środa, 27 stycznia 2021

Sen o wiośnie ...

 ... właśnie się zakończył, a już miałam cichą nadzieję. Mrozy z zeszłego tygodnia ustąpiły, halny wytopił śnieg zupełnie, zrobiło się naprawdę ciepło. Z uli zaczęły wylatywać pierwsze pszczoły, z grządek zbierałam zieloną natkę pietruszki, a pory wyciągałam z zupełnie niezamarzniętej ziemi. W sobotę to już  chciałam brać taczki, zbierać kopce kretów i wysypywać na grządkę-rozsadnik.

Zamiast tego pozbierałam suche nasiona pozostawionych przekwitłych roślin. To jeżówki, onętki, firletki, aksamitki, przegorzan, wielosił, a także kłosowiec anyżkowy, zwany inaczej miętą meksykańską. O, ten to pachnie słodko, nawet jak wytrzepuje się z niego nasionka drobniutkie jak mak. Ale mam jedną roślinę, o której nie mam pojęcia, co to jest. To pewnie jedna z tych, co posiałam, a nie wiedziałam, co ... chociaż zupełnie nie kojarzę, żebym ją zamawiała, może tylko jedno nasionko zaplątało się wśród innych. Na początku była rozetka, którą w jesieni posadziłam na grządce. W następnym roku urósł całkiem wysoki kłos, który zakwitł na niebiesko ...


Może ktoś ma pomysł, co to może być? będę wdzięczna za rozpoznanie, z tej rośliny też zebrałam nasiona, były w takich torebkach i również drobniutkie jak mak. 

Tymczasem wróciła zima. Zasypało nas mocno, śniegu po kolana, a w bramie wjazdowej usypana zaspa, którą odsunął pług z drogi, ani wjechać na podwórze. Cóż było robić? łopata i do roboty.


Odśnieżyłam cały wjazd, przerzuciłam zaspę na drugą stronę i poniżej, bo bałam się, że kiedy zmrozi ją, to ciężko będzie rozbić. Trakty komunikacyjne po opał, do piwnicy, a nawet dojście daleko do kompostownika też odśnieżyłam. Przydało się, bo dziś odkopywałam tunel foliowy,  śnieg który zsunął się z góry, dociskał niebezpiecznie boki i mógł uszkodzić stelaż. Nie powiem, po takiej pracy podkoszulek mokry, niby nie ciężko, a swoje robi, ale lubię wysiłek. Z okna widoki bajkowej zimy, dziś w nocy przyszły sarenki, rozgrzebały śnieg w sadzie ... zjadają liście bluszczu, oskubały je też z śliwkowych pni. Śnieżyca i wichura położyły jedną starą śliwkę, dobrze że nie poleciała na ule, znowu świeża robota, jak zejdą śniegi.

W nocy pełnia, w sadzie jasno, jakby ktoś zapalił latarnię, tylko cienie kładą się po śniegu. Czekając na psy, które wyszły na spacer patrzę przez okno na ten baśniowy, zaczarowany świat, a widać daleko, aż na łąki po drugiej stronie potoku. Trochę dziennych zdjęć zimowych ...




W zeszłym tygodniu piekłam ciasteczka owsiane, z dodatkiem połamanej gorzkiej czekolady i rodzynek, w tym zrobię z orzechami:-) ... dobre do pochrupania.



Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!






niedziela, 17 stycznia 2021

Hu, hu, ha!

Wszędzie biało, trzyma całkiem spory mróz. Chociaż tyle radości w ostatnie dni ferii mają dzieciaki. Każda górka oblegana, sanki, jabłuszka, narty, tylko bałwanków mniej, bo zmrożony śnieg nie daje utoczyć się w kulę, za to doskonale można zrobić aniołka. Puch, biały puch, leciutki, daje łatwo zmieść się miotłą, rankiem znowu skrząca warstwa pokrywa odmiecione ścieżki.

Psy wariują, w gonitwie to dwie kule, pędzące przez śnieżne pola, a za nimi kurzawa. Wracają potem takie zaśnieżone dwa diabły i odtajają w cieple chatki. Mima jest gładka, otrzęsie się i po kłopocie, za to Amik o długiej sierści musi odczekać swoje. Ale przy okazji zdąży powygryzać z łap lodowe kulki, kiedy idzie po podłodze, to stukają, a nawet niekiedy kuleje.

Pojechaliśmy w obowiązkowy objazd po terenie znaną pętelką, zobaczyć jak wygląda zima w Górach Sanocko-Turczańskich. Po porannej kurzawie wyszło słońce, ciężko wytrzymać bez okularów w tej oślepiającej bieli, świat nieskazitelny, bajkowy, z gałęzi osypują się śniegowe poduchy, migocząc w słońcu milionami śnieżynek.


