poniedziałek, 20 maja 2013

Zdążyłam ...

... posadzić pomidory.
Zbytnio rozpędziłam się z sadzonkami, bo mogłabym obdzielić nimi pół wsi.
Więc resztę zostawiłam Haneczce, czy chciała czy nie chciała, a i tak jeszcze coś tam zostało w domu, bo nie zabrałam się ze wszystkimi.
Ziemia, bardzo sucha, nawet nie pomogło wieczorne lanie wody, rankiem mizerne efekty.
Nie założyliśmy jeszcze folii na przygotowany szkielet, bo przecież trzeba podlewać rośliny, dopiero jak zjadę do chatki na stałe, będzie to możliwe.
No i nie zapomniałam pod każdy krzaczek położyć trochę liści pokrzywy, ponoć pomaga na choroby grzybowe, i następne podlewanie już rozcieńczoną gnojówką z pokrzyw.


Domostwo nasze utopione w zieleni, na razie wyteptane w trawie szlaki komunikacyjne, Miśki nie widać, a Amik pokazuje tylko ogon i podniesiony łeb ... wędrują tylko sobie znanymi ścieżkami, za węchem.
Zakropiłam zwierzaki mastygą na kleszcze, bo jest ich ogrom, a jeszcze połowa pipetki została mi na potem, gdzieś w połowie lata powtórzymy dawkę.
Późno dojechaliśmy w sobotę na Pogórze, prawie na zachód słońca ... czekałam jeszcze na męża, który terminował w zaprzyjaźnionej pasiece ... wrócił jakiś inny na twarzy, aha! pszczoły go potraktowały, całe 5 sztuk ... w szyję, w kark, w czoło i w ... brzuch ... mimo kapelusza z siatką i fartucha z paskiem.
Długo w wieczów siedzieliśmy na tarasie, ptaki kolejno szły spać, jeszcze tylko nad potokiem terkotał derkacz ... teraz już wiem, że to on, dzięki wpisowi Asi z Siedliska pod Lipami.


Pobudka rano gdzieś przed piątą ... nie, to nie był koncert, to był tysięczny krzyk ptasich gardełek, wszystko, co żyło wyśpiewywało ... jak tu spać!
Zniosłam psy na dół, bo boją się schodzić strychowymi schodami, ugotowałam kawę, a słońce tymczasem zdążyło już rozświetlić naszą łąkę ... mąż mówi, popatrz, łania ... nie, to był ogromny jeleń, przez lornetkę widać było, jak dostojnie niósł głowę z porożem, przesadził zgrabnie ogrodzenie i tyle go było widać.


Kopystańka w porannym słońcu, to tam była wczoraj Mania z Manufaktury Cudów, jakbym pomachała z mojego pola, to może zobaczyłaby mnie?


Kwitną głogi i kaliny, ich duszący zapach wabi pszczoły, zielarka zawsze zbiera kwiat głogu, suszy, bo jest pomocny na "coś tam".
Na wzgórzu kalwaryjskim spotykamy zawsze starszego pana, który ma siedlisko po drugiej stronie Wiaru, przyjeżdża również "czołgiem" ze swoim 11-letnim psem, który czeka na niego spokojniutko ... przywitaliśmy się po raz pierwszy tej wiosny.


Moje futrzaste towarzystwo od razu wyskoczyłoby otwartym oknem, a ten tu bardzo grzeczny, mimo, że wiejskie psy podchodziły blisko i drażniły go.




Miśka z Amikiem szaleją, mimo, że gorąco ... potem padają na tarasowe kamienie, dyszą i zasypiają ... tylko para z oddechu znaczy mokry ślad na kamieniach.
Nie wiem, czy to tylko moje odczucie, ale mam wrażenie, jakby czas przyśpieszył i nadrabia zaległości ... no bo jak? dopiero kwitły czereśnie ...



... a już czerwienieją owoce, co odkryłam wczoraj w ogrodzie.
Przed chwilą przeszła mała burza z piorunami, Amik został schowany pod biurko, bo boi się grzmotów ... ale znowu gorąco, prawie tropikalnie, to, co spadło z chmur, wyparowuje ...


Znajome widoki, wczoraj była bardzo dobra widoczność, widać było hen! daleko na Ukrainę ...


