Płata nam pogoda różne figle.
Jeszcze kilka dni temu solidne przymrozki, potem wiatry z piaskiem pustyni, a ostatnio całkiem letnio, dwadzieścia kilka stopni, męcząco, gorąco ... za to już można było usiąść bladym świtem na tarasie z kubkiem kawy, ptasich koncertów posłuchać. Takim rankiem pierwszy raz w tym roku usłyszałam kukanie kukułki i jak zwykle nie miałam grosza w kieszeni:-)
Poszłam na grządki, uzupełnić również pszczołom wody w poidle, a kiedy schodziłam w dolinkę, spłoszyłam jelonka.
Nie uciekał daleko, stanął na zboczu łąki, na tle Kopystańki, uniósł pysk i naszczekał na mnie, odpowiedział mu inny z lasu, spojrzał na mnie, znowu naszczekał ... obrazek jak z kiczowatej makatki z jarmarku. Nawet Mima stanęła w zadziwieniu, uniósłszy zgiętą łapkę do góry, jakby w pogotowiu:-)
Pracowicie mijały nam ostatnie dni, mąż pracował przy pszczołach, ja grzebałam w ziemi, sadziłam zakupione rozsady. Ale po rozlicznych zajęciach należy się też odrobina wytchnienia.
Pojechaliśmy zobaczyć, czy zawilce wielkokwiatowe już zaczynają kwitnąć na Filipie... jeszcze niedawno przeszła tędy pożoga ognia, ale już widać pierwsze kwiaty ...
Strasznie wiało wtedy, więc wszystkie zawilce w ruchu:-)
Zapomniałam jeszcze dodać, że kiedy jechaliśmy drogą, zauważyliśmy piękną żmiję, która pełzła po asfalcie. Barwy godowe, wyraziste, nie zbliżałam się zbytnio, do tego nieodpowiedni obiektyw, ale widać wyraźnie, jak jest umaszczona. Właściwie to pilnowaliśmy, żeby bezpiecznie dotarła na pobocze ... tyle teraz węży rozjechanych kołami aut, zresztą nie tylko węży.
Ten wiatr przyniósł zmianę pogody, w sobotę zachmurzyło się i z lekka zaczęło siąpić. Poszliśmy do Łomnej szukać cmentarza i cerkwiska, wilgoć w powietrzu wyzwoliła niezwykły, wręcz duszący zapach rozkwitłej czeremchy. Drzewa w białych obłoczkach, śliwy, grusze w starych, opuszczonych sadach, białe narcyzy znaczyły miejsca, gdzie kiedyś były przydomowe ogródki ...
Zatoczyliśmy łąkami niewielkie koło, przy okazji napatoczył mi sie pod obiektyw jakiś roślinny osobnik z efektownymi liśćmi ...
Przez nowe nasadzenia młodych drzewek weszliśmy w inny świat, to jak brama w inny wymiar.
Potężne pnie drzew wyznaczały obrys cmentarnego i cerkiewnego terenu, to były jakby dwa place, oddzielone dawną wiejska drogą. Grobów za wiele nie było, ktoś zebrał żeliwne krzyże i oparł o drzewa, pod nogami resztki blachy, obróbek dachowych, widać podniesiony stary krzyż, wzmocniony blachami ... rumowisko kamienne, rozrzucone bezładnie ... z potężnej gałęzi sfrunęło w zarośla miękko i bezszelestnie wielkie ptaszysko, podejrzewamy, że mógł to być puszczyk uralski.
Zeszłam po skarpie w dół, rozrzucone wielkie kamienie, niektóre zostały w starych miejscach ... prowadziły tu kiedyś kamienne schody, teraz pokryte dywanem rozkwitłego barwinka, a wszystko między szpalerami ogromnych drzew ...
Zarysu grobów prawie nie widać, kępy żonkili już przekwitły, liście jednych przebiły zeschły liść, który trzyma je na baczność ...
Była tu drewniana cerkiew z 1851 roku pw. Zaśnięcia NMP, w 1946 roku została rozebrana. Mieszkańcy wsi zostali wysiedleni po wojnie, a teren zarastał las. Teren ten został włączony do ośrodka rządowego w Arłamowie, był niedostępny dla zwykłego śmiertelnika.
