poniedziałek, 26 listopada 2012

Byliście tam już? ...

Takie pytanie padło podczas sobotniego, andrzejkowego posiedzenia.
Ale kiedy zaczęli nam tłumaczyć, że koło krzyża ... tam gdzie woda zabrała drogę ... myśleliśmy, że to gdzieś za Posadą Rybotycką, no! wreszcie jakoś umiejscowiliśmy się ... chodziło o dolinę Jamninki.
Pewnie, że byliśmy, i to wiele razy, ale żadnego cmentarza tam nie było, tylko cerkwisko wśród starych lip.
Okazało się, że naprzeciwko tegoż właśnie cerkwiska są pozostałości cmentarza po dawnych mieszkańcach tej doliny, a była tu duża wieś Jamna Dolna, łączyła się z Jamną Górną z jednej strony, a z drugiej z Trójcą.
Po wysiedleniach dolina opustoszała, a tereny te zagarnął w swoje absolutne władanie rząd.
Popłynęły opowieści o Doskoczyńskim,  polowaniach najwyższych dygnitarzy, o enklawie zamkniętej dla zwykłego śmiertelnika, pilnowanej przez szlabany i wojsko, o lotnisku, przy Arłamowie, zarośniętym trawą, bo jednak mocno wyciskało wodę i trzeba było zbudowć podobne na Krajnej... o dworze i straszącej, tajemniczej postaci.
To i w niedzielę zrobiliśmy sobie wycieczkę, poszukać tego miejsca, cmentarza, na którym jeszcze nie byliśmy...


Przez rzeczkę przerzucone dwa potężne, spięte ze sobą bale i już suchą stopą można przejść na drugi brzeg.


Równiutkie szpalery starych grabów znaczą dawne wiejskie trakty,  inne sadzone w czworobok znaczą tereny wiejskich sadyb.
Wśród ogołoconych  z liści drzew doskonale widać zarys cmentarza i pojedyncze nagrobki, które oparły się działaniu czasu i niszczącej sile wojskowych spychaczy, kiedy budowano tu wewnętrzne drogi na potrzeby ośrodka rządowego i niwelowano teren ...


Gdzieniegdzie żeliwny odlew krzyża, połamany ...


... tutaj ktoś odnalazł brakujący fragment, który przeleżał trochę w ziemi ...


.. złożone w jednym miejscu, ocalałe kawałki krzyża, bogatego w aniołki i przeróżne zdobienia.
Zastanawiają podłużne doły, jakby ktoś rozkopał grób i pozostawił to miejsce ... może poszukiwacze skarbów, szperacze z wykrywaczami metali ... nie chciało im się nawet zakopać wszystkiego na powrót.
Na którymś pogórzańskim forum spotkałam się z taką wypowiedzią, że ktoś tu był w 2000 roku, leżały jeszcze rozrzucone kości.
Wszędzie ślady dawnej wsi, zachowane jak rzadko kiedy ...


... wyschłe studnie z cembrowinami, ułożonymi pracowicie z kamieni ... można tu wpaść, kiedy śnieg wszystko przykryje ...


... resztki fundamentów, może tu była piwnica ... a może młyn, bo tuż obok płynie potok ...
Co i krok spotykaliśmy wystające z ziemi, stare, pordzewiałe zawiasy, kawałek żeliwnego garnka z uchem, jakaś część od pługa.


Pułkownik Doskoczyński, wielki łowczy PRL-u, jak go nazywali, przyjechał tutaj na rekonesans po terenie w połowie lat sześćdziesiątych, wtedy ciągnęły się tu, na przestrzeni wielu kilometrów ruiny Jamnej Górnej i Dolnej, stwierdził tylko, że to wszystko musi zniknąć, i po wielokroć powtarzał Jamna, Jamna ... może było tu podobnie, jak w jego innej Jamnej, tej na Huculszczyźnie, z której pochodził ... i dlatego wybrał to miejsce na ośrodek rządowy.
Pojechaliśmy jeszcze do ruin fortalicjum Ossolińskiego, bo na przedwiośniu nie wchodziliśmy do piwnic, było nieprzyjemnie i ciemnawo już.
Jest rzeczywiście niebezpiecznie, wszystko się osypuje, zasypuje ... jeszcze trochę i ślad po tej piwnicy zaginie ...


Całość tej obronnej budowli umiejscowiona na wzgórzu, część urwistego zbocza osunęło się do Jamninki, podcięte przez jej wody.
A na bagiennej równinie samotna kapliczka ...


Tak źle jeszcze nie wyglądała, na jej podstawie tynk, odchodzący całymi płatami, mam wrażenie, że przechyla się ...


... jeśli gospodarz tego terenu nie pomyśli o jej zabezpieczeniu, podzieli smutny los jej podobnym.
A nad Wiarem gospodarzą bobry, które są już chyba sporym problemem w wielu miejscach ...


Zwalone, potężne drzewa, a w poprzek pobudowane tamy ...


Mają smykałkę budowlaną, bez dwóch zdań.
Jeszcze przed wyjazdem na wycieczkę po terenie przyuważyliśmy na łące za potokiem najprawdziwszych turystów, z plecakami, kijkami ... wiem, bo patrzyłam na nich przez lornetkę ... poszli pewnie na Kopystańkę.


Widzicie te trzy kropy na widnokręgu? to oni ...


Dosadziłam w sobotę drzewka owocowe, 4 krzaki porzeczek, rozsypałam, gdzie się dało kompost, przywieziony ze stacjonarnego domu, a po południu spotkanie andrzejkowe, na które upiekłam proziaki ...


Przyjechaliśmy do chatki bardzo późno w piątek, po drodze ogromny transport drzewa obsunął się do rowu, a zanim wydostała się ciężarówka z rozmiękłego pobocza, sporo czasu upłynęło.
W naszej wioseczce mgła jak mleko, i to tylko na wysokościach, to pewnie nie mgła tylko chmura, i tak było przez cały tydzień, dopiero w sobotę przejaśniło się.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, za ciepłe słowa, wszystkiego dobrego, pa!



niedziela, 18 listopada 2012

Jemiołuszki ...

Przywitało mnie znajome: Śrrrr ... śrrrr ...
Znałam to delikatne wołanie z zimy, ale o tej porze?
Stadko w locie przypominało szpaki, dopiero jak usiadły na drzewie, zauważyłam urocze czubki, żółte zakończenie ogonka i coś czerwonego na skrzydłach ...


Niektóre obsiadły krzew kaliny, posilając się czerwonymi owocami ...


... inne grzały się w czerwonych promieniach zachodzącego słońca ...


Śrrr ... śrrr ... taki głos wydają najedzone i zasypiające kurczaki, jakoś tak mi się skojarzyło ...


Dopiero, kiedy zauważyły Miśkę pod drzewem, rozległ się ostrzegawczy krzyk, i całe stadko uciekło gdzieś w popłochu ... nie było ich już następnego dnia, odleciały.

Zapakowałam sobie do worków liściastego kompostu, zarzuciłam na przyczepkę i ruszyłam w środku tygodnia na Pogórze.
Kompost zasilił permakulturowe grządki, zasadziłam też czosnek, całe dwa rzędy, bo jeszcze nie miałam zimowego ... przykryłam grubą warstwą próchnicy, powinien przetrzymać zimę.


Mimo, że ranki witały grubą warstwą szronu, dnie bywały cieplutkie, słoneczne ... czekałam tylko, aż słońce ociepli świat i całe dnie spędzałam na powietrzu ... okazało się, że na nizinach zalegała gruba warstwa mgły, zimno i nieprzyjemnie, a tu można było pogrzać twarz do słońca ...



Przekopałam spory kawałek grubej murawy i przeniosłam w to miejsce maliny z przydomowej grządki ... stanowią dalszy ciąg malinowych rzędów przy moich grządkach za sadem, są tam czerwone, żółte, no i teraz te, późnoowocujące.
Grzbiet, odzwyczajony już od cięższych prac, dawał znać o sobie.
Na osłodę poszłam z Miśką do lasu ... mróz poczynił już spustoszenie wśród grzybowego rodzaju ... odkryłam nowe pola rydzowe, ale niestety, trochę za późno ... zebrałam jeszcze ostatni chyba kosz rydzowego urobku ...


Niektóre z przymarzniętym listkiem, albo gałązką ... szkoda ...
Liście spadły zupełnie, w lesie przejrzysto, świetnie widać ukształtowanie terenu ... strome ściany potoku  Makówka ...parowy z cieknącymi źródełkami, które potem dno zmieniają w małe trzęsawiska ... z dołu dochodzi szum wody, płynącej po kamieniach ... Miśka spada w dół jak kula, i wraca potem na górę, ubłocona i mokra ...
I nie myślcie, że ja tam tak zupełnie sama ...
Odwiedzają mnie dwie urocze dziewczyny, sąsiadki, Ola ma 4 latka, a Julka jest gimnazjalistką, czasami z mamą... pijemy herbatkę, a potem sadzimy np. kwiatki do doniczki, a ostatnio cebulki ... krokusy, szafirki i tulipany ... i prowadzimy bardzo poważne rozmowy.
U mnie w domu tylko rodzaj męski ... to wielka przyjemność obcowć z małymi kobietkami.


Zbieramy i suszymy zioła z kamiennego trasu ... tymianek i hyzop rozsiał się po całej przestrzeni, a cząber stał się mocną krzewinką ... zniosłam z wyrębu sporo jodłowych gałęzi i okryłam to pachnące miejsce już na zimę ...


... a borówki zostały obsypane torfowymi kopczykami ...


Podbieram jeszcze ptakom jabłka ...


... z tymi usmażyłam znowu racuchy, bo ostatnio cieszyły się wielkim wzięciem.
Piękna jest jesień na Pogórzu ... nie mogę oprzeć się tym mgłom ... to z dzisiejszego poranka ...




... i temu światłu, sączącemu się przez gałęzie ... bo słońce idzie już za lasem ...




... wieczory długie ... można poczytać, zdrzemnąć się, potem znowu poczytać ... bo Miśka i tak punktualnie o 6-tej rano domaga się wyjścia, a ja piję kawę i znowu patrzę przez okno na oszroniony świat.


A w domu małe eksperymenty ... wyczytałam w necie o pysznej, kiszonej papryce, bardzo popularnej na Ukrainie, w Rumunii i w krajach bałkańskich ...


Trzy próbne słoiki, jeden z ostrą papryczkę, drugie łagodne ... ponieważ nie miałam suszonych baldachów kopru, dodałam zielone, posiekane gałązki ... na próbę smakową czeka jeszcze słoik zakiszonych listków czosnku niedźwiedziego, zwiniętych w rurki, też z kuchni ukraińskiej ... napiszę o doznaniach, jak popróbujemy.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, za pozostawione ciepłe słowa, wszystkiego dobrego, pa!









poniedziałek, 12 listopada 2012

W drewnie ...

Pogoda sprzyja pracom wewnątrzchatkowym.
Kończymy ukrywanie brzydkich rur, doprowadzających wodę, pod deskami, a wszystkie urządzenia typu sterowniki, zbiorniki, kable, wężyki, które do tej pory widniały pod umywalką, poszły pod zabudowę.
Nie zabieraliśmy się nawet za wpuszczanie starej umywalki w blat, bo pewnie nie dalibyśmy sobie rady, wszystko poszło po najmniejszej linii oporu ... umywalka na blat i zabudowa w formie szafki.
W jedno popołudnie stanął stelaż, a w drugie montaż drzwiczek, desek i umywalki.
Niby takie nic, a zajęło nam dwa dni ...
Blat powstał z resztek, pozostałych po budowie wędzarni, trzeba go było tylko pracowicie wygładzić ...


Przestrzeń uładzona ...
Przyjechały z nami też zapasowe okna na poddasze, takie najzwyklejsze ramki z szybą na zakluczkę, żeby tylko w zimie zatrzymać w chatce ciepło, na lato zdejmowane ... już pomalowane czekają.
Jeszcze poszukam jakiejś kotary na drzwi, żeby tędy również nie uciekało ciepło, i zabezpieczyć miejsce przy fundamencie, z zewnątrz, przed przemarzaniem, coby woda w doprowadzającej rurce nie zamarzła.
I niech przychodzi to, co nieuniknione.
Gucio przygotowuje się również do zimy, prawie nie wyjmuje pyska z miski, je na potęgę ... zrobił się masywny, tłuściutki ... i spodobała mu się plecionka do spania ...


Miśka go zaczepia, on oddaje ciosy łapkami, Miśka zabiera legowisko ... śmieję się czasami z tych zwierzaków ...


Na grządkach urosło mi 5 główek kapusty, zostały zszatkowane i zakiszone w kamiennym garnku ...


Nie robię od razu dużo tej kapusty, tak na całą zimę, tylko w miarę potrzeby ... jest świeża na bieżąco.
Byłam z Miśką w lesie, po drodze do rydzowego lasu jest bagienko w obniżeniu terenu, kąpią się tam dziki, ścieżki znaczone błotem i odciskami raciczek ... najpierw wystawiam głowę zza nasypu, sprawdzam, czy nic tam nie ma ... i idziemy dalej.
Co prawda, nie spotkałam tam jeszcze dzików ... ale licho nie śpi.
Pod warstwą liści rosną sobie jeszcze rydze, innych grzybów już nie ma ... chociaż krążą wieści, że na Roztoczu znowu wysyp podgrzybków ...
Pod jabłoniami, na spadłych jabłkach, żerują jakieś drozdowate ptaki, całe chmary ... kiedy wychodzę na zewnątrz, to w powietrzu tylko łopot skrzydeł ... nie wiem, przelotem czy może zostają na zimę.
Parę zdjęć poranka, tuż po nocnym deszczu ...




A tak w niedzielę widać było ukraińskie Beskidy, z połoninek kalwaryjskich ...



Kolorowe liście już pod nogami, teraz przebarwiają się modrzewie i obficie sypią wokół rudymi igiełkami ...


Już czas zabezpieczyć drzewka na zimę przed zębami zwierząt, dosadzić dwa uschłe drzewka, przenieść maliny w inne miejsce ...


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, za ciepłe słowa, dobrego tygodnia, pa!