To nie był nasz pierwszy raz, bywaliśmy tu już wielokrotnie, nie zawsze trafiając w czas. Tym razem udało nam się przycelować w pełnię kwitnienia, a co najważniejsze, w powszedni dzień nie było tu ani jednej osoby. Jak się pewnie zorientowaliście po tytule, pojechaliśmy do sąsiedniej Słowacji, bo blisko, bo na pewno już kwitną kosaćce syberyjskie w rezerwacie pod Hostovicami. To nasza ulubiona kraina geograficzna, Bukovske Vrchy, a to nic innego tylko Bieszczady po drugiej stronie granicy. Łagodne linie gór, zielone i kwitnące łąki, lasy przeważnie bukowe i kręta droga wśród nich, ciche i spokojne wioseczki, gdzie czasami ani człowieka nie uświadczysz w porannym bezruchu. Pogoda trafiła nam się wyjątkowa, ciepło i słonecznie, a niebo bez jednej chmurki. Wybaczcie, zasypię Was teraz zdjęciami, na których tylko błękit i błękit ... na górze i na dole ...
Razem z kosaćcami kwitły też bordowe osty, udało mi się nawet wypatrzeć na jednym witezia żeglarza, ale było za daleko na wyraźniejsze zdjęcie. Widać go pośrodku?
W rowie przydrożnym też kwitły:-)
Zajmują coraz większą połać, wydaje mi się, że jest ich o wiele więcej niż przed kilkoma laty. Widać, że łąka jest koszona, nie ma starych, suchych zeszłorocznych łodyg.
Przenieśliśmy się bardziej na wschód, w suchszą część łąki poza ogrodzeniem, niebieskich kwiatów było mniej, za to pięknie grały świerszcze, posłuchajcie:
To są takie miejsca, skąd nie chce się ruszać dalej, człowiek patrzy na te cuda przyrody w zachwycie, a karta pamięci w aparacie pęka od nadmiaru zdjęć. Ileż można robić zdjęcia kwiatom? każdy wydaje się inny, wyjątkowy, a potem okazuje się, że one wszystkie jednakowe:-) Mąż ma wielką cierpliwość, a ja chodzę i chodzę, i ciężko mi zostawić i odjechać.
Wstąpiliśmy jeszcze do Osadnego, do krypty z kośćmi żołnierzy, którzy zginęli tu w Wielkiej Wojnie w 1915 roku. Zostały pozbierane po lasach, gdzie się poniewierały, ekshumowane z przypadkowych mogił, ale dopiero w latach 1933-34. Makabryczny to widok, strzaskane czaszki, otwory po kulach ... mój Boże, ileż tu ludzi zginęło ... w każdej miejscowości cmentarz z I wojny. Zresztą u nas jest tak samo, wystarczy spojrzeć na szlak tymi cmentarzami od Małopolski po granice z Ukrainą, a Karpaty, a twierdza Przemyśl, przeprawy przez San? Wojna ... co siedzi w umysłach tych ludzi, którzy je wywołują? przecież człowiek z natury dąży do spokoju, życia, a wysyłać tysiące na śmierć, jak z tym potem żyć? chyba nie rozumiem tego świata.
Przez Osadne płynie czysta rzeczka Udava, dawno nie widziałam tak czystej rzeki, bez śmieci.
Stąd prowadzi szlak turystyczny do Balnicy, końcowej stacji kolejki wąskotorowej z Majdanu, można też odwrotnie. Przyjechać kolejką lub dotrzeć tu z Woli Michowej, odległość z Balnicy do Osadnego 7,8 km, czas przejścia 2h05min, wybrałabym się:-)
Pojechaliśmy dalej, w kierunku parku narodowego Połoniny. Spojrzeliśmy z góry na zbiornik wodny Starina, tym razem z punktu widokowego nad drogą. Zazwyczaj patrzyliśmy z drugiej strony, z Gazdoranu, gdzie oglądaliśmy ciemierniki w naturze. Z miejscem tym związane są też i ludzkie nieszczęścia, w 1986 roku wysiedlono przy okazji kilka wsi, a wieś Starina zalano w całości. Zjechaliśmy jeszcze niżej, zatrzymaliśmy się przed szlabanem i weszliśmy na teren takiej wysiedlonej wsi o nazwie Dara.
