środa, 30 listopada 2011

Wspomnienia o Huculszczyźnie ...i wcale nie huculskie langosze ...a może jednak...

Jakoś tak się składa, że ostatnimi czasy moje zainteresowania kierują się za wschodnią granicę, zauroczenie Gorganami, Czarnohorą, Bukowiną, Pokuciem czy bliższą Bojkowszczyzną i Beskidami Skolskimi wcale nie zmniejsza się, czytuję dalej opisy wyjazdów, śledzę mapy, wynajduję ciekawe miejsca, może z wiosną uda się wyruszyć znowu, by poznać choć kawalątek tej krainy i w mozole zdobyć jakiś szczyt.
Pisałam kiedyś, że po babci męża został nam rocznik Płomyka z 1925 roku, czasami siadam i czytam go jak książkę historyczną, opisana jest śmierć Żeromskiego, wybory Mościckiego na prezydenta, budowa Gdyni, jak to w Warszawie, na Placu Saskim, burzona jest ogromna cerkiew jako świadectwo rosyjskiego zaboru i uciemiężenia, przewijają się znane nazwiska: Janina Porazińska, Wacław Sieroszewski opisuje Daleki Wschód, Michalina Chełmońska pisze wiersze dla dzieci, Ewa Szelburg-Ostrowska /Zarembina/ również, Maria Skłodowska, żona bratanka naszej uczonej Marii od polonu i radu, uczy zajęć praktycznych ...


W płóciennej oprawie zawarty jest spory kawał historii, zupełnie mi nieznany, pisany dla dzieci, korespondencja z maluchami z różnych krańców Polski, nie tylko z centralnej, ale też ze wschodnich krańców, opisywana jest powojenna bieda, dzieci poowijane kołdrami, w szmatach zamiast butów przychodzą do szkoły na zajęcia, nie mają grosza, żeby kupić Płomyk ...
I tutaj natknęłam się na artykuł, który napisała Marja, tak, Marja Dąbrowska ...


Pisze o Ziemi Huculskiej, o tym końcu Polski wciśniętym między Rumunię i Czecho-Słowację, o ludziach mówiących gwarą polsko-rusińską, wiary grecko-katolickiej, pisze też, że Huculi są Rusinami zmieszanymi ze szlachtą polską, bo w dawnych czasach często zdarzało się, że różni awanturnicy szlacheckiego rodu, nabroiwszy w środku kraju, chronili się w jego dzikie ukrainy, na Sicz do Kozaków, albo też i na Hucuły, o czem się u nas wie mniej ...


Tutaj zdjęcie Hucuła ... "przy tem wszystkiem to są ludzie obdarowani wielkiemi zaletami i zdolnościami, najpierw są piękni, mają czarne włosy, ciemne oczy, jak jaki lud południowy, mają prześliczne rysy" ...


Starzy gospodarze z Pokucia ..."często zdarza się na Hucułach spotkać ludzi, którzy wcale nie znają pieniężnej wartości przedmiotów codziennego użytku" ..., ... "wartości ziemi tak nie znają, że naprzykład mogą cały swój grunt za byle co zastawić handlarzowi"...


Chata huculska ... "mieszkają w kurnych chatach, bez komina, nędznych, ubogich, dym snuje się po ich wnętrzu i wybiega przez otwór w dachu, nie przyjęły się u nich różne wynalazki i udogodnienia, lecz za to mają swoją osobliwą cywilizację, swoje obyczaje,które czynią znich lud pełen tajemnic, lud zadziwiający" ...


Hucuł na koniu ..."Huculi świetnie jeżdżą konno, mają małe koniki, chodzące doskonale po tamtejszych górach, kobiety też jeżdżą na koniach" ...

Pan młody i panna młoda z Pokucia ..."wspaniale odbywa się wesele huculskie, przytem panna młoda jedzie do ślubu konno"...


Goście weselni na Pokuciu ... "Huculi mają jeszcze wielkie, silne poczucie piękna, takiego ukochania rzeczy pięknych niema chyba w żadnej, innej części Polski, u Hucuła wszystko, czego dotyka ręka jego, musi być cudnie zdobione. Torba i pas skórzany są naszywane kolorowemi skórkami w desenie, nabijane gwoździczkami, ciupaga jest wypalana i nabijana pacioreczkami, koszula i serdak są w prześliczne wzory wyszywane. Tak samo wyrzeźbione i ozdobione są wszystkie sprzęty w ich domu" ...


