Zazwyczaj pędzimy daleko w głąb kraju, a jeszcze dalej w Karpaty Południoworumuńskie, Tym razem wybór padł na okolice Zalau, a konkretnie Góry Meses, tym bardziej że odkryłam w necie jakąś interaktywną mapę Rumunii na stronie welcometoromania, z wyszczególnionymi drogami, a przy nich opisane ciekawostki, które można zobaczyć w poszczególnych miejscach.
Przygotowałam ściągę, zadowolona z siebie, że nie trzeba przemierzać wielu kilometrów, bo wszystko jakby w pigułce:-) ... i ogrody w Jibou, i miejsca starożytne, i drewniane cerkiewki, a także naturalne rezerwaty.
A zatem zapraszam na wędrówkę.
Tutaj w ogrodach Jibou byliśmy ze 2 lata temu, ale już prawie jesienią, tym razem chcieliśmy zobaczyć je wiosną. Powiem szczerze, że ciężko utrafić na dobry czas, bo albo tulipany już przekwitły, albo magnolie, albo zielone ściany jeszcze niegotowe ...
Kosmiczne kopuły kryją w sobie tropikalne rośliny, zielono, wilgotno jak w dżungli, gdzieś ciurka woda , żółwie wspinają się na kamienie, weloniaste karpie przemykają pod kładkami, a w chłodnym podziemiu tajemniczo oświetlone akwaria z rybami z całego świata. Ponieważ byliśmy tu tuż po południu, całe rozświergotane towarzystwo dziecięce akuratnie zdążyło wrócić do autokarów, które czekały na parkingu ... przepiękna pogoda wyciągnęła również grupy szkolne na spacery po ogrodach ...
Tylko dawna siedziba węgierskiego grafa Wesselenei , wielka rezydencja pałacowa nie doczekała jeszcze gruntownej renowacji, ale pobielone ściany i tak prezentują się godnie wśród tych ogrodowych przestrzeni ... miejsce ładne, nawet na małą przerwą w podróży, wytchnienie wśród zieleni, bo teraz Rumunia zielona, pachnąca rozkwitłymi łąkami, ogromnymi pastwiskami, które pod koniec lata wyschną, zżółkną ...
Co wywiozłam z tych ogrodów? patent na miotłę brzozową:-)
Widziałam takie, stojące przy drodze w jakiejś miejscowości, chciałam nawet kupić jedną na powrocie, ale nie było ich już, tylko takie z sorgo, ale te, to żadna atrakcja:-)
Pomiędzy Zalau a Jibou jest skręt do wioski Moigrad, a w nim stanowisko archeologiczne z czasów rzymskich - Porolissum, fort zbudowany w 103 roku n.e. przez cesarza Trajana, w 1912 roku odkryto tu także najstarszy w Rumunii skarb, a mianowicie ważący 780g symbol płodności, wykonany z czystego złota. Wśród rozległych wzniesień resztki fundamentów, kolumn, główny obiekt jest odbudowywany ...
... sąsiednia góra jest stopniowo wyrąbywana, a kamień idzie na odbudowę murów. W niecałą godzinę można obejść całe stanowisko, kamienne ścieżki bardzo ułatwiają sprawę, pachnie macierzanką, a świerszcze cykają obłędnie ...
I dalekie widoki, stada owieczek, pasące się na olbrzymich pastwiskach ... bardzo dobre miejsce do obserwacji terenu, na wszystkie strony świata, dobrze wybrał cesarz przed wiekami:-)
W mijanych miejscowościach cerkiewki w typie marmoroskim, smukłe wieże, całe z drewna ... obok nowe świątynie, ale stareńkie zachowane doskonale ... lubimy takie miejsca, stare, kamienne nagrobki, drewniane detale starych mistrzów stolarki, proste rozwiązania, a jakie trwałe ...
Góry Meses są jedną z grup górskich, wchodzących w skład Apuseni, czyli Gór Zachodniorumuńskich, a więc zjawiska krasowe, fantastyczne formy skalne, rzeźbione przez naturę ... jeszcze skusiły nas Stanii Clitului, ogromna ściana skalna w wiosce Clit, gdzie ma być utworzony rezerwat ...
Na sam koniec zostawiliśmy sobie Gradina Zmeilor - osobliwy skalny ogród w miejscowości Galgau Almasului ... zagospodarowany z funduszy unijnych ...
