Czym można uszczęśliwić domowników, kiedy za oknem tylko parę stopni, dmucha orkan, i prawie bez przerwy leje, a na dodatek zostały nam ziemniaki z obiadu?
Przejrzałam przepisy w necie na ciasto do placinty: chyba nikt nie dodaje ziemniaków, a ja korzystam z przepisu na ciasto jak na langosze i też wychodzi pysznie.
Z kawałków ciasta wałkujemy spore placki, do środka dajemy bryndzę, może być jakiś inny słony ser, albo ugotowane, przyprawione ziemniaki czy też kapusta, mogą być też placinty na słodko:-)
Potem zawijamy brzegi po kawałku do środka "w wiatraczek", starając się, aby nadzienie nie było widoczne ...
Zgrabny pakiecik delikatnie rozpłaszczamy wałkiem i kładziemy na rozgrzany olej.
Rumunki czasami składają taki placek na dwoje i zlepiają brzegi jak pieróg, też takie buły jedliśmy:-)
Po usmażeniu jednej strony przekładamy na drugą, niech się ładnie rumieni ...
W miseczce robię do nich sos czosnkowy ... najprostsze jedzenie, wystarczy jeden placek, żeby poczuć w brzuszku słodką, sytą ociężałość:-)
Tym razem wykorzystałam ser, który przywiozłam w połowie września z Rumunii, pierwotnie był w typie fety, potem dojrzał, obsuszył się i starłam go na tarce ... ostry, słony, jednym słowem wyrazisty ...
Sobotni ranek obiecywał jakby słońce, chmury rozpełzły się po niebie, ale zanim zjedliśmy śniadanie i przestudiowaliśmy mapę Pogórza, zachmurzyło się znowu i już do końca dnia padał deszcz ...
Tym razem wybraliśmy lewą stronę Sanu, tereny równoległe do prawobrzeżnej z zeszłego wyjazdu, tam, gdzie cerkiewka w Uluczu, zabytkowa aleja dębowa, i zapomniane cmentarze, kaplice ...
Tak się zbieraliśmy, że zapomnieliśmy mapy. Coś tam zostało w pamięci, nazwy miejscowości, ogólny zarys drogi, ale już ciekawostki historyczne umknęły:-)
Ponieważ nigdzie nam się nie śpieszyło, jechaliśmy okrężną drogą, przecinając w poprzek pasmo Chwaniowa, potem skierowaliśmy się na Zawadkę ... dawno tu nie byliśmy, jeszcze jak synkowie moi byli we wczesnym wieku szkolnym. Jeździliśmy prawie co niedzielę na stok narciarski do Ropienki, krótki acz dosyć stromy, wymagający, ale na dole płonęło ognisko, narciarze z tygodnia na tydzień znali się już dobrze ... bywało wprost rodzinnie.
W najwyższym punkcie Chwaniowa kapliczka myśliwych, a obok oczywiście strasząca tabliczka ...
Czasami mam wrażenie, że za każdym krzakiem czai się niedźwiedź:-) Jest to na pewno znak bardzo "stopujący", może leśni straszą ludzi, żeby nie wchodzili do lasu i nie widzieli niczego, co dla postronnych oczu nie byłoby przeznaczone, tak to odczuwam. A że puszcza karpacka przepastna, dzika ... w lesie ciemno, straszno, ponuro ... i do tego ta tablica.
Lasy dymią, deszcz nie przestaje padać, w Zawadce można jeszcze spotkać stare domy, ale zadbane, odremontowane, przyjazne dla oka ...
No i nasz ulubiony kościółek ...
Od razu przypomina mi się pastorałka, śpiewana przez SDM ... kościółek na górce szopkę przypomina, tutaj przyszli odpocząć Józef i Maryja ...
Wyjechaliśmy na główną drogę tuż przed Tyrawą Wołoską ... jeszcze trwają roboty przy nowym moście, ale to końcówka.
Po lewej stronie kościół na pagórku, po prawej kolumny, pozostałości po dworze Krajewskich ...
Na jednej z nich bocianie gniazdo, a na drugiej zainstalowana kamera, z której można podglądać życie bocianiej rodziny. Biedne ptaki, ani chwili intymności ... :-)
Wracając do kościoła ... nieco poniżej nad drogą betonowa Pieta ... przypomniało mi się, jak ktoś napisał kiedyś ... o twarzy sowieckiego sołdata ... bo rzeczywiście niepiękna jest ta rzeźba:-)
Z Tyrawy Wołoskiej można wspiąć się na Góry Słonne, a potem zjechać do Wujskiego malowniczymi serpentynami, niczym przed rumuńską Cheia ...
![]() |
zdjęcie ze strony gminy Sanok |
Z Mrzygłodu do Końskiego jedzie przecudną drogą, wijącą się u stóp pasma Grabówki ... nigdy tu nie byliśmy. Ponieważ deszcz nie ustawał, nawet za bardzo nie chciało nam się wychodzić z ciepłego auta ... teraz kolej na Witryłów ... cerkiewka na wzgórzu, trudna do sfotografowania, bo wysokie tuje zasłaniają bryłę z każdej strony ... to może tylko od wejścia, z grotą Matki Bożej ...
Za to na prawo bardzo ładny budynek na wzgórzu, nie wiem, prywatny, czy też może proboszczówka?
Po drugiej stronie doliny, wysoko na Górze Witryłów - Winnica Pańska ...
Tak, teraz widzę, że musimy tu wrócić jeszcze raz.
Tym bardziej, że ominęliśmy przez to nieszczęsne zapomnienie mapy Łodzinę, a w niej cerkiewkę z 1743 roku, cacuszko na szlaku architektury drewnianej. Powrót tutaj, a bodaj przejazd przy okazji konieczny:-)
Wzdłuż rzeki San potężne wyrobiska żwirowe, a tym samym powiększają się tereny rekreacyjne, jeziora prawie jak na Mazurach. Widzieliśmy mnóstwo wielkich przyczep kempingowych, które spełniają rolę domku letniskowego, na wybudowanie stałych chyba nie dadzą zezwolenia, bo tereny zalewowe. A szkoda, bo przyczepy nie za bardzo pasują do naturalnych krajobrazów, po prostu psują go, a przecież można pozwolić na budowę "na własną odpowiedzialność", jest coś takiego?
Mamy trochę czasu, szukamy nowych miejsc, gdzie jeszcze nie byliśmy, jeździmy także po starych ścieżkach, które po latach odsłaniają nam inne, świeższe oblicze ... wszędzie mieszkają ludzie, wysoko, nisko, z trudnym dojazdem, gdzieś w przysiółkach, a im dalej od głównej drogi, tym ładniej ... aby tylko mapy nie zapominać:-)
Aha, i zapomniałabym! za chatką urosły mi najprawdziwsze rydze, które ścięłam z największą przyjemnością, bo zdrowiutkie aż dzwoniły ... zrumienione na maśle były doskonałym dodatkiem do obiadu:-) W ogóle to rydze rosną nawet w miejscach, gdzie kiedyś ich nie uświadczyło, nawet w naszym lesie, tuż za drogą, wystarczy przeskoczyć rów.
Zdjęcia im zrobiłam, bo Krzysztof pisał kiedyś, że chyba jeszcze nie widział rydzów ...
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, dobre słowo, bywajcie w zdrowiu, pa!