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za zaglądanie na nasze Pogórze, wszystkiego dobrego, pa!








sobota, 18 maja 2013

Wspomnienia komunijne ...

Niewiele pamietam.
Padało ulewnie całą niedzielę, było zimno ... w tym deszczu mama usadziła mnie między sobą a ojcem na wuefemce i pojechaliśmy do odległej o 7 kilometrów parafii.
Potem w przedsionku kościoła, tam gdzie wchodzi się na chór, przebrała mnie w pożyczoną sukienczynę komunijną z cygańską drogą na dole i rękawach ... na obciete po chłopięcemu włosy włożyła skromniutki wianuszek ... byłam chucherkowata, włosy jak strzecha Gacowa, jak mawiała moja mama ...
Potem był poczęstunek na plebanii, wielki kubek kakao, do tego jakieś brązowe ciastko ... sięgnęłam po to ciastko, szerokim rękawem zahaczyłam o pełny kubek ... rozlało się na mnie, na sukienkę komunijną, ciastko rozmokło ... od proboszcza, starego, grubego i łysego, dostałam jeszcze parę szturchańców w plecy ... Oj, ty ty, niezdaro!
Jak mi było wstyd! ... przy obcych dzieciach, zebranych z całej parafii, przy rodzicach, siostrach zakonnych ...
Nie było żadnych "białych tygodni", rocznic, stresujących egzaminów ... nie było wizyt u kosmetyczki, fryzjerki, malowania paznokci, pienistych koronek i diademów, tortów i wystawnych przyjęć, komunijne stroje krążyły z domu do domu, pożyczane od starszych dla młodszych, ... wszyscy byliśmy jednakowi, raczej biedni, bez stresu przyjmowaliśmy Pierwszą Komunię, nawet nie pamiętam, czy dostałam jakiś upominek, a może nie było go wcale? kto myślał wtedy o prezentach? ...
A dziś? pewnie na pytanie, z czym kojarzy się Pierwsza Komunia, wiele dzieci odpowiedziałoby, że z prezentami ... dokąd to zmierza i kiedy się zatrzyma? czy w ogóle się zatrzyma?
Kiedy oglądam zdjęcia z tamtych czasów, widzę siebie malutką, chudziutką, ze sterczącymi włosami, moich młodych rodziców ... kiedy to minęło? ... dawne to czasy, zacierają się wspomnienia ...


Moje ukochane Pogórze leży odłogiem, zdążyłam w ostatnią niedzielę, przez kilka godzin pobytu, zebrać ostatnie kwiaty mniszka ... od powyższych sąsiadów rozlegała się głośna piosenka, śpiewana przez Olę, taka zwracająca uwagę, a wśród słów rozróżniłam ... to dla pani Marysi ...
- Ola, Ola, przyjdź do mnie - zawołałam ...
- Julka, Julka, chodźmy, pani Marysia nas woła ...


To moje młode, urocze i wesołe sąsiadeczki, przy ich wybitnej pomocy odało mi się uskubać 4 litry płatków, to jest sporo ... piłyśmy herbatę, słuchałyśmy beczenia kózek, opowiadałyśmy sobie, co słychać ...
Psy spały pod stołem, chłodząc się od chłodnej, kamiennej posadzki ...


Kwitną łany dąbrówek i bodziszków, wśród nich bordowe kwiatuszki storczyków ...


Niech kwitną, zdążą wydać nasiona, bo przy moim braku czasu nieprędko je skoszę, a pociechę będą miały też pszczoły ...


Nasza chatka skryła się w zielonościach, w kwitnącej aronii i złotolistnym jaśminie, w drewnianych ścianach przyjemny chłodek ... murarki zasiedliły wszystkie trzcinki, z roku na rok jest ich coraz więcej ... Bubisa zrobiła eksperyment z różnymi, pustymi  łodygami ... które będą cieszyć się największym powodzeniem u murarek, chętnie poczytam o jego wynikach i wykorzystam za pozwoleniem.


Na ziołowym tarasie wyginęła cała mięta płożąca, trzeba mi będzie odnowić nasadzenia, za to macierzanki mają się dobrze ...


... szałwia trzyma się dobrze ... ile tej szałwii rośnie dziko, na pastwiskach rumuńskich ...