Ścieżki prowadzą górą ...
... i dołem ...
Strome zbocza porastają kwitnące już omany, w cienistych miejscach pachną podkolany, a także żółte ... jakby naparstnice???
... i wszechobecna macierzanka:-)
Już zmierzchało, kiedy wyszliśmy na świat, z tych skalnych labiryntów, urwisk górnych ścieżek ...
Nie dotarliśmy do tytułowej grupy skalnej Mosul si Baba, bo kiedy dojechaliśmy do Somes Guruslau, napotkane jedyne kobiety nie potrafiły nam wskazać, w która drogę udać się ... z kontekstu zrozumiałam, że one nie stąd ... tak samo było z osuwisko-zapadliskiem w pobliskiej wsi Vadurele ... młody człowiek pokazał kierunek ręką ze słowami ... de jos, co znaczy dolny, a może dalej ... pojechaliśmy dalej, ale tam już nikt nie wiedział, o co chodzi ...
To może pokażę, co nas ominęło http://www.welcometoromania.ro/DN1h/DN1h_Vadurele_Rapele_r.htm
http://www.welcometoromania.ro/DN1h/DN1h_Somes_Guruslau_Mosul_Baba_r.htm
I może uda nam się kiedyś tam dotrzeć, w końcu przez Zalau wiedzie nasz trakt w głąb Rumunii.
Co na Pogórzu?
Ano przeżywamy najazd ogromnych mas ludzkich, bo w pobliskim Arłamowie trenuje nasza kadra narodowa. Kilka osób z naszej wioseczki pracuje tam, no cóż, teraz sportowcy to celebryci, gwiazdorzy ... żeby im się tylko w głowach nie poprzewracało z nadmiaru popularności, uwielbienia narodu, i żeby duch sportowy nie przestraszył się tego zamieszania, i nie zwiał gdzie pieprz rośnie, przecież w końcu muszą wygrywać:-)
Przed ich przyjazdem słyszałam relację jakiegoś dziennikarza, że przylecą do Rzeszowa helikopterem, a jedynym utrudnieniem w dotarciu do Arłamowa będą wąskie, podkarpackie, kręte drogi ... olaboga! to ci dopiero utrudnienie, jakby tu nie żyli ludzie!
No i nie jechali tymi okropnymi drogami, helikopter ich dostarczył, a hałasował jeszcze przez pół nocy "po naszym niebie":-)
Do tego wszystkiego dla dziennikarzy Arłamów leży w Bieszczadach, a nie w Górach Sanocko-Turczańskich ... może ktoś sprostował już ich wypowiedzi, nie wiem, dawno nie słuchałam:-)
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!
poniedziałek, 30 maja 2016
środa, 25 maja 2016
U św. Ambrożego ...
Przy okazji pobytu na ziemi rożnowsko-ciężkowickiej zajrzeliśmy do Stróży, jako że znajduje się tam ogromne gospodarstwo pasieczne " Sądecki Bartnik".
Mąż miał sobie dokupić jakieś drobiazgi pszczelarskie, a przy okazji pochodziliśmy po całym terenie ... jest co zwiedzać.
Św. Ambroży jest patronem pszczelarzy, a w jakich okolicznościach do tego doszło?
Otóż legenda mówi, że kiedy urodził się mały Ambroży, przyleciał rój pszczół i obsiadł kołyskę, dziecko, a nawet jego usta. Przerażone piastunki usiłowały przepędzić pszczoły, nie zgodził sie na to ojciec dziecięcia, bo powiedział, że jeżeli dziecko przeżyje, będzie kimś wielkim.
Dlatego wiele uli przedstawia postać patrona, biskupa z pastorałem.
Porobiłam trochę zdjęć przeróżnych uli, bardziej udane, mniej udane, tylko pszczołom to nie przeszkadza, pracują wytrwale ...
Wkoło już kwitną lipy, pszczół na nich mrowie ... jakaś specjalna odmiana, tylko nie pamiętam nazwy ... to są lipki szczepione ... też udało nam się taką dostać, i też już ma drobniutkie pąki, tylko patrzeć jak rozkwitnie, a maleńka jeszcze ...
Podwórze w czworobok, na środku pasą się zwierzątka, można przyjechać, pozwiedzać, na razie ludzi mało, może dlatego, że sobota ...
