wtorek, 30 kwietnia 2013

Nie miała baba kłopotu ...

... przyleciała do niej papuga.


Woziliśmy dziś drzewo z przyczepki do szopy, za domem poderwał się do lotu kolorowy ptak i wylądował na wpółuschniętej śliwce ozdobnej, która nie przetrwała zeszłorocznych mrozów ...
O ludzie! mam zmartwienie! jak to stworzenie przetrwa? ... dobrze, że jest ciepło, ale co będzie jeść?


Fruwa po ogrodzie, u mnie, u sąsiadki, woła skrzekliwym głosem, śmiesznie przełazi z gałęzi na gałąź, pomagając sobie dziobem ... nie jest strachliwa ...


Co mogę zrobić? jak ją przywabić? a i kot w domu, jeśli udałoby się ...


Uciekła komuś z klatki, pewnie nie wie, co zrobić z tą wolnością, żeby tylko nie skończyło się źle ...
U nas wiosna na całego, dobrze, że w sobotę zdążyłam zrobić zdjęcie rozkwitłym magnoliom ...



... bo dziś sieją już płatki na całego ...


Rozkwitła różowa czeremcha, odurzająco pachnie tawuła ... to zapachy majówkowe, takimi kwiatami były strojone ołtarzyki przy kapliczkach ...



Wszystko pachnie, czereśnie brzęczą licznymi pszczołami, wysoka temperatura bardzo przyśpieszyła rozwój liści ... a moje ogórki w kubeczkach pewnie za chwilę wydadzą owoc, bo też kwitną ...
Wyroiły się już komary, tną mocno, zwłaszcza wieczorami ... brygada RR dalej szaleje po domu, uciekam od nich jutro rano, aż do soboty ... będę kończyć prace grządkowe.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, udanych majówek życzę i wszystkiego dobrego, pa!




niedziela, 28 kwietnia 2013

Trzy razy kukułeczka ...

Mówią, że jak usłyszy się wiosną po raz pierwszy kukułkę, to trzeba koniecznie potrząsnąć portmonetką z drobniakami, co podobno wróży dobrze na cały rok, jeśli chodzi o zasobność tegoż właśnie portfela.
Jakoś nie udało mi się nigdy tego dokonać, bo zazwyczaj słyszę kukułkę, kiedy nie mam pieniędzy przy sobie.
Kukułki kukają na potęgę, ptasie gardziołka wyśpiewują od szarego świtu ...
Udało nam się po raz pierwszy tej wiosny długo w wieczór posiedzieć na tarasie, a rankiem wypić pierwszą kawę przy wtórze ptasich koncertów.
Całą sobotę spędziłam na przygotowywaniu grządek do siania i sadzenia, przy prawie 30-stopniowej temperaturze i lekkim wietrzyku zupełnie nieodczuwalnie przypiekłam sobie ramiona.
Pogórze zazieleniło się niezauważenie, tak z dnia na dzień, rozkwitło krzakami tarniny i dzikimi czereśniami, a gołe do tej pory drzewa odznaczają się na tle sosnowych lasów świeżutką, młodą zielenią ...


Na tarasie jeden wielki brzęk, to murarki szukają sobie siedlisk w belkach, między deskami, oprócz trzcinkowych łodyg, które im przygotowałam, buczące trzmiele również usiłują wcisnąc się między deski, zauważyłam, że jest ich o wiele więcej niż w zeszłe lata.
Mąż w weekendy jeździ do zaprzyjaźnionej pasieki doszkalać się w bartnictwie, planuje sobie postawić w starym sadzie kilka uli, przede wszystkim do zapylania, a przy okazji, jak trafi się miodek, to będzie radość.
Musi przejść cały cykl prac w pasiece, bo co praktyka u boku pszczelarza, to praktyka ... tego nie wyczyta w książkach.


Pod wieczór odwiedzają mnie moje młode sąsiadeczki, mamy swój "five o' clock", przy herbatce opowiadają mi, co wydarzyło się ciekawego, jak przyjmowały z mamą kozi poród, i przyniosły mi własnoręcznie zebrany bukiecik wiosennych kwiatów ...


Ojejku, siedziałabym tu cały czas, a czas płynie inaczej, regulowany porami dnia, pracą, szybkim posiłkiem, chwilą odpoczynku ...


Dziś odbyło się podkarpackie otwarcie sezonu motocyklowego na wzgórzu kalwaryjskim, zewsząd ciągnęły kawalkady motorów, przy okazji oddawano honorowo krew ... jeszcze teraz słychać dudnienie silników powracających ...
A na połoninkach pasły się owieczki ...