... czosnek niedźwiedzi już przekwita, za chwilę listki stwardnieją i nie będą nadawały się do spożycia, nic nie zdążyłam z nimi zrobić.
A w domu prace szczęśliwie dobiegają końca, jeszcze gipsowanie, malowanie i układanie wybitych płytek w łazience ... ciężka to orka spróbować kupić coś podobnego lub z tej samej serii ... albo zakończono produkcję 4 lata temu, albo z nowych wzorów wymiar nie ten, głupie 2-3 mm różnicy ... dostaliśmy wreszcie  zwykłą płytkę z Opoczna, która dobrze ma się w całym domu, a której już nie produkują od 4 lat; na ścianę, znaleźli ją nam gdzieś w starych zasobach ... kupił ją i przywiózł akwizytor za własne pieniądze, to dzięki zaprzyjaźnionej firmie ... ludzie jednak pomagają zupełnie bezinteresownie; gorzej z podłogą, wychodzi 3mm różnica, spoiny mijają się ... a, niech będzie, za to wannę obudujemy sobie drewnem, za którym cały czas tęsknię, i w kuchni, i w łazience.


Byłam przed chwilą na targowisku sadzonek papryki kupić, ludzie noszą tatarak, wszak jutro Zielone Świątki ... a z tataraku można zrobić nalewkę kresową, o bardzo oryginalnym i "pachnącym" smaku.
Pod domem, w zeszłorocznych liściach zamieszkała urodziwa panienka ...


Widuję ją codziennie, bo znajduje się tam wąż z wodą, kwiaty w doniczkach trzeba podlewać, w oczku uzupełniać.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, za pozostawione słowa, dobrych dni życzę, pa!



sobota, 11 maja 2013

Bo w mym domu rośnie pnącze ...

Chyba tymi słowami można określić mój dom i ogród.
Dom schował się w zieleni, tej chcianej i niechcianej ... bo dopiero co pozdejmowałam suche , szorstkie pędy chmielu, zerwałam brutalnie dzikie wino, a one, nie patrząc na to, rosną sobie dalej w najlepsze.


Powojnik rozkwitłymi dzwonkami przykrywa wstydliwie spróchniałą nagość starego pnia wierzby ...


Śmiem twierdzić, że gdyby nie jego pędy, już dawno rozleciałby się na kawałki.
Jest bardzo gorąco, sucho, ziemia aż dyszy, zeszłotygodniowy deszcz nie nawilżył jej dostatecznie.
Byłam w piątek na Pogórzu, ale bardzo krótko, myślałam, że wysadzę pomidory ... ziemia jak popiół, trzeba by ją zmoczyć na noc, a potem sadzić, no i potem podlewać ... na razie nie ma na to warunków, przywiozłam sadzonki z powrotem, a syn mówi, że to najbardziej mobilne pomidory na świecie, wożone tam i z powrotem ...
Przy okazji z synem zrobiliśmy inwentaryzację starej, przedwojennej szkoły w naszej wioseczce, cały obmiar, zdjęcia, bo może gmina sypnie grosikiem i zrobi się jakiś maleńki, zabezpieczający remont ... a dokumentacja bedzie naszym  udziałem społecznym w tym przedsięwzięciu, bo bardzo popieramy wszelkie inicjatywy na rzecz wsi.


Z prawej strony była klasa, z lewej mieszkała pani uczycielka, potem, po wojnie pan uczyciel, który po lekcjach otwierał dodatkowe okienko i ze spiżarni sprzedawał towar jako z maleńkiego sklepiku ... potem był tu sklep, ale nie przetrwał przy tak małej ilości mieszkańców.
Teraz w klasie jest świetlica wiejska na zebrania, posiedzenia, czasami jakieś andrzejkowe zabawy, mikołajki, ale stan techniczny opłakany i konieczny jest remont.
Wyrwana na kilka godzin z remontowego młynu po wielokroć odczułam ciszę i spokój naszej chatki, ukrytej w starych śliwach, aż żal mi było, że nie mogę zostać.
A nie mogę, bo wczoraj przyleciał z wyspy syn na weekend, trzeba się nim nacieszyć, zajęć w domu od grzmota, brygada RR nie może zakończyć pomyślnie remontu, bo coś im kapie bez przerwy.
Już myślałam, że pożegnałam ich na zawsze, ale skąd! wczoraj o północy obudziło nas coś jakby wybuch kotła, to puściła jakaś złączka, pewnie przyszło w nocy większe ciśnienie wody i rozwaliło w słabym punkcie ... o, matko! woda tryskała w łazience jak z sikawki, znowu zalało ... dobrze, że nie zdążyłam tego zamurowć, dziś rozkułam w murze rurki głębiej, bo w poniedziałek znowu poprawka; prawdę mówiąc, mam ich już trochę dość, chciałabym zacząć porządkować dom i zacząć żyć normalnie, a tu dalej na tobołkach.


