środa, 30 stycznia 2013

Wracaj! bo mi samemu smutno w domu ...

... takie słowa usłyszałam wczoraj w telefonie.
Pewnie, że wracam,  bo przyszła odwilż, temperatura powyżej zera, pada deszcz ... albo świeci słońce ...
I ja też zatęskniłam za domem.
Mama mojego męża, a moja teściowa, zawsze dziwi się: Jak ona może tam, tak sama? I bez ludzi?
Ano może ...


Chatynka moja na tle budzącego się dnia.
Miśka na porannym spacerze, a ja przygotowuję jedzenie dla ptaków, ale przedtem rozpalam w piecu.
Ostatnio było jeszcze ciemnawo, jeszcze puszczyk pohukiwał ponuro, a u sąsiada lis szczekał na Miśkę, a ona na niego ... nie zwracam wtedy na nią uwagi, bo czuje się odważna i goni, nie wiadomo gdzie.
Te kilka dni, spędzone samotnie w chatce, przy piecu, z książkami, na spacerze w polach, w słońcu, albo w mgle, albo w padającym śniegu ... bo Janek, ten z góry, śmieje się do męża, że przywiózł mnie do sanatorium ... tak, to jak sanatorium.
Siły wróciły, już nie łapię zadyszki, rąbię drewno, łażę z Miśką po polach ...


W pełnym słońcu oblodzone drzewa skrzą się jak srebrne, słońce roztapia lód i kapie woda ...


... do czasu ... potem zaczynają spadać spore kawałki lodu, a jak zawieje wiatr, to trzeba uciekać na wolną przestrzeń, bo można solidnie oberwać po głowie ...


Pod drutami sieci elektrycznej lepiej nie chodzić, spadają kilkumetrowe listwy lodowe, nadtopione przez słońce ... a z lasu dobiega trzask łamanych gałęzi, czasami wali się drzewo, które nie wytrzymało ciężaru.


Ze spacerów przynoszę nowe zdjęcia, właściwie to nie są one nowe, krajobraz ciągle ten sam ... tylko te mgły, albo słońce inaczej świeci, albo drzewa przygięte ciężarem do ziemi.


Odeszły gdzieś łanie z łąk za potokiem, tylko lisy przemierzają bezkresną biel ... chociaż wczoraj, późnym popołudniem przyuważyłam ogromnego odyńca, który powolnym krokiem przechodził z zagajnika do lasu ... myślałam, że może wyjdzie za nim stado ... jednak był sam.


Oprócz książek z biblioteki /czasami przynoszę niemiłosierne romansidła/ czytuję również te, które sąsiad mi podrzuca, prawie  lokalne opracowania ...


... a wędrują sobie w 1880 roku po czarnohorskich połoninach, a potem idą na Pietrosa w Alpach Rodniańskich, który teraz jest w Rumunii, a przedtem był na Węgrzech, przy okazji zbierają rośliny i nocują w stajach pasterskich ... spore odległości i wszystko na piechotę po górach ... bez przejść granicznych, odpraw celnych i paszportowych, przeszukiwań bagaży ...


To z kolei dzienniki opracowane na podstawie zeszytów znalezionych na strychach kamienic ... życie codzienne w oblężonej twierdzy Przemyśl ... oryginały w Muzeum Przemyskim ... sąsiad z córką opiekują się grobem pani Heleny na przemyskim cmentarzu.


I tu jeszcze rarytasik, przynajmniej dla mnie, bo wcale nie znam historii powojennej Warmii i Mazur ...na przykładzie Drwęcka, gdzie posiada dom Andrew Tarnowski ...


Pani z biblioteki ma mi zostawić część pierwszą, która opisuje dzieje rodu przed wojną, w Rudniku i Dzikowie ...


A w piątek ciekawe spotkanie-wykład: Szlakiem Frontu Wschodniego Wielkiej Wojny 1914-1918, a w sobotę kulig na Roztoczu ... pewnie po wodzie.


Dziś już nie ma śladu po tych pięknych ozdobach lodowych, pada deszcz, mokro ... przygięte drzewa podniosły się, uwolnione od ciężaru lodu, niektóre nie wytrzymały naporu ... elektrycy wkopują nowe słupy na polach ...


I to zdjęcie ... czyż nie budujące?  ... nasłoneczniona skarpa drogi u wjazdu do nas ... zieleń ...


Pozdrawiam serdecznie wszystkich, przeczytałam z radością Wasze komentarze, dziękuję za odwiedziny, dobre słowa, jutro postaram się Was odwiedzić, pa!




niedziela, 27 stycznia 2013

Przy świecach ...

Na pewno słyszeliście, że na Podkarpaciu wiele gospodarstw pozostaje bez prądu.
Nasza wioseczka też znalazła się w tej sytuacji.
Obciążone lodem przewody elektryczne, a także drzewa i gałęzie położyły za jednym zamachem siedemnaście słupów, koło kapliczki kilka ocalało ... widziałam, jak wygięte do granic możliwości tylko prysną jak zapałka ...


Wjechały na pola ogromne samochody, z których tyczkami ludzie obijali lód i sople z tych ocalałych ...
Janek, ten z góry, opowiadał, że każdy złamany słup to jak wystrzał armatni, tak niosło z lasu ... i tak uwinęli się szybko z tą awarią, tylko 2 dni nie było prądu, a nas podpięli do wioski niżej, te trzy domy na Koniuszy do wioski wcześniejszej ... i na razie nie wiadomo, czy cała linia będzie odbudowywana, w ciężkim terenie.
A my? my przy świeczkach ...


