Dojechała trzecia rodzina pszczela.
W wielkiej ulewie ustawialiśmy następny ul, mąż wyjął z bagażnika jedną część, ściśnietą pasami transportowymi, żeby coś się nie obluzowało w czasie jazdy ... już w ciemnościach otwierał im oczko, żeby rano zaczęły poznawać swój teren.
A w sobotę rano zajrzał do starszych rodzin, dołożył im nadstawki, bo w ulach już ciasno ...
... wyjmował kolejno ramki, oglądał, zdejmował jakieś boczne budowle woskowe, a gdy stuknął lekko pięścią w ramkę, wszystkie pszczoły spadały do ula ...
Przyglądałam się tym zabiegom z daleka, czasami coś przynosiłam z chatki, bo trzeba było dołożyć im suchy plaster, albo tylko węzę ... fufał od czasu do czasu dmuchawką, odymiał pachnącym dymem ...
Pieczołowicie omiatał miękką szczotką owady, żeby nie przygnieść, dokładał jakieś beleczki, listeweczki, za chwilkę krzyknął: O! jest matka! ...
Tutaj ramka, podana w Wielki Piątek, już pszczoły zdążyły zbudować plaster z wosku, a królowa matka zaczerwić ... tak mi to wszystko mąż opowiada przy robocie, a ja przekazuję Wam.
Niby pszczoły łagodne, ale i tak ze dwie go dziabnęły, w nogę i w rękę, pewnie przycisnął niechcący.
To są te nadprogramowe budowle woskowe, zdjęte z boku ramki ... i co z tego będzie? ... mąż zgniótł je w palcach ... stopimy i zalejemy lampioniki z knotem, będą pachnące świeczki ... wzięłam jedną kulkę woskową, lepiąca, słodka, już zdążyły pszczoły donieść tam miodu ...
Tak po prawdzie, chyba nie odważyłabym się pracować przy pszczołach ... te unoszące sie roje ... ale obserwować lubię.
Kwitną całe łąki mniszkowe ... pszczoły w koszyczkach noszą jego pyłek, wcale nie żółty, a intensywnie pomarańczowy ...
... buczą wespół z trzmielami w łanach niebieskiej dąbrówki i miodunki ... czereśnie sypnęłyjuż płatkami, ale jeszcze jabłonie będą, grusze wszelakie, potem odurzające głogi, łaki pełne kwiecia, i już sama nie wiem, co tam w dalszej kolejności zakwitnie ... no, ba! o lipach zapomniałam ... rzepaku nie ma koło nas ...
Zapomniałam Wam opowiedzieć, jak to podwoziliśmy spod połonin dwójkę turystów, do Kalnicy.
On Anglik, ona Polka ... opowiadali nam, w jaki sposób znaleźli się w Bieszczadach.
Wybierali się do Gruzji, zaklepany urlop, plecaki spakowane, a tu na lotnisku okazało się, że Sheen ma paszport ważny jeszcze tylko 26 dni, a tam musi być ważny co najmniej trzy miesiące.
- Siedziałam i płakałam, wszystko przygotowane, a tu taka niespodzianka ... i przyjechaliśmy w Bieszczady.-
Opowiedzieliśmy im o Karpatach Rumuńskich, że piękne, że warto pojechać, że te wszystkie uprzedzenia to mity ... i niecałe 500 km od południowej granicy ... weźmiemy to pod uwagę - pomachali nam z pobocza drogi.
Wypatrzyłam na jodle, za drogą, jakąś żółta kępę, myśłałam, że jemioła i tam się przyssała, ale okazało się, że to tzw. czarcia miotła ... podobno ogrodnicy przeszczepiają te kępy na jakąś podkładkę i potem są oryginalne iglaki do naszych ogrodów.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, udanych majówek życzę, pa!
wtorek, 29 kwietnia 2014
niedziela, 27 kwietnia 2014
Po wiosenej burzy ... i nic się nie stało ...
