środa, 26 grudnia 2012

Wszystko spłynęło ...

Po bajkowych widokach ani śladu ...


Tylko droga w dół, pokryta jeszcze lodem i spływającą wodą ... z duszą na ramieniu ześliznęliśmy się "czołgiem" pod chatkę, chociaż istniały pewne obawy, że zatrzymamy się na dole, w potoku.


Macierzanka na "ziołowisku" ciekawie zagląda na świat ...


... a ptaki dostały pod choinkę nowiuśki karmnik.
I właściwie nie wiem ... cieszyć się z tego ciepła?
Koryta rzek i potoków zamarznięte, uwięziona woda płynie pod skorupą lodową, a na powierzchni ta z roztopów ... nasz potok szumi głośno aż do nas ...


Dziękuję pięknie za wszystkie życzenia świąteczne, ciepłe i chwytające za serce ...
Pozdrawiam serdecznie i ciepło, pa!


poniedziałek, 24 grudnia 2012

Bliskie spotkanie ...

Do dziś mój oddech przyśpiesza na to wspomnienie.
Pojechaliśmy na Pogórze popalić w piecu, ogrzać chatkę, nakarmić ptaki, a przy okazji polepić pierogi i uszka.
Mąż siedział przy oknie i majstrował oświetlenie na choinkę, a ja pracowicie sklejałam ciasto pierogowe z nadzieniem.
Za oknem włóczyły się lisy, to dalej, to bliżej ... nagle mąż mnie woła:
- Chodź tu szybko! zobacz, co to?
Ja z rękami umączonymi po łokcie patrzę i oczom nie wierzę ...


Widzicie tę białą, sąsiedzką równinę tuż za naszym ogrodzeniem?
Najpierw pojawił się lis, czmychnął w krzaki, a za nim ... najprawdziwszy RYŚ ...
Stanął, popatrzył na naszą chatkę, z czarnymi pędzelkami na uszach, nakrapiany, z mocnymi łapami, chyba większy od lisa ... zakręcił się, machnął na pożegnanie dziwnym, krótkim ogonem i poszedł w dół.
Serce waliło mi młotem, nie zdążyłabym nawet zdjęcia zrobić przez okno, ale skoro to jego teren, to pewnie nasze drogi przetną się jeszcze ...
Zaraz w niedzielę pochwaliliśmy się sąsiadowi, i to był chyba ten sam osobnik spod jego domu, któremu nie zdążył zrobić zdjęcia, i wspomniał jeszcze, że poniższy sąsiad opowiadał mu, że taki duży, dziwny kot chodził po jego drabince w ogrodzie, za domem ... dziwny kot, mniemamy, iż to ON krąży po okolicy.

Pogórze przywitało nas w piątek tak obłędnymi widokami oszadziałych lasów, że aż z wrażenia czapkę zgubiłam podczas robienia zdjęć, i to tylko od wschodniej strony, na samej górze, bo poniżej, u nas, już nie było tak bajkowo ... popatrzcie sami ...





Zjeżdżamy do nas, a tam idzie ktoś z dołu ...


To nasza znajoma od ziół, była odwiedzić naszą sąsiadkę, zaniosła "Mikołajka" dla malutkiej, skarżyła się, że jest jej ciężko, ręka boli, żeby drewno nosić, śnieg odgarniać, musi kogoś wziąć do pomocy ...
Mówię do męża, takie ślisko,  żeby tylko nie upadła ... okazało się, że ma swój świetny patent na ślizgające się podeszwy ... stare, obcięte rajstopy, ubrane na zimowe kozaki, i nic się nie ślizga ...
Ulepiłam potem mnóstwo pierogów ...


i uszek ...


... gtotowałam wszystko na naszej kuchni, w chatce cieplutko, że okna trzeba było otwierać ... aż żal wyjeżdżać z tego miejsca.
Niedzielny poranek na kalwaryjskim wzgórzu, malutko ludzi w kościele, już nas trochę znają mieszkańcy ...
nie omieszkałam pstryknąć parę zdjęć tym widokom ...


... nawet zwykły płot, w takiej okiści szadziowej niezwykle malowniczy ...


... dachy domów zagubione wśród tej bieli ...


... i samotny krzyż przy szlaku pątniczym.
A wczoraj, późnym wieczorem, syn przyjechał na święta, ruch w domu, pierogi do odgrzania, Miśka kręci się pod nogami, tylko Gutek, lekko przestraszony, wymknął się za drzwi, ale potem wrócił do ciepełka.
Dziś Pasterka, też na kalwaryjskim wzgórzu, pojedziemy po kolacji wigilijnej do chatki napalić, a potem z "powyższymi " sąsiadami , w krętą drogę do góry ...


