Ostatnio słyszałam, że liście bukowe na "końskiej drodze" na Połoninę Wetlińską do schroniska Chatka Puchatka są starte na pył, tyle stóp tam przeszło.
To miał być ostatni ciepły weekend tej jesieni, i ostatni październikowy.
Odczekaliśmy, kiedy zeszły mgły, a słońce przygrzało iście letnio. Od nas na połoninki kalwaryjskie niedaleko, byle za Wiar i wspiąć się nową droga na wzgórze.
Za Pacławiem zostawiliśmy auto i poszliśmy na Mandżochę, pierwszy ze szczytów połoninek.
Osobliwa nazwa, obco brzmiąca, jakby echem wołoskich pasterzy, którzy tędy przechodzili przed wiekami, a może nawet niektórzy osiedlili się.
Chcieliśmy poszukać odbudowanej kapliczki tuż nad granicą ... na samym szczycie trwają prace budowlane, ponoć WOP stawia tam jakąś wieżę obserwacyjną.
Jest i kapliczka, nowiutka, odbudowana w zeszłym roku, pw. Matki Boskiej Fatimskiej.
Podejrzewam, że to bardzo współczesne miano, kiedyś to była kapliczka pątnicza, gdzie na szlaku pielgrzymkowym do Kalwarii Pacławskiej odpoczywały w jej cieniu kolejne kompanie wiernych.
Teraz znajduje się tuż obok granicy z Ukrainą, a przed wojną schodzili się pielgrzymi zewsząd z okolicznych miejscowości, może z Kropiwnika, Dobromila, a może i z samego Sambora. Stoi na skraju przepięknego lasu, idą stąd leśne drogi przez Ubocz albo Siedlisko do Nowych Sadów, dawnego Hujska, prosto do grodziska, horodyszcza, na którym zbudowano murowaną cerkiew, jakby obronną.
Takich kapliczek jest mnóstwo rozrzuconych po polach i lasach wokół Kalwarii, jedną kiedyś namierzyliśmy na Chybie, w zupełnej ruinie, może i na nią przyjdzie kolej do odbudowy.
Teraz szlakiem niebieskim, a właściwie tuż obok, bo wygodną droga przez rozległe łąki poszliśmy na Żytne, kolejny szczyt Połoninek Kalwaryjskich ...
Z daleka widać wieże sanktuarium kalwaryjskiego, w uszach świstał wiatr i było zupełnie letnio, wierzyć się nie chciało, że to koniec października. Mąż w podkoszulku z krótkimi rękawami, ja w lekkim polarze, bo przeziębionam z lekka.
Na samym szczycie solidna wiata z grubych belek, pod dachem stół z dechy z jednego pnia, takież siedziska, do tego krąg ogniskowy, a nawet grillowisko, zdolne obsłużyć sporą grupę turystów ... wszędzie zmiany.
Widoki dookólne niezwyczajne, na Ukrainę, na Kopystańkę, widać naszą wioseczkę ... usiedliśmy na ławie, ktoś przejechał na rowerze, dwie turystki ...
Tak, wszyscy piszą o nowym obyczaju wśród turystów, nikt się nie pozdrawia, a nasze "dzień dobry" witane jest z niejakim zdziwieniem. Tak sobie tłumaczę, że może ta masowość turystyki, łatwa dostępność gór, a co z tym się wiąże, gęstość ludzi na szlaku wymusza takie zachowanie, a może po prostu my jesteśmy już z innej epoki.
Kiedyś wypuściliśmy się "czołgiem" w tę drogę, która odchodzi w lewo pod las ..., dobrze, że zatrzymała nas granica:-) W oddali rysują się pasma gór po ukraińskiej stronie, może nawet widzimy Paraszkę w Beskidzie Skolskim, a bardziej na południe przecudna Paportniańska Dolina.
Po południu odwiedził nas nieoczekiwanie Kresowiak, zaprzyjaźniony z forum, jego też wyciągnęła z domu niezwyczajna pogoda, przyszedł do nas również niebieskim szlakiem, ale z drugiej strony, od Przemyśla:-)
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, bywajcie w zdrowiu, pa!