Wydawało mi się, że skoro teren zajmowało wojsko, to chyba cerkiew i cmentarz spotkał los podobny do tego z Trójcy, gdzie został zepchany spychaczem do parowu ... moje odczucie myliło się.
Co prawda, nie ma tu nagrobków z wyraźnymi inskrypcjami, właściwie to ani jednego, są ruiny fundamentów cerkwi, nagrobków, przewrócony spróchniały krzyż z wystającymi z ramienia gwoździami, ale pozostały drzewa, ogromne, wiekowe, niezwykła atmosfera powagi, jaka towarzyszy nam na wędrówkach po pogórzańskich cmentarzach. To nie jest fragment lasu, łąki, w pobliżu nie ma ludzi, domów, ale jest kawał historii, ukryty w kamieniach, drzewach, starych krzyżach.
To stara wieś z klucza rybotyckiego, notowana po raz pierwszy w 1494 roku, a nie pozostał po niej kamień na kamieniu. Z pomiędzy kamieni nagrobnych wychyla się jakaś ciekawa roślina, podobna do tej z łąki ...
Wyszliśmy z powrotem na łąki, bo przeprawa przez potok do drogi nie udała się, bobrze zastawki dokładnie nawodniły teren, przez bagno nie przedostaniemy się. Schodziliśmy z pagóra w dół, nad brzegiem potoku uschły dąb, wielki ... co mogło wydarzyć się, że tak wielkie drzewo uschło?
Podeszłam bliżej, a jednak bobry ... ścięły z pnia korę, w pierścionek ... nie dały mu rady, ale i drzewo nie przeżyło.
Nieco dalej cały zestaw stawów, tarasowo schodzących coraz niżej, zatarasowanych tamami.
Szczególnie jedno z nich nas zaintrygowało odmiennym kolorem wody.
Ot, i cała tajemnica ... na brzegu błotne ślizgawki, po których zjeżdżały bobry do wody ze ściętymi wysoko na brzegu drzewkami, tylko kikuty z pni sterczą ...
Ależ to cwane bestie, zużyły drzewa rosnące poniżej, teraz zabrały się za te całkiem wysoko.
Ale tutaj mogą sobie tak poczynać, nie czyniąc szkody nikomu, ani w uprawach, ani w zalewaniu pól, dzikość tego miejsca lubi takie towarzystwo. Idąc drogą, można obserwować z całkiem bliska budowle bobrów, nory w ziemi, tamy, może gdzieś pluśnie jego płaski ogon.
Zazwyczaj jeździmy wolno, przepuszczamy inne, śpieszące się auta i wypatrujemy ciekawych rzeczy.
Tym razem spodobała mi się kępa żółtych kwiatków, wszędzie kwitły mniszki, a one jakby nie mniszki ... jakaś odmiana pięciornika, bardzo wyróżniająca się na suchej łączce przy drodze.
A skoro już jesteśmy przy roślinach, to przy naszej chatce zostały znalezione ciekawostki.
Mam własne, najosobistsze nasięźrzały ... takie dziwolążki z jednym liściem i kłosem z zarodnikami.
Maluśkie to-to, łatwe do przeoczenia, dziś pół ranka, w deszczu szukałam, żeby zrobić im zdjęcie ... niby były, ale gdzieś się pochowały:-) Tyle lat chodziłam tutaj, kosiłam trawę, a nigdy ich nie wypatrzyłam, no, chyba, że sprowadziły się niedawno ... mam możliwość obserwacji, jak urosną.
Oprócz nich są pokazywane wielokrotnie już storczyki męskie, a także listera ... storczyki lada moment zakwitną, to znowu je pokażę:-)
W pogodne dni słonecznie na obejściu od rozkwitłych mniszków ... przecudny widok i radość dla pszczół. Nie, nie zbieram już żółtych płatków, nie robię wina ani mniszkowych miodów czy syropów, jakoś mi się nie chce:-)
Niedaleki Kanasin kusi nowymi kolorami, świeżą zielenią buczyny ... tonacje zieleni ...
Od wczoraj pada deszcz, przyroda cieszy się, ziemia pachnie, czeremcha pachnie jeszcze bardziej, sama radość:-)
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, udanego majówkowania, pa!
niedziela, 28 kwietnia 2019
niedziela, 21 kwietnia 2019
Moje zauroczenia ...
