Pierwszy raz w tym roku odczułam prawdziwie przedwiosenną pogodę, w piątek było ciepło, bezwietrznie, a górą niósł się klangor lecących na północ żurawi. Jakże mnie ucieszy ten głos, pierwsze klucze i niemądre zdziwienie, dlaczego lecą w tę stronę. Jak to dlaczego, przecież lecą na północ, bo wiosna idzie, wracają - oprzytomniawszy lekko, pomyślałam:-) Nad doliną zawirowały, rozsypały się z tajemnego szyfru, jakby tam w górze wiatr pomieszał im szyki. Potem znowu odnalazły swoje miejsce i kluczem jak arytmetyczny wzór poleciały dalej. A serce me przepełniło się wielką radością, to chyba każdy tak ma, kiedy widzi powracające ptactwo.
Całe popołudnie zajęło mi wykopywanie odrostów robinii akacjowej w kolorze różowym. Chyba strzeliłam sobie w stopę, sadząc to drzewko, choć bardzo strojne w czasie kwitnienia. Idzie rozłogami tuż pod powierzchnią ziemi i wypuszcza co jakiś kawałek swoje potomstwo, z roku na rok coraz więcej. A mnie, jak to mnie, żal każdej roślinki, więc zostawiałam je, niech sobie rosną. Trudno się kosi między nimi, kolce drapią ręce, ciągną za włosy, a i busz zaczynał być nie do przebycia. Uzbrojona w siekierkę i szpadel, cierpliwie wykopywałam i cięłam grube korzenie, nazbierałam tych sadzonek mnóstwo, pełne taczki. Co z nimi zrobić, szkoda tak wyrzucić. Wywiozłam je na łąkę, daleko od obejścia i tam posadziłam w tarninowych zaroślach na końcu działki. Ziemia była miękka po opadach, z łatwością kręciłam otwory świdrem i nawet mi to szybko poszło. A teraz wypada mi tylko pilnować koło domu, ścinać, co tylko wylezie z ziemi, kosić bez litości, bo za jakiś czas czekałaby mnie ta sama robota. Przypuszczam, że to nierówna walka, kiedyś zabraknie mi sił:-)
Wiecie, co to za tajemna mikstura w słoiku? Nie wiecie, to moczą się młode gałązki wierzby, będzie z tego płynu naturalny ukorzeniacz. Gałązki wierzby zawierają naturalne hormony wzrostu, tzw. auksyny, w wodzie uwalniają się powolutku z pędów, można używać już po kilku dniach, a kiedy mikstura postoi dłużej, zamienia się w śluzowatą materię. Można moczyć w niej sadzonki, rozrzedzoną z wodą podlewać rośliny, zawiera również naturalny kwas salicylowy, jak w aspirynie, a jak zalecają ogrodnicy, też można aspiryny używać w ogrodzie do podlewania, bo działa grzybobójczo. Taka mądra to ja nie jestem, wszystko wyczytałam:-) Podobnie będę zbierać korę z dębu, robić z niej wywar i też używać do podlewania, przynajmniej te wrażliwe na grzyba warzywa.
W ten ciepły weekend wyleciały również pszczoły z ula. Trzeba je dokarmiać specjalnymi plackami z cukru pudru, wymieszanego z odrobiną octu jabłkowego i innymi leczniczymi ingrediencjami. Przy pierwszym karmieniu po zimie pomagałam, a ponieważ było jeszcze bardzo chłodno, mąż szybciutko zdejmował daszek, ocieplenie, a ja kładłam na beleczki te placki cukrowe. Dobrze, że byłam odziana w pszczelarski kombinezon z siatką, w skórzane rękawice, bo co niektóre wyleciały i już pchały się do głowy, siadały na siatce, a ja bardzo boję się pszczół:-) Pszczoły już nosiły w koszyczkach na odnóżach żółte kulki pyłku leszczynowego, bo akurat ta zakwitła. Oby tylko mróz jej nie zniszczył.
