Nie, wcale nie marna pociecha, to ogromna pociecha ... studnia pełna wody, Wiar aż huczy po kamieniach, stany hydro innych rzek, mijanych po drodze, również podwyższone ... nawet nasz potok w dolinie szumi, że słyszymy go u nas, może natura wyrówna te ostatnie braki w wodzie.
Z niemałym strachem patrzyłam na gęsto padający śnieg, bo to pierwszy śnieg, i pierwszy po nim wyjazd na górę po nowym asfalcie, ani chybi ściągnie mnie po śliskim w dół.
Ale nie było tak źle, "czołg", jak na razie, poradził sobie.
Niestety, sąsiad już zostawia swoje autko na górze, i musi z domu drałować pod górę, żeby dzieci odstawić do szkoły, na zakupy pojechać. Co prawda przyjeżdża do naszej wioseczki sklepik obwoźny na czterech kółkach, podstawowe produkty można kupić, po resztę trzeba jechać dalej.
Chcę się pochwalić, że odniosłam sukces wychowawczy, jeśli chodzi o Amika. Od kiedy u nas jest, bardzo bał się schodzić z poddasza po schodach strychowych ... ale byłam dobrej myśli, bo wchodził do połowy wysokości i zawracał, ale o zejściu z góry nie było mowy.
I tak go trzeba było znosić na rękach, a duży jest, sporo waży ... to wzięłam się na sposób, sadzałam go na coraz wyższym schodku, a on spokojnie zbiegał w dół. I tak coraz wyżej, coraz wyżej, aż wreszcie z poziomu podłogi poddasza ... nie naciskałam, nie poganiałam, i pewnego ranka moje psisko samo zbiegło w dół:-)
Udało nam się wyłożyć kamieniami ścieżkę, i to w dobry czas, bo po mokrej, gliniastej ziemi nie raz łapaliśmy niekontrolowany poślizg ...
Roboty w "skrzydle zachodnim" postępują, udało nam się ułożyć sufit razem z belkami ... pachnie sosną ... samo układanie ocieplenia od góry było katorżniczą robotą, na czworakach, w pyle wełny mineralnej tudzież waty szklanej ... maseczki nie pomagały za bardzo, wszędzie kłujące igiełki ...
W kącie pomieszczenia komin wraz ze świeżo wylaną posadzką z kamieniami, to będzie podstawa pod kozę, z małą szybką, za którą będzie mrugał ogień. Ściany również ocieplone, teraz tylko przybijać deski, a za chwilę chyba będzie przerwa produkcyjna, bo czekamy na deski podłogowe.
Już patrzę przez okna na zmieniający się krajobraz, szeroki i panoramiczny:-)
Kiedy wracałam wczoraj w południe do domu, ludziska w dolinach z niemałym zdziwieniem patrzyli na czapy śniegu na "czołgu", pewnie dziwili się, skąd on? bo bieliło tylko od pewnej wysokości. Trochę śniegu przywiozłam aż pod dom.
Ten post piszę z małymi przerwami, od wczesnego rana aż do teraz, bo pewien mały obywatel naszej rodziny, Jaśko, nawołuje z góry: Babi, babi! no jak mam się oprzeć, skoro mamy tyle wspólnych spraw. Gram mu na gitarze, a on układa się na poduszkach, potem czytamy, rysujemy, jemy też, nosimy pastę do zębów, aż Miśka zjada nam nakrętkę, i jeszcze wiele, wiele innych:-)
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję pięknie za odwiedziny, dobre słowo, bywajcie w zdrowiu, pa!