Zaraz po świętach wyjechałam do chatki, zabrałam sadzonki pomidorów, bo już znudziło mi się w domu wnosić, wynosić, za mało światła, za zimno, stół i okno kuchenne zajęte ... wysadzę je już pod folię.
Ale żeby to zrobić, trzeba było nawodnić obficie ziemię, bo znowu wyschła.
A co tam, wody w studni dużo ... rozciągnęłam węże, założyłam małą deszczownię na końcówkę, i niech sobie pracuje. A ja kręciłam się koło chatki, coś przegryzłam, poczytałam, i cały czas miałam baczenie na zbiornik ciśnieniowy ... pstryk! pstryk! co jakiś czas, znaczy wszystko idzie dobrze ...
Nagle cisza, nie ma pstryk! pstryk! co się dzieje? wskaźnik nie pokazuje żadnego ciśnienia w zbiorniku ... pobiegłam do tuneliku, woda ledwie leci ... do studni ... wylałam całą wodę, pompa wyje ... o, matko, już pewnie spaliła się ... wydarłam z gniazda wtyczkę ... następna pompa zniszczona ...
Nad lasem już zaczęło huczeć, czarne chmury, grzmoty tłuką się echem po górach ... nagle jak walnęło bliziutko, aż Amik zwiał na poddasze, wywaliło prąd ... pierwsza burza wiosenna jak się patrzy ...
Poszłam potem z psami w mokre łąki, na rozpędzenie zgryzoty z tą pompą, jak mogłam nie uważać? ale trudno, co się stało, to się stało! chociaż zdjęcia ładne przyniosłam, z wiosenną mgłą ...
Prąd przyszedł gdzieś w nocy, a ja rano nie miałam odwagi pójść zobaczyć, co z tą studnią, pompą ... wreszcie poszłam, hm! woda przybrała do stanu poprzedniego ... z duszą na ramieniu włożyłam wtyczkę do gniazda ... pompa zaczęła pracować i wyłączyła się ... poleciałam do chatki, ciśnienie nabiło i trzyma się.
O, z tej radości gruchnęło po okolicy ... to kamień spadł mi z serca ... nie spaliła się, nie spaliła się ...
Zabrałam się za sadzenie pomidorów, zaszalałam w tym roku z odmianami, aż 5 rodzajów się zrobiło ... czarne, pasiaste, koktailowe, krakus i poranek ... pod korzenie sadzonki garść pokrzywy, pomiędzy zioła, w przewadze szałwia i majeranek, a także bazylia ... potem narwałam mnóstwo pokrzywy do wyłożenia międzyrzędzi ... ręce poparzone do łokci, ale nie narzekałam, pomna słów Kamphory, że to dobre na reumatyzm ...
Na grządce, wśród rzędów czosnku, zamieszkała ogromna jaszczurka zielona. Wychodzi z norki na słońce i wygrzewa zabłocone boczki, nawet za bardzo nie boi się mnie ... kukułki kukają na potęgę, a ja znowu bez drobniaków w kieszeni ...
Na oknie przyuważyłam ćmę ze złożonymi skrzydłami, po lekkim dmuchnięciu rozłożyła je i pokazała piękny rysunek ... takiej jeszcze nie widziałam ... a może to motyl?
Czekaliśmy na sobotę, by wyskoczyć na parę godzin w Bieszczady.
Bo tam, pod Honem koncert naszej ulubionej Caryny, i Jacka Kleyffa.
Przyznam, że to głównie dla Caryny tam pojechaliśmy ...
Koncert poprowadził bieszczadzki zakapior, Rysiek Denisiuk, nuciliśmy z Darkiem "Rużica si bila" ..."Jovano, Jovanke" ... i z Łukaszem "Ziutkiem" jego piosenki ...
... a to wszystko w bieszczadzkich okolicznościach ...
... bo tam za nimi, to nie jakieś plakatowe tło, to potężne lasy.
Potem wystąpił Jacek Kleyff z gitarą, na bębnach zagrał Słoma ...
Po koncertach cała impreza przeniosła się do bacówki na nocne śpiewanie, a my co? musieliśmy wracać z żalem, bo właśnie potem, w bacówce, są najfajniejsze zaśpiewy.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, dobrego tygodnia, pa!