Jakiś czas temu szukałam relacji z wypraw na rumuński Prislop, a konkretnie interesowały mnie krokusy. Kliknęłam w jedno zdjęcie i znalazłam blog Joli "Kto chce, szuka sposobu, czyli podróże po babsku". Wcięło mnie na długi czas, przeczytałam od deski do deski, zakochałam się w Kamczatce, zauroczyły mnie fiordy i lodowce Skandynawii, przeżywałam z nią kłopoty z samochodem w Szwecji, przeszłam Camino de Santiago, palił mnie żar pustyni izraelskiej ... Joli życie nie oszczędzało, znalazła sposób na ukojenie bólu, życie w pojedynkę, sens w podróżach, które odbywa sama, ze znajomymi albo ze swoim synem.
Jest mi tym bardziej miło, że to moja podkarpacka krajanka, kobieta dzielna, odważna i nietuzinkowa.
Tymczasem na Pogórzu przekwitają pierwiosnki, zawilce, ich miejsce zajmuje fioletowa miodunka, złociste mniszki. Jak tylko zrobi się prawdziwie ciepło, mąż wstawi dodatkowe nadstawki do uli i pszczoły będą zbierać pierwszy wiosenny miód.
W zeszłym tygodniu nieoczekiwanie zawitał mróz i zniszczył mi rozsady, mimo, że w tunelu i pod agrowłókniną. Rozkwitające magnolie w ogrodach wyglądają jak po przejściu pożaru, zrudziałe, teraz zeschnięte ... te, które rozkwitają później, mają jeszcze szansę.
Kręcąc się po najbliższej okolicy zawitaliśmy do Starzawy, miejscowości o tyle ciekawej, że 800 ha znajduje się pod wodą jako stawy rybne.
Gniazdują tam ciekawe ptaki, inne zatrzymują się przelotem ... kiedy byliśmy tam, zza pobliskiej granicy ukraińskiej dobiegały mocne odgłosy wybuchów z poligonu, a spłoszone chmary ptactwa unosiły się nad wodą.
Udało mi się sfotografować ptaka z bardzo jasnym tułowiem i czarnymi końcówkami skrzydeł, jakby palczaste dłonie ...
Wyszukiwarka po wpisaniu hasła "ptak drapieżny z czarnymi końcówkami skrzydeł" wskazała na błotniaka stawowego, tak mi się wydaje.
Odszukaliśmy również cmentarz z I wojny, gdzie mogiły poległych z jednej i drugiej strony frontu.
Pełno na naszej ziemi takich cmentarzy, w lasach, na polach, nad Sanem, po wsiach i miasteczkach.
Szukaliśmy na łąkach szachownicy kostkowatej, której jednak było niewiele, a może byliśmy za wcześnie. Znaleźliśmy jej więcej na krównickich łąkach ...
Koło chatki zakwitła też moja szachownica lisia, której cebulki wsadziłam którejś jesieni ...
Jak co roku zajrzałam też do przepięknej dąbrowy, gdzie kwitną łany kokoryczy.
Kwitną białe, różowe i fioletowe, a całość wygląda zupełnie nieziemsko ...
Wykorzystaliśmy słowacki pomysł na zające z drewna i zrobiliśmy takie dla naszych wnuków, Jaśka i Tosi. Mąż uciął z pni plastry na tułów i głowę, z mniejszych ukośne na łapki i uszy ... kilka wkrętów i stan surowy gotowy:-)
Przykleiliśmy oczy, nos z kawałka drewienka, który docisnął wąsy wyjęte z miotły sorgo i zęby z grubego kabla:-) ... do tego mucha dla chłopaka i kokarda dla dziewczyny ...
Dziś rankiem postawiliśmy je pod krzakiem, do tego drobne słodycze ...
Mima zjeżyła się, ciągnęła brzuchem po ziemi i nie podeszła, okropne strachy dla niej, dopiero po południu wróciła jej odwaga. Amik z kolei to ulicznik, jemu nic nie straszne, choć z rezerwą je wąchał:-)
A to najstarsza i najmłodsza przedstawicielka naszej rodziny, prababcia z prawnuczką:-) zdjęcie poruszone, bo nie chciałam używać lampy błyskowej.
Mija niedziela, na niebie pojawiły się ciemne chmury, były grzmoty i krótkotrwała ulewa.
Wszystkiego dobrego w ten świąteczny czas, pozdrawiam Was serdecznie, pa!