Droga do nas schodzi ze sporego wzniesienia pionowo w dół, stromizna spora, ale ile radości na saneczkach. Nie jeżdżą tu auta, nawet pług zatrzymuje się i zawraca w naszej bramie, więc dzieciaki bezpiecznie mogą bawić się do woli. Na łąkach nie da się pojeździć, za sypki śnieg, jeszcze nie ubity.

Przyjechały nasze wnuczęta pojeździć na sankach, ileż było radości, krzyków, pisku, bo nabiera się całkiem sporej prędkości.


Trochę niżej więcej śniegu, spory zakręt, to i frajda większa, bo sypie spod płóz i hamujących butów prosto w twarz.

A Tosi nic nie przeszkadzało, taki duży śnieg, przewracała się w nim jak mały skrzacik ...


O! a tu jeszcze ciekawiej, kiedy dotknie się gałązki, spada tyle śniegu!



Buzie wymrożone, z rumieńcami, to i apetyt dopisywał, gorąca kiełbaska z ogniska smakowała jak nigdy:-)

Jasiek szczerbaty, wypadają mu zęby, chowa je pod poduszkę, a nocami wróżka Zębuszka zabiera mleczny ząbek, w zamian zostawiając pieniążek. Jak żałujemy z dziadkiem, że za naszych czasów nie było takich wróżek, straciliśmy sporą kasę:-) Właściwie ten post to odpowiedź na wezwanie Zielonejpiranii, co prawda z dzieciakami bawili się ich rodzice, a babcia tylko zdjęcia zrobiła, a potem umknęła do ciepłej chatki:-)



Zapowiedź mrozu.


Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za odwiedziny, zdrowia życzę, pa!





wtorek, 12 stycznia 2021

Czy wy wiecie, czy nie wiecie ...

W zeszłym tygodniu mąż późnym popołudniem w piątek wyjechał w jakiejś ważnej sprawie z Pogórza do domu. Wybrał drogę przez las, potem zjechał przez most na Sanie do Krzywczy, a dalej przez wieś Średnią do Woli Węgierskiej, jak mi potem opowiadał. Tam się tak ładnie jedzie, przez jodłowy las, w sezonie tereny bardzo grzybowe, a po jednej stronie przy drodze teren ogołocony z drzew, bo niedawno była budowa gazociągu. ... I wyobraź sobie - tak mi opowiada - wyprzedziłem ciągnik z przyczepą, wyładowaną drewnem, za mną jeszcze jedno auto, i patrzę, a tam na tym wyrębie, przy drodze, żubr stoi! - Zrobiłeś mu zdjęcie? - pytam ja. - Nie miałem jak, bo skoro wyprzedziłem, to nie mogłem zajechać drogi tym za mną i zatrzymać się ... wiesz co, trzeba było jednak gdzieś zawrócić i zrobić mu to zdjęcie, stał grzecznie w miejscu.

Napisałam mejla do Staszka Kucharzyka, najlepiej dowiedzieć się u źródeł, czy przypadkiem z bieszczadzkiego stada nie było jakiejś ucieczki żubra. Otrzymałam odpowiedź, że raczej nie, może gdzieś spod Leska? I tak zostało. Oprócz tego zasiałam nutkę niepewności u męża ... może ktoś zrobił psikusa i postawił w lesie tego sztucznego żubra, z reklamy piwa, którego czasami można zobaczyć jeszcze przy niektórym  sklepie. ...- Wiesz co, będziemy wracać tamtędy w niedzielę do domu, sprawdzimy, sam już nie wiem, ściemniało się, może pomyliłem się ...

W niedziele okazało się, że przy drodze pusto, znaczy że reklamowego żubra nie ma, a tamten był najprawdziwszy. No i wczoraj znowu dostałam wieści od Staszka, że ten żubr to uciekinier z Mucznego. W tamtym roku zrobił trasę przez Krasiczyn, Jarosław aż do Chałupek pod Przeworskiem. Może spodobało mu się pod Pruchnikiem i chętnie tu wraca:-) A tak w ogóle to jest z zoo, przyzwyczajony do ludzi. Mąż w międzyczasie rozmawiał ze znajomym z tamtych rejonów, tak, mieszkańcy widują tego żubra, czasami wyjdzie na pola, trochę nabroi:-) Chciałabym go zobaczyć, zrobić zdjęcie, co innego żubr w naturze, a co innego w zagrodzie.

Ostatnio znajomy Krzyś przysłał mi link do filmiku na yt, muzyka Michael Fate, jego zdjęcia też. Tak, to moje klimaty, tym bardziej że utwór nosi tytuł "Marysia", słucha się przyjemnie, ogląda również, a całość wręcz "duszoszczipatielnaja".


U nas mroźno, śniegu brak, za to dereń w oczekiwaniu na wiosnę, cały w pąkach. Dwie przesyłki z nasionami już w domu, ale ciągle mam niedosyt, szperam po stronach ogrodniczych, ależ kuszą:-)



Czytam teraz "Bieszczady w PRL-u" Krzysztofa Potaczały, aktualnie jestem w rozdziale o budowie ośrodków rządowych w Arłamowie, Trójcy, a także o Mucznem. Przypomniało mi się, że na początku lat 80-tych miałam propozycję pracy w tym ostatnim, ciekawe, kto wtedy ze mną rozmawiał, było ich dwóch:-) 

Tęsknym wzrokiem śledzę kamery na arłamowskim stoku narciarskim, jest gładziutki, wyratrakowany, tylko szusować.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, bywajcie w zdrowiu, pa!



sobota, 2 stycznia 2021

Na styku ...

 Po świętach wyjazd na Pogórze, do koszyka zapakowany słoik bigosu, który zaplątał się w lodówce, jakieś resztki wędliny, kilka pierniczków, a resztę jedzenia będziemy kombinować na miejscu. Temperatury dodatnie, na grządkach utrzymały się wysiane jesienią jakieś sałaty na patelnię, trochę rukoli ... z przyjemnością obłożyłam zielonymi listkami kanapkę na śniadanie:-)


Siąpił deszcz, ja trochę zasmarkana patrzyłam z okna na świat, na zamoknięte łąki, krople wiszące z gałęzi, i czytałam książki przyniesione z biblioteki. Psy spały całymi dniami, wychodziły tylko na mały spacer i z powrotem w piernaty. Jednego dnia zrobiła się mała przerwa w deszczu, nawet z lekka zaświeciło słońce, a z łąk uniósł się mgielny opar. Wiem, cały czas pokazuję Wam mgły, ale jak tu nie robić zdjęć, kiedy one tak zmieniają się z każdą chwilą:-)



Ostatni dzień roku wyjątkowo deszczowy, po południu zmienił się w mokry śnieg. Nowy Rok przywitaliśmy o 18-tej wg czasu w Bangkoku:-) a mnie wyjątkowo nie chciało się spać, więc z książką doczekałam do północy, kiedy to fajerwerki grzmiące gdzieś z górnej wsi przestraszyły psy. Ranek obudził się w bieli, a skoro świt zjechał już do nas pług, odsypał śnieg i posypał drogę kruszywem.

Mamy taki zwyczaj od lat, że w Nowy Rok idziemy wszyscy do naszej nestorki rodu z życzeniami, wypijamy szampana i możemy zaczynać kolejny rok. Więc pojechaliśmy do domu, wpierw zamknąwszy psy w chatce, niech na nas czekają, kilka godzin wytrzymają. Ten śnieg spadł, ale już topił się, spadał mokrymi pecynami z drzew, drogi schły, a na równinach nie było go prawie widać. Dzisiejszy ranek obudził się jasny, rozświetlony, po równie bezchmurnej, księżycowej nocy, kowaliki wyśpiewywały już chyba pieśni godowe, potem dołączyły wrzaski sójek, tych jest wyjątkowo dużo w tym roku ...


Księżyc wisiał jeszcze długo na niebie, na zdjęciu po godzinie 8-mej miał jeszcze sporo drogi przed sobą ... z jednej strony słońce, z drugiej księżyc, zadziwiają te zjawiska na niebie:-)


Nie dane nam było iść na wędrówkę i jeszcze nie wiem, kiedy pójdziemy. Mąż uderzył wielkim paluchem u stopy o schodek, palec zsiniał, a paznokieć szykuje się do zejścia:-) może trzeba będzie czekać do sandałów, no chyba że w sandałach po śniegu:-) Pozostają nam wycieczki autem, więc jeździmy, patrzymy i na razie tyle nam pozostaje.
Na nizinach wiosna ...



Trochę wyżej jeszcze biało, choć chyba nie na długo.







Pod wieczór łąki wyglądały już tak, jakby przetarte, jest odwilż.


Mieliśmy trochę pościć, ale w lodówce uzbierało się resztek różnych słonych serów, trzeba było je wykorzystać, a  zatem co? placinty rumuńskie:-) ... ta po prawej ukazuje w pęknięciu białą zawartość z posiekanym świeżym koperkiem. Nie należy dopuszczać, aby miejsce zlepienia ciasta było nieszczelne, bo potem zawartość ucieka i przypala się na patelni ... ale te przypalenia serowe są takie pyszne, chrupiące i słone:-)


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, wszystkiego dobrego, pa!

P.s. Już myślę o wiośnie, poszły dwa zamówienia na nasiona, będą eksperymenty na grządkach:-)