Pogrzeb huculski ..."pełen osobliwych ceremonij jest pogrzeb, trumna okryta jest kilimem tamtejszej roboty, niosą ją na noszach, za to pop jedzie konno, koło trumny idzie ktoś z olbrzymią trąbą, na której trąbi na cztery strony świata" ...
To trembita, huculski instrument, który prawdopodobnie przywędrował z Azji, ma 3 metry długości, ale jest lekki, może grać na niej jeden muzyk, jedną ręką. Używany na pogrzebie, gra na nim zawiadamia o śmierci, towarzyszy żałobnikom w czasie pochodu pogrzebowego do cerkwi i na cmentarz, kiedyś instrument był używany na połoninie, jako sygnalizacyjny.
Trembita jest wykonana z 2 gatunków drewna, trzon główny w środku wykonany jest z drewna smereki, który powinien być rażony piorunem; z takiego suchego drzewa, rozciętego na pół, wydrążało się trąbę, którą składano i owijano pasami skóry brzozowej, ściąganej z brzozy na wiosnę, na św. Piotra /4-5m/, ustnik z jawora; trembita do gry musi być mokra wewnątrz, zwilża się ją wodą lub alkoholem.
Pokazuję te zdjęcia z Płomyka, bo może takich już nie ma? może pożoga II wojny zniszczyła wszystko?
A wracając do Huculszczyzny ..."jednem słowem to kraj, który się jeszcze może bardzo rozwinąć" ...


Z serca huculskiej krainy ta torebka została przywieziona jako pamiątka, takie hafty zdobiły chyba kaftany i koszule mieszkańców tych gór ... serdeczności dla "nowiuśkich Hucułów" z Warszawy, Gugi i Sławomira ...
Pozostając jeszcze w atmosferze tamtych czasów chciałabym pokazać aluminiową manierkę, która została znaleziona w lasach Pogórza ...


Te 3 żebra wskazują na to, że to austriacka, powtarzam za znawcami od znalezionego zamka karabinowego mannlichera, 3 dziury po przestrzeleniu, jedna przy wlewie, czy służyła kiedyś manierka jako cel ćwiczebny, czy też czyjeś młode życie zostało przerwane?


... 1914 ... 1/2 l... CONRAD ... BUDAPEST ...
A w pamiętniku dziewczęcym babci męża znalazłam wpis kogoś, kto szedł chyba na wojnę bolszewicką ...


... pod figurynkami legionistów, m.in. Grzesia napis: Znad Dniepru nad Wisłę marsz ...


... i wierszyk: Choćby Pani  nieśli w dani skarby - Złote Runo, to ja jednak radzę tylko wybrać se leguna
/bo legionista, rzecz oczywista, gdy w serduszko wpadnie, to się zaryje po samą szyję i zostanie na dnie/
data 11.8.20  ... i nie wiem, czy dobrze przepisuję te kaligrafowane litery Ex-leyunt 5ppL.P.


Czarnohorskie krajobrazy ...



A teraz wracam do tytułowych langoszy.
Jeśli zostanie nam z obiadu trochę ugniecionych ziemniaków, możemy sobie zrobić LANGOSZE, potrawa węgierska, słowacka, to może i trochę huculska, bo kiedyś wszyscy sąsiadowali ze sobą ...
Przepis na langosze:
5-6 gotowanych ziemniaków, ugniecionych
ok. 1 kg mąki może mniej
woda albo mleko
7 dkg drożdży
sól
2 jaja
Z tych składników wyrabiamy ciasto, dosyć gęste, w tym samym garnku, gdzie są ziemniaki z obiadu ...


Ciasto nie może być za twarde, im lżejsze, tym smaczniejsze i kruchutkie będą langosze, nie trzymam się twardo przepisu, na wyczucie robię, ciasto chwilkę odpoczywa, drożdże ruszają. Biorę garść ciasta, obtaczam w mące i w dłoniach kształtuję dosyć cienkie placki i od razu na rozgrzany olej, langosze muszą w nim swobodnie pływać ...


Ciasto bąbluje, wybrzusza się, zupełnie nie przejmujemy się tym ...


... na drugą stronę i na talerz, smażenie trwa dosyć krótko ...


A do placuszków sos czosnkowy: pół na pół majonez ze śmietaną, ze 4 ząbki czosnku przeciśnięte przez praskę, sól, pieprz, dorzucam jeszcze posiekany koper zielony, lubię ten zestaw. Smarujemy cieplutki plak, zapach czosnku unosi się delikatnie w powietrzu i wcinamy, 2 placki i mamy załatwiony obiad, brzuszek pełny, spróbujcie!
Inną odmianą tych placków są MOSKOLE, to placki, które robili rosyjscy jeńcy wojenni w czasie I wojny światowej w niewoli, gdzieś na Podhalu i stąd nazwa, przepis zapodam:
1 kg ziemniaków ugotować i utłuc
2 jajka wbić
pół kilograma mąki wsypać
3/4 szklanki kwaśnego mleka wlać
sól, pieprz dodać
Wyrobić ciasto, formować placuszki i smażyć na oleju, albo upiec w piekarniku, albo na blasze kuchennej, ta blacha to chyba najbliżej pierwowzoru. Klarko, może to były te placuszki robione przez Twoją babcię?
A stąd już najbliższa droga do proziaków, nie dajemy ziemniaków, tylko sodę, taka cała rodzina regionalnych, bardzo rodzimych jedzonek, prostych a pysznych, bardzo komponują się z masłem czosnkowym, gdy wystygną, można zapiec je z serem i co tam komu jeszcze przyjdzie do głowy.


