poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Walka o wodę czyli woziwody z nas ...

Roztopiło się me serce, kiedy zajrzałam wczoraj do bloga, a tu słowa zaniepokojenia, troski ... mili moi, wszystko w porządku, tylko czasu brak. Susza daje nam się mocno we znaki,  w studni już dawno zabrakło wody, a akuratnie na ten ciężki czas wypadły roboty budowlane, podlewanie pomidorów pod folią, a i umył by się człowiek od czasu do czasu.
Kupiliśmy zbiornik 1000-litrowy, w którym wozimy wodę do naszego obejścia, czasami jedziemy do Kupiatycz, gdzie łapiemy źródlaną wodę z ujęcia artezyjskiego, ale i tam zaczyna jej trochę brakować, bo bywają przerwy w napływaniu ... i chętnych wielu.
Zazwyczaj jedziemy do Wiaru, na przejazd z płyt, tam czerpiemy wiadrami i lejemy do ogromnego zbiornika ... nie wiadomo, na ile jeszcze wystarczy tej wody, bo rzeka płynie już tylko mizernym ciurkiem, z dnia na dzień coraz mniejszym, bo i skąd, jak od miesięcy nie ma deszczu.
Sąsiedzki "poticzek", jak nazywają go miejscowi, wysechł zupełnie, tak samo potok spod Kopyśna, który płynie przez Rybotycze ... koryta zupełnie puste.


Pisałam wcześniej, że wyjątkowo obrodziły dzikie czereśnie ... teraz sypnęły wysuszonym owocem, jakby ktoś rozsypał rodzynki obfitą garścią ... gruszki rozbijają się o gałęzie, a jeśli nie zdążą, to dzieła zniszczenia dokonuje kontakt z twardą ziemią ... używanie mają tylko osy, szerszenie i motyle ... toczą się istne walki między tymi owadami, a zazwyczaj wygrywają szerszenie ... czasami w kilka atakują motyla, ale on ruchliwy i udaje mu się umknąć, osy są bez szans.


Kiedyś pod taką czereśnią zobaczyłam dwa przepiękne motyle, jak szmatki na patyczkach w teatrzyku kukiełkowym ... co to? co to? ... pilnuj ich, ja lecę po aparat - krzyknęłam do męża ... jeszcze w życiu motyli nie pilnowałem ... i nie upilnował. Odleciały w pobliże pasieki, a tam już nie miałam odwagi za nimi pójść. Ogromne dwa pazie żeglarze, jak zobaczyłam potem w Stefanowym albumie ... widywałam je, ale nigdy takie duże ... i to pod koniec lata.


Wczoraj wyrzucałam resztki na kompost, bo przerabiam pomidory na przecier ... tam wszystko rozgrzebane, gromada kosów szuka jakiegoś pożywienia, bo wszędzie sucho, ani gdzie smakowitej dżdżownicy, robaczka, nic ... to i pozostał im kompost.
Zbudowanie nowej piwnicy przy chatce spowodowało powstanie nowych przestrzeni do zagospodarowania, a więc na piwnicy powstanie, a właściwie już powstał dodatkowy pokoik, z przeszklonym kątem widokowym, bo chatka sama w sobie trochę ciemnawa, z małymi okienkami.
No, ba! skrzydło dodatkowe powstało:-) zachodnie:-)


Ogrom roboty jeszcze przed nami, ostrzę kielnię na drobną murarkę z kamieni, mnóstwo malowania desek, przybijania, ocieplania ... w sobotę testowaliśmy skuteczność nowej bramy w wyłapywaniu naszych psów przed wybieganiem na drogę, straszeniem kierowców i wędrowców ...


O, tak! mimo trochę za dużej przestrzeni pod ostatnią deską, bo teren mocno spadzisty,  brama nie pozwala na swobodne bieganie, a i ja jestem spokojniejsza ... ostatnio na sąsiadkę Amik naszczekał znienacka, złapała się tylko za serce ...o, matko, o mało na zawał nie zeszłam! ... a tu tymczasem zonk! aż uśmiecham się sama do siebie, kiedy widzę zaskoczenie moich psiaków, że jakaś zawalidroga stanęła im na przeszkodzie ... i przy okazji Światowid zyskał nowe nakrycie głowy, z paprotów łąkowych ...


Na grządkach podlewam tylko papryki, bo mi żal, tyle zajmowania się sadzonkami praktycznie od stycznia ... na resztę nie mam już sił, co przetrwa, to będzie ... mam wrażenie, że wszędzie tylko szpiczaste strąki cayenne, ale przy bliższym oglądaniu i okrągłe owocki papryki czereśniowej widać ...


Jeśli przetrwa, już cieszę się na własne nadziewane serem papryczki, a z tej ostrej to chyba zrobię ostre pasty jako późniejszy dodatek do potraw.
Parę dni temu pojechałam dokupić kilka worków cementu, bo zabrakło ... stoję na placu w tym gorącu, a tu znajomy, acz niewiarygodny ... klangor żurawi ... Z niedowierzaniem staliśmy z magazynierem i patrzyliśmy w niebo ... o tej porze? pewnie mają za sucho na żerowiskach, szukają innych, przecież żurawie o tej porze nie odlatują ... a może wieszczą szybką zimę?
Dziś mi się śnił biały szron na trawach, a pomidory jeszcze nie zebrane, i żal ... dobrze, że to tylko sen.
Oprócz kłopotów są i drobne radości, wyjazdy na nasze ulubione koncerty z "krainy łagodności", ale o tym napiszę trochę później.
Wybaczcie, jeśli znowu mnie trochę nie będzie.


Dla spragnionych widoku Kopystańki ... oto ona, przymglona upałem ... gdzież te burze z tamtej strony, ulewy przysłaniające kolejne pasma, zanim do nas dotrą ... może kiedyś dotrą, czego sobie i Wam życzę ...
Pozdrawiam wszystkich serdecznie, dziękuję za troskę, dobre słowa, wszystkiego dobrego, pa!