Jest mi tym bardziej miło, że to moja podkarpacka krajanka, kobieta dzielna, odważna i nietuzinkowa.
Tymczasem na Pogórzu przekwitają pierwiosnki, zawilce, ich miejsce zajmuje fioletowa miodunka, złociste mniszki. Jak tylko zrobi się prawdziwie ciepło, mąż wstawi dodatkowe nadstawki do uli i pszczoły będą zbierać pierwszy wiosenny miód.
W zeszłym tygodniu nieoczekiwanie zawitał mróz i zniszczył mi rozsady, mimo, że w tunelu i pod agrowłókniną. Rozkwitające magnolie w ogrodach wyglądają jak po przejściu pożaru, zrudziałe, teraz zeschnięte ... te, które rozkwitają później, mają jeszcze szansę.
Kręcąc się po najbliższej okolicy zawitaliśmy do Starzawy, miejscowości o tyle ciekawej, że 800 ha znajduje się pod wodą jako stawy rybne.
Gniazdują tam ciekawe ptaki, inne zatrzymują się przelotem ... kiedy byliśmy tam, zza pobliskiej granicy ukraińskiej dobiegały mocne odgłosy wybuchów z poligonu, a spłoszone chmary ptactwa unosiły się nad wodą.
Udało mi się sfotografować ptaka z bardzo jasnym tułowiem i czarnymi końcówkami skrzydeł, jakby palczaste dłonie ...
Wyszukiwarka po wpisaniu hasła "ptak drapieżny z czarnymi końcówkami skrzydeł" wskazała na błotniaka stawowego, tak mi się wydaje.
Odszukaliśmy również cmentarz z I wojny, gdzie mogiły poległych z jednej i drugiej strony frontu.
Pełno na naszej ziemi takich cmentarzy, w lasach, na polach, nad Sanem, po wsiach i miasteczkach.
Szukaliśmy na łąkach szachownicy kostkowatej, której jednak było niewiele, a może byliśmy za wcześnie. Znaleźliśmy jej więcej na krównickich łąkach ...
Koło chatki zakwitła też moja szachownica lisia, której cebulki wsadziłam którejś jesieni ...
Jak co roku zajrzałam też do przepięknej dąbrowy, gdzie kwitną łany kokoryczy.
Kwitną białe, różowe i fioletowe, a całość wygląda zupełnie nieziemsko ...
Wykorzystaliśmy słowacki pomysł na zające z drewna i zrobiliśmy takie dla naszych wnuków, Jaśka i Tosi. Mąż uciął z pni plastry na tułów i głowę, z mniejszych ukośne na łapki i uszy ... kilka wkrętów i stan surowy gotowy:-)
Przykleiliśmy oczy, nos z kawałka drewienka, który docisnął wąsy wyjęte z miotły sorgo i zęby z grubego kabla:-) ... do tego mucha dla chłopaka i kokarda dla dziewczyny ...
Dziś rankiem postawiliśmy je pod krzakiem, do tego drobne słodycze ...
Mima zjeżyła się, ciągnęła brzuchem po ziemi i nie podeszła, okropne strachy dla niej, dopiero po południu wróciła jej odwaga. Amik z kolei to ulicznik, jemu nic nie straszne, choć z rezerwą je wąchał:-)
A to najstarsza i najmłodsza przedstawicielka naszej rodziny, prababcia z prawnuczką:-) zdjęcie poruszone, bo nie chciałam używać lampy błyskowej.
Mija niedziela, na niebie pojawiły się ciemne chmury, były grzmoty i krótkotrwała ulewa.
Wszystkiego dobrego w ten świąteczny czas, pozdrawiam Was serdecznie, pa!
piątek, 12 kwietnia 2019
Szlakiem słowackich kostelików :-) ...
Kostelik to po słowacku kościółek, bardzo podoba mi się ta nazwa ... zresztą lubię słowacki czy czeski język, jest podobny, ale taki bardziej zdrobniały, czasami kojarzy się śmiesznie.
Przyszedł czas na wyjazd w Bukovske Vrchy, aby popatrzeć na ciemierniki w naturze ... to był tylko jeden z punktów wycieczki, bo natchnieniem na ten wyjazd były wymieniane od czasu do czasu mejle z p.Zygmuntem, który zwrócił moją uwagę na miejscowości w dolinach Vihorlatu, niedaleko granicy z Ukrainą.
