A sochaczki to nazwa dawnych, wolnych targów mięsem, znanych w XVII wieku w tutejszych okolicach, a dziś wielki jarmark sztuki ludowej w Pruchniku, pokaz dawnych rzemiosł, pszczelarstwa, rękodzielnictwa, winiarstwa, i co tam jeszcze komu przyjdzie do głowy, że można przy okazji sprzedać i zarobić grosz.
Zabytkowy rynek przyciąga rzesze chętnych, impreza rozkręca się z roku na rok, a i miasteczko bardzo korzystnie zmienia swoje oblicze. Zresztą miasteczko bardzo młode, bo prawa miejskie odzyskało po 77 latach, dopiero w 2011 roku. Zabytkowa zabudowa, podobna jak w wielu galicyjskich miasteczkach XIX wieku, a dodatkowego uroku dodaje ryneczkowi pochyłość, na której jest położony. Wkraj słusznie zauważył, że bardzo podobnie jest w Lanckoronie. Nieco dalej bardzo ładnie zagospodarowany plac targowy, z nowymi, gustownymi wiatami, a tam rozstawiał się nasz kolega, Jurek, który zajmuje się z powodzeniem winiarstwem ... na nasłonecznionych stokach Węgierki założył winnice ... byliśmy kiedyś u niego z rajdem turystycznym.
Kiedy tutaj zajechaliśmy przejazdem z naszego pogórza w ostatki sierpnia, stragany dopiero rozkładały się, ale zdążyliśmy napaść panią z Medyni Głogowskiej, z ośrodka garncarstwa, i zakupiliśmy do naszego "skrzydła zachodniego" glinianego koguta do zawieszenia gdzieś ...
A wiecie, co nam się marzy?
Taki kogut w tonacji zielonej, tylko o wiele większy ... bo okienniczki i obróbki chatka ma zielone i bardzo by nam taki kogucik spasował do zawieszenia na nowej ścianie szczytowej:-)
Tak przy okazji, zawitał do nas, bardzo podobny w tonacji kolorystycznej, gliniany dzwonek z Huculszczyzny jako podarunek od przyjaznej duszy:-)
Właściwie to chciał mi mąż pokazać nową wieżę widokową na Korzeniach, na wzniesieniu Iwa, z której przy dobrej pogodzie widać pewnie Kopystańkę ... bo w gruncie rzeczy, w linii prostej to nie jest tak daleko.
Drewno jeszcze świeże, pachnące żywicą, i już napis na poręczy schodów, który mnie zainspirował ...
Pokonałam z wrodzonym lękiem wiele schodów, ale warto było ... wyobraźcie sobie teraz południowy, letni żar, lekki wiaterek, pachnące zioła z okolicznych łąk i te widoki Pogórza Dynowskiego, a za nimi Przemyskiego ...
Tak, im bardziej na południe, tym bardziej dziko i lesiście ... to tamtędy wiodą szlaki naszych rajdów turystycznych. Tuż obok stoi słup tatarski tzw. wici ...
W tych wnękach zapalano ogień, kiedy tylko dostrzeżono jakieś niebezpieczeństwo wszelakiego, nie tylko tatarskiego najazdu. To tutaj była w podobnym czasie Asia z Siedliska pod Lipami w podróży służbowej, odwiedzając pobliskie gospodarstwo agro i winnicę naszego kolegi, Jurka.
A co na naszym Pogórzu?
Praca wre, mimo niesprzyjającej pogody, na szczęście prawie wszystkie prace pod dachem. Ściany błyszczą świeżym kolorem, zyskują kolejne wykończenia, zeszliśmy już prawie z rusztowań niżej i tak po kolei, etapami, zamykamy zewnętrze "skrzydła zachodniego".
Tylko śliwki nie dają mi spokoju, leżą pod drzewami fioletowym dywanem, a ja staram się nieco uszczknąć z ich bogactwa, smażąc kolejne powidła, marmolady wieloowocowe, mieszając eksperymentalnie różne smaki ... a to jabłka, a to winogrona, a nawet płatki róży w cukrze.
Niskie słońce, jeśli zdarzy się takowe, złociście oświetla wszystko ... nawet pszczoły jeszcze obudziły się, wynosząc jakieś resztki słodyczy z plastrów, które mąż powiesił pod dachem ... ostatnio buczało tam jak w ulu, kiedy woziłam drzewo pod dach ... żebyśmy zimą nie zmarzli:-)
Ostatnie deszcze wcale nie poprawiły stanu wód gruntowych, wody w studni nadal brak ... dojrzewamy, a właściwie już dojrzeliśmy do ważnej decyzji, a więc głębinówka.
Troszkę porannych mgieł, już w tonacji lekko przyrudziałych lasów buczynowych ...
I nasza droga w dół, błyszcząca od nocnych deszczów ...
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny i dobre słowo, bywajcie w zdrowiu, pa!