Ale żeby to zrobić, trzeba było nawodnić obficie ziemię, bo znowu wyschła.
A co tam, wody w studni dużo ... rozciągnęłam węże, założyłam małą deszczownię na końcówkę, i niech sobie pracuje. A ja kręciłam się koło chatki, coś przegryzłam, poczytałam, i cały czas miałam baczenie na zbiornik ciśnieniowy ... pstryk! pstryk! co jakiś czas, znaczy wszystko idzie dobrze ...
Nagle cisza, nie ma pstryk! pstryk! co się dzieje? wskaźnik nie pokazuje żadnego ciśnienia w zbiorniku ... pobiegłam do tuneliku, woda ledwie leci ... do studni ... wylałam całą wodę, pompa wyje ... o, matko, już pewnie spaliła się ... wydarłam z gniazda wtyczkę ... następna pompa zniszczona ...
Nad lasem już zaczęło huczeć, czarne chmury, grzmoty tłuką się echem po górach ... nagle jak walnęło bliziutko, aż Amik zwiał na poddasze, wywaliło prąd ... pierwsza burza wiosenna jak się patrzy ...
Poszłam potem z psami w mokre łąki, na rozpędzenie zgryzoty z tą pompą, jak mogłam nie uważać? ale trudno, co się stało, to się stało! chociaż zdjęcia ładne przyniosłam, z wiosenną mgłą ...
Prąd przyszedł gdzieś w nocy, a ja rano nie miałam odwagi pójść zobaczyć, co z tą studnią, pompą ... wreszcie poszłam, hm! woda przybrała do stanu poprzedniego ... z duszą na ramieniu włożyłam wtyczkę do gniazda ... pompa zaczęła pracować i wyłączyła się ... poleciałam do chatki, ciśnienie nabiło i trzyma się.
O, z tej radości gruchnęło po okolicy ... to kamień spadł mi z serca ... nie spaliła się, nie spaliła się ...
Zabrałam się za sadzenie pomidorów, zaszalałam w tym roku z odmianami, aż 5 rodzajów się zrobiło ... czarne, pasiaste, koktailowe, krakus i poranek ... pod korzenie sadzonki garść pokrzywy, pomiędzy zioła, w przewadze szałwia i majeranek, a także bazylia ... potem narwałam mnóstwo pokrzywy do wyłożenia międzyrzędzi ... ręce poparzone do łokci, ale nie narzekałam, pomna słów Kamphory, że to dobre na reumatyzm ...
Na grządce, wśród rzędów czosnku, zamieszkała ogromna jaszczurka zielona. Wychodzi z norki na słońce i wygrzewa zabłocone boczki, nawet za bardzo nie boi się mnie ... kukułki kukają na potęgę, a ja znowu bez drobniaków w kieszeni ...
Na oknie przyuważyłam ćmę ze złożonymi skrzydłami, po lekkim dmuchnięciu rozłożyła je i pokazała piękny rysunek ... takiej jeszcze nie widziałam ... a może to motyl?
Czekaliśmy na sobotę, by wyskoczyć na parę godzin w Bieszczady.
Bo tam, pod Honem koncert naszej ulubionej Caryny, i Jacka Kleyffa.
Przyznam, że to głównie dla Caryny tam pojechaliśmy ...
Koncert poprowadził bieszczadzki zakapior, Rysiek Denisiuk, nuciliśmy z Darkiem "Rużica si bila" ..."Jovano, Jovanke" ... i z Łukaszem "Ziutkiem" jego piosenki ...
... a to wszystko w bieszczadzkich okolicznościach ...
... bo tam za nimi, to nie jakieś plakatowe tło, to potężne lasy.
Potem wystąpił Jacek Kleyff z gitarą, na bębnach zagrał Słoma ...