Pogoda u nas nie nastrajała optymistycznie, chmury, zimno, kanapkę jedliśmy na Przełęczy Radoszyckiej w aucie, a za południową granicą 10 stopni więcej, słońce i prawdziwa wiosna.
Niespodziewanie spociliśmy się na podejściu do rezerwatu, gdzie rosły ciemierniki, a polary zostały zdjęte.
Ciemierniki już w fazie prawie przekwitającej, te poniżej jeszcze-jeszcze, ale na samym szczycie wzgórza wykształciły już wyraźne nasienniki i straciły kolor. Bardzo lubimy ten region Słowacji, a ponieważ dzień był powszedni, to i wielki spokój w górach i osadach, chociaż nie, przy zejściu z ciemiernikowych pól spotkaliśmy dwóch wędrowców. To miłe, kiedy ludzie pozdrawiają z daleka:-)
Pod stopami pełno szorstkich, oryginalnych liści, jedna z roślin już pokazała żółty kwiatek ...
W mijanym lesie, oprócz łanów zawilców zwróciły moja uwagę inne białe kwiatuszki, roślina wyższa, a kwiatków więcej na łodydze ...
To zdrojówka rutewkowata, po przekwitnięciu i wykształceniu nasion zamiera, podobnie jak zawilce.
Ruszyliśmy dalej, na południe, aby po kilkudziesięciu kilometrach, w Dubravie, skręcić w dolinę wśród gór. Tam, w Hrabowej Roztoce czekała na nas prześliczna cerkiewka, kostolik na wysokim wzgórzu ... najpierw przy podejściu wyłoniły się urocze wieżyczki, a potem ona sama w całej okazałości ...
Na dole piały koguty, toczyło się powolne, leniwe i spokojne życie, atmosfera jak nie z tego świata.
Cerkiewka z 1750 roku, pw. św. Bazylego Wielkiego, z kompletnym ikonostasem, wypatrywaliśmy przez szybki maleńkich okienek ... poniżej nowa budowla, jakich wiele na Słowacji ...
W mijanych miejscowościach przeróżne kościoły, budowle o rozmaitych bryłach, stare, nowe ...
Powróciliśmy na główną drogę, wolniutka jazda pozwalała przyglądać się okolicy i nagle ... o, ludzie, jaki drapol! nad potokiem przechadzało się ptaszysko, wypłaszając chyba myszy, jaszczurki z suchej trawy ... jakby mu tu zrobić zdjęcie, żeby nie zerwał się do lotu?
Jak będziemy wycofywać autem, na pewno odleci ... pojechaliśmy dalej, zawróciliśmy, on przechadzał się dalej ... po chwili nawrotka i teraz wolniutko, z otwartym oknem, z przygotowanym aparatem zrobiłam mu zdjęcie ... jakby chciał ulecieć, z lekka przysiadł, ale nie, przejechaliśmy dalej, a on został, wypatrując ofiar na obiad:-)
Czy może ktoś wie, co to za stworzenie? ... emocje są przy fotografowaniu.
Zadowoleni znowu skręciliśmy z głównej drogi, tym razem do Ruskiej Bystrej, gdzie czekała na nas kolejna perełka ze światowej listy UNESCO, cerkiewka z 1730 roku pw. Przeniesienia Relikwii św. Mikołaja ... góruje na wzgórzu nad okolicą i widoczna z daleka ...
Teraz, dla odmiany czekała na nas inna atrakcja w miejscowości Podhorod. Sama nazwa kojarzy już się z jakimś grodem, podgrodziem, i rzeczywiście ... potężna skalna ściana, a na niej ruiny zamku Tibava ...
Ścieżką po lewej stronie stromizny wspięliśmy się na wzgórze, mijając po drodze łany zdrojówki i modrych przylaszczek ...
W ruinach trwają jakieś prace, trochę rozkopane, w zeszłorocznych liściach coś zaszeleściło ... zobaczyłam tylko brązowy ogon, kryjący się skalnej dziurze ... pewnie żmija obrała sobie to miejsce na kryjówkę ...
Ze szczytu rozległe widoki, na skałach wiele ciekawych roślin ...