Nawet coś tam poczytałam, ale nie za długo, bo szkoda oczu ... szybko przyzwyczaja się człowiek do wygód ... wody nie ma, bo pompa nie działa, chatka szybko nie ogrzana, bo pompa przy centralnym nie działa, a reszta może być ... cisza, ciepłe światło świec, zupełnie jak w pionierskich czasach, na początku.
Ptaki czekały na nas, ale nie zostają bez niczego, kiedy nas nie ma, bo "powyższy" sąsiad też dokarmia ...


Przylatuje dzięcioł zielonosiwy, w czerwonym bereciku, ten wydziobuje smalec, inne podkradają po ziarenku słonecznika, wbijają w korę, a potem wydziobują zawartość, sikorki ustawiają się porządnie w kolejce i jedna za drugą, w eleganckim szyku zabierają po jednym ziarenku i odlatują.
Tylko grubodzioby i dzwońce zajmują sporą przestrzeń na dłuższy czas, bo rozsiadają się i rozgniatają ziarenka w swych mocnych dziobach, dopóki nie najedzą się ... to łuszczaki ... kiedy dałam do karmnika potłuczone orzechy włoskie, nie zasmakowały im, wróciły do słonecznika.


Przylatują też krzykliwe, rozwrzeszczane sójki ... mimo, że dostają swoją porcję jedzenia daleko, pod jabłoniami, posilają się też bardziej energetycznym smalcem ... kłócą się między sobą, przepędzają nawzajem ... patrzę z przyjemnością na ich kolory, turkusowe piórka na skrzydłach, cieniowane plecy, niby beżowe, ale z szarawym odcieniem, nastroszone czuby ...


A popołudniem i wieczorem przychodzą lisy, głod ich tu przypędza, też coś dostają, nawet pozostawione przez kosy jabłka potrafią zjeść ... jeden kulawy na przedną nogę, innemu brakuje końcówki ogona ...



Wszystko oblepione lodem, mam wrażenie, że odleciały jemiołuszki ... jak tu zdobyć pożywienie, kiedy wszystko pod lodem, pozostawione resztki owoców, ptakom ciężko dostać się do nich ...


Zawiesiłam na śliwce wianuszek z zasuszonymi owocami, ten z tarasu, może jakiś ptak posili się, bo na taras boją się przylatywać ...
Zima piękna, jednak ciężka dla zwierzyny, zwłaszcza ten lód utrudnia im życie ... kiedy zawiał od lasu wiatr, miałam wrażenie, że to biegnie stado jeleni ... jeden wielki trzask ... to pękał lód na gałęziach.
A ja, z aparatem, łaziłam po okolicy i łapałam w obiektyw, co się tylko dało ...


... krowi czerep, na słupku bramy, ze spływającymi soplami, jak pysk stwora z "Obcego" ...


... ten na chatce też przystrojony kryształkowymi soplami ...


... wieczorem światełka z choinki prześwietlają bajkowo lód ...


... a sama choinka w lodowych soplach, mniejszych, większych, i poduchy śniegu ... natura najpiękniej maluje.
Wszyskie drzewa pod wielkim obciążeniem lodu, łamią się gałęzie na drogę, łamią drzewa w lesie ...


... co niektóre wygięte do granic możliwości ...


Zamiarujemy dziś pojechać na giełdę akwarystyczną, może zakupimy nowe rybki, jakieś ciekawe rośliny do akwarium, bo obsada nie dodawana od kilku lat ... może krewetki, albo ślimole ... zobaczymy.


Pozdrawiam serdecznie wszystkich, dziękuję za pozostawione ciepłe słowa, dobrej niedzieli i całego tygodnia! pa!




wtorek, 22 stycznia 2013

Wszystko w lodowej glazurze ...

Ten deszcz, który padał wczoraj przez cały dzień, zamarzł przez noc i zakleił wszystko dokładnie.
Nie powiem, ładne to, jak z pałacu królowej śniegu, ale jak ciężko odrapać szyby w samochodzie, i jak ciężko utrzymać się na nogach ...
Tylko wróblom to nie przeszkadza, kłócą się w krzakach jak opętane ... całkiem wiosennie.


Pojechałam taczkami po drzewo do kominka, Miśka ze mną, chrup! chrup! załamuje się pod nią lodowa warstwa na śniegu ...


Na ten odgłos Gucio wyszedł ze swej lodowej groty, spod rozłożystego jałowca, i ...


... efektownym skokiem od razu zaczepił Miśkę do gonitwy ... jeden wielki chrobot ... popędziło towarzystwo gdzieś w krzaki ...


Zdjęcia niewyraźne, bo nawet aparat nie mógł za nimi nadążyć ...
A gałązki podzwaniają przy najlżejszym wiaterku ...






Nawet nieśmiały kwiatuszek wawrzynka, który coś za wcześnie wystartował, w lodowym kokonie ...


Przetrwamy i to, nakarmimy ptaki, już końcówka stycznia, a luty zleci jak z bicza trzasł.
Odwiedziłam jeszcze klamociarnię, a mąż tylko uśmiechnął się: O, Marysiu, skorupek sobie naszukałaś ...


No jak nie, jak takie ładne malowidła na nich, i co z tego, że tylko trzy kubeczki ...


... a talerzy też brak, jednych pięć, drugich cztery, ale jakie ładne ... dla mnie ładne.
A najbardziej cieszą mnie dywaniki, dosyć spore, grube, mięsiste, wełniste i czyste... za grosze ...


 Dokupiłam jeszcze ziaren słonecznika, kilka kul tłuszczowych, bo może jeszcze dziś pojedziemy do chatki ... a także cebulki na "dymienie", chyba przesadziłam z ilością ... bo wiosna tuż! tuż!


Dziękuję za odwiedziny, pozostawione dobre słowo, pozdrawiam Was serdecznie i ciepło, pa!