W zamian ogród pociesza mnie jak może, dzikie gołębie grzywacze zbudowały sobie gniazdo na mizernej sośnie ...


... pani gołebiowa wysiaduje już, a na ciernistej glediczji  jakiś maleńki śpiewak raduje mnie od rana do nocy swoimi trelami ...


... nie wiem, kto zacz? jaśniutki, seledynowy brzuszek, maleńkiej postury, a tyle pary w gardziołku.
Kwitnie już i pachnie kłokoczka południowa, kwiaty zebrane w grona wabią pszczoły ...



... zaczynają kwitnąć azalie, ale tylko dwa rodzaje, reszta poszła w liść i łodygę ...



W tyle ogrodu zielony parawan, miał to być żywopłot, za późno pomyślałam o przycięciu, bo niech jeszcze rośnie, bo małe ... i poszło wszystko w niebo ...


... ściana z leszczyn, grabów, buków i brzozy, świetnie chroni przed wiatrem, ostoja dla ptactwa, nawet wilgi w tym roku zawitały tutaj, nawołując melodyjnie na deszcz, który jakoś nie nadchodzi, i nawet grzyby zaczynają rosnąć w takim leśnym sąsiedztwie.


Futrzaki zaczynają żyć pod wieczór, kiedy trochę chłodniej, obawiałam się, jak Amik przywita syna, przecież wcale się nie znają ... poszczekał z zaciekawieniem, a zaraz potem przyszedł na głaskanie, nie było źle, robi się z niego fajny pies.


A ja nazbierałam pół kosza szyszek z sosny czarnej, marzy mi się z nich wieniec, albo drzewko, są takie dekoracyjne ... i czekają na moje natchnienie ...


Z ogrodu pachnie skoszoną trawą, to dzieło Agnieszki, lubi kosić trawę, a dla mnie to wielka wyręka.
Właśnie zbierają się moi synkowie do burzenia kawałka ściany między pokojami na górze, ojciec nadzoruje, żebyśmy mieli jeszcze w czym mieszkać.
Coś ucierpi przez ten remont, najpewniej moje grządki, i pogórzańska trawa urośnie bujnie, ale przecież takie przedsięwzięcia kiedyś się kończą, i tym się pocieszam.


Pozdrawiam Was serdecznie w ten sobotni przedwieczór, dziękuję za odwiedziny, trzymajcie się zdrowo, pa!






środa, 8 maja 2013

Pod Kopcem ...

W majówkowy czas nie tylko pracowaliśmy, należało się też coś dla ducha.
Odwieźliśmy w sobotę psy do domu, a sami z powrotem do Przemyśla, gdzie pod Kopcem Tatarskim odbywał się doroczny Podkarpacki Jarmark Turystyczny  w połączeniu z festiwalem piosenki turystycznej pod patronatem radia Rzeszów, a w szczególności audycji "Mikroklimat", prowadzonej przez Jerzego Krużela oraz otwarcie sezonu turystycznego.


Nas interesowały koncerty popołudniowe, trochę pozwiedzaliśmy też kramy z rękodziełem ... było zimno po piątkowej ulewie, bardzo mało ludzi ...  dobrze, że ubrałam ciepłą kurtkę i buty.


O, i obronę twierdzy można spotkać, tu z przewodniczką Stasią ...
Jako pierwszy wystąpił zespół CARYNA ...


... cudowne głosy męskie, a w szczególności bałkańskie pieśni, śpiewane przez tego siedzącego chłopaka, i nie tylko ... nuciliśmy razem z nimi, bo co niektóre były nam znane ... i bardzo podobało nam się Hallelujah Cohena, zaśpiewane po polsku przez innego wykonawcę.


