Tym razem zaczaiłam się na te pierwiosnki, bo miodunek już prawie nie widać z wysokich traw ... wyszłam wczesnym porankiem na nasze łąki, a po chłodnej nocy rosa obficie moczyła bose stopy, obute tylko w klapki ... ponoć nie ma lepszego hartowania, jak brodzenie w takiej rosie:-)
Pogórze jeszcze trochę zaspane, otulone poranną mgiełką, ale kiedy stoję tam, w najwyższym punkcie naszej łąki i patrzę tak dookoła ... serce rośnie ... zimny wiaterek wyciska łzy z oczu, koniec nosa czerwienieje, a palce grabieją od chłodu ...
Dużo czasu poświęciłam ostatnio przekładaniu kompostownika ... pod wierzchnią warstwą nierozłożonych resztek roślinnych całe bogactwo próchniczej ziemi, pachnącej, gruzełkowatej ... wynoszę ją na przygotowywane grządki, a tuż obok zakładam nowe pryzmy, zielone chwasty, liście przywiezione w workach z miejskiego ogrodu, a także resztki zgarnięte ze starego kompostu. Wszystko obudowane paletami od razu zmienia wygląd tego zakątka ogrodniczego ... przedtem niezabezpieczona niczym pryzma nie prezentowała się zbyt ładnie, ot, góra wysypanych śmieci, rzekłby ktoś ... W tym kompostowym przekładańcu pomieszkują i różni lokatorzy ... przy okazji delikatnie wygrzebałam łopatką dwa okazałe padalce, piękne w tym kolorze starego złota, zupełnie nieszkodliwe, bezbronne ... przeniosłam je w trawę obok, ale pewnie za chwilę znowu przyjdą z powrotem, bo tutaj mają schronienie i ciepło od rozkładającego się kompostu.
Po ostatnich, dosyć mocno wiejących wiatrach olbrzym orzech poległ ... w takich wypadkach to zawsze myślę sobie, jak dobrze, że nikogo tam nie było, czy człowieka, czy zwierzaka ... na przedwiośniu sprzątaliśmy pobojowisko po jednej obłamanej odnodze, teraz czeka całe drzewo ... bez jakiegoś ściągu się nie obejdzie, bo drzewo zawisło na sąsiedzkich głogach ... pewnie zadzierzgniemy linę, i będziemy podciągać po kawałku "czołgiem".
Kiedy pracuję ogrodniczo, psy cały czas są ze mną, znikają czasami w sąsiedzkich krzakach, czasami idą popić wodę. Jednego popołudnia psy zjadły miskę, my odpoczywaliśmy chwilkę, patrzę, a Mimi zaczyna jakoś tak dziwnie wyglądać, a zmiany następowały prawie w oczach... na głowie stanęły jej kępki włosów, potem na nogach, a na pysku to wręcz zaczęły tworzyć się bąble ... w jednym oku górna powieka spuchnięta, w drugim dolna ... jakby pokrzywa ja poparzyła. Ale jak pokrzywa, przecież ma sierść, to ją chroni ... ja od razu do męża, że pewnie te jego pszczoły ją pożądliły ... co było robić, pojechaliśmy do lecznicy, bo bałam się zostawać z takim psem na noc, a jak będzie gorzej, jakieś duszności ... Po drodze zmiany jakby ustąpiły, wygładziła się ... to pytam panią doktor, czy to możliwe, że pies ma uczulenie ... - a pewnie, takie jak pokrzywka na skórze ... czy na użądlenie pszczoły takie może być? ... jak najbardziej ...
Pewnie dziabnęła ją któraś, kiedy nie widziałam, przecież ona jest tak ciekawska, że wszędzie nos wsadzi, trzmiela pogoni, to i pszczołę pewnie też ... musi sama nauczyć się, co wolno, a co nie, przecież nie uchronię jej przed wszystkim.
Mąż tylko westchnął pod nosem - Siedem światów z tym psem, częściej jest u lekarza niż ja ... pies ma uczulenie, siedem światów!
Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło ... przy okazji Mimi zdjęto szwy, a trzymałyśmy ją we trzy, same baby ... mocne to psisko, że aż strach, a ma dopiero 7 miesięcy:-)
Mimi buszująca ... znosi przy okazji kleszcze na sierści w sporych ilościach ...
Amik to struś-pędziwiatr, ten to goni kilometrami ...
Spotykam jeszcze w sadzie spore stadko jemiołuszek ... zawsze wydawało mi się, że można je zobaczyć tylko w zimie. Właściwie to uwagę zwróciło to delikatne, charakterystyczne śrrrr, śrrrr ... niby znajome, patrzę, a one urzędują właśnie na jemiole u sąsiada, i to przez wiele dni ...
Sporządziliśmy pszczołom poidełko w dębowych pniach ... starzy pszczelarze bardzo polecają mech do wykładania poideł, bo pszczoła nie topi się, z łatwością pobiera wodę, a przy okazji inne potrzebne substancje z mchu ...
... a także z torfu, którego warstewka jest wyłożona na gąbkę w drewnianym korycie, żeby mech mógł sobie swobodnie rosnąć. Nie, nie niszczyliśmy runa leśnego, zabraliśmy kępę z rowu po pogłębianiu ... cieszy mnie taki obraz, bo widać, że pszczołom mech służy ... matki czerwią, będzie więcej pszczół.
Aha, jeszcze Wam opowiem, jak to wychodzę pewnego ranka na świat, a mój Amik jak posążęk zaczarowany przy starych ulach, nawet nie reaguje na moje wołanie ...
... jak zakochany, zapatrzony gdzieś wysoko ... patrzę i ja ... aha! wiewiórkę zapędził na drzewo i teraz pilnuje ... muszę w takich razach zabrać psy do domu, żeby rudaska mogła wrócić spokojnie do lasu:-)
Taka pogoda to wspomnienie, od rana leje, zimno i niemiło, moje rozsady otulone podwójną agrowłókniną w foliaku, mam tylko nadzieję, że przetrwają ...
Pozdrowienia ślę wszystkich zaglądającym tutaj, dzięki za odwiedziny, dobre słowo, pa!