poniedziałek, 29 czerwca 2015

Fitness na powietrzu i nic z tego nie będzie ...

Tak.
To były ćwiczenia ogólnorozwojowe, począwszy od dźwigania ciężarów, po machanie szpadlem przy zdzieraniu kory z nieobrzynanych desek. Przyjechał transport drewna budowlanego, które potem trzeba było poskładać przyzwoicie na przekładkach, niech schnie, a jeszcze potem korować powyższe deski, co zajęło mi spory kawałek dnia, nie mówiąc o bolących mięśniach. Niby człowiek w ruchu cały czas, a jednak nie wszystkie mięśnie pracują.


 Nowa droga w dół wymusiła wręcz na nas budowę jakiegoś ogrodzenia, żeby psy nie wybiegały na drogę, obszczekując każdy pojazd czy pieszego. Ponieważ słupki już czekały od roku na ogrodzenie pastwiskowe, doszliśmy do wniosku, że trzeba jednak postawić solidniejszą przeszkodę, wyłapującą psiaki, a więc coś w tym stylu, a bardziej brązowego ... pomysł podpatrzyliśmy w sąsiedniej wsi.


Myślę, że Amik górą nie przeskoczy, a gruba jejmość Miśka nie pokona desek pomiędzy.
Teraz tylko mocować oczyszczone deski, malować impregnatem, czyli przede mną sporo machania pędzlem. Dostał mi się też nowy sprzęt koszący, bo stara kosa waliła przebiciem po spoconych plecach, nie chciała palić, kosztowała mnie więcej zdrowia przy rozruchu niż przy koszeniu, nie raz miałam ochotę szpulnąć nią w kąt.
Z niejakim zdziwieniem usłyszałam, że już dzień zaczyna gubić sekundy, lipiec za pasem, a nasz zaprzyjaźniony gliniarz naścienny dobudował nowe mieszkanka dla potomstwa z gliny innego koloru, z głębszego wykopu pod piwniczkę ...



Tam, gdzie są otworki, wyszły w tym roku owady, inne buły gliniane zaślepione, świeże. Maryjkę z Józefem już ciężko odróżnić w tej szopce, Zabudowane ścianki, poddasze, naddasze, figurki, ino Jezusek w żłóbku jeszcze oszczędzony.
To ciekawy owad, w Polsce spotykany od niedawna, od 1968 roku po raz pierwszy w okolicach Lublina, a po dwudziestu latach w Bieszczadach i Beskidzie Niskim. Od kilku lat przypuścił atak na nasza chatkę i buduje nam te swoje gliniane domostwa, a niech mu tam! skoro się podoba:-)
Wg mędrców z akademii naukowych dotarł do nas z terenów Azji, przez Podole i Wołyń, i z południa przez Przełęcz Łupkowską i Dukielską.
Samica gliniarza lepi te cygarowate w kształcie gniazda, składa jajo, a potem pędzi zapolować na pająki, obojętnie jakie. Umiejętnie traktuje je jadem, tak, żeby były żywe i zapełnia nimi kokon, czasami nawet z 15 sztuk tam upcha, a zazwyczaj ze 6, stanowią one niepsujący się pokarm przez całą zimę dla rozwijającej się larwy. Nieco makabrycznie to brzmi, jak z horroru.
Następnego lata dorosły owad mocnymi żwaczkami odkrawuje okrągłe wieko ze swojego domku i ulatuje w świat ... stąd te otworki w starszych "cygarach".
Wczesną wiosna posadziłam różne drzewka, na pożytek pszczołom i innym owadom, m.in. derenie jadalne. Ładnie przyjęły się, wypuściły nowe gałązki, aż tu wczoraj patrzę, a tam pień "spałowany" przez jelonka na potęgę, dobrze, że tylko z jednej strony, z drugiej łyko ostało się, więc może drzewko przeżyje ...


