poniedziałek, 6 maja 2024

Zieleń ma różne odcienie ... "śliski" temat ...

 Może zacznę od tego "śliskiego" tematu. Do tej pory cieszyłam się, że nie ma u nas ślimaków, na które narzekają wszyscy ogrodnicy i działkowicze. E, tam, myślę sobie, jesteśmy wysoko, otoczeni lasami, nie dolezą do nas, mając po drodze tyle pól na równinach. Ale dolazły, i to w ilości trochę zastraszającej. Przeniosłam rozsady pomidorów, papryk i ogórków do tunelu foliowego, bo tam widno, cieplej, łatwiej mi podlewać. Prawie dwa tygodnie temu jeszcze nawiedził nas solidny przymrozek, na szczęście okryłam zieloności podwójną agrowłókniną i to je uratowało. Nie powiem, rano ze strachem patrzyłam na oszronione trawy, z obawą podnosiłam okrycie, ale na szczęście przetrwały.


Wracając do tych rozsad, po kilku dniach, kiedy podniosłam okrycia, zauważyłam kilkanaście zżartych roślin, i to doszczętnie. Okazało się, że w ziemi pod folią kryją się całe zastępy ślimaków. Na dzień chowają się pod doniczkę, a nocą wychodzą na żer. Tyle mojej pracy ... nie mam dla nich litości, wyzbierałam i zniszczyłam. Codziennie rankiem inspekcja i jeszcze kilka znalazło się. Co tu robić? wysypałam ziemię popiołem, na to ustawiłam palety, a dopiero na nie doniczki, jakby pomogło. Ale co będzie, kiedy posadzę rośliny w ziemi? nie mam pojęcia.
Napracowaliśmy się setnie przygotowując podłoże pod ten zielony tunelik na ogórki, trzeba było choć trochę wypoziomować ziemię, z jednej strony nadebrać, z drugiej dosypać, bo wszędzie spadek terenu. Potem na to mnóstwo wytłaczanek po jajkach, na to znowu ziemia przywożona z krzaków, bo tam najżyźniejsza, jeszcze trochę kompostowej. Wytłaczanki ładnie rozkładają się z ziemią, przy tym chroniąc przed przerastaniem zielska. W pewne popołudnie rozłożyliśmy z mężem stelaż, co wcale nie jest taką prostą sprawą:-) Następnego dnia przyszła na stelaż folia, która trzeba było obciążyć czymś, żeby nie odfrunęła. Woziliśmy drobne kamienie, kilkanaście taczek i obsypywaliśmy kołnierz folii ... jak wypoziomowałam podłoże, to skos trzeba było czymś zapełnić, więc taczek z kamieniami coraz więcej. Ale robota skończona, tunel czeka na sadzonki, ale to po "zimnych ogrodnikach" i "Zośce", pomna przeszłych lat nie chcę już ryzykować. A tu jeszcze ślimaki w natarciu :-)
Nie tylko pracą żyjemy ... są spacery na łąki, wycieczki autem, kiedy nogi już nie chcą nosić ... Z łąk przynosimy niezliczone ilości kleszczy, Mima w sierści również:-)





Na łąkach pokazują się już pierwsze storczyki męskie ... łanami żółcą się pierwiosnki lekarskie.



... a dzikie czereśnie będą owocować, nie obmarzły im owoce.


Zdarza mi się wstać wcześniej od słońca:-) Ostatnio zaobserwowałam swoistą zorzę polarną, słońce jeszcze nie wychyliło się zza góry, ale już zaróżowiły się rozproszone chmury, tworząc smugi nad Horodżennem.




Jak zmienia się niebo, kiedy już pierwsze promienie musną góry za Wiarem, wyzłocą Kanasin, ale ja jeszcze słońca nie widzę, długo jesteśmy w cieniu.



W taki poranek zobaczyłam na nagim jeszcze orzechu stadko ptaków, kto zacz? Lornetka pomogła mi ustalić, to śliczne jemiołuszki, skąd one tutaj o tej porze.


Z wycieczki znaną pętelką przywiozłam zdjęcia i zapach kwitnącej miesiącznicy trwałej. Najładniej kwitnie zwieszając się ze stromego brzegu potoczku z wodospadzikiem, dopływu Turnicy.




Po trzykroć odwiedzaliśmy naszą lokalną Dolinę Narcyzów, bo chłód zahamował kwitnięcie. Z tygodnia na tydzień było coraz więcej kwiatów, aż wreszcie rozkwitły wszystkie. Wśród nich przechadzały się myszate konie z pobliskiego gospodarstwa.




W majowy weekend już w pełnym rozkwicie i zapachu.



Rozsiewają się, porastają ruiny fundamentów domostw, ponoć kiedyś była tu gajówka, po wysiedleniach wszystko się zmieniło, narcyzy przetrwały. Przetrwały też stare drzewa, aleje, kapliczki ... jakież to ładne miejsce, mimo popegierowskich ruin.




Majówkę spędziliśmy trochę na Pogórzu przy pracy, trochę w domu. Przełożyliśmy dużo drewna opałowego, już suchego do szopy przy tarasie. Myślimy o dociepleniu ściany wschodniej, tam, gdzie w mrozy łapie nam wodę. 


Młodzież wybrała się ze znajomymi na Kopystańkę, chłopcy jak zwykle dali radę, ale najbardziej zaskoczyła nas Tosia. Dzielnie przedreptała niemało kilometrów tam i z powrotem, góra-dół, góra-dół, bo tak się tam idzie. Wrócili zmęczeni, spaleni słońcem i zadowoleni bardzo.






Kwitną niebieskie wielosiły:-) ... i głogi, o tak intensywnym zapachu, że aż w nosie kręci.




Pozdrawiam Was majowo, serdecznie, ciepło, dziękuję za odwiedziny, bywajcie w zdrowiu, pa!