Po koncertach cała impreza przeniosła się do bacówki na nocne śpiewanie, a my co? musieliśmy wracać z żalem, bo właśnie potem, w bacówce, są najfajniejsze zaśpiewy.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, dobrego tygodnia, pa!
sobota, 19 kwietnia 2014
Na kalwaryjskich dróżkach ... Misterium ...
Niebo nie skąpiło słońca, pewnie w nagrodę za to, że w zeszłym roku pogoda nie pozwoliła na nic.
My również pojechaliśmy na Pogórze, zostawiliśmy koło chatki przyczepkę, a sami na święte wzgórze.
Jeszcze tylko do znajomego sklepiku, bo może uda nam się baranka do koszyka wielkanocnego kupić ... ale gdzież tam, wszystko zamknięte; na sąsiednim straganie za to były śliczne pisanki, rękodzieło najwyższych lotów, ze zwijanych pasków papierowych układane i klejone wzory ...
Zostawiliśmy "czołg" pod kaplicami Ukrzyżowania, a sami na dziko zeszliśmy lasem do miejsca rozpoczęcia misterium ...
W parowach sączyła się woda, bo poprzedniego dnia na Pogórzu solidnie polało, nasza studnia pełna wody ... pod butami trochę grząsko, i takie ładne czworolisty ...
Za jakiś czas na wysuniętej łodyżce pojawi się pojedyncza, czarna jagoda ... i jeszcze groszek wiosenny ...
Spociliśmy się solidnie, temperatura przekroczyła 20 stopni, a w słońcu pewnie jeszcze więcej ... ludzi wielka mnogość, a na pierwszym planie ostatnia wieczerza ... mieszkańcy odgrywają główne role, a przygotowywali się do tego przedstawienia już od zimy ...
Kolejne sceny, poznajemy niektóre twarze, które widujemy prawie co niedzielę na kalwaryjskim wzgórzu ...
Przeszliśmy na Gradusy, tam odbył się sąd nad Jezusem, scena biczowania, a potem przejście pod męczącą górę, do kaplic Ukrzyżowania ...
Barabasz uwolniony, a Jezus biczowany ...
Daleko w dole sunie ława ludzka, do góry, do góry, po śliskim trakcie ... a słońce nie daje wytchnienia ...
... złoczyńcy już wiszą, a za chwilę ukrzyżowanie ...
Przejmująca muzyka, odgłos wbijanych gwoździ, krzyk boleści ... za każdym razem ściska mi się serce, a łzy same cisną się do oczu ...
Wiem, wiem, że to tylko przedstawienie ... ale "Pasji" też nie mogłam oglądać ... niewyobrażalne cierpienia szykuje człowiek człowiekowi, bo chyba tylko człowiek tak potrafi ...
Jezus oddał ducha, jemu nie łamano goleni ... ale złoczyńcom tak ... gdzieś czytałam, że ukrzyżowany człowiek, oprócz bólu, dusi się, bo rozciągnięte ramiona nie pozwalają na zaczerpnięcie oddechu po dłuższym czasie ... dlatego wznosi się na nogach, żeby złapać jeszcze chociaż jeden życiodajny oddech ... i dlatego łamano golenie, żeby nie można było pomagać sobie nogami ... straszne rzeczy wymyśla człowiek.
Jeszcze popatrzyliśmy na scenę zdjęcia Jezusa z krzyża i złożenie do grobu ...
... a potem tą drogą w oddali odjechaliśmy szybko do chatki, jeszcze zapakować drewno do przyczepki i do domu, bo synek z wysp przylatuje do domu na święta.
A baranka dostałam, w drugim sklepie, sprzedawca zdjął mi ostatniego ze swojej dekoracji, upieczonego z chleba ...
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, a z okazji Świąt życzę radości, ciepła i dużo słońca w każdym sercu, wszystkiego dobrego, pa!
To Judasz Iskariota, za chwilkę zagra w ostatniej scenie ... kiedy będziemy schodzić na Gradusy, on pomknie już w dół, w "cywilu", na quadzie ... śmialiśmy się, że szybko dorobił się za te "judaszowe srebrniki".