Po trosze nasza wina, nie daliśmy palików, może trochę osłoniłyby przed zakusami rogasia. Tyle mają krzaków dookoła, las za drogą, a zawsze przyczepią się moich drzewek, jak nie w sadzie, to tutaj, przy grządkach.
Troszkę wyżej, w tuneliku foliowym, pomidory rosną dorodnie, jednak swoje sadzonki najlepsze ...


... a z prób zaprzyjaźnienia się z kolendrą ... nici.
Plewię zielsko w pobliżu, zajdę po szczypiorek czy rzodkiewkę, to zawsze złapię listek i żuję, próbując zaznajomić się, rozsmakować w jej specyficznym aromacie. Nic z tego, śmierdzi mi paskudnie, jak już pisałam, "rozgniecionym pluskwiakiem" i pewnie zaprzestanę tych prób.


Mija czerwiec, z miłymi memu sercu, domowymi uroczystościami, bo było dmuchanie świeczek, jednej przez Jaśka, i trzydziestu przez jego tatę, a mojego syna ...




... były wędrówki po Pogórzu, w kolorowych kobiercach i równie miłym towarzystwie ...


... za chwilę przyjedzie drugi syn na urlop ... odwiedziłam dom rodzinny cały w kwiatach ... rodziców na cmentarzu ...



To był dobry czas.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, Waszą uwagę, wszystkiego dobrego, pa!





czwartek, 25 czerwca 2015

I śmieszno, i straszno ...

Jesteście? czytacie? to znaczy,że post opublikował się w zadanym mu czasie; Rychło w czas odkryłam taka możliwość, prawda?

Za kołnierz nie wylewał.
Nie raz, nie dwa niosły się w dal wrzaski karczemnej awantury, kiedy przywracał w domu porządek, będąc "pod wpływem". Przekleństwa ciężkiego kalibru latały w tę i we w tę, zupełnie nieskrępowane, że usłyszą je niepowołane uszy, a jedno nie było dłużne drugiemu.
Czasami pojawiał się w obejściu radiowóz interwencyjny.
Jednego razu wpadł rozjuszony do domu, przestraszona kobieta zamknęła się w pokoju od wewnątrz i wezwała policję. W pijackim amoku, pełen łzawych pretensji na niesprawiedliwości tego świata, i że on wszystkim jeszcze pokaże, wziął do ręki sznur, zadzierzgnął pętlę na szyi, zarzucił na żyrandol w dużym pokoju ... wieszać się będzie!
Przyjechała policja, ale głównego sprawcy całego zajścia już nie było ... przez otwarte okno umknął na pobliskie pola ... z dyndającym na plecach żyrandolem, który nie wytrzymał jego ciężaru.
A jakby wytrzymał?


Pozdrowienia ślę, pa!



poniedziałek, 22 czerwca 2015

Trochę tu, trochę tam ...

No tak!
Tyle się napisałam i zniknął mi cały post. Zobaczymy, co uda mi się odtworzyć z pamięci.


Gdybym miała taki suwaczek, z początkiem skali na "Tu" i końcem na "Tam", to zdecydowanie znacznik znajdowałby się teraz w okolicach "Tam", i to całkiem wysoko. "Tam", to znaczy na Pogórzu spędzam teraz bardzo dużo czasu. Właściwie to nie potrafiłabym dokładnie powiedzieć, co robię ... zwykłe czynności gospodarskie, pomoc przy wirowaniu miodu, o! nawet Miśkę ostrzygłam, a Amik czeka na swój czas, leniuchuję też czasami z książką w ręku, przy deszczowym dniu.
Bo przyszła najpierwsza wiosenna burza, z grzmotami i piorunami, gwałtownym deszczem, mimo, że to już czerwiec i lato się zaczęło ...


