Czyż nie? Są inne, ale równie urokliwe, z różnymi klejnocikami. I storczyki na podmokłej łące Chwaniowa, i łany kwiecia na podkalwaryjskiej, lilie złotogłowe i róże francuskie, i nawet teraz, kiedy kwitną zimowity.
poniedziałek, 26 września 2022
Nasze łąki też są piękne ... i sama sobie zakazuję:-) ...
wtorek, 20 września 2022
Z jednego krańca na drugi ... Rumunia II
Rzeka Bystrzyca towarzyszyła nam przez całą drogę. Właściwie za bardzo nie było możliwości zjechania z głównej trasy, głęboka wciosowa dolina, rzeka, droga, natura sama wyznacza możliwości przejazdu. Opuściliśmy Bukowinę z pewnym żalem, rozsłonecznioną, z rozkwitłymi łąkami, tutaj ciemny las po obu stronach drogi. Przypomniała mi się ludowa piosenka, którą śpiewałam w dzieciństwie ... Pognała wołki na bukowinę, wzięła ze sobą skrzypki jedyne, tak grała, śpiewała, i tak swoje siwe wołki pasała ... Zawsze zastanawiało mnie jedno, co to są te siwe wołki, bukowina mnie nie interesowała:-) Ale czy to była ta Bukowina, może przyszła w słowach piosenki z wołoskimi pasterzami. W piosenkach Wojtka Bellona też spotkamy "bukowinę", ale raczej jako wymarzoną krainę gór, gdzie pobrzmiewają echa Bieszczadu czy też Beskidu Niskiego.
Tymczasem zjechaliśmy nad jezioro Bicaz. Rzeka Bystrzyca w latach 50-tych została przegrodzona tamą, powstał ogromny zbiornik wodny. Kiedy byliśmy tu przed laty, jechaliśmy wzdłuż jeziora drogą gruntową, teraz nowiutki asfalt prowadzi przez urokliwe tereny, wjazdu broni tylko poziomy ogranicznik, żeby auta ciężarowe tu się nie zapędzały. Znaleźliśmy prześliczną miejscówkę, co prawda z daleka od wody, ale na wysuniętym głęboko trawiastym cyplu. Było późne popołudnie, od wody wiał leciutki wiaterek, ale pod wieczór i to się uspokoiło. Znieśliśmy trochę gałęzi z powalonego świerka, zapłonęło ognisko, wozimy ze sobą małą kratkę, służy za grill:-) Oparta na kamieniach przypiekła na rumiano kiełbaski, a my siedzieliśmy i siedzieliśmy patrząc, jak góry Ceahlau pogrążają się powoli w mroku.
Ranek, a właściwie świt, zajarzył mi w oczy takim widokiem, że zaparło dech w piersiach. Niebo, mgły nad wodą, słońce jeszcze za górami, niczym nieograniczony widok ... do dziś żałuję, że nie zrobiłam zdjęć, ale nie chciałam budzić męża. Zapatrzona w ten rumuński świt, zasnęłam jeszcze raz, ale potem już nie było tak spektakularnie, niemniej jednak wyjątkowo.