Życie wróciło do zwykłych rozmiarów, przysmaki zjedzone /zawsze po świątecznej obfitości prosiłam mamę o zwykłą kartoflankę/.
Syn już odleciał na swoje wyspy, rodzinne wizyty spełnione ... nigdy nie spędzaliśmy drugiego dnia świątecznego w domu, zawsze były wycieczki w plener, no ale cóż, realia zmieniają się i trzeba posiedzieć w domu.
Dlatego też wybraliśmy się wczoraj, z wielką ochotą do naszej chatki.
Co prawda temperatura wyzerowała się, bo nie było palone w niej od wtorku, ale nic nie zamarzło na szczęście. Ptaki dostały pełne karmniki, akuratnie kiedy zaczął się mróz, psy wyszalały się po mizernym śniegu, a my koło południa ruszyliśmy na mały objazd pogórzańskich dolin.
Trzeba pakować sprzęt narciarski, bo od jutra rusza mały wyciąg w Arłamowie, a to bardzo blisko od nas, i na nasze potrzeby zupełnie wystarcza ... naśnieżają ostro, a od wczoraj zaczął sypać śnieg.
Krajobrazy straciły kolory, odcinają się od tła tylko malowane kaplice kalwaryjskie, rozrzucone po obu brzegach Wiaru, a także kaplica grobowa Tyszkowskich w Huwnikach ...
Zatrzymaliśmy się na chwilkę nad rzeką, aby znaleźć odpowiedni kamień do zaklejenia pieca, bo z lekka ukruszyło się przy drzwiczkach i widać było płomień z paleniska ... cicho, tylko woda bulgocze po kamieniach, sypie śnieg ...
Ruszyliśmy do góry, na wzgórze kalwaryjskie, a tam, na pierwszym zakręcie "babajaga", droga zajeżdżona, śliska, zupełnie nie posypana ... ciężko wydrapać się serpentynami pod górę, a jeszcze gorzej zjechać ... przejazd przytkany zupełnie.
Ale my przecież tubylcy, znamy prawie wszystkie drogi polne, więc nawrót i na przejazd po płytach w Huwnikach i do góry ...
Nie było tam za wesoło, rozjeżdżone błoto zamarzło w głębokie koleiny, mąż brał ostro kolejne zakręty a tu nagle z naprzeciwka zaczął zjeżdżać sznur samochodów osobowych ... to mieszkańcy skierowali przyjezdnych ludzi na tę drogę, bo nie ma innej możliwości wydostania się z tego wzgórza ...
Strach w oczach kierowców, pytania, czy wydostaną się tędy, jak pokonają rzekę ... uspokajaliśmy, że przejadą płytami spokojnie /bo przecież my tubylcy/...
Być może to ostatnie zdjęcia z tej alternatywnej drogi na Kalwarię, bo przyjdzie trochę wiatru i zawieje ją aż do późnej wiosny ...
A w sanktuarium, przy szopce kojce dla zwierzątek ... w cieple kościoła drzemią bielutkie króliki ...
... i owieczki z z jagniętami ...
... figury świętych przy wejściu przysypał śnieg ...
Oj, zaczyna nam się pewnie zima, z całym jej urokiem i trudnościami ...
Może trzeba będzie zostawiać auto na górze i schodzić z plecakami do chatki, może będą tak wielkie mrozy, że jednak spuścimy wodę z instalacji i zostaniemy w ciepłym domu, a będziemy tylko dojeżdżać co kilka dni, aby uzupełnić karmniki, a może zima będzie łaskawa i pozwoli cieszyć się pobytem w chatce na okrągło ... wszystkie opcje już przerabialiśmy, i wszystkie są do przeżycia.
A więc pakuję sakwojaże i ruszamy za chwilę witać Nowy Rok na Pogórzu, tam, gdzie lubimy.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, życzę wszelkiej pomyślności w Nowym, pa!