Opadowe wody z lekka narobiły szkód, pobocza nowego asfaltu wymyły z kamyczków, i to na samej górze ... ciekawe, jak to będzie, kiedy woda nabierze rozpędu na tej stromiźnie ... pewnie wyskoczy z koryta na zakręcie:-)
Bardzo pomysłowo mają zrobione na Pogórzu Ciężkowickim, tam zaobserwowaliśmy w rowach zabetonowane na sztorc kamienie, jak grzbiet dinozaura ...


One to spowalniają gwałtowny spływ wód, czy to na wiosnę z roztopów, czy z deszczu ... Nasza nowiuśka droga aż lśni, gładziutka, błyszcząca, prowokuje do nadmiernej prędkości, co już zauważyliśmy ...


Ale narzekam, ale narzekam ... tak mi tu nie pasuje ten asfalt, zaburzył zastaną tu naturalność sprzed wielu laty ... bo przedtem zjeżdżało się w zielonym tunelu, z gałęzi drzew i krzaków, na dole czekało niewiadome ... kamienista droga doskonale spełniała swoja odwieczna rolę ... chyba niereformowalna jakaś jestem ...
To teraz dla odmiany miodek na mą zbolałą duszę, i to ten naturalny ...



Obfita strugą popłynęła teraz słodycz dla odmiany ciemna, gęsta, trudna do odwirowania ... to miód spadziowy, której pełno teraz w naszych lasach ... zaczynają kwitnąć lipy, więc maja pszczoły miejsce dokąd znosić pożytek.
I dla odmiany inny miodek.
Przemiła wyprawa w niedalekie pagórki, ale tak piękne, że mam wrażenie, iż na nowo odkrywam Pogórze ...







Jeszcze zajrzeliśmy do Rybotycz, na Skałę Machunika. Nie odważyłam się przekroczyć Wiaru po przerzuconych ogromnych balach, a więc buty w rękę i po oślizłych kamieniach na drugi brzeg.
Nie znalazłam tu tych samych widoków sprzed laty ...



Teraz straszy ogromne osuwisko, uroczy wodospadzik gdzieś zniknął, przywalony zwałami skał i ziemi, aż strach tamtędy chodzić ... czoło fliszu karpackiego zjechało, podmyte wezbranymi wodami Wiaru, a ziemia pokazała swoje wnętrze ...



Są i pozytywne strony tego zjawiska, bo właśnie stąd przyuważyłam w zbiorach p. Szybiaka znalezione ciekawe okazy odcisków czy skamielin. Mój kamień, co prawda, chyba nie pochodzi ze Skały Machunika, ale też wypatrzyłam na nim ciekawy odcisk, a może mi się tylko zdaje?


Przeniesiony ogródek ziołowy z kamiennego tarasu ma się całkiem dobrze, doszedł jeszcze krzak arcydzięgla, przeniosłam też tutaj kilka szałwii łąkowych od sąsiada ... staram się nie ingerować zbytnio w zastaną roślinność, raczej coś w typie wiejskiego ogródka, na przykład maciejka, maki, floksy:-)


Aha, pomna rad Utygan, skrapiam obficie rośliny na grządkach, a zwłaszcza ogórki, pomidory czy ziemniaki, drożdżami rozpuszczonymi w wodzie z dodatkiem gnojówki z pokrzyw ... jak dotąd, wszystkie rośliny zachowują się znakomicie, nie poddają się grzybowym zarazom, i oby tak dalej, bez potrzeby chemicznych oprysków.
Ależ ja przeskakuję z tematu na temat, ale chciałabym się podzielić z Wami swoimi przemyśleniami.
Mamy znajomego starszego pana, którego poznaliśmy właśnie tu, na Pogórzu, kiedy mąż coś mu pomógł przy samochodzie. Spotykamy się co niedziela na kalwaryjskim wzgórzu, wymieniamy uprzejmości, wieści z okolicy ... jemu w zeszłym roku odszedł pies "za tęczowy most", wierny wieloletni przyjaciel. Bardzo to przeżył, widać było jego smutek. Ale nad Wiarem zawsze znajdzie się jakiś biedny porzucony psiