niedziela, 25 sierpnia 2013

O zachodzie ...

Po łąkach snuje się już smuteczek.
Łapie za serce najbardziej o zachodzie słońca ... kiedy tak stoi się w najwyższym punkcie łąki i patrzy dookoła  ...


Dwa miesiące wcześniej chowało się za prawą stroną Kopystańki, pełna nadziei myślałam z radością, o! jeszcze daleko, zanim zacznie wracać ... a teraz już daleko z lewej ... zleciało mi, jak z bicza trzasł ...
Łazimy z psami po łąkach, w sierść łapią rzepy, kuliste nasionka przytulii, jakieś inne z dwoma pazurkami ... ależ mam zajęcia z obieraniem ich z tych czepliwych ...


Przygotowujemy się do sezonu pszczelarskiego w przyszłym roku.
Przywieźliśmy z Czermnej spod Jasła dwa ule, to na początek, już są zasiedlone rodziną z zaprzyjaźnionej pasieki, postoją tam przez wrzesień i potem przyjadą do nas ... trzeba im będzie zrobić w międzyczasie poidło, żeby nie szukały wody daleko ... marzy nam się drewniane koryto, dłubane z pnia ... z takiego piły dawniej zwierzęta u studni ...


Zasiedziałam się na Pogórzu, jakże błogo i przyjemnie ... nieśpieszne prace w polu, bo i wykopki się odbyły, pozbierałam już trochę warzyw, przerabiam pomidory ... nawet eksperymentalnie zakisiłam dwa słoiki pomidorów ... to ponoć wielki przysmak kuchni ukraińskiej ... a no zobaczymy!


W sobotę uruchomiłam kombinat piekarniczo-wędzarniczy, wędzarnia stała przez całe lato nieużywana, aż osy z tego wszystkiego zbudowały sobie tam gniazdo na półce na sery ...


Zadymiło pachnącym dymem ...


... piec chlebowy rozjarzył się ogniem w palenisku ...


... i narobiło się smakowitości.
Zapachniało wędzonym ... potem świeżym chlebem, ślimaczkami z cynamonem, kruchym plackiem z   powidłami ...


Paru ślimaczków brakuje, bo poszły na wymianę za biszkopt z borówkami, od sąsiadek "powyżej" ...


Ola idzie do zerówki, przynosi mi pokazać swoje nowe szkolne skarby, zeszyty z kotkami, bloki ... i zrobiłyśmy sobie "słodki dzień", z lodami koktajlowymi.


Na Pogórzu nadal susza, padał co prawda deszcz przez jedno popołudnie, jednak nie wpłynęło to znacząco na nasze wody ... w studni dalej jej mało, a Wiar dziś rano przedstawiał sobą trochę większy strumień ...


To na przejeździe, gdzie zawsze było pełno wody ...


... prawie puste koryto ... nadal wożę wodę w beczkach do podlewania pod folią, łapię deszczówkę, w co się da... szkoda zostawić wszystko na zmarnowanie.
Ranki bywają mgliste, to ciągnie z dolin ...




... parę chwil, i już słońce rozświetla świat.
Jeszcze nie dopuszczam do siebie, że lato się kończy ... a tu  idzie ... idzie jesień ...


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, do miłego, pa!






poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Skalne Miasto na powroty ...

Można w drodze powrotnej z Dolnego Śląska dojechać szybciutko do autostrady, przegonić całą Polskę i być za kilka godzin w domu.
Ale tak nam się nie uśmiecha, tyle przejechanych kilometrów, chcemy jeszcze coś zobaczyć ... a te skały koło Broumova, Teplic kusiły nas już trochę.
Co za okazja, wstąpimy tu w powrotnej drodze! tylko jak tam trafić! ... tuż przed czeską granicą spotkaliśmy ludzi, którzy tam jechali, tubylców, no to my za nimi ... do Adrszpachu ...


Na wejściu schody, zupełnie podobne były na Ukrainie, na Skałach Dobosza, też kute w piaskowcu ... zakupiliśmy bilety i w drogę.
Dobrze, że w miarę wcześnie dotarliśmy tutaj ... w nocy przeszły tutaj solidne burze, rano jeszcze lało, może dlatego nie było zbyt dużo ludzi ...


U wejścia śliczne jezioro, skały wchodzą daleko w głąb, kaczki taplają się przy brzegu , a my idziemy za zielonymi znakami ... jakiś przewodnik prowadzi grupę, nadsłuchujemy różnych ciekawostek ...


Na skalnej ścianie stare napisy, nisko, wysoko, przeważnie niemieckie ... a gdyby ktoś chciał teraz uwiecznić swoje nazwisko na ścianie, to kosztowałoby to 1000 koron ... jedna litera ...
Wchodzimy między skalne ściany, zadzieramy wysoko głowę ... imponujące ... dobrze, że jest szlak, bo inaczej po 3 latach nie wyszlibyśmy stąd ...


I co mnie zadziwiło ... można zabrać ze sobą psa, tylko trzeba wnieść opłatę, kilka koron ...
Skały mają fantazyjne kształty, i różne nazwy, stosowne do wyglądu ... Fotel Babci, Starosta, Kochankowie, Rękawiczka, Głowa Cukru, Kochankowie ...


Po skałach wspinaja się pajączki, zresztą widać na wielu ścianach uchwyty dla wspinaczy, i sporo jest ich tutaj ... podziwiam ten rodzaj sportu. Niektóre ściany skalne miały jaskrawożółte maziaki, jakby farbą ktoś zamalował ...


...myśleliśmy, że to wspinacze znaczą sobie swoje szlaki na skałach ... ale nie , to były porosty.
Kiedy zobaczyłam tę bramę między skałami, wiedziałam, że jesteśmy we właściwym  miejscu, bo chyba wszyscy robią tutaj zdjęcia, i pamiętam je z wpisów na znajomych blogach ... więc i ja kazałam sobie pstryknąć fotkę ...


Wchodzimy do czeluści skalnych, bije stamtąd chłód, a strumień płynie tuż obok drewnianych pomostów na szlaku ... to Metuja ...


Właśnie ta rzeka w XIX wieku zalała Skalne Miasto na wysokość 2 metrów ...


... o czym głosi stosowny napis.
I tak sobie idziemy, zastanawiamy się, jak tu jest zimą, bo i wtedy można zwiedzać, a jak, gdy idą wiosenne roztopy ... małe zawirowanie szlaku, i spomiędzy skał wybija źródło pitnej wody w postaci malowniczego wodospadu ...


... nieco dalej popiersie Goethego z pamiątkową tablicą ...


... a dalej jeszcze większy szum, to większy wodospad ...


... spada z wysokości 16 metrów.
Poszliśmy jeszcze na żółty szlak, który prowadzi do jeziorka, powspinaliśmy się po różnych schodach, pomostach, drabinkach ... góra-dół ...


... na dole formacji skalnych było chłodno, a kiedy zaczęliśmy się wspinć coraz wyżej, było coraz bardziej parno i duszno, cała wilgoć podeszczowa zaczynała parować, czuliśmy się jak w saunie ... jeszcze nigdy tak nie kapał mi z czoła pot, nawet przy koszeniu trawy ... warto było, rozległy widok na Skalne Miasto ...




Czekało nas jeszcze przejście przez osobliwe miejsce, Mysią Dziurę ... hm! tu trzeba mieć odpowiednie gabaryty, żeby przedostać się do wyjścia, bo można utknąć na wieki ...



Zdążyliśmy ze zwiedzaniem przed niedzielną nawałnicą turystów, niebo przetarło się, to i ludzie zaczęłi ściągać w to urokliwe, tajemnicze i bardzo malownicze miejsce ...


Zrobiłam strasznie dużo zdjęć, każdy zakręt, przewyższenie odsłaniało nowe widoki, ciekawostki, każda wychodnia skalna to osobny temat fotograficzny, nie sposób oprzeć się bezustannemu pstrykaniu ... i wybierz tu, człowieku, najładniejsze zdjęcia do bloga ...
To niby tylko 3 i pół kilometra trasy, a zeszło nam sporo czasu, tam nie można szybko przebiec, człowiek otwiera oczy w zdumieniu na te cuda natury.


Wracaliśmy potem do domu do wieczora, przecięliśmy Kotlinę Kłodzką ... dużo myślałam o Kurce Domowej, to jej tereny, często je opisywała ... w radio zameldowali, że na autostradzie 2,5 km korki przed punktami, pobierającymi opłaty ... ominęliśmy je, klucząc gdzieś po Gliwicach ... o matko! jak jeszcze daleko do domu!  ... ale dotarliśmy.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!





niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozsypańcowe rozczarowanie ...

Już od dawna planowaliśmy wypad w Bieszczady, ale nie na włóczęgę, tylko na sobotni koncert imprezy "Rozsypaniec".
Wyjechaliśmy z domu tuż po południu, zaglądnęliśmy do pogórzańskiej chatki, a potem, przecinając Góry Sanocko-Turczańskie, wbiliśmy się w pętlę bieszczadzką.
Jak zawsze, zatrzymaliśmy się w punkcie widokowym nad Lutowiskami, gdzie doskonale widać panoramę Wysokich Bieszczadów ...


... potem objechaliśmy połoninę Caryńską ...


... i Wetlińską, której zdążyłam zrobić w locie zdjęcie, kawałeczek grzbietu ...