Jak koraliki na sznurku odhaczamy kolejne atrakcje okolicy, o których wiemy:-)
Teraz kolej na miejscowość Benatina, a w niej dawny kamieniołom trawertynowy i turkusowe jeziorko na jego dnie ... najpierw zapuściliśmy się nie w tę drogę, nie należy skręcać przy krzyżu, tylko w następną:-)
Bardzo ciekawe miejsce, prowadzi tędy nowy szlak z Pohorodu, prowadzący przez lokalne ciekawostki ... zdjęcie "jizerka" z góry ...
... i z poziomu wody ...
Na skalnych ścianach kolorowe nacieki, jeden z nich przypomina wielką rybę, niektórzy nazywają ją Benatinską velrybą ...
Ponoć znaleziono tu przy kolejnym odsłanianiu ścian skamieniały szkielet prawiekowej, prawie 5-metrowej ryby ... jak wyczytałam na jednej z tablic, związana jest z tym miejscem legenda, że wielka ryba trwała w skalnej ścianie przez czas, kiedy istniała kopalnia, a kiedy zamknięto kamieniołom, wielka ryba plusnęła i skryła się w wodach jeziora ... jakoś tak to zrozumiałam:-)
W lecie odpoczywają tu ludzie, kąpią się jednak na własną odpowiedzialność, głębia jest solidna 5-7 metrów, woda bardzo zimna ...
Na stromej ścianie zauważyliśmy człowieka w czerwonym polarze ... najpierw siedział na ławeczce, a potem zsuwał się po stromiźnie coraz niżej, szperając czy też przyglądając się czemuś, może roślinom jak podejrzewaliśmy. W domu przeczytałam, że można tutaj znaleźć świetne skamieniałości, więc tego szukał. Powyżej coś białego ... okazało się, że to krzyż ... przy okazji poszukiwań w necie wyczytałam, że miało tu miejsce tragiczne zdarzenie.
Miejsca takie przyciągają ludzi na biwaki ... młodzi nadużyli alkoholu i jeden z nich, młody chłopak, w przypływie odwagi wykonał jedyny, ostatni w swoim życiu skok do wody z tej wysokości ...
To jeszcze nie koniec naszych eksploracji terenowych, bo w następnej miejscowości Inovce kolejna cerkiewka, równie urokliwe miejsce jak poprzednie ... w otoczeniu stareńkich, dziwnie powykrzywianych drzew ...
I właściwie już można było wracać do domu, choć w planie było jeszcze Morskie Oko w Vihorlacie, było już naprawdę niedaleko, ale byliśmy trochę zmęczeni, a zwłaszcza ja, po dwóch dniach pracy na grządkach. Tę atrakcję pozostawimy sobie na następny, kolejny raz.
Ale na tablicach informacyjnych szlaku wyczytałam, że na łąkach pobliskiej miejscowości Konus, "s" pisane z daszkiem:-) na łąkach rosną trawolistne kosaćce ... skoro już tu jesteśmy, podjedźmy jeszcze tam ... podjechaliśmy pod sam las, gdzie wchodził szlak, mijaliśmy łąki, a moje wyobrażenie o kwitnących kosaćcach to jak z Hostovickich Luk, o takie:-)
Kosaćce znaleźliśmy, ale takie:
Jak porównałam ze zdjęciami z netu, to wyglądają mi na kosaćca bezlistnego ... ale jaki on bezlistny, jak ma liście:-) ... może one takie będą, jak zakwitną ...
Z kolei kosaciec trawolistny wygląda tak:
I tu niespodzianka, ten kosaciec rośnie pod moim domem, w ogrodzie, a ja do tej pory nie wiedziałam, co to:-) :-) :-)
Na powrocie zajechaliśmy jeszcze w Sninie pod pałac, na dziedzińcu atrakcyjny mężczyzna, muskularny Herkules ... zażywał kąpieli, solidnego czyszczenia przed sezonem turystycznym:-)
Już nocą wróciliśmy do domu, setnie zmęczeni, syci wrażeń, widoków, przeróżnych ciekawostek, i głodni ... na szybko zapiekanki:-)
Z żalem wspominaliśmy ciepłą wiosnę u południowych sąsiadów, bo u nas jakby zimowo, 10 stopni mniej:-)
To są słowackie ozdoby, przystrajanie obejść na Wielkanoc chyba, bo i pisanki, i zieloności, kwiatki.
Pozdrawiam serdecznie, dziękuje za wytrwałość, bo wpis długi, wszystkiego dobrego, pa!