Nawet staw mają w cieniu starych drzew, pszczoły potrzebują wody ...
Pozdrawiam na słodko, wszystkiego dobrego, pa!
Mąż miał sobie dokupić jakieś drobiazgi pszczelarskie, a przy okazji pochodziliśmy po całym terenie ... jest co zwiedzać.
Św. Ambroży jest patronem pszczelarzy, a w jakich okolicznościach do tego doszło?
Otóż legenda mówi, że kiedy urodził się mały Ambroży, przyleciał rój pszczół i obsiadł kołyskę, dziecko, a nawet jego usta. Przerażone piastunki usiłowały przepędzić pszczoły, nie zgodził sie na to ojciec dziecięcia, bo powiedział, że jeżeli dziecko przeżyje, będzie kimś wielkim.
Dlatego wiele uli przedstawia postać patrona, biskupa z pastorałem.
Porobiłam trochę zdjęć przeróżnych uli, bardziej udane, mniej udane, tylko pszczołom to nie przeszkadza, pracują wytrwale ...
Wkoło już kwitną lipy, pszczół na nich mrowie ... jakaś specjalna odmiana, tylko nie pamiętam nazwy ... to są lipki szczepione ... też udało nam się taką dostać, i też już ma drobniutkie pąki, tylko patrzeć jak rozkwitnie, a maleńka jeszcze ...
Podwórze w czworobok, na środku pasą się zwierzątka, można przyjechać, pozwiedzać, na razie ludzi mało, może dlatego, że sobota ...
Nawet staw mają w cieniu starych drzew, pszczoły potrzebują wody ...
Pozdrawiam na słodko, wszystkiego dobrego, pa!
poniedziałek, 23 maja 2016
Pod Słońce czyli śpiewogranie w Jamnej ...
Wcale nie chciało mi się wyjeżdżać w piątkowy poranek z naszego Pogórza. Tym bardziej, że jeszcze nocne przymrozki przeciągnęły się na cały tydzień po "zimnej Zośce" i trzeba było chronić delikatność wiosennych nasadzeń ich okrywaniem.I tak nie obyło się bez strat, bo przecież nie byłam w stanie wszystkiego zabezpieczyć. Należy mieć tylko nadzieję, że chociaż niektóre liski przymroziło, to główna moc roślinek, drzemiąca w wierzchołku wzrostu, poradzi sobie:-)
Trochę też pokosiłam trawę, ale w końcu kosa odmówiła posługi, za którymś razem nie odpaliła, i trzeba czekać na fachowe potraktowanie jej. Za to w trawach odkryłam pięknego zmrocznika, w kolorze "pink", dobrze, że go nie uszkodziłam ...
Podróż za Tarnów przebiegła migiem, jak jeszcze zakończą budowę autostrady, to będzie jeszcze szybciej:-) ... tylko widokowo słabo, wśród tych ekranów, zadrzewień, no i ta prędkość ...
W samej Jamnej na Pogórzu Ciężkowicko-Rożnowskim, mieliśmy zaklepany nocleg w bacówce, trochę ciasno, bo dostała nam się "jedynka", ale dwie noce można przebidować. W końcu na takich imprezach nie śpi się tylko śpiewa przy ognisku do białego rana:-) Mamy już spore grono znajomych, spotykamy się przecież od dobrych kilku lat, zresztą łączą przede wszystkim wspólne śpiewy.
W pierwszy wieczór zaśpiewali Sprzedawcy Dymu, zespół który powstał na "zasobach ludzkich" z innej grupy, a mianowicie Formacji Opowieści Kameralnych ... twarze znane, piosenki znane, a więc bawiliśmy się doskonale ...
Potem Chwila Nieuwagi, zespół z Rybnika ... ich znamy od dawna, jak jeszcze łączyło ich tylko śpiewanie, a potem zrodziło się uczucie, pobrali się, i teraz mają już 2-letnią Anielkę:-) Zresztą obserwujemy, że już niejeden duet śpiewający tak "skończył":-)
Nutki śląskie, śpiewanki po czesku ... przesympatyczni, młodzi ludzie ... bo po głównym koncercie można porozmawiać przy wspólnym stole, ognisku.
