wtorek, 31 stycznia 2012

Jak to próbowaliśmy chatkę w wielkie mrozy ...

Cały zeszły tydzień spędziliśmy na Pogórzu, a we wtorek zaskoczyła nas zima.
Lepki, mokry śnieg sypał tak, że nie było widać świata bożego ...


I tak nas zasypało w tej pogórzańskiej dolinie, malowniczo a pięknie, że wcale nie mieliśmy za złe zimie, że wreszcie pokazała swoje oblicze. Siedzieliśmy o poranku przy kawie, patrzyliśmy za okno, potem dalej prace przy łazience, niby tylko kilka listew, kołkowanie, a czas leci ...
Potem wybraliśmy się na zakupy do sklepiku w drugiej dolinie.
Nie była to taka prosta sprawa, wydawało mi się, że "czołg" da sobie radę śpiewająco z tym dużym śniegiem.
Wcale nie, może z puchem tak, ale tu był mokry, zbijał się w bryły nie do pokonania, a samochód tańczył, jak chciał, bo nie ma blokady.
Braliśmy naszą górę pewnie na dziesięć razy, w dół i parę metrów do góry, poszłam po łopatę do odśnieżnia w końcu, ale zanim wróciłam, mąż przebił się już na szczyt.
Pewnie takie problemy załatwiłaby agresywna guma, taka kostka, prawie jak w leśnych pojazdach ...


Problemy z mokrym śniegiem skończyły się, bo przyszedł mróz, breja zamarzła, tak że następnego ranka "czołg" bez problemów wyjechał na górę. Mróz cisnął coraz mocniej, pewnie tak jak wszędzie, i coraz więcej ptaków przylatywało do naszej śliwki; pisałam już o sikorkach, kowalikach, dzięciołach ...
Mróz przygonił sójki, piękne ptaki, bardzo zaborcze, hałaśliwe, wszystko pierzchało, jak one pojawiały się przy zimowej spiżarni ...


Któż potrafiłby tak zestawić barwy, jakie możemy obserwować na tym ptaku?
Ciepły beżyk, który dominuje, i ten turkus na końcówkach skrzydeł, patrzę na nie i podziwiam za każdym razem, kiedy pojawiają się, dziś było chyba z siedem sztuk ...
Zebrałam się w sobie twórczo i trochę popracowałam  przy "witrażyku" do drzwi łazienkowych.
Całość popełniona  jest, niestety, na sztucznej szybie, bo te marketowe drzwi są tak skonstruowane, że zwykłe szkło nie może być użyte. Nie ma żadnych listewek przytrzymujących, tylko duża listwa dolna jest zdejmowalna i tylko coś wyginającego się może być włożone w otwór ...



Hm! nabzdyczony kogucik wpisany w bratki, które przypominają jakieś motyle, a może meduzy? będzie pasować do różnych, chatkowych, dziwnych rzeczy, fajnie filtruje wieczorem światło, na kolorowo ...
W klamociarni  nabyłam kiedyś makramowe dziwadło, sama nie wiedziałam, do czego to może służyć, długo wisiało w kącie ...


... aż znalazło swoje miejsce, będzie przechowywać zapas papieru toaletowego.
Zasznurowałam jedną ścianę, tą przy drzwiach, od razu cieplej, kolej na następne ...


Chatkowe dni upływały bardzo spokojnie, chodziłam z psami na spacery ...



Psy szalały z radości, goniły się z zapałem, ale zawsze wracały z impetem pod moje nogi i nie raz zaliczyłam "orła" na śliskiej drodze, albo moje buty były za śliskie... patrzyliśmy razem na niebo o zachodzie, przepiękne, ale wróżyło tylko jedno ... nielichy mróz ...


Maksiowi rosną drugie zęby, a "stare" mleczaki trzymają się jeszcze całkiem nieźle, wygląda bardzo komicznie z podwójnymi kłami, jak otwiera pysk; prawie jak paszcza krokodyla ...
Poranki na Pogórzu bardzo mroźne, cały świat przymglony, w oparze mrozu, wcale nie ma dobrej widoczności ...


... prawie wcale nie widać kalwaryjskiego wzgórza ...


... a tu okolice Koniuszy, widok na Szybenicę. Ta nazwa pochodzi prawdopodobnie od szubienicy, która stała na szczycie góry i na której wieszano różnych opryszków, rzezimieszków, a także chłopów, którzy powstali przeciw panom, prowadzi tędy szlak niebieski z Przemyśla do Kalwarii, a spod lasu widać rozległą panoramę Pogórza .
W ten niedzielny, mroźny poranek zaczęły się kłopoty z "czołgiem", palił, ale chyba skrupione paliwo i zanieczyszczenia zatkały filtr, trzeba było go wymienić.
Po męża przyjechał syn, a ja zostałam palić w piecu, karmić ptaki i patrzeć przez okno ...