Przyszedł czas na wyjazd w Bukovske Vrchy, aby popatrzeć na ciemierniki w naturze ... to był tylko jeden z punktów wycieczki, bo natchnieniem na ten wyjazd były wymieniane od czasu do czasu mejle z p.Zygmuntem, który zwrócił moją uwagę na miejscowości w dolinach Vihorlatu, niedaleko granicy z Ukrainą.
Pogoda u nas nie nastrajała optymistycznie, chmury, zimno, kanapkę jedliśmy na Przełęczy Radoszyckiej w aucie, a za południową granicą 10 stopni więcej, słońce i prawdziwa wiosna.
Niespodziewanie spociliśmy się na podejściu do rezerwatu, gdzie rosły ciemierniki, a polary zostały zdjęte.
Ciemierniki już w fazie prawie przekwitającej, te poniżej jeszcze-jeszcze, ale na samym szczycie wzgórza wykształciły już wyraźne nasienniki i straciły kolor. Bardzo lubimy ten region Słowacji, a ponieważ dzień był powszedni, to i wielki spokój w górach i osadach, chociaż nie, przy zejściu z ciemiernikowych pól spotkaliśmy dwóch wędrowców. To miłe, kiedy ludzie pozdrawiają z daleka:-)
Pod stopami pełno szorstkich, oryginalnych liści, jedna z roślin już pokazała żółty kwiatek ...
W mijanym lesie, oprócz łanów zawilców zwróciły moja uwagę inne białe kwiatuszki, roślina wyższa, a kwiatków więcej na łodydze ...
To zdrojówka rutewkowata, po przekwitnięciu i wykształceniu nasion zamiera, podobnie jak zawilce.
Ruszyliśmy dalej, na południe, aby po kilkudziesięciu kilometrach, w Dubravie, skręcić w dolinę wśród gór. Tam, w Hrabowej Roztoce czekała na nas prześliczna cerkiewka, kostolik na wysokim wzgórzu ... najpierw przy podejściu wyłoniły się urocze wieżyczki, a potem ona sama w całej okazałości ...
Na dole piały koguty, toczyło się powolne, leniwe i spokojne życie, atmosfera jak nie z tego świata.
Cerkiewka z 1750 roku, pw. św. Bazylego Wielkiego, z kompletnym ikonostasem, wypatrywaliśmy przez szybki maleńkich okienek ... poniżej nowa budowla, jakich wiele na Słowacji ...
W mijanych miejscowościach przeróżne kościoły, budowle o rozmaitych bryłach, stare, nowe ...
Powróciliśmy na główną drogę, wolniutka jazda pozwalała przyglądać się okolicy i nagle ... o, ludzie, jaki drapol! nad potokiem przechadzało się ptaszysko, wypłaszając chyba myszy, jaszczurki z suchej trawy ... jakby mu tu zrobić zdjęcie, żeby nie zerwał się do lotu?
Jak będziemy wycofywać autem, na pewno odleci ... pojechaliśmy dalej, zawróciliśmy, on przechadzał się dalej ... po chwili nawrotka i teraz wolniutko, z otwartym oknem, z przygotowanym aparatem zrobiłam mu zdjęcie ... jakby chciał ulecieć, z lekka przysiadł, ale nie, przejechaliśmy dalej, a on został, wypatrując ofiar na obiad:-)
Czy może ktoś wie, co to za stworzenie? ... emocje są przy fotografowaniu.
Zadowoleni znowu skręciliśmy z głównej drogi, tym razem do Ruskiej Bystrej, gdzie czekała na nas kolejna perełka ze światowej listy UNESCO, cerkiewka z 1730 roku pw. Przeniesienia Relikwii św. Mikołaja ... góruje na wzgórzu nad okolicą i widoczna z daleka ...
Teraz, dla odmiany czekała na nas inna atrakcja w miejscowości Podhorod. Sama nazwa kojarzy już się z jakimś grodem, podgrodziem, i rzeczywiście ... potężna skalna ściana, a na niej ruiny zamku Tibava ...
Ścieżką po lewej stronie stromizny wspięliśmy się na wzgórze, mijając po drodze łany zdrojówki i modrych przylaszczek ...
W ruinach trwają jakieś prace, trochę rozkopane, w zeszłorocznych liściach coś zaszeleściło ... zobaczyłam tylko brązowy ogon, kryjący się skalnej dziurze ... pewnie żmija obrała sobie to miejsce na kryjówkę ...