Tego zespołu nie znaliśmy z nazwy ... Bractwo Wiecznego Natchnienia ... ale skoro tylko zaczęli śpiewać, to poleciały znajome nutki ... bo Jurek Krużel nie zasypia gruszek w popiele, w jego audycji "Mikroklimat" można poznać wszystkich:-)
Usłyszelibyście, i zobaczyli potem ich skrzypka, co ten człowiek wyprawiał z tym instrumentem, co wydobywał z tych kilku strun i smyczka ... Widać było po wszystkich wykonawcach w każdy wieczór, że wspólne śpiewanie sprawia im wiele radości, są uśmiechnięci, bez zadęcia, lubią się wszyscy. Ta atmosfera ze sceny spływa na ludzi, zresztą cały czas widownia jest w kontakcie słownym ze śpiewającymi, ale bardzo sympatycznym ... czasami jakiś rzucony tytuł owocuje piosenką poza programem:-)
Blady świt zagnał nas na odrobinę odpoczynku, bo przecież nie będziemy siedzieć w dzień na miejscu, trzeba trochę ruszyć w teren. Pogoda dopisała cudnie, bo w zeszłym roku było siąpiąco, grzechem byłoby nie skorzystać.
Wybraliśmy się dosyć wcześnie do "Skamieniałego Miasta" w Ciężkowicach ... bocznymi drogami, przez rozrzucone po zboczach pagórów wioseczki, dotarliśmy tam przed południem ... i dobrze, bo nawet może uda nam się tutaj coś zjeść po zejściu ze szlaku.
Kiedy zeszliśmy na dół, odechciało nam się nawet jedzenia ... na parking zajechało ze 6 autokarów wycieczkowych, po drugiej stronie drogi podobnie, wysypało się z nich mrowie ludzi, wejście na szlak zostało zakorkowane ... uciekaliśmy stamtąd w popłochu, a głód zaspokoił koszyk piknikowy, który zawsze przygotowany wożę w bagażniku. To i zajechaliśmy m.in. na punkt widokowy w Bruśniku, z ogromną wieżą, spojrzeliśmy w cztery strony świata z wysokości, a potem u jej podnóża, w wiosennych okolicznościach przyrody, wśród kwitnących rumianami łąk przekąsiliśmy co- nieco ... jakiś dowcipniś przekręcił drogowskaz z kierunkiem na wieżę w drugą stronę, troszkę nam zeszło jej poszukiwanie ...
Tatr nie zobaczyliśmy, było troszkę przymglone.
Do wieczornych koncertów zostało jeszcze troszkę czasu, to i mała drzemka nam się należała, a ja jeszcze wyskoczyłam na obrzeża lasu, gdzie zauważyłam kwitnącego storczyka, buławnika, i smółkę, i jakieś trawy jak proso ...
Wieczorem znowu śpiewanki z udziałem Włodka Mazonia ...
... potem stara niezniszczalna gwardia, grupa SETA z turystycznymi. kultowymi hitami, które śpiewane są, jak Polska długa i szeroka ...
W tym roku będą obchodzić 40-lecie swej działalności spiewaczej, oj! chyba szykuje się spora impreza na giełdzie piosenki w Szklarskiej:-)
Potem Wojtek Jarociński ze swoim repertuarem, na codzień śpiewa z Wolną Grupą Bukowina, więc nie obyło się bez "Rzeki", " Majstra Biedy" i innych, bo przecież nie pozwolilibyśmy oklaskami zejść mu ze sceny ...
... potem dołączyła do Wojtka Basia Sobolewska ze Stanisławem Szczycińskim z grupy "Mikroklimat", zgrabnie wymienili się na scenie i to byli już ostatni wykonawcy tego wieczoru ...
Naśpiewaliśmy się z nimi prawie do północy, potem dalej śpiewanki pewnie do białego rana, ale my już poszliśmy grzecznie odpoczywać, bo wyjeżdżaliśmy z Jamnej wczesnym rankiem. Spokojnymi drogami, Beskidem Niskim, bo aż tak zjechaliśmy w dół, zajechaliśmy na nasze Pogórze podlać roślinki, a potem do domu.
Pozdrawiam Was serdecznie, z echem muzyki "krainy łagodności", szumiącej jeszcze trochę w głowie, dzięki za odwiedziny, bywajcie w zdrowiu, pa!
Subskrybuj:
Posty (Atom)