... z drugiej strony kozy z potomstwem ...



Zapakowaliśmy przyczepkę drzewem i na powrocie do domu zahaczyliśmy jeszcze o rezerwat szachownicy kostkowatej w Krównikach pod Przemyślem, przecież to pora jej kwitnienia ... podziwiajcie te oryginalne kwiatuszki ... a może ktoś ma wolną chwilę, naprawdę warto tam zajrzeć.








Zauważyłam, że Amik staje się coraz bardziej posłuszny, wraca na wołanie, co przedtem było nie do pomyślenia, trzyma się blisko domu, a wieczorem leży na tarasie, nasłuchuje, węszy i pilnuje, jak prawdziwy gospodarz, a czasami warczeniem daje znak, jak za bardzo zbliży się lis, albo naszczekujące jelonki ... no i sam wskakuje do samochodu ... umie w chatce wejść na górę po schodach, ale nie zejdzie, trzeba go znosić, może i tego nauczy się z czasem ...



Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za wsparcie, ciepłe słowa, dobrych dni życzę, pa!



czwartek, 25 kwietnia 2013

Chciałabym taki kolor ...

...  żeby nie był za ciemny ... za jasny też nie ... i nie czerwony ... za pomarańczowy też nie ...
Sprzedawca uśmiechnął się i powiedział: - To będzie ten!
Rzeczywiście, ciepły brązik, na wzorniku wyglądał bardzo ładnie.
Ale na deskach sosnowych, malowanych dwukrotnie wcale nie osiągnęłam tego efektu ... ale co tam! zawsze można przyciemnić ... tylko, że te deski znajdują się już w wykończeniach "kukułek" dachowych ...
trzeba długą drabinę i leźć wysoko.
Remontujemy się dalej, trwa borowanie ścian, cementowy pył unosi się wszędzie ... kąt po kominku straszy rurą spalinową z nałożonym workiem, bo śmierdzi spalenizną ... worek, w zależności od wiatru i ciśnienia, albo wydyma się , albo zasysa do środka, albo delikatnie pulsuje ... śmieją się, że to płuca domu pracują ... nawet psy są zakurzone ...


Byliśmy wczoraj w Polsce ... szukać pomocy dla mego brata ... profesor uspokoił nasz strach, wlał nadzieję w serca ... a w naszych oczach łzy ... radości ...


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za ciepłe myśli, za dobre słowa, wszystkiego dobrego, pa!



poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Las sadziłam ...

Przywiozłam sobie od brata sadzonki dębu, o których pisałam wcześniej ... sporo tego było .. i już rośnie las, nad samym potokiem.
Miejsce w sporym obniżeniu terenu, kiedy przygrzało słońce, tchu brakowało ... Miśka wykładała się i tarzała w suchej trawie, wyglądała jak chochoł ... kto cię będzie wyczesywał, ty czarnucho!
Amik w swoim żywiole, tyle ścieżek wydeptanych przez zwierzęta, różnych zapachów, nad samym brzegiem potoku, ale cały czas w pobliżu, i co chwilkę sprawdzał, czy jestem.


Mąż na górze wycinał stare śliwy, suche i spróchniałe, więc przy okazji wielkie ognisko z drobnych gałązek, do tego zarośla z derenia, które zaburzały granicę pola do dopłat unijnych ... a na koniec przypieczona kaszanka, do tego ogórek kiszony i papryka marynowana z miodem ... jakie to dobre, tylko wzdychałam, albo byliśmy tacy głodni.
U sąsiada kozy-mamy pasły się z koźlątkami, bardzo bałam się, żeby Amik ich nie atakował, nie wiem, jak się zachowa, nie znam go na tyle, a trzeba wszystkiego dopilnować ... wysłałam męża, żeby zobaczył, czy wszystko w porządku ... stare kozy najeżyły się rogami, małe gdzieś za nimi i psisko wycofało się.


Pierwszy raz widziałam, jak małe koźlęta potrafią bawić się z dzieckiem, Ola wybiegała na górę żwiru, one za nią, w podskokach, susami, i z powrotem w dół, naookoło i znowu do góry ... są 3 koziołki i 1 kózka, a szkoda!


Błotniste drogi polne wyschły, ale jest bardzo wysoki poziom wód gruntowych, zewsząd wybijają źródełka, sączy się woda, a nad Wiarem w dół płynie już spory strumyk, który zbiera te wszystkie wypływy ... czyściutka, krystaliczna woda.
Przejeżdżaliśmy Wiar brodem, sporo wody, a przy drugim brzegu, u wyjazdu, zabrało kawałek drogi, zrobiła się dziura i trzeba było korytem jechać.
A w domu zdążyłam wyczyścić oczko wodne, pompka napowietrza wodę ślicznym parasolem ...