Moja mama dostawała zawsze od kogoś z Kanady, na święta kartkę z życzeniami, a w niej jednego dolara, kanadyjskiego ... zapamiętałam wierszyk z jednej z nich:

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia
a w Nowym Roku szczęścia, powodzenia
Niech Boże Dziecię zawsze błogosławi
i wielką radość w Nowym Roku sprawi ...

Tymi słowami z kanadyjskiej, starej kartki i ja chciałabym złożyć wszystkim najserdeczniejsze życzenia świąteczne, radości ze spotkań z ludźmi, ukojenia strapionych serc ... wszystkiego dobrego, pa!


Kiedyś, szperając po necie, znalazłam tego Harrego, który pisał do mamy kartki świąteczne ...
od 1985 roku leży na którymś z cmentarzy w Winnipeg ...




środa, 19 grudnia 2012

Chwilka na Pogórzu ...

Wszędzie szadź ... i bardzo ślisko.
Jechaliśmy wczoraj, jak po lodowisku, drzewa odbijały się w gładkiej powierzchni drogi.
Trzeba było zadzwonić do sąsiadów, czy da się zjechać w dół ... no, jest ślisko, a my zjeżdżamy ... najwyżej, jak będzie źle, zatrzymamy się ślizgiem na łące ...
Deszcz na powierzchni śniegu utworzył glazurę, wszystko zamarzło i ciężko było wygrzebać się do chatki.
W karmniku pustki, tylko skórki od słoniny dyndały smutnie ... dosypałam słonecznika, kule tłuszczowe zawisły, ze dwie kostki smalcu w pień.
Od razu pojawiło się ptactwo, nawet taki nowy gość ... myślałam, że to jakiś dzięciołek ...

Wikipedia
... nieduży, jakby ogonkiem się podpiera, zasuwa po pniu w górę i w dół ... odszukałam go w katalogu.
To pełzacz leśny ... zrobiłam mu zdjęcie przez okno, ale nic nie było widać, szary jak kora śliwki ...
I gile znowu przyleciały, zjadają resztki owoców aronii ... cudne, koralowe brzuszki ... rzadki, kolorowy akcent w tej białej tonacji ...


Potem z Miśką poszłam w pola, a mąż do gminy, bo wieś chce remontować starą szkołę, która obecnie stoi pusta. Nie ma funduszy, więc najlepiej małymi kroczkami, najpierw dach, a potem reszta, w zależności od tego, co kryje się pod drewnianą szalówką ... bo pojawiły się już chęci zburzenia do fundamentu i postawienie nowego, tak najłatwiej.
I lepiej remontować, to co jest, niż pakować pieniądze w papiery, mapy, uzgodnienia, itp.


Po starych sadach grasują zbieracze jemioły, do nas też były ślady, ale wiosną powycinaliśmy z jabłoni, co się tylko dało, więc poszli dalej.
Jak wyjeżdżaliśmy, ich przyczepki były już wypełnione po brzegi.


Chcemy utrzymać w chatce dodatnią temperaturę, żeby nie trzeba było spuszczać wody z instalacji, chcemy pojechać tam w święta, młodzież na Sylwestra, a potem znowu my  ... tylko, czy tak się da? jakieś mrozy się kocą ...


Trzeba dosypywać karmę ptakom, w sadzie rozgrzebany śnieg, tam gdzie leżą jeszcze zmarznięte jabłka, nocą pewnie przychodzą sarny, a w dzień przylatują drozdowate ...


Miśka łazi po tej zamarzniętej skorupie jak żaba, a kiedy usiłuje biec, musi najpierw nabrać rozpędu ... jak w kreskówce.
Jeszcze kilka pogórzańskich fotek ...




Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pa!







poniedziałek, 17 grudnia 2012

Samochwała w kącie stała ...

... no bo muszę się pochwalić.
Z resztek włóczkowych z robótkowego koszyka, a idąc w ślady Antoniny i Leptir, porwałam się na ocieplaczyk ... a jak on się szumnie nazywa ... INSPIRA ...


Zerknęłam na zdjęcia, zabrałam nitki i druty do chatki i wydawało mi się, że wszystko idzie dobrze.
Ale gdzie tam!
Dopiero w domu zobaczyłam, że można było pięknie i ozdobnie rozpocząć i zakończyć robótkę, nawet są filmiki i instrukcje, a ja zrobiłam po swojemu ... i nie chciało mi się robić na okrągło, to zszyłam ...


W oryginale jest jeden kolor tła, tylko wrabiane krateczki kolorowe, a u mnie groch z kapustą.
Ale bardzo podoba mi się zestawienie kolorków na piórkach skrzydeł sójki, może będzie następna Inspira?
zrobiona podług prawideł sztuki dziergania ...


