Jeszcze w sobotni poranek przywitał mnie szron na trawie. Dwa dni wcześniej zaopatrzyłam się w bel agrowłókniny, wkłady do znicza, bo prognozy znowu straszyły. Myślałam, że jak przejdą zimni ogrodnicy i Zośki, to już będzie dobrze, więc posadziłam pomidory pod folią i na grządce, trzeba było je zabezpieczyć. Tak było w tunelu:-) ... nocą kilka razy budziłam się, wyglądając przez okno, oświetlony od środka foliak wyglądał jak zjawa:-) Pomidory jak posadzone, tak siedzą, pociemniały od chłodu, bo to są przecież ciepłoluby ... takie "zaportki", jak mawiała moja mama.
Lubczyk ukryłam pod wiadrem, pojedyncze pomidory pod chatką dostały papierowe czapki, a świeżo wykiełkowane fasole przykrycie z trawy. I to ostatnie nie sprawdziło się, przemarzły. Dopiero jadąc wczoraj do domu zauważyłam, że ludziska przykrywali je plastikowymi doniczkami ... że też mnie nie oświeciło, ale zapamiętam na przyszły rok.
W taki wymrożony dzień znalazłam za drogą jedyną sosenkę z rozłożystymi nisko gałęziami, reszta była wysoko podkrzesana. Ale te gałęzie wystarczyły, żeby zebrać trochę pędów sosny razem z młodziutkimi szyszkami. Od pewnego czasu nie przesypuję ich suchym cukrem, a zalewam mocnym syropem cukrowym, tak, żeby wszystkie były zanurzone, na dodatek obciążając talerzykiem. Zdarzyło się wiele razy, że pozostawiony, zapomniany słój z zawartością poszedł na straty, bo wystające ponad płynną zawartość pędy sosnowe spleśniały.
Poszłam na łąki sprawdzić, jak się mają storczyki, prawie wszystkie rozkwitły.
Przy okazji zobaczyłam w trawie pięknie podrośnięte nasięźrzały z kłosem, a miodowniki melisowate nad potokiem w pełnym rozkwicie..
Czyż nie piękne? A jak dołączyć to tego grona jeszcze kokoryczkę?
Obserwuję rozwój obrazka, od ostatniego razu kolba kwiatowa bardzo urosła, a za dzień otworzyła się, kolejny cud natury.
Obserwowałam pod sklepikiem w Makowej jaskółki, było ich całe mnóstwo, jeden jazgot w powietrzu. Nosiły materiał na budowę gniazd z pobliskiego potoku Turnica, woda plus glina, ależ uwijały się, będzie tych gniazd cały ciąg pod dachem:-)
A w dolinie Jamninki znowu widzieliśmy żbika.
Siedział nieruchomo w trawie, że ciężko było rozpoznać, czy to przypadkiem nie kępa suchego siana.
Potem wyskoczył w górę z czterech łap, z podniesionym ogonem i upolował mysz, jak to kot:-)
Niestety, tego momentu nie udało mi się uchwycić, wielka szkoda. Potem zniknął w trawie, pewnie konsumował zdobycz.
Jeszcze z majowych ogrodowych różności ... wyjątkowo obficie zakwitł mi w tym roku złotokap.
A powojnik alpejski oplótł kalinę, taki delikatny, eteryczny, może nawet ładniejszy od wielkokwiatowych odmian:-)
I tak nam mija zimny maj, w chatce codziennie pali się w piecu, bo zimno.
Po przyjeździe wczoraj do domu pali się w kominku, gdzie to ciepło? dziś od rana leje ...
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, bywajcie w zdrowiu, pa!