A nasz zaprzyjaźniony sklepik, gdzie chcieliśmy kupić baranka, był zamknięty na głucho, bo właściciel przeistoczył się w Józefa z Arymatei ... co dopiero potem przyuważyliśmy.
My również pojechaliśmy na Pogórze, zostawiliśmy koło chatki przyczepkę, a sami na święte wzgórze.
Jeszcze tylko do znajomego sklepiku, bo może uda nam się baranka do koszyka wielkanocnego kupić ... ale gdzież tam, wszystko zamknięte; na sąsiednim straganie za to były śliczne pisanki, rękodzieło najwyższych lotów, ze zwijanych pasków papierowych układane i klejone wzory ...
Zostawiliśmy "czołg" pod kaplicami Ukrzyżowania, a sami na dziko zeszliśmy lasem do miejsca rozpoczęcia misterium ...
W parowach sączyła się woda, bo poprzedniego dnia na Pogórzu solidnie polało, nasza studnia pełna wody ... pod butami trochę grząsko, i takie ładne czworolisty ...
Za jakiś czas na wysuniętej łodyżce pojawi się pojedyncza, czarna jagoda ... i jeszcze groszek wiosenny ...
Spociliśmy się solidnie, temperatura przekroczyła 20 stopni, a w słońcu pewnie jeszcze więcej ... ludzi wielka mnogość, a na pierwszym planie ostatnia wieczerza ... mieszkańcy odgrywają główne role, a przygotowywali się do tego przedstawienia już od zimy ...
Kolejne sceny, poznajemy niektóre twarze, które widujemy prawie co niedzielę na kalwaryjskim wzgórzu ...
Przeszliśmy na Gradusy, tam odbył się sąd nad Jezusem, scena biczowania, a potem przejście pod męczącą górę, do kaplic Ukrzyżowania ...
Barabasz uwolniony, a Jezus biczowany ...
Daleko w dole sunie ława ludzka, do góry, do góry, po śliskim trakcie ... a słońce nie daje wytchnienia ...
... złoczyńcy już wiszą, a za chwilę ukrzyżowanie ...
Przejmująca muzyka, odgłos wbijanych gwoździ, krzyk boleści ... za każdym razem ściska mi się serce, a łzy same cisną się do oczu ...
Wiem, wiem, że to tylko przedstawienie ... ale "Pasji" też nie mogłam oglądać ... niewyobrażalne cierpienia szykuje człowiek człowiekowi, bo chyba tylko człowiek tak potrafi ...
Jezus oddał ducha, jemu nie łamano goleni ... ale złoczyńcom tak ... gdzieś czytałam, że ukrzyżowany człowiek, oprócz bólu, dusi się, bo rozciągnięte ramiona nie pozwalają na zaczerpnięcie oddechu po dłuższym czasie ... dlatego wznosi się na nogach, żeby złapać jeszcze chociaż jeden życiodajny oddech ... i dlatego łamano golenie, żeby nie można było pomagać sobie nogami ... straszne rzeczy wymyśla człowiek.
Jeszcze popatrzyliśmy na scenę zdjęcia Jezusa z krzyża i złożenie do grobu ...
... a potem tą drogą w oddali odjechaliśmy szybko do chatki, jeszcze zapakować drewno do przyczepki i do domu, bo synek z wysp przylatuje do domu na święta.
A baranka dostałam, w drugim sklepie, sprzedawca zdjął mi ostatniego ze swojej dekoracji, upieczonego z chleba ...
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, a z okazji Świąt życzę radości, ciepła i dużo słońca w każdym sercu, wszystkiego dobrego, pa!
To Judasz Iskariota, za chwilkę zagra w ostatniej scenie ... kiedy będziemy schodzić na Gradusy, on pomknie już w dół, w "cywilu", na quadzie ... śmialiśmy się, że szybko dorobił się za te "judaszowe srebrniki".
A nasz zaprzyjaźniony sklepik, gdzie chcieliśmy kupić baranka, był zamknięty na głucho, bo właściciel przeistoczył się w Józefa z Arymatei ... co dopiero potem przyuważyliśmy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)