Ze szczytu rozległe widoki, na skałach wiele ciekawych roślin ...
Jak koraliki na sznurku odhaczamy kolejne atrakcje okolicy, o których wiemy:-)
Teraz kolej na miejscowość Benatina, a w niej dawny kamieniołom trawertynowy i turkusowe jeziorko na jego dnie ... najpierw zapuściliśmy się nie w tę drogę, nie należy skręcać przy krzyżu, tylko w następną:-)
Bardzo ciekawe miejsce, prowadzi tędy nowy szlak z Pohorodu, prowadzący przez lokalne ciekawostki ... zdjęcie "jizerka" z góry ...
... i z poziomu wody ...
Na skalnych ścianach kolorowe nacieki, jeden z nich przypomina wielką rybę, niektórzy nazywają ją Benatinską velrybą ...
Ponoć znaleziono tu przy kolejnym odsłanianiu ścian skamieniały szkielet prawiekowej, prawie 5-metrowej ryby ... jak wyczytałam na jednej z tablic, związana jest z tym miejscem legenda, że wielka ryba trwała w skalnej ścianie przez czas, kiedy istniała kopalnia, a kiedy zamknięto kamieniołom, wielka ryba plusnęła i skryła się w wodach jeziora ... jakoś tak to zrozumiałam:-)
W lecie odpoczywają tu ludzie, kąpią się jednak na własną odpowiedzialność, głębia jest solidna 5-7 metrów, woda bardzo zimna ...
Na stromej ścianie zauważyliśmy człowieka w czerwonym polarze ... najpierw siedział na ławeczce, a potem zsuwał się po stromiźnie coraz niżej, szperając czy też przyglądając się czemuś, może roślinom jak podejrzewaliśmy. W domu przeczytałam, że można tutaj znaleźć świetne skamieniałości, więc tego szukał. Powyżej coś białego ... okazało się, że to krzyż ... przy okazji poszukiwań w necie wyczytałam, że miało tu miejsce tragiczne zdarzenie.
Miejsca takie przyciągają ludzi na biwaki ... młodzi nadużyli alkoholu i jeden z nich, młody chłopak, w przypływie odwagi wykonał jedyny, ostatni w swoim życiu skok do wody z tej wysokości ...
zdjęcie ze strony slovakia |
I właściwie już można było wracać do domu, choć w planie było jeszcze Morskie Oko w Vihorlacie, było już naprawdę niedaleko, ale byliśmy trochę zmęczeni, a zwłaszcza ja, po dwóch dniach pracy na grządkach. Tę atrakcję pozostawimy sobie na następny, kolejny raz.
Ale na tablicach informacyjnych szlaku wyczytałam, że na łąkach pobliskiej miejscowości Konus, "s" pisane z daszkiem:-) na łąkach rosną trawolistne kosaćce ... skoro już tu jesteśmy, podjedźmy jeszcze tam ... podjechaliśmy pod sam las, gdzie wchodził szlak, mijaliśmy łąki, a moje wyobrażenie o kwitnących kosaćcach to jak z Hostovickich Luk, o takie:-)
Kosaćce znaleźliśmy, ale takie:
Jak porównałam ze zdjęciami z netu, to wyglądają mi na kosaćca bezlistnego ... ale jaki on bezlistny, jak ma liście:-) ... może one takie będą, jak zakwitną ...
zdjęcie z Atlasu roślin |
zdjęcie z Atlasu roślin |
Na powrocie zajechaliśmy jeszcze w Sninie pod pałac, na dziedzińcu atrakcyjny mężczyzna, muskularny Herkules ... zażywał kąpieli, solidnego czyszczenia przed sezonem turystycznym:-)
Już nocą wróciliśmy do domu, setnie zmęczeni, syci wrażeń, widoków, przeróżnych ciekawostek, i głodni ... na szybko zapiekanki:-)
Z żalem wspominaliśmy ciepłą wiosnę u południowych sąsiadów, bo u nas jakby zimowo, 10 stopni mniej:-)
To są słowackie ozdoby, przystrajanie obejść na Wielkanoc chyba, bo i pisanki, i zieloności, kwiatki.
Pozdrawiam serdecznie, dziękuje za wytrwałość, bo wpis długi, wszystkiego dobrego, pa!
Subskrybuj:
Posty (Atom)