To mój punkt obserwacyjny, bardzo chcę zobaczyć to stado jeleni, które wychodzi na łąkę i zrzuca poroże ...
Mróz zatrzymał chyba zwierzęta w lesie, a może wychodzą nocą, liczę na to, że może wyjdą podczas odwilży ...
Wielką nadzieją napełnia mnie taki widok ...


... obudziła się biedronka ...


... i motyl też. Może wiosna już niedługo?
Mąż wrócił z filtrem, wymiana niewiele pomogła, pewnie pompa siorbnęła trochę zanieczyszczeń i potrzebny jest tu mechanik.
Dziś rano zaczęły się małe problemy z wodą, jakby lekko pompa przytykała się, najwyższy czas spuścić wodę z instalacji, bo mróz zaczyna włazić pod fundamenty chatki.
Ten pobyt na Pogórzu w duże mrozy pozwolił nam dostrzec rzeczy, które jeszcze trzeba dopracować przed następnym sezonem:
- podwójne okna na poddaszu,
- dalsze uszczelnianie ścian powrozem, bo wieje tamtędy jak licho,
- solidna uszczelka w drzwi, bo w szparach świeci słońce i przemrożona klamka łapie za ręce, a na zimę, na razie, kotara, coby zatrzymywała w chatce ciepłe powietrze,
- latem odkopać miejsce, gdzie rura z wodą wchodzi do chatki i solidnie docieplić -
- to na razie najpotrzebniejsze rzeczy, które dostrzegliśmy.
Podstawą zimowego życia w chatce jest jeszcze solidny zapas drewna, a także przygotowanie "czołgu".


Powrócimy tam pojutrze, bo trzeba ptakom uzupełnić jedzenie, a mrozy mają być jeszcze większe.
Dziś, w południe pojawił się nowy gość na śliwkowej spiżarni ...


... dzięcioł zielonosiwy, o ile nie mylę się, a na spacerze przyuważyłam rudzika, który zupełnie nie bał się nas ...


Było mi żal wracać, ale kiedy tylko wyniesie się od nas ten wyż rosyjski, wracam tam. Skończę sznurować ściany i będę wyglądać wiosny, szybko wróci na te łąki, a ja dam Wam od razu znać ...


Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie, ciepła życzę, tego w sercach najbardziej, dziękuję za dobre słowa, za zaglądanie do naszej chatki, trzymajcie się ciepło, pa.


Jeszcze tylko Kopystańkę przemycę, no bo jak to bez niej?





poniedziałek, 23 stycznia 2012

Na cerkiewnym szlaku ...

W niedzielne południe wyjrzało słońce, odwilż przyniosła zapowiedź niedalekiej wiosny, a wróble ćwierkały  w krzakach bardzo głośno, kłótliwie.
Zabraliśmy psy i pojechali odwiedzić mojego brata, wybraliśmy leśną drogę przez lasy sieniawskie, a świeży opad śniegu przydawał krajobrazowi szczególnego uroku, tym bardziej, że leszczyna kusiła zupełnie wiosennymi, żółtymi "kotkami", które już chyba zaczynały pylić ...


Chciałam sfotografować po drodze drewnianą cerkiew w Cewkowie, niestety, w wielkiej ruinie, boli mnie serce, kiedy widzę ją coraz bardziej chylącą się ku upadkowi, bo nikt nie chce jej pomóc ...


... spadł już dach przedsionka, sama ona znajduje się tuż przy drodze, w środku wsi i przedstawia sobą bardzo żałosny widok. Jest pod wezwaniem św. Dymitra, zbudowana w 1844 roku przy wsparciu finansowym Leona Sapiehy, po drugiej wojnie kuratelę nad nią przejęło państwo i bez należytej opieki uległa zrujnowaniu, ikony z XVI-XVIII wieku zagarnęlo muzeum w Sanoku i Krakowie ...
Jeszcze kilka detali ...






Cewków leży na Płaskowyżu Tarnogrodzkim, który sąsiaduje od północy z Roztoczem, kraina to płaska, lesista, z rzekami i stawami po dawnych mokradłach ...


W następnej miejscowości, w Starym Dzikowie znajduje się również "perełka" w ruinie, kiedy tamtędy przejeżdżamy, nie mogę napatrzeć się na detale architektoniczne ...


Została wzniesiona w 1904 roku, co zostało uwiecznione nad wejściem ... również pod wezwaniem św. Dymitra, Sołuńskiego z Tesaloniki, męczennika i patrona żołnierzy ...


Wyposażenie cerkwi nie zachowało się, fragmenty dawnego wystroju przechowywane są w muzeum w Lubaczowie, wśród nich kilka ikon malowanych  czy też raczej "pisanych" przez cenionego malarza ukraińskiego, Josifa Kuriłasa.
Lata powojenne były już tylko drogą do upadku budowli, po wysiedleniu ludności ukraińskiej stała opuszczona, a około 1950 roku została doszczętnie zdewastowana, prawdopodobnie na zlecenie ówczesnych władz politycznych ... potem stała się magazynem dla Gminnej Spółdzielni ...
Plac kościelny ogradza ozdobna siatka z kutymi elementami ...