Z drogi widać było białe mury i wieżę kościoła, szliśmy drogą dalej i dalej, ale nigdzie wśród liści nie mogliśmy go wypatrzeć. W zarośniętych ogrodach widać pozostawione rośliny ogrodowe, kwitły irysy, widać było drzewa owocowe, resztki fundamentów, a na końcu krzyż wśród starych drzew. Gdzieś szumiała woda potoku, spadająca z kamieni, ale wśród zarośli ciężko było coś wypatrzeć. Jako żywo duszna i upalna atmosfera naszego Pogórza, kiedy przyjechaliśmy tam pierwszy raz:-) Zarośla gęste, że ciężko się przedrzeć, zwierzęce ścieżki, pewnie i niedźwiedzie tu przychodzą jesienią na owoce z sadów. Pachniały rozkwitłe akacje /nie poprawiać na robinie:-)/, czarny bez, jaśminy, nawet kwitnąca pokrzywa ... a kościoła ani śladu, żeby choć jaka wydeptana ścieżka.
W przydrożnym rowie, w kałuży pełnej kijanek poruszenie. Kumak górski siedział sobie jak gdyby nigdy nic, a obok niego przewijał się wężowy kształt. To mały zaskroniec polował na kijanki, kumak był dla niego za duży:-)
Zawróciliśmy, i dopiero teraz zobaczyliśmy za zakrętem, wśród drzew i na wzgórzu kościół. Kiedyś w tym miejscu stał drewniany, rozłożysty "chram", jak przeczytaliśmy w opisie, zresztą bardzo podoba mi się ta słowiańska nazwa. Nowy kościół został zbudowany wiele lat później. Wysiedleni mieszkańcy spotykają się tutaj, dbają o cmentarz, zagospodarowali teren na wypadek deszczu, jest wiata, miejsce na ognisko, schowane stoły, ławy. W gablotach widać zdjęcia z ich spotkań, przegląd pokoleń.
W gablocie zdjęcia dawnych mieszkańców, w końcu to nie tak odległe czasy, 1986 rok. Kobiety jak moja mama, w chusteczce na głowie, z torebką zawieszoną na ręku ... dzieci, młodzież, kawalerka. Trudno było zrobić zdjęcie, światło odbijało się w szkle, szkoda. Powrót tą samą drogą, przecudnymi Bukovskimi Vrchami z kwitnącymi łąkami.
Jeszcze zostały nam kanapki, do tego łyk wody na Przełęczy Radoszyckiej, a na parkingu znalazłam w trawie takie niebieskie "oczka", nie znam was:-) jacy zmęczeni wróciliśmy do domu.
U nas też niebiesko na łąkach, szaleją szałwie łąkowe ...
W ramach kontynuacji robót w drewnie zmajstrowaliśmy nowego świątka, może dziada, w zamian za starego światowida, który rozleciał się już ze starości. Słupek elektryczny dostał nowy strój:-)
Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!
24 komentarze:
Przepiękne fotki jak zawsze. Niebieskie oczka to blue-eyed grass (trawa niebieskooka ;-) czyli miecznica wąskolistna (Sisyrinchium angustifolium)
Przepiękne te kosaćcowe łąki. Nigdy nie widziałam na własne oczy takich ilości kosaćców jednocześnie. Coś niesamowitego. A dzięki filmikowi poczułam się, jakbym tam z Wami była na tej łące pełnej świerszczy, to cykanie było cudowne. Cieszyć się tylko należy, że masz takiego cierpliwego męża, który czeka aż się napatrzysz, nawąchasz i naoglądasz :) Mój też rozumie moją pasję i często sam wskazuje mi jakieś ciekawe przyrodnicze okazy :) Kolejna piękna wycieczka, a do nich wspaniały opis i cudowne zdjęcia. Dziękuję Ci za to Marysiu i gorąco Cię pozdrawiam...
Uwielbiam kosaćce - zadziwiające jak opanowały łąki. Warto jechać i oglądać ten cud natury.
Ależ przecudownie prezentują się te niebieskie kosaćcowe łąki. Faktycznie nie można byłoby oczu oderwać od tych widoków a muzyka przednia. Natura tworzy piękne łąki kwiatowe. Na moim osiedlu próbują, jednak póki co nic z tego nie wychodzi, podejrzewam, że terminy koszenia są nie takie jak potrzeba. Ileż historii w takich opuszczonych ludzkich siedliskach. Tylko pozazdrościć takich wypadów jak Wasze. Pozdrawiam serdecznie.
Prawdziwie magiczna kraina, nigdy takiej ilości tych kwiatów nie widziałam, jedynie w naszym parku na klombie sporo ich.
Zmęczenie po takiej wyprawie, daje mimo wszystko satysfakcje, a obrazy pod powiekami zostają na długo.
Wszędzie po lasach i górach mogiły i ślady wojen, na cmentarzach zbiorowe groby żołnierzy! nie wiem, komu potrzebne wojny, ale ciągle gdzieś toczą się jakieś walki, giną ludzie, nie świadczy to dobrze o ludzkości, niestety.
jotka
W Polsce wszyscy wybierają się do Doliny Chochołowskiej na kwitnące krokusy, te tłumy psują radość z obcowania z przyrodą. A tu proszę niedaleko granicy takie niebieskie cuda i to bez tłumów! Fajnie, że pokazałaś takie urocze miejsce i mam nadzieję, że nie stanie się tak popularne jak to w Tatrach. Masz rację nie wiadomo co siedzi w głowach ludzi decydujących o wywołaniu wojen. Nawet cmentarze wojenne nie budzą refleksji. Pozdrawiam serdecznie :)
Staszek, jak nieświadomie skojarzył mi się wygląd kwiatuszków z oczami:-) skąd wzięła się roślinka na przełęczy? rósł tam też w sąsiedztwie przelot, myślałam, że to coś nieznanego mi kserotermicznego:-) dzięki, nic się przed Tobą nie ukryje, jeśli chodzi o nazwę; pozdrawiam.
Iwona, tyle niebieskości:-) wiał wiatr, poruszał tymi kosaćcami, świerszcze dawały koncert, ptactwo wyśpiewywało wśród drzew, no, jak w raju:-) mąż czasami patrzy z politowaniem na te moje odkrywcze dziwactwa, a kiedy zadowolona pokazuję, że odnalazłam w trawie jakieś maleństwo, to tylko śmieje się; od dawna bardzo nam się podoba u sąsiadów na południu, nie trzeba daleko jechać; pozdrawiam.
Antonina, zobaczyć ogrodowe rośliny w naturalnym środowisku to dla mnie coś, za czym warto jechać:-) w takim otoczeniu jest to po prostu przecudne, w oddali ciemnieje Vihorlat, pamiętam Twój wpis sprzed wielu laty, byłaś tam na wędrówce; pozdrawiam.
Ola, tak mam i ja, ciężko mi stamtąd odejść, a kosaćce tak czaruję, falują na wietrze, z każdej strony ładne; w przypadku kwietnych łąk trzeba przetrzymać ciężki czas, kiedy rośliny dojrzeją, wysypią nasiona, a to nie zawsze podoba się mieszkańcom, te sterczące suche badylki; wiele wsi wtedy wysiedlono, niektórzy wracają na swoją ojcowizną, stawiają tam przyczepy, uprawiają grządki, choć to nielegalne; pozdrawiam.
Jotka, za kilka lat będzie niebiesko po horyzont:-) to piękny widok, niezwyczajny, takie miejsca trzeba chronić, ale spore kary chyba odstraszają ludzi od zadeptywania. Oj, to chyba bardziej pesel nas zmęczył, ale to było dobre zmęczenie:-) I wojna to ostatnia, kiedy na cmentarzach chowano obok siebie swoich i wrogów, ale jacy to wrogowie? czasami sąsiedzi z pobliskiej wsi pod innym zaborem, wzięci w kamasze; pozdrawiam.
Wkraju, kusiło mnie kiedyś pojechanie do Chochołowskiej, ale właśnie te tłumy odstraszały, do tego nikt nie patrzy pod nogi, niszczy bezrozumnie. Blisko rzeczywiście, mamy dalszy dojazd do granicy, niż potem droga na Słowacji; nie, nie zdradzam miejsca, ono jest znane od lat, ale jakoś nikt nie zadeptuje, obok jest droga, a zresztą ludzie wychodzą z założenia, że e tam, jakieś kwiatki, tak daleko trzeba jechać:-) pozdrawiam.
Przecudne te łąki kosaćcowe! I pomyslec, że ja mam w ogrodzie dwie kępki tych samych kosaćców i traktuję je z podziwem pietyzmem, a tam takie ilości kosaćców sobie rosną i prawie nikt ich nie podziwia. Taki kosaćcowy raj! Niesamowite! Pamietam, że będąc w Au, podziwiałam łąkę pełną frezji, które u nas są przecież kwiatkami sprzedawanymi na bukiety i w żaden sposób nie kojarzącymi sie z dzikoscią.
Piękna pogoda trwa, ale sucho. Czekamy na deszcz, bo ziemia juz spieczona i muszę latać co dzień z konewką (robie mieszanke wody z gnojówką z pokrzywy). A ogró wielki wiec sie nalatam.
Pozdrawiam Cie serdecznie, Marysiu!:-))
Ola, oczopląsu można dostać od tej ilości kwiatów, od tej niebieskości, szkoda tylko że nie pachną ... nie wąchałam, ale chyba poczułabym zapach od tej ilości:-) Może mieszkańcy przyzwyczaili się już do widoku kosaćców, a dla nas to jednak prawdziwy cud natury. Frezje na dziko, na łące, przyroda jest niesamowita, a myślałam, że one tylko w szklarniach do bukietów:-) w sobotę podlałam obficie grządki, pod folią pomidory, ale czy to wystarczy? bo dopiero w czwartek będę na Pogórzu; podlewam i pryskam rośliny również drożdżami, aspiryna raz również:-); pozdrawiam.
Mamy takie miejsca na bagnach gdzie jeszcze można spotkać kosaćce syberyjskie. Oczywiście nie w takich ilościach, ale jeszcze są:)
Piękna wycieczka tak jak wszystkie Wasze wyprawy:)
Pozdrawiam.
M
M, i u nas trafiają się kępy kosaćców na podmokłych łąkach, ale z rzadka rozrzucone. Z tymi słowackimi związana jest legenda, że popasali tam Kozacy w czasie wojny, generał Korniłow tamtędy przechodził, karmili konie sianem z nasionami kosaćców, i stąd tak ich dużo 😊 Bukovske Vrchy są piękne, a jaki tam spokój, dlatego lubimy tam bywać, pozdrawiam Maria z PP.
Fajna ta legenda o dywizji Korniłowa. Z tym , że długo tam nie popasali a i konie to raczej strzechy zjadały z nie siano z Rosji.
Mimo to generał to ciekawa postać a mało u nas znana.
pozd.Adam
Kulczyk, no przecież nie wieźli ze sobą siana, ale legenda to legenda, ma moc przyciągania 😄 ciekawe czasy i ciekawi ludzie, lubię o nich czytać. Babcia Witka ze swoimi rodzicami i siostrą uciekali przed frontem na Czechy, jako dziecko szybko przyswoiła język i potem prosiła o gazety po czesku. Pozdrawiam Maria z PP.
Ojej, jak tam pięknie! Nie dziwię się Twojej niechęci odjeżdżania. Nie dość, że okolica taka… „w moim typie”, to i kwiaty.
Ze zdjęciami też tak mam. Prztykam dużo gdy widzę coś ładnego, później okazuje się, że mam sporo podobnych i dobrych zdjęć, i... trudno mi je skasować.
W słowie chram słychać czas prasłowiańskiej wiary, nieprawdaż, Mario?
A wojny?… W Tobie, we mnie, w milionach innych ludzi jest pragnienie pokoju, ale w ludzkości siedzi potrzeba mordowania się, najchętniej z powodu Boga lub władzy. Gdyby jednak politycy byli inni, to może mimo wszystko nie byłoby wojen… ale są gorsi od nas. Są zakałą Ziemi.
Ten drewniany dziad wyszedł wam całkiem całkiem :-)
Krzysztof, ładny zestaw, góry i kwiaty, wioseczki jak sprzed laty i wiele domów opuszczonych. Nie kasuję zdjęć, tylko te nieudane, trzymam je w komputerze, pewnie kiedyś zabraknie miejsca�� O, tak, chram jak najbardziej prasłowiański, Stara baśń się przypomina, słowo przetrwało w słowackim języku. Kiedyś czytałam, że władza jest jak narkotyk, pewnie jak każdy z polityków spróbuje, to potem ciężko wyzwolić się z nałogu, albo trwać w nim do końca życia. Mądrzy ludzie nie idą do polityki �� Poprzedni dziad był swiatowidem, miał twarze na cztery strony, ale niewiele z nich przetrwało, więc została tylko jedna z odzysku, już nie chciało nam się wycinać nowych, pozdrawiam Maria z PP.
cała Polska pomyka na krokusy a pogórzanie na kosaćce :) Jedne i drugie zachwycają, choć ja osobiscie preferuję maki :) A teraz na nie pora, więc mam codziennie piekne widoki. A dziad vel świątek- myślałam, że to ul, a tu ubranko!
Lidka, o! właśnie ta cała Polska na krokusach mnie odstrasza, wolę nadłożyć kilometrów i popatrzeć na rumuńskie, tam zadeptujących tłumów nie ma:-) kosaćce w przyjemniejszej porze, bo to już prawie lato, chociaż dzisiejsze temperatury wcale na to nie wskazują:-) maki jak najbardziej, całe łany, a wiesz że traktują je jak zielsko i tępią. Tym sposobem można i ul zrobić, tylko broda byłaby za nisko, a zwłaszcza usta wlotowe:-) widziałaś rzeźbione ule Piotra? ciekawe, co u niego; ubranko dla paskudnego, plastikowego słupka elektrycznego, nawet w pusty pień można go ubrać, byle nie był widoczny:-) pozdrawiam.
Zadziwiające pozytywnie, że tyle cudeniek i tak mało zadeptujących. Ja lubię irysy syberyjskie i te błękitne i te białe i zawsze miałam kilka kępek na skraju. Czasem ta mnogość przytłacza, jeden okaz milszy niż całe łąki. Ale film puszczałam kilka razy i wyobrażałam sobie jak leżę na takiej łące, czuję na twarzy słońce i wiatr i ten spokój w sercu. Dziękuję Marysiu 💙
Co za widoki. Nie mogę się napatrzeć na piękne zdjęcia i czuję się jak bym tam była, ale nie będę więc napawam się tym, co widzę. Jeszcze nigdy nie widziałam tyle irysów razem. Cudowne. Pozdrawiam serdecznie!!!
Krystynko, być może w czasie długiego weekendu było więcej ludzi:-) może ktoś zatrzymał się w drodze na Vihorlat, a może ludzi za bardzo to nie interesuje. Też miałam taką ochotę, poleżeć na tej łące ze świerszczami, tylko chmurek na niebie nie było, żeby je obserwować:-) ładne ciche miejsca, z daleka od większych miast, bardzo mi się tam podoba; pozdrawiam.
Janeczko, trafiliśmy w dobrą porę, kwitła cała łąka, ciepłe tchnienie wiatru, bezchmurne niebo, tyle ptactwa, no i koncert świerszczy. Pojechaliśmy zobaczyć po raz kolejny, bo kiedy, jak nie teraz? dni uciekają tak szybko, lata uciekają tak szybko:-) bardzo udany wyjazd; pozdrawiam.
Boziu jak tam jest pięknie. Zazdroszczę widoków... Cudownie... Poczułam się przez chwilę jak Ania z zielonego wzgórza... Oddałaś klimat. Cudownie. Trzymajcie się.
Agata, tereny cudne do wędrowania i widokowe,jak ktoś lubi, odnajdzie tu super klimaty, bo i w każdej wsi klimatyczne cerkiewki, pozdrawiam Maria z PP.
Cudne te niebieskości, a ta niepozorna roślinka to chyba miecznica. Serdecznosci
Prześlij komentarz