Pogoda na wędrówki wymarzona, o czym świadczyły pełne parkingi na przełęczach, u podnóża, jak i u wejścia na różne szlaki, dosłownie nie można było zatrzymać się, aby zrobić zdjęcie ... a tłok? takie skupisko ludzi w jednym miejscu wzbudza w nas od razu odruch ucieczki, na nasze Pogórze.
Miałam obiecanego pstrąga w Przysłupiu, a przy naszym szczęściu zobaczyliśmy, że akuratnie zajechała kolejka z Majdanu i wysypały się z niej następne tłumy ludzi ...


Na szczęście został otwarty osobny punkcik sprzedaży, tzw. słodki kącik, tak że udało nam się szybko zjeść, ale hałas wokół, rwetes i nawoływania niesamowite, ruch jak w mrowisku.
Teraz już tylko na koncert, kupić bilety i czekać ... ale przejechaliśmy Dołżycę, stare miejsce koncertowe na placu skupu runa leśnego ... pusto, wszystko pozamykane na cztery spusty... widocznie przenieśli się z imprezą gdzieś dalej.
Dojechaliśmy do Cisnej ...


... i najgorsza z możliwych opcji, koncert plenerowy zamknięto w ścianach Gminnego Centrum Kultury i Ekologii, a nas przy punkcie sprzedaży biletów spotkało takie coś ...


A niech to licho!
Poszliśmy połazić między kramami, popatrzeć na zielony dach baru Troll ... coby uszła z nas cała złość ...


... a także na paskudki, podtrzymujące belki wejściowe ... jak to trolle, nie grzeszą urodą.


Wróciliśmy z powrotem pod budynek, nic się nie zmieniło, ludzi coraz więcej ...


Tuż przed wyjazdem sprawdzaliśmy jeszcze w internecie, czy coś się nie zmieniło ... nie było nic.
I co?
Przystawiliśmy sobie drewnianą ławeczkę pod barierki schodów, usiedliśmy naprzeciwko okna i słuchaliśmy
BEZ JACKA, nawet zdjęcie udało mi się zrobić przez otwarte okno ...


Obsada pod oknem ciągle zmieniała się, dochodziły osoby, które chciały coś zobaczyć, i następne, i następne ...


Co niektórzy urządzili się nieźle, całe okno dla siebie ... wyobrażacie sobie, jaki w środku musiał być upał?
niektórzy nie wytrzymywali i wychodzili, a wykonawcy musieli jeszcze złapać w tym zaduchu oddech do śpiewania ... poty lały się z czoła strumieniami.
W tym zjednoczonym tłumie pod oknem zawiązywały się rozmowy, przyjazne wręcz, wesołe pogaduszki, śmiechy, wspólne śpiewy ...
Następny był zespół U STUDNI, wspominałam już o nim nie raz ...  byli muzycy SDM-u i Ola Kiełb ... pozostali przy nastrojowych, łagodnych i pogodnych utworach ...


... wytrzymaliśmy jeszcze kilka ich piosenek ...
- Jedźmy już, Maryś, do domu, puścimy sobie po drodze  ich płytkę, przynajmniej będziemy słyszeć wyraźnie, co śpiewają ...-
Żal mi było męża, ugonił się do południa w pracy, potem wcale nie tak blisko do Cisnej, i takiż sam powrót ... a tu jeszcze taka wpadka z tym koncertem ... gdybyśmy wiedzieli, zapakowalibyśmy psy i siedzielibyśmy jak goście na Pogórzu.


Rozmawialiśmy z dziewczynami, które pomagały organizować tę imprezę ... teren, na którym odbywały się poprzednie imprezy nie ich, brak sponsorów, prawie żaden odzew ze strony włodarzy regionu ... gmina udzieliła im sali na koncerty i spotkania ... nie widzę tego dobrze na przyszłość.
Mieli tutaj taką imprezę, Bieszczadzkie Anioły, zmarnowali wszystko, ludzie walili tysiącami, ciężko było przejechać drogą ... teraz Rozsypaniec, który chyba umrze śmiercią naturalną, jak nic się nie zmieni.
Słyszłam głosy, że lada moment zbudują amfiteatr, właśnie na takie potrzeby, gdzieś na zielonej łące ... wszystko spełzło na niczym.


Za to dziś, przejazdem do domu, wpadliśmy na chwilkę do Pruchnika, gdzie na ryneczku już rozkładali swoje kramy różni rękodzielnicy, wytwórcy ... szykował się popołudniowy jarmark sztuki ludowej "Pruchnickie sochaczki" ...


Na pocieszenie zakupiłam sobie torebusię kminku, bo dużo używam, tyleż czubricy, która zapachniła mi cały dom, i ...


... najprawdziwszy, pleciony karmnik, na który polowałam od jakiegoś czasu.
Susza dalej daje nam się we znaki, dzisiaj jechaliśmy przez Wiar ... woda sączy się pomiędzy kamieniami, prawie puste łożyska potoków, tak jeszcze nie było.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, do miłego, pa!