Po mroźnej nocy przyuważyłam sikorki na tarasie, szukały jedzenia, zawiesiłam karmnik, od brata dostałam woreczek owsa, sypnęłam im garnuszek, już noszą ziarenka i wyłuskują zawartość, słonecznika jeszcze im nie daję, bo odrzucą owies, a jeszcze nie ma śniegu i wielkich mrozów.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie, dobrego życzę, dzięki za odwiedziny w naszych progach i ciepłe słowa, pa.







sobota, 26 listopada 2011

Za krótko ... i spotkanie z lisem ...

Stanowczo za krótko byliśmy na Pogórzu.
Wczoraj wyjechaliśmy, gdy świeciło słońce, a na miejsce przyjechaliśmy, gdy schowało się za góry, zmrok zapadł błyskawicznie.
Nasz młody sąsiad wyjechał już do pracy, wjazd do niego zastawiony, ostatnio mówił nam, że siedzi na walizkach, drugiego nie widać od lata, znalazł pracę gdzieś w rodzinnym mieście; borykają się ci młodzi ludzie z problemami, by spełnić swe marzenia, nie jest to wszystko takie proste.
Kiedy uporają się z problemami budowlanymi, potrzebny będzie jeszcze dobry pomysł na życie tutaj, bardzo im kibicujemy.
Nocą zerwał się wiatr, masy powietrza wzbierały gdzieś w dolinie, za lasem i szły górą, aż huczało, temperatura też spadła, przeszywało rankiem na wylot, a ręce grabiały ...


... niebo ołowiane, wicher przyniósł drobinki śniegu z zachodu ...


Na drzewach nie uświadczy ani jednego listka, przyroda trwa w oczekiwaniu ...


... zieleni się tylko kępa barwinku przy chatce i świerk, który kiedyś był choinką w pojemniku.
A przy parzeniu porannej kawy ujrzałam przez chatkowe okno naszego sąsiada ...


Zdjęcia robione są przez szybę, lis czuł naszą obecność, oglądał się, ale nie mógł nas zlokalizować ...


Tutaj znaczy teren, przed chwilą psy były w tym miejscu na porannym spacerze, każde stworzenie czuje się u siebie panem, lis na pewno był zdziwiony, co też łazi po jego szlakach i ścieżkach ...


Odwrót, tylko puszystą kitę nam pokazał i pobiegł do sąsiadów.
Młodzież wyjechała nam z domu, Gutek został sam, na podwórzu. Ponieważ temperatura spadła poniżej zera, żal mi go było, zmarznie .... zapakowaliśmy przyczepkę drzewem w przeszywającym wietrze i hajda! do domu, i dlatego było tak krótko.
W drodze powrotnej kilka zdjęć zrobiłam ...




I kilka "przy małej wiejskiej kapliczce, stojącej wedle drogi" ...







A Gutek czekał nas na progu, od razu wpadł do domu, miska i spanie do tej pory ...
Jedną z pamiątek po babci męża jest pudło blaszane Oetkera ... na drobne ciasteczka, świetnie  przechowują się w nich ...


Motyw z tego pudła posłużył mi kiedyś za wzór przy ozdabianiu komina w kuchni, kiedy mieszkaliśmy w wiejskiej chacie, aż kolorowo zrobiło się od tych ptaszków, żuczków, kwietnych gałązek i motylków ...


... i zeszycik z jego przepisami ...


Lubię takie stare przepisy, dżem jako jam, utartemi, przyrumienionemi migdałami, placki z surowych ziemniaków na słodko, blachy smarować pendzlem - te i inne wyrażenia mają w sobie nutkę tęsknoty za tamtymi czasami.
Ma być jeszcze ciepło, może na przyszły weekend weźmiemy się za uschłe gałęzie w sadzie i takie tam inne, przyjemne robótki, no i trzeba będzie wodę spuścić z instalacji w chałupce.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie, spokojnego wieczoru i miłej niedzieli życzę, dzięki za dobre słowa, pa.


Szałwia na ziołowym tarasie nie poddaje się, jakieś kwiatki nawet jeszcze ma, dzielna.