... i dzielnie pomaga jej paskudna żaba ...


... ale chodzi o to, żeby dobrze natlenić wodę, wtedy nie będzie się psuć i nie trzeba będzie jej tak często wymieniać.
Oprócz żab nic tam nie żyje, oczko wodne spełnia raczej rolę poidełka dla ptaków, psy popiją, a może jeszcze jakie inne stworzenia.
Po zimie, przy odpompowywaniu woda znalazłam tylko 3 nieżywe żaby, co jest niewiele w porównaniu z zeszłymi latami, ale i tak o te 3 za dużo ... może otulinka na zimę pomogła, może nie było takiego mrozu, a może ... sama nie wiem.
Wyszłam wieczorem po Gucia, usiadłam na schodku, było ciepło ... z oczka wodnego dochodził pojedynczy, gruby, żabi głos ... krr, krr, gdzieś w oddali wesoło rechotały żaby z jakiegoś stawu ... przyjemnie tak wieczorem posiedzieć na zewnątrz i posłuchać odgłosów, w domu tego nie słychać.


Wszędzie łany zawilców, miodunek, żółte pierwiosnki już kwitną ... wyniosłam moje murarki, które przebywały w lodówce ... już część zdążyła powychodzić z kokonów ... jak tylko ogrzały się w słońcu, zaczęły wylatywać, krążyć, prawie jak rój ... kiedy pojedziemy następnym razem do chatki, pewnie wszystkie już wylecą.


Pozdrawiam Was serdecznie i ciepło, dziękuję za odwiedziny i pozostawione słowa, cieszmy się każdą chwilą, malutkie radości niech tworzą nasze szczęście, bo nie wiemy, jaki scenariusz nam pisze życie ... nie wiemy ...





środa, 17 kwietnia 2013

Wietrzymy się ...

Jedni bardzo elegancko, na tarasie i w fotelikach ...


... jedni w słońcu ...


... a inni w cieniu ...


Nastał cudowny czas, trawa zielenieje w oczach, wczoraj odkryłam jakieś małe tulipanki przy okazji wygrabiania zeszłorocznych liści z kątów.
Dzielna byłam, ostrzygłam żywopłot, na który nie miałam czasu w zeszłym roku, nie powiem, czuje się w ramionach ten wysiłek ... odkryłam ocieplinkę z oczka wodnego ...


... a dziś będę je czyścić, wylewać starą wodę, zamontuję pompkę napowietrzającą, a przy okazji zobaczę, czy nie ma w nim martwych żab i czy ta osłona coś pomogła.
Przekwitają krzaki wawrzynka wilczełyko, w powietrzu unosi się zapach jego maciupkich kwiatków, nie potrafię nawet określić, jaki on: słodki, omdlewający, narkotyczny, trujący ... można włożyć nos i wąchać, wąchać ...


Wcale nie dziwę się, że wabi pszczoły, trzmiele ...


... i motyle, które rozwijają trąbkowate rureczki i wysysają nektar ...



... a nad tarasem też taki motylek się unosi ...


Nastał pracowity czas, w międzyczasie przychodzą fachmani od remontu i demolują mi dom ... przeżyjemy i to, a potem wypuścimy się w góry Rumunii, albo Ukrainy, albo jeszcze dalej ... chyba troszkę mnie poniosło.


Pod najpiękniejszą z moich brzóz rośnie "osobisty" łan czosnku niedźwiedziego, wszędzie małe sieweczki, które wykiełkowały z nasion, co niektóre przedostały się już za ogrodzenie ...


... obok domu "brzęczące" drzewo, to dereń jadalny kwitnie, raj dla pszczół.
I już zaczynamy zwozić drzewo na przyszłą zimę, niech spokojnie schnie sobie w szopie, bo po przeróbkach remontowych będzie to główne źródło ciepła na przyszłą zimę, a nie tylko ozdoba za szybką kominka, od której jestem zresztą uzależniona, bo jak nic tam nie żarzy się, to czegoś mi brakuje.


Nieustająco piekę chlebki pszenno-żytnie, wyjmujemy ze spiżarni resztki przetworów, ot! wczoraj na ten przykład były rydze na maśle z odrobiną cebulki, ... bo na więcej nie ma czasu ...


Pozdrawiam wszystkich serdecznie, nieustająco dziękuję za odwiedziny, za Waszą uwagę, dużo ciepła w sercach życzę, pa!