... że też po nią nikt nie wyciągnął złodziejskich łap?


W styczniu 2007 roku kręcono tutaj sceny do filmu "Katyń" Andrzeja Wajdy, w cerkwi zbudowano więzienne prycze jak w obozie w Starobielsku, skąd prowadzono ich na śmierć, zatrudniono mnóstwo statystów spośród okolicznych mieszkańców, prawdopodobnie reżyserowi zależało na ich rysach twarzy, jak krążyły wieści.

Wrota Podkarpackie

Endrju22

Sceny były wielokrotnie powtarzane, jeden dziadziuś opowiadał, że bez przerwy musiał palić skręta, pod koniec ujęć już miał dosyć, język kołkiem stawał ...

Obieżyświat
Obok cerkwi znajduje się dzwonnica na 4 dzwony, zwieńczona 3 wieżyczkami ... dzwonów też nie ma ...
I tak jadąc przez pola, lasy, wioski wśród nich ukryte, dotarliśmy do mojej rodzinnej wsi.
I u nas jest cerkiew, murowana, przetrwała dzięki temu, że jest w niej teraz kościół ...

Helu, to dla Ciebie!
Po pobycie w domu rodzinnym wracaliśmy dalej polnymi drogami, zawianymi solidnym śniegiem, mamy taki skrót obok bunkru linii Mołotowa, przed Zalesiem. Właśnie na tym bunkrze zobaczyłam dwie sarenki, ale kiedy objechaliśmy go, naszym oczom ukazało się stado liczące pewnie ze 40 sztuk, na tym polu była kiedyś posadzona fasola, wymłócili ją potem kombajnem i widocznie jakieś resztki zostały dla zwierząt. Bałam się zatrzymać samochód, bo śnieg był dosyć głęboki i czy aby ruszę potem z miejsca? nigdy nie widziałam tylu jelonków w jednej gromadzie ...
Pozdrawiam wszystkich serdecznie, dziękuję za dobre słowa i za odwiedziny, ta kwitnąca leszczyna dała mi nadzieję na rychłą wiosnę, no może jeszcze jakiś mały mrozik, ale przeżyjemy, czego i Wam życzę, pa.




sobota, 21 stycznia 2012

Niespodzianka ...

Mąż wyjechał do domu "stacjonarnego", obowiązki go wezwały, a ja zostałam w chatce i zakończyłam kilka małych robótek. W międzyczasie jeden telefon do domu, bo chleb trzeba kupić, drugi telefon - wody mineralnej zabrakło, a mąż mówi: Zakupy zrobię na powrocie, właśnie wchodzę do domu ...
Za minutkę oddzwania, pewnie coś chce zapytać, a tu słyszę : Mamy gościa, oddaję słuchawkę ... a w niej:
Dzień dobry, mamo!
Dziecko moje przyleciało na weekend do domu, wziął dwa dni urlopu i jest, do poniedziałku.
Mąż przyjechał po mnie, przybiliśmy jeszcze parę obróbek i do domu, syna witać.

Dzień wczorajszy na Pogórzu był iście wiośniany.
Zaczęła się lekka odwilż, w nocy z łoskotem zsuwał się z dachu śnieg, zaczęły śpiewać ptaki w cieple słońca. Zabrałam psy na spacer, lekko wiało, ale było bardzo przyjemnie ...


Ktoś zjechał łąką za potokiem, zostawiając malownicze ślady, zakosami, jak narciarz ...


... i aż do samej doliny, a potem do głównej drogi.
Wawrzynek wilczełyko w wielkim pogotowiu, tylko czeka na ciepło i zakwitnie ...


A ja w chatce przybijałam szur do maskowania niedoskonałości wykończeniowych, zamiast ćwierćwałków czy czego innego, zdążyłam zrobić parę zdjęć ...


Zawisło na osznurowanej ścianie lustro ...


... szczeliny i niedoskonałości przykryte ...


... a bratkowa łąka galantnie zafugowana i odczyszczona.
Będzie szpanować ściana z surowego kamienia ...


... to "plecy" pieca kuchennego, dzięki temu łazienka jest najcieplejszym pomieszczeniem. Czeka mnie jeszcze zeszlifowanie zniszczonej podłogi i można zamontować prysznic, to pewnie w przyszłym tygodniu.
Wymyśliliśmy sobie wbijanie sznura w przestrzenie międzybelkowe, wolno to idzie, bardzo męczące zajęcie, takie samo jak przystrzeliwanie sznura zszywkami, wychodzi się jak po godzinnej siłowni, pot na czole i ból dłoni, ale powolutku, powolutku, damy radę ...
I to właściwie koniec pogórzańskiego przekazu, reszta w przyszłym tygodniu ...
Pozdrawiam wszystkich serdecznie, miłej soboty i niedzieli, moja będzie bardzo rodzinna, pa.