A jak pszczoły, to pochwalę się również garnuszkami z pszczołą, które znaleźliśmy z mężem pod choinką:-)
Pod śliwką, gdzie zawieszone, są karmniki rośnie zielona łąka. To wyrzucone nasiona z karmników, ziarna z mieszanki dla ptaków, którą zakupiłam. Wszystko zjadały, a to im nie smakowało, jakieś pszenżyto czy coś innego. I teraz kiełkuje zieloną ławą, dobrze, że łatwo zdjąć to z tarasu, bo korzenie poprzerastały i schodzi płatami. Jeszcze chwilę zostawię, bo nawet myszka przychodzi posilić się, gdzieś pod kamieniami przy pniu mieszka. Następny zakup to już tylko czyste ziarno słonecznika, wydałam też już ostatnie kule tłuszczowe.
Kowaliki roznoszą słonecznik, utykają w korę drzew. Obserwowałam, jak ich śladem chodzi po pniu pełzacz, malutki ptaszek z długim dziobkiem i językiem, nawet sprawnie mu idzie to wydłubywanie ziarenek. Kiedyś z nasionka wyrósł mi słonecznik z pnia orzecha, na wysokości głowy:-) Ptactwo już w godowych amorach, z lasu nawołuje dzięcioł czarny, w ogrodzie chichotliwe wołają dzięcioły zielonosiwe, a i w zaroślach rankiem już coś ćwierka.
Do ogrodu zakupiłam tunelik foliowy o pow. 10 m2, specjalnie pod ogórki, może choć raz uda mi się zdążyć przed zarazą. Do tego kupiłam też osłonę na płot działki, bo od północy z łąk zaciąga zawsze mrozem, może choć trochę osłonię warzywa przed jego działaniem, a także przed wiatrem, będzie zaciszniej.
I teraz najważniejszy problem, o którym pisałam ostatnio, karczowniki, nornice, myszy i inne szkodniki, grasujące na działce. Szkoda mojej pracy, bo bardzo niszczą, zżerają od spodu, wciągają rozsady do nor, więc spróbuję tego.
Żywołapka, może uda się wyłapać te dziadostwa:-) nie chcę truć, u sąsiada są koty, przychodzą inne zwierzęta, polują ptaki, a tak żywego wyniosę daleko za górę i może na jakiś czas będzie spokój. Próbowałam chyba wszystkiego, szmatkę nasączoną benzyną wyrzucał z zakopanego tunelu, podobnie z kulkami naftaliny:-) Może uda mi się go schwytać ... mąż tylko śmieje się, że ja go wyniosę daleko, a on stanie na dwóch łapkach, przysłoni oczy przed słońcem i zobaczy dokąd wracam ... aha, tam poszła, idę za nią do domu:-)
Z pierwszych kwitnących to tylko śnieżyczki wyszły z ziemi, zaróżowił się wawrzynek wilczełyko, którego w krzakach całkiem sporo, pewnie rozsiał się z nasion. No i dereń jadalny w blokach startowych, tylko patrzeć, jak zakwitnie, aby trochę ciepła.
Łąki jeszcze spłowiałe po zimie, zwierzyny prawie nie widać, las leży w pniach tuż przy drodze.
Mają utworzyć Turnicki Park Narodowy, my znajdziemy się pewnie w jego otulinie, choć słyszałam również głosy, że być może poszerzą jego zasięg. ZUL-owcy strajkują, stracą pracę, ilu znajdzie zatrudnienie w Parku? Trzeba Salomonowej mądrości, żeby to rozważnie rozegrać.
Ach, nachwaliłam się, a nachwaliłam:-)
Zatem kończę wpis, dziękuję za uwagę, za odwiedziny, a przede wszystkim, że dotrwaliście do końca tego przydługaśnego, gospodarczego wpisu, bywajcie w zdrowiu, pa!