Pogórzańskie kłopoty odeszły precz.
Udało nam się zakupić niedrogą pompę, w sam raz na nasze potrzeby ... przecież nie musi od razu ciągnąć jednego kręgu wody na minutę ... a wody przybyło całkiem przyzwoicie, co mnie cieszy niezmiernie, bo myślałam, że trzeba będzie czekać aż do wiosennych roztopów.
Mąż znowu zszedł do czeluści studziennych, tym razem utopiliśmy parę śrubokrętów, jakieś klucze, śrubki, bo trzeba było całość umocować na ścianie ...


Za pierwszym razem pompa nie zadziałała, kurczę! myślałam, że może poszły jakieś sterowniki albo co ...
okazało się, że w puszce elektrycznej przewody były zamienione przez poprzedniego fachmana, wystarczyło przepiąć kabelki i ... hula! ciągnie! trochę rdzą popluło z rur, pogulgotało i już jest dobrze.
Taka mała rzecz, a cieszy ... tym bardziej, że nie trzeba było wołać majstra.


Zmarzliśmy przy tej robocie, dął zimny wiatr, mąż przemoczył buty i spodnie ... co może być lepszego na rozgrzewkę niż grzaniec ... z własnego wina mleczowego, z dodatkiem korzeni zamorskich, ogrzany tylko na kuchni /nie wolno gotować/ ... co za aromat! od razu ciepło wstąpiło w nas, zziębniętych.
Jeszcze w sobotę rano wyszliśmy do lasu, mąż wyciął z gałązek leszczynowych proste wieszadełka, które ja okorowałam, a potem na ścianę ...


... bo w kącie stała maglownica starożytna...


... i takież starożytne narty ... wszystko zawisło wysoko, acz dostrzegane teraz przez oko ... jeszcze tylko przytniemy za długie wąsy wieszaków z konara.
Takiż wieszak uładził również nasze klamociarniane laski do górskich wspinaczek ...


Pełno na nich blaszek z nieznanymi nazwami szczytów górskich, ale kto wie? może kiedyś dane nam będzie zdobyć chociaż jeden z nich.


I już zbieraliśmy się do wyjazdu, bo nasi turystyczni przyjaciele zaprosili nas na wieczorne spotkanie ... dostali nagrodę od władz miejskich ... był poczęstunek, napitki różniste, śpiewogranie prawie do rana ... rozlegały się domy bukowe, i sokoły, i dumki łemkowskie, hej! Beskyde, Beskyde! ... dobrze, że weszliśmy z marszu po rozmiękłym śniegu w niedzielę.


Pozdrawiam Was serdecznie i ciepło, dziękuję za odwiedziny, życzę przyjemności z przygotowań do świąt, i rozwagi, i umiaru ... pa!






środa, 12 grudnia 2012

Tylko na chwilę ...

... wyskoczyliśmy na Pogórze.


W chatce w miarę ciepło, wcale mrozy jej nie zaszkodziły, chwilkę palenia w piecu i już zupełnie znośnie.
Mąż zszedł do czeluści studziennych po drabinie, a ja z góry podawałam różne narzędzia, śrubokręty, odbierałam śrubki ... potem wydarliśmy pompę na wierzch.
Stan wody uzupełnił się, nie ma jej za dużo, ale na potrzeby bytowe wystarczy w zupełności.
Miśka goniła jak szalona, ryła nosem w śniegu, który oblepił pysk, na wąsach porobiły się lodowe kuleczki,  potem usiłowała schwycić je zębami ...


Jejmość zrobiła się gruba, apetyt dopisuje, czyści swoją miskę, i do Gutkowej zagląda ... pewnie po zimie obie zintensyfikujemy ruch na świeżym powietrzu.
Sąsiadka wyszła z kozami na spacer, oczywiście najlepiej gada się przy opłotkach, kozy brykały po śniegu, podskubywały jakieś łodyżki, a Miśka, pomna kozich rożków, trzymała się z daleka.
Za lasem zacisznie, słońce promieniowało od śniegu ... ciepło wręcz.
Ptaki dostały wielką porcję słonecznika, smalcowe wklejki jeszcze były.


Słońce wytopiło drogę, spływająca woda zamarzła u wjazdu na podwórze, jedna wielka ślizgawica, aż "czołg" nie poradził sobie z wyciągnięciem przyczepki z drzewem na górę, zostawiliśmy ją, może do wiosny? ... a lodowisko posypałam popiołem i jakoś wydrapaliśmy się na górę.


Mieliśmy spuszczać wodę z instalacji, ale jest ciepło, a my przecież będziemy tam co kilka dni, no chyba, że przyjdą wielkie mrozy.


Dowiozłam szuflę do śniegu, żeby było czym odgarniać śnieg ze ścieżek przy chatce.
Teraz sypie, ani wiatr nie poruszy gałązki, na drzewach robią się czapy śniegowe, czas wyjść do odśnieżania.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pa!


No, i nie zdążyłam zebrać czarnuszki z grządki, za to pięknie komponuje się ze śniegiem, myślę, że ptaki dadzą sobie z nią radę.