środa, 28 czerwca 2023

Bywa ...

 ... tak:


A czasami tak:


Bardzo lubię letnie burze w górach, grzmoty odbijają się echem po lesie, tłuką po dolinach, aż wreszcie cichną do następnej błyskawicy. Ostatnio pada prawie co dzień, nie są to opady ciągłe, tylko przechodzące intensywne ulewy, może to deszcze świętojańskie? Mąż mówi, że po takich zwalnych deszczach potem będzie już tylko pogoda i pogoda:-)

Powstają nowe rozlewiska bobrowe na potokach, czasami i po kilka tam schodzi kaskadowo, z wyższych skarp wiodą błotniste ślady po płetwiastych stopach i ciągnących się ogonach tych zwierząt. 

Chatka zarosła pnączem, rdestówką, która jest wyjątkowo zaborcza, przysłoniła nawet w tym roku połowę okna, patrzymy na świat jak w dżungli. Ale na razie nic nie można z tym zrobić, bo ptaki wyprowadzają już drugie pokolenie młodych. W narożniku kwitnie jedna jedyna róża w moim obejściu, jak to w czerwcu kwitnie obficie, wichura położyła ją w drugą stronę od chatki, trzeba jakąś kratkę zamontować. Na razie podtrzymuje ją też pnącze, które owija się również wokół jej łodyg, ale delikatne kwiaty cieszą oko.


Wzdłuż granicy od sąsiada posadziłam przed laty amorfę, wreszcie wzięła się za siebie i kwitnie obficie na pociechę pszczołom. Oblatują chętnie ten krzew, zbierając pyłek i ubijając go w intensywnie pomarańczowe kulki, tzw. obnóża i niosą je do ula. 

Podobne kulki niosą teraz z kwitnących cukini, ale muszą się śpieszyć, bo ich kwiaty zamykają się koło południa, wyglądając jak pomięte chusteczki:-) Sama rano chętnie chodzę na grządki i podziwiam te cudne kwiaty, większe od moich dłoni ...



Wysiałam mieszankę odmian, co zresztą widać po liściach, mają być różne kolory, zobaczymy, co też mi urośnie. Groszek cukrowy i zielony dojrzewa, gotowy do jedzenia również na surowo.

U mnie na grządkach panuje zupełna dowolność, pomieszanie z poplątaniem, w wolne miejsca utykam co mi zostaje z rozsad, wysiewam, jeśli coś nie wzeszło, a więc nie tylko miks, ale też w różnej fazie wzrostu:-)

Mam też zestaw roślin, które od lat rosną sobie same, nie wysiewane, bo kiedyś przed laty raz posadziłam i teraz sieją się same, nie przeszkadzając mi zupełnie, a wręcz z niektórymi usiłuję się zaprzyjaźnić, ot, jak choćby z kolendrą:-) Oprócz kolendry kwitną sobie wdzięcznie na modro  czarnuszka czy ogórecznik. O koprze nie wspomnę, bo on rośnie wszędzie.



Zbieram też swoje zioła z grządek, suszę na zimę, także do herbatek, to melisa, oregano, mięta pieprzowa. Zasuszyłam płatki róży, a teraz kolej na lipę.

Spacer po deszczu na łąkach to spodnie mokre po pas, trawy wysokie, wyłożone, chodzi się trudno, ale i w takich warunkach miło się spaceruje, a raczej zapachowo. Kwitnie już szałwia okręgowa ...

Pachną różne zioła, a najbardziej macierzanki, z góry zawiewa rozkwitłą lipą szerokolistną, tam pszczoły mają teraz swój trakt komunikacyjny. A widoki nawet przy pochmurnym dniu ładne ...



Po takim spacerze nawet psa nie trzeba kąpać, wystarczą kąpiele w rosie:-) jejmość zmęczona po przedzieraniu się przez trawy.

Mieliśmy też spotkanie z wilkami w dolinie Jamninki, ale one uciekają na widok człowieka, mimo że patrzyliśmy na nie z drogi w sporej odległości. 


W wolnych chwilach oglądamy z mężem filmiki z azerbajdżańską kuchnią, jest tych filmików mnóstwo. Patrząc na nie orzekamy jednogłośnie, jak daleko odeszliśmy od natury. Polecam, uspokajają:-) ... 

Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!

środa, 21 czerwca 2023

Zanim skoszą ...

 Za potokiem rozterkotały się już traktory, koszą łąki. Różne owady bardzo dokuczają, zwłaszcza przed burzą, mąż mówi, że przy koszeniu w sadzie przydałaby osłona z siatki, jak przy pszczołach:-) Spocona twarz przyciąga je wyjątkowo, pchają się do oczu, do nosa, a gzy tną nawet przez koszulę. Ostatni tydzień był deszczowy, wszyscy tęskniliśmy za deszczem, ale w końcu co za dużo, to niezdrowo. Duża wilgotność przyniosła choroby grzybowe, zmarniała mi cebula, ogórki niezbyt urosły, bo wpierw zimne noce, a potem nadmiar wody. W deszczowe dni jeździliśmy trochę po okolicy, na łąkach Chwaniowa przy kapliczce myśliwych wystrój roślinny już zmieniony, kwitną inne storczyki, a gruszyczka, którą pokazałam wcześniej prześlicznie otworzyła swoje mikre kwiatuszki.