Teraz kolej na grupę R, stare, turystyczne piosenki z lat 70-80... Buty rajdowe, Pocztówka z Beskidu ... ludzie zjeżdżają się z całej Polski, aby spotkać się tak daleko, zagrać i zaśpiewać wspólnie ... jakoś te stare piosenki łatwiej wpadają w ucho ... hm! ale mówią, że w pewnym wieku pamięta się lepiej lata młodości ...
Pomiędzy nimi Jerzy Krużel, człowiek bardzo sympatyczny, o miłym głosie ... słyszymy go co niedzielę w audycji "Mikroklimat", to tu poznajemy nowe zespoły, nowe piosenki, właśnie za jego sprawą.
Potem BIEGUNI ... osoby, które bywają na podobnych koncertach, znają te zespoły ...


... grają ballady, folkowe, śpiewają poezję ... a dziewczyna ma bardzo ciekawy instrument: siedzi na skrzyni z mikrofonem i uderza leciutko metalowymi pędzlami, wybijając rytm.
Po nich kolej na Dom o Zielonych Progach ... często bywamy na ich koncertach ...


I teraz rarytasik, spotkanie w Klubie Artystycznym "Pod Niedźwiadkiem", i nocne śpiewy znanych szlagierów ze szlaku ... o pólnocy wróciliśmy do chatki, aby w niedzielę znowu wyruszyć pod Tatarski.
A w niedzielę pogoda dopisała, było cieplutko, mnóstwo ludzi, i występującym zespołom było raźniej, kiedy widownia pełniejsza ... i mnóstwo przyjaciół ze szlaku spotkałam, niektórych dawno nie widzianych ...


... to FOK - Formacja Opowieści Kameralnych ... kiedy po koncercie poszłam kupić ich płytkę, byli mokrzy od potu ... pod namiotem, słońce prosto w oczy, i do tego reflektory ... sauna ... a potem poszli zobaczyć miasto.



... BEZ JACKA ... popłynęły dźwięki Polsko-ruskiej Madonny, Wiewiórki, Rycerza ... i wielu innych, znanych nam ... nie są to proste piosenki, które łatwo wpadają w ucho, trzeba wsłuchać się w słowa, skupić ...
I z wielką ciekawością czekaliśmy na koncert U STUDNI ... zespół znanych muzyków z SDM-u, towarzyszy im Ola Kiełb ... odnaleźli się po rozwodzie z Krzysztofem Myszkowskim, koncertują ... widziałam, że co niektórzy z widowni byli mocno zdezorientowani, nie każdy śledzi losy zespołu ... a gdzie Myszkowski?



I zrobiło się bardzo kameralnie, swojsko, nastrojowo ... w późne, niedzielne popołudnie zostali ci, których to naprawdę interesowało ... bardzo przyjemnie odebrałam nowy-stary zespół, zdobyłam ich nową płytkę z autografami ...
Pełni muzycznych wrażeń wróciliśmy do domu, bo przecież poniedziałek zbliża się szybkimi krokami, a wraz z nim brygada remotująca ...
W bólach skończyli walkę z instalacją c.o., coś źle podpięli, zalali kawał domu, potem płaszcz wodny nie chciał grzać wody w zasobniku, tylko zagotował wodę w rurach ... palimy w kominku, palimy, gorąco w domu jak w piekle, woda nadal zimna, jeszcze tylko jakaś przepinka, spinka ...no wreszcie ... popłynęła gorąca woda ... wczoraj skończyli robotę.
Fajne to jest, w zimie kominek z płaszczem wodnym grzeje cały dom i wodę w zasobniku, w razie potrzeby przełącza się na piec gazowy, gdyby nas nie było w domu; a w lecie grzeje wodę tylko piec gazowy ...
A dzisiaj lepiłam gipsem dziury po ich borowaniach ścian, gipsem budowlanym, który strasznie szybko wiąże ... parę szpachelek i już trzeba mieszać nowy ... przyszedł mąż z pracy, to mówię, że biegam i biegam w zawody z czasem, żeby zdążyć wylepić masę gipsową przed związaniem .... aaaaa! to trzeba dodać odrobinę mleka, żeby spowolnić! ... no, rychło w czas się o tym dowiedziałam.
Jutro będę zamurowywać dziury w łazience ...


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, dobrego życzę, pa!