Nie miała baba roboty, poleciała wczoraj w piaszczyste nieużytki, młodniki sosnowe, to i przyniosła sobie koszyk zdrowiutkich maślaków ... to i robotę teraz ma:-)
Zabytkowy rynek przyciąga rzesze chętnych, impreza rozkręca się z roku na rok, a i miasteczko bardzo korzystnie zmienia swoje oblicze. Zresztą miasteczko bardzo młode, bo prawa miejskie odzyskało po 77 latach, dopiero w 2011 roku. Zabytkowa zabudowa, podobna jak w wielu galicyjskich miasteczkach XIX wieku, a dodatkowego uroku dodaje ryneczkowi pochyłość, na której jest położony. Wkraj słusznie zauważył, że bardzo podobnie jest w Lanckoronie. Nieco dalej bardzo ładnie zagospodarowany plac targowy, z nowymi, gustownymi wiatami, a tam rozstawiał się nasz kolega, Jurek, który zajmuje się z powodzeniem winiarstwem ... na nasłonecznionych stokach Węgierki założył winnice ... byliśmy kiedyś u niego z rajdem turystycznym.
Kiedy tutaj zajechaliśmy przejazdem z naszego pogórza w ostatki sierpnia, stragany dopiero rozkładały się, ale zdążyliśmy napaść panią z Medyni Głogowskiej, z ośrodka garncarstwa, i zakupiliśmy do naszego "skrzydła zachodniego" glinianego koguta do zawieszenia gdzieś ...
A wiecie, co nam się marzy?
Taki kogut w tonacji zielonej, tylko o wiele większy ... bo okienniczki i obróbki chatka ma zielone i bardzo by nam taki kogucik spasował do zawieszenia na nowej ścianie szczytowej:-)
Tak przy okazji, zawitał do nas, bardzo podobny w tonacji kolorystycznej, gliniany dzwonek z Huculszczyzny jako podarunek od przyjaznej duszy:-)
Właściwie to chciał mi mąż pokazać nową wieżę widokową na Korzeniach, na wzniesieniu Iwa, z której przy dobrej pogodzie widać pewnie Kopystańkę ... bo w gruncie rzeczy, w linii prostej to nie jest tak daleko.
Drewno jeszcze świeże, pachnące żywicą, i już napis na poręczy schodów, który mnie zainspirował ...
Pokonałam z wrodzonym lękiem wiele schodów, ale warto było ... wyobraźcie sobie teraz południowy, letni żar, lekki wiaterek, pachnące zioła z okolicznych łąk i te widoki Pogórza Dynowskiego, a za nimi Przemyskiego ...
Tak, im bardziej na południe, tym bardziej dziko i lesiście ... to tamtędy wiodą szlaki naszych rajdów turystycznych. Tuż obok stoi słup tatarski tzw. wici ...
W tych wnękach zapalano ogień, kiedy tylko dostrzeżono jakieś niebezpieczeństwo wszelakiego, nie tylko tatarskiego najazdu. To tutaj była w podobnym czasie Asia z Siedliska pod Lipami w podróży służbowej, odwiedzając pobliskie gospodarstwo agro i winnicę naszego kolegi, Jurka.
A co na naszym Pogórzu?
Praca wre, mimo niesprzyjającej pogody, na szczęście prawie wszystkie prace pod dachem. Ściany błyszczą świeżym kolorem, zyskują kolejne wykończenia, zeszliśmy już prawie z rusztowań niżej i tak po kolei, etapami, zamykamy zewnętrze "skrzydła zachodniego".
Tylko śliwki nie dają mi spokoju, leżą pod drzewami fioletowym dywanem, a ja staram się nieco uszczknąć z ich bogactwa, smażąc kolejne powidła, marmolady wieloowocowe, mieszając eksperymentalnie różne smaki ... a to jabłka, a to winogrona, a nawet płatki róży w cukrze.
Niskie słońce, jeśli zdarzy się takowe, złociście oświetla wszystko ... nawet pszczoły jeszcze obudziły się, wynosząc jakieś resztki słodyczy z plastrów, które mąż powiesił pod dachem ... ostatnio buczało tam jak w ulu, kiedy woziłam drzewo pod dach ... żebyśmy zimą nie zmarzli:-)
Ostatnie deszcze wcale nie poprawiły stanu wód gruntowych, wody w studni nadal brak ... dojrzewamy, a właściwie już dojrzeliśmy do ważnej decyzji, a więc głębinówka.
Troszkę porannych mgieł, już w tonacji lekko przyrudziałych lasów buczynowych ...
I nasza droga w dół, błyszcząca od nocnych deszczów ...
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny i dobre słowo, bywajcie w zdrowiu, pa!
Nie miała baba roboty, poleciała wczoraj w piaszczyste nieużytki, młodniki sosnowe, to i przyniosła sobie koszyk zdrowiutkich maślaków ... to i robotę teraz ma:-)