Kwitną pachnące podkolany, delikatne, "urodne", jakby powiedziała moja mama:-)

Zjeżdżając z kalwaryjskiejgo wzgórza uwagę zwracają różowe pszeńce, a wśród nich białe, takich jeszcze nie widziałam.  Pszeniec to ciekawa roślina, półpasożyt, a tak ładnie wyróżnia się wśród tej kwitnącej gromady.



Osobną grupę stanowią dzwonki łąkowe, niebieskie, fioletowe, liliowe, a nawet białe. 




Na specjalną uwagę zasługują skarpy rybotyckie, przystrojone wyjątkowo obficie wiązówką bulwkową. Oprócz tego stoki skarp różowieją od bodziszka, a kępy przetacznika odznaczają się wyjątkową niebieskością. I goździk kartuzek tu gości, i jastrzębiec, złocą się kozibrody. 







Nie sposób ominąć kępę maków na poboczu drogi, one też załapały się na zdjęciu, a w tle inne miejsca szczególne, ciekawe, nasze kserotermiczne łąki.


Po deszczu góry dymią, a szczególnie z dolin potoków unosi się biały opar. Chwila ulotna, bo rozwiewają się mgły szybko.



Nie lubię takich ozdobników na zdjęciu, słupów elektrycznych, przewodów, ale czasami z okna auta tylko tak pozostaje. Wzięliśmy pierwszy miód, wyjątkowo skromnie w tym roku, może lipa da coś więcej. Jeśli nie będzie spadzi, po lipie sezon będzie już skończony i trzeba będzie przygotowywać pszczoły do zimowania:-) 


Czasami pomagam mężowi w pracy, inwentaryzowaliśmy jeden budynek, teren wyjątkowo podmokły. Wśród trawy znalazłam coś dziwnego, takie zielone gluciory, uszczknęłam odrobinę, żeby zobaczyć, co to. Z zewnątrz jak cukierek żelkowy, w środku zwykły glut, pewnie to jakiś glon:-)


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!

niedziela, 4 czerwca 2023

Niebiesko ... Hostovickie Luky ...

 To nie był nasz pierwszy raz, bywaliśmy tu już wielokrotnie, nie zawsze trafiając w czas. Tym razem udało nam się przycelować w pełnię kwitnienia, a co najważniejsze, w powszedni dzień nie było tu ani jednej osoby. Jak się pewnie zorientowaliście po tytule, pojechaliśmy do sąsiedniej Słowacji, bo blisko, bo na pewno już kwitną  kosaćce syberyjskie w rezerwacie pod Hostovicami. To nasza ulubiona kraina geograficzna, Bukovske Vrchy, a to nic innego tylko Bieszczady po drugiej stronie granicy. Łagodne linie gór, zielone i kwitnące łąki, lasy przeważnie bukowe i kręta droga wśród nich, ciche i spokojne wioseczki, gdzie czasami ani człowieka nie uświadczysz w porannym bezruchu. Pogoda trafiła nam się wyjątkowa, ciepło i słonecznie, a niebo bez jednej chmurki. Wybaczcie, zasypię Was teraz zdjęciami, na których tylko błękit i błękit ... na górze i na dole ...










Razem z kosaćcami kwitły też bordowe osty, udało mi się nawet wypatrzeć na jednym witezia żeglarza, ale było za daleko na wyraźniejsze zdjęcie. Widać go pośrodku?


W rowie przydrożnym też kwitły:-)


Zajmują coraz większą połać, wydaje mi się, że jest ich o wiele więcej niż przed kilkoma laty. Widać, że łąka jest koszona, nie ma starych, suchych zeszłorocznych łodyg.





Przenieśliśmy się bardziej na wschód, w suchszą część łąki poza ogrodzeniem, niebieskich kwiatów było mniej, za to pięknie grały świerszcze, posłuchajcie:


To są takie miejsca, skąd nie chce się ruszać dalej, człowiek patrzy na te cuda przyrody w zachwycie, a karta pamięci w aparacie pęka od nadmiaru zdjęć. Ileż można robić zdjęcia kwiatom? każdy wydaje się inny, wyjątkowy, a potem okazuje się, że one wszystkie jednakowe:-) Mąż ma wielką cierpliwość, a ja chodzę i chodzę, i ciężko mi zostawić i odjechać. 


Wstąpiliśmy jeszcze do Osadnego, do krypty z kośćmi żołnierzy, którzy zginęli tu w Wielkiej Wojnie w 1915 roku. Zostały pozbierane po lasach, gdzie się poniewierały, ekshumowane z przypadkowych mogił, ale dopiero w latach 1933-34. Makabryczny to widok, strzaskane czaszki, otwory po kulach ... mój Boże, ileż tu ludzi zginęło ... w każdej miejscowości cmentarz z I wojny. Zresztą u nas jest tak samo, wystarczy spojrzeć na szlak tymi cmentarzami od Małopolski po granice z Ukrainą, a Karpaty, a twierdza Przemyśl, przeprawy przez San? Wojna ... co siedzi w umysłach tych ludzi, którzy je wywołują? przecież człowiek z natury dąży do spokoju, życia, a wysyłać tysiące na śmierć, jak z tym potem żyć? chyba nie rozumiem tego świata.





Przez Osadne płynie czysta rzeczka Udava, dawno nie widziałam tak czystej rzeki, bez śmieci.
Stąd prowadzi szlak turystyczny do Balnicy, końcowej stacji kolejki wąskotorowej z Majdanu, można też odwrotnie. Przyjechać kolejką lub dotrzeć tu z Woli Michowej, odległość z Balnicy do Osadnego 7,8 km, czas przejścia 2h05min, wybrałabym się:-)


Pojechaliśmy dalej, w kierunku parku narodowego Połoniny. Spojrzeliśmy z góry na zbiornik wodny Starina, tym razem z punktu widokowego nad drogą. Zazwyczaj patrzyliśmy z drugiej strony, z Gazdoranu, gdzie oglądaliśmy ciemierniki w naturze. Z miejscem tym związane są też i ludzkie nieszczęścia, w 1986 roku wysiedlono przy okazji kilka wsi, a wieś Starina zalano w całości. Zjechaliśmy jeszcze niżej, zatrzymaliśmy się przed szlabanem i weszliśmy na teren takiej wysiedlonej wsi o nazwie Dara. 


Z drogi widać było białe mury i wieżę kościoła, szliśmy drogą dalej i dalej, ale nigdzie wśród liści nie mogliśmy go wypatrzeć. W zarośniętych ogrodach widać pozostawione rośliny ogrodowe, kwitły irysy, widać było drzewa owocowe, resztki fundamentów, a na końcu krzyż wśród starych drzew. Gdzieś szumiała woda potoku, spadająca z kamieni, ale wśród zarośli ciężko było coś wypatrzeć. Jako żywo duszna i upalna atmosfera naszego Pogórza, kiedy przyjechaliśmy tam pierwszy raz:-) Zarośla gęste, że ciężko się przedrzeć, zwierzęce ścieżki, pewnie i niedźwiedzie tu przychodzą jesienią na owoce z sadów. Pachniały rozkwitłe akacje /nie poprawiać na robinie:-)/, czarny bez, jaśminy, nawet kwitnąca pokrzywa ... a kościoła ani śladu, żeby choć jaka wydeptana ścieżka.


W przydrożnym rowie, w kałuży pełnej kijanek poruszenie. Kumak górski siedział sobie jak gdyby nigdy nic, a obok niego przewijał się wężowy kształt. To mały zaskroniec polował na kijanki, kumak był dla niego za duży:-)




Zawróciliśmy, i dopiero teraz zobaczyliśmy za zakrętem, wśród drzew i na wzgórzu kościół. Kiedyś w tym miejscu stał drewniany, rozłożysty "chram", jak przeczytaliśmy w opisie, zresztą bardzo podoba mi się ta słowiańska nazwa. Nowy kościół został zbudowany wiele lat później. Wysiedleni mieszkańcy spotykają się tutaj, dbają o cmentarz, zagospodarowali teren na wypadek deszczu, jest wiata, miejsce na ognisko, schowane stoły, ławy. W gablotach widać zdjęcia z ich spotkań, przegląd pokoleń.






W gablocie zdjęcia dawnych mieszkańców, w końcu to nie tak odległe czasy, 1986 rok. Kobiety jak moja mama, w chusteczce na głowie, z torebką zawieszoną na ręku ... dzieci, młodzież, kawalerka. Trudno było zrobić zdjęcie, światło odbijało się w szkle, szkoda. Powrót tą samą drogą, przecudnymi Bukovskimi Vrchami z kwitnącymi łąkami.



Jeszcze zostały nam kanapki, do tego łyk wody na Przełęczy Radoszyckiej, a na parkingu znalazłam w trawie takie niebieskie "oczka", nie znam was:-) jacy zmęczeni wróciliśmy do domu.


U nas też niebiesko na łąkach, szaleją szałwie łąkowe ...



W ramach kontynuacji robót w drewnie zmajstrowaliśmy nowego świątka, może dziada, w zamian za starego światowida, który rozleciał się już ze starości. Słupek elektryczny dostał nowy strój:-)


Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!