środa, 29 lutego 2012

Robota wre ...

Dziś wstaliśmy bardzo wcześnie, ale jeszcze wcześniej Gutek zaczął podzwaniać swoim dzwoneczkiem, że on jest już głodny, a my nie wstajemy.
Mąż z brygadą RR pojechał na Pogórze montować instalację grzewczą do chatki, gromadziliśmy przez tydzień materiały, korzystaliśmy z różnych wyprzedaży, czyszczeń magazynów, odzyskiwania  z niepotrzebnych rzeczy wielce przydatnych urządzeń, np. pompki ze starego piecyka gazowego dla wspomagania obiegu w instalacji ...
... a ja po opędzeniu najpilniejszych obowiązków, zakupie jakichś nypli, redukcji, płynu do zalania instalacji  /wszystko mi zapisali/ też ruszyłam na Pogórze z moim czarnym przyjacielem ...


W chatce nie ma się gdzie ruszyć, wszystko zastawione jakimiś częściami, śrubkami, narzędziami, sama nie wiem czym, malutkie paneliki już przymocowane za bambetlami ...


... piec zieje wielkim otworem na drugą stronę, podkowa wstawiona w palenisko, za ścianą zasobnik na ciepłą wodę i malutka suszarka, która zawsze kojarzy mi się z żebrami człowieka.
Trzeba również uruchomić wodę, która w mrozy została gwałtownie spuszczona z wszelkich instalacji, a w studni woda równo z poziomem ziemi, i na dodatek tafla lodu na wierzchu, żeby dostać się do zaworów, trzeba wypompować mnóstwo wody. Pierwszy raz widziałam, jak woda sika wszystkimi możliwymi otworami, między betonami, przez otwór, gdzie idzie kabel, ale tak jest, gdy są roztopy, potem uspokaja się, mam nadzieję.
Chciałam jeszcze zewnętrzny kranik na studni, bo w pobliżu jest działka, żeby podlewać rośliny, a nie nosić wiadrami, i na czas jego montażu dwukrotnie trzeba było odpompowywać wodę, bo tak wielki jest napływ.


Śniegu dosypało jeszcze, jest mokry, długo nie poleży, ale niemiła wilgoć w powietrzu i wiatr nie pozwalają długo pobyć na podwórzu.
Przygotowałam pracującym ciepły posiłek, bo w chatce zimno, na zewnątrz zimno, ale mówili, że w ruchu chłód nie dokucza; potem podrzuciłam ptakom ziaren słonecznika, trochę smalcu w sęki śliwy /od razu przyleciał dzięcioł/, a dla drapieżnych parę kości ...


Cały czas towarzystwa dotrzymuje mi Maksio, szaleje w śniegu, pewnie już zapomniał, że jeszcze niedawno miał tu towarzysza zabaw ...


Wiecie, jak nazywa go mój mąż? .... Czarna Inez ... przecież to piesek, nogę zaczął już podnosić, dorośleje ... i  Czarna Inez ...
Trzeba wracać do domu, bo nawet przysiąść nie ma gdzie, i zimno, ale mam nadzieję w piątek zapalić w piecu, będzie wszędzie szybko cieplutko, zagrzeje się woda, a ja będę powolutku sprzątać to pobojowisko.
A niech będzie pobojowisko, cieszy mnie bardzo grzanie w chatce, na wielkie mrozy, bo ostatnio słyszałam, że klimat się oziębia i odkryli to rosyjscy naukowacy, a co z globalnym ociepleniem?


Nie było dziś zwierząt po drugiej stronie potoku, tylko samotny lis przemknął, pewnie przydrepcze wieczorem na kości, a może jelenie wyniosły się już gdzie indziej?
Na drodze w dół, do nas, gruba skorupa śniegowa, jeździ się po wierzchu, a pod spodem już płynie malutki potoczek, świat topnieje ...
I jeszcze zamówiłam sobie kokony dzikiej pszczoły - murarki ...


... zbudujemy im domki z trzciną, rozmnożą się, będą zapylały sad, winorośl ... bardzo szybko zaczynają obloty ...


To zdjęcie już było na blogu, a mnie przypomniało się, że tam na kwiatku podbiału był jakiś owad, to jest właśnie ta murarka, podbiał jest roślinną oznaką przedwiośnia. Kiedy kwitnie podbiał, wtedy tarło mają szczupaki i wędkarze nazywają go "kwiatem szczupaka", trochę dziwnie ...


Zatrzymałam się jeszcze przy kapliczce, bo to punk widokowy na okolicę super, ale dziś i sypie śnieg, i pada deszcz ... i mgliście ...



... i ruszyłam w swoją drogę .


Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie, dziękuję za zaglądanie do naszej chatki, za ciepłe słowa, wszystkiego dobrego dla Was, pa.
Dokarmiacie jeszcze ptaki?






sobota, 25 lutego 2012

Jeszcze o Ponurym Gustawie ...

Strasznie mnie dzisiaj zdenerwowało to kocisko.
Patrzę do ogrodu, a ten bandzior złapał ptaka i bawi się nim, ptak żywy.
Ja za miotłę i za Gutkiem, może wypuści zdobycz? gdzie tam ! goniłam go przez pół godziny, po krzakach, za płotem u sąsiadki, pod jałowcem, za szopą z drzewem, a ptak ciągle w pysku ...
Wreszcie dopadłam go pod stertą zeszłorocznych gałęzi, walnęłam w nie miotłą, trzask! przestraszył się, pogonił do płotu, przeskoczył, ale już bez stworzenia w zębach ... pomagał mi Maksio, traktował to jak doskonałą zabawę, a jednocześnie napędzał na mnie kota ...
Gdyby ktoś obserwował mnie z boku, to powiedziałby: zwariowała baba, lata po ogrodzie z miotłą, tylko w kałużach chlapie ... o, żesz ty! nawymyślałam mu cichutko, momentami żałowałam, że go przygarnęłam ...
Następna obróżka z dzwoneczkiem, ale tak ci ją założę, że nie zdejmiesz!
Myślałam, że obraził się na mnie, ale nie! wrócił koło południa ... syna wrobiłam w zakładanie dzwoniącego urządzenia ...


Po założeniu obróżki kota zamurowało, usiadł na oparciu fotela, nawet głową nie poruszył, tylko oczyska przesuwały się raz w jedną, raz w drugą stronę, uszy położył po sobie; co  poruszy się, to dzwoni ...


... chce wyjść, ogon wściekle bije po bokach, cichutko miauczy, a Maksio dotrzymuje mu towarzystwa, bo to teraz dwaj przyjaciele ... trzeba go przytrzymać w domu, niech się przyzwyczai ...


Wścieka się dalej, usiłuje o wystające, metalowe pręty zahaczyć i pozbyć się obrózki, nie udaje się ...


... usiłuje pyskiem zaczepić ją, potem językiem, nic z tego ...


Wytarzał się na tej baranioszce, wywściekał ...


... z wściekłością gryzł skórę, kopał tylnymi łapami, nic nie pomogło! zrezygnowany położył się na swoim fotelu i przespał pół popołudnia, bo ponoć biomet dziś niekorzystny.
I wstał potem, przeciągnął się, wyszedł na podwórko, wrócił, wszystko w porządku ... jak zdejmie tę obróżkę, założymy nową ... żal mi tych ptaków, takie mrozy przeżyły, a tu gość nafutrowany polowania sobie urządza, tak zupełnie dla zabawy ... może choć trochę uchronię ...


A moje amarylisy kwitną na całego, jeszcze kilka cebul wydało pąki w drugiej doniczce, takie gołe, bez liści, ale też będą kwiaty ...


... na schody wystawiłam wrzosy, które całkiem dobrze przezimowały pod agrowłókniną, bo nie przewiduję już wielkich mrozów, a słońce pomoże uporać im się ze zmarzliną w doniczce. Dziś zauważyłam, że przemarzła zupełnie laurowiśnia, może odbije  z dołu pnia, bo zdarzały się jej już takie rzeczy ... tak samo glicynia ... mogła nie przetrzymać ..
Na osłodę "barowej " pogody ugotowałam na obiad rumuńską zupę - czorba się nazywa ...


... wzbogaciłam ją tęgimi, lanymi kluskami, super jednogarnkowe, sycące danie ...


A ta czorba nie tak bez powodu ...
Czytam o wyprawach do Rumunii, o błotnych wulkanach, żółwiach na suchych łąkach, kanionach rzek głębokich jak studnie, o Czarnohorze na Zakarpaciu, pokrytej różowym kwieciem dzikich różaneczników, o 80 hektarach kwitnących narcyzami łąk koło Chustu i już klaruje się malutki plan wyjazdowy, a może by jeszcze o Vyhorlat na Słowacji zahaczyć w międzyczasie ...
To cieplutko czasami grzejące słońce wyzwala jakąś tęsknotę, chce się wyjść z domu, wyjechać, polecieć na skrzydłach w te krainy dzikie, chyba dziwni jesteśmy, nic nas nie ciągnie do miast, a w promieniu około 100 kilometrów lub odrobinę dalej mamy takie dziwy natury, że wystarczy nam pewnie do końca życia, póki sił ...


Właśnie wyjęłam chlebek z piekarnika, pachnie w całym domu ...


... złapałam patent na to, żeby nie pękał z wierzchu, ani po bokach, po prostu smaruję olejem powierzchnię po włożeniu ciasta do blaszki, po wyrośnięciu nakłuwam patyczkiem do szaszłyków, żeby gazy nie zadzierały nadmiernie powierzni chlebka,  który nie wysycha i zachowuje formę po upieczeniu. A środek jest pyszny, sprężysty, chrupiąca skórka, niech się chowają kupowane chleby.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie, dobrej nocy życzę, a na jutro cudnej niedzieli, wiosennej, pa.
















środa, 22 lutego 2012

Drzwi ... z kufra babuni ...

Dostałam delegację do konserwatora zabytków, jakąś ważną dokumentację zawiozłam do uzgodnienia.

A w przedsionku tego ważnego biura stoją drzwi, stareńkie, nadgryzione zębem czasu, od zeszłego roku przyciągają moją uwagę, ten drewniany majstersztyk chciałam pokazać i Wam ...


Są to drzwi wejściowe do kamienicy przy ulicy Grodzkiej 6 w Przemyślu, którą zbudowano w XVIII wieku, w 2010 roku zapadła decyzja o wymianie na nowe, jako że nie spełniały już swojej roli, a te odnowiono i cieszą oko, oparte o ścianę ...


Każde skrzydło podzielone jest na 3 pola, wyłożone kawałkami drewna w różne kształty, zapewne to dębina ...



Doskonale widać wgłębienia, wżery ...


... a zawiasy, gwodździory i mniejsze gwozdki, wszystko ręcznie kute, całość bardzo masywna.
Konserwację ich przeprowadziła w 2011 roku pani Małgorzata Dawidiuk, konserwator dzieł sztuki.
Zabrałam ze sobą czarną kulkę, Maksia, bardzo spokojny piesek, zostaje w "czołgu" i czeka na mnie cierpliwie, /bo i "czołg" wrócił od mechanika po naprawie/, a będąc w połowie drogi od chatki, nie omieszkaliśmy zajechać i do niej ...


Z dachu zsunęło masy śniegu, kiedy to zdąży stopnieć? pewnie w maju będą jeszcze leżeć jego hałdy ...


... ścieżka do chatki zasypana, dobrze, że śnieg po odwilży stwardniał z wierzchu i człowiek nie zapada się ...


... a mój czarny przyjaciel nahasał się do woli. Ptaki dostały jedzonko, połaziiliśmy po sadzie, bo było całkiem przyjemnie, tylko śniegiem rzucało od czasu do czasu ...


I wracaliśmy do góry naszą drogą, ale tak fajnie, bo po wierzchu skorupy śniegowej ...


Zaczynało sypać ...


... ściana lasu zakreskowana białymi płatkami ...


... " a tam w mech odziany kamień" po drugiej stronie drogi, i jeszcze jakaś paproć przetrwała.
Kujemy żelazo, póki gorące.
Majster od instalacji grzewczych ma chwilowo wolne, jutro jedzie z mężem obmierzyć chatkę, ile jakich materiałów potrzeba, bo chcemy w palenisko włożyć małą podkowę, rurami przejść w najzimniejszy kąt, jakieś malutkie paneliki schować pod bambetle, żeby nie było widać i ciepło nie będzie już szło tylko w komin, a szybko ogrzeje wnętrze.
Chcemy zalać to czymś niezamarzającym, na zimę; przygotowujemy się na następny sezon, a jakże! nie damy się zimie zaskoczyć! potem kończę ściany sznurować i ani chybi już będzie wiosna ...
... bo jej pierwsze oznaki już znalazłam przy drodze ...



... porzeczka złocista tylko czeka, kiedy wypuścić listki ...





... bazie wychylają futerka na świat ...
Najbardziej poszkodowany jest bluszcz ...




... przyszła odwilż i dopiero teraz widać, jak duże są uszkodzenia, liście wyglądają , jak sparzone wrzątkiem.
Może odbiją ...
Chciałam pokazać Wam jeszcze wyprawę ślubną babci, a raczej jej bardzo mizerne pozostałości, które przyniosłam w niedzielę do domu ...










... inicjały, mereżki, hafcik plastyczny, wypukły, na podkładzie, wszystko to przygotowała sobie babcia sama.  Zostały tylko powłoczki na jaśki i poduchy, poprzecierane niektóre mocno, ale dla mnie to skarb.


Pozdrawiam wszystkich cieplutko, dzięki za odwiedziny i wszystkiego dobrego, pa.
A Gutek znowu wrócił do domu z piórem na wąsie, to oznacza tylko jedno, poluje dalej, bandzior jeden; śpi teraz w dziwnej pozie i od czasu do czasu zerka, gdzie pies ...