zmiażdżona kołami tych wielotonowych kolosów.
To jeszcze nie koniec z pracami ziemnymi ... rusza budowa gazociągu Hermanowice-Strachocina, z użytkowania wyłączony będzie 11-metrowy pas ziemi pod jego budowę, idący przez łąki, lasy, pola. Trzeba mieć tylko nadzieję, że gazownicy uporają się szybko, bo dziś nikogo nie stać na przestoje ... ale ruch na polach będzie znowu.
Trwa zbiór ogórków, które niestety powoli poddają się jakiejś zarazie, fasolka szparagowa też zapasteryzowana w słoikach ... o dziwo! ta czarna podczas obgotowywania zmieniła kolor na zielony:-)
Wywirowaliśmy ostatnie mizerne resztki miodu, pszczoły są intensywnie dokarmiane, bo w ulach głód. W tym roku nie miały zupełnie pożytków, wiosna zimna, lipy obmarzły i nie kwitły, jabłonie odpoczywają, spadzi nie ma, zostały tylko łąki, a teraz tylko te nieskoszone ...
Dlatego pod chatką aż buczy na kwitnącej szałwii meksykańskiej ... ale co to dla tylu pszczół ...
Podejrzewam, że to będzie trudny, a zwłaszcza drogi rok dla wielu gospodarstw domowych. Dlatego staram się, co tylko urośnie a zbywa, pakować do słoików i do piwnicy. Taka domowa "żelazna rezerwa".
Pomalowałam pozostałe po budowie deski i wybudowaliśmy kawałek ogrodzenia, tylko trzy raje, bo na tyle wystarczyło. Ze śmiechem obserwowaliśmy, jak Mima usiłowała znaleźć przejście ... no było, a teraz nie ma:-)
Po pracy ... och! zmęczyłam się od samego patrzenia!
Chatka zyskała nowe koguty gliniane i na razie tyle wystarczy.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, przed nami gorące dni, ale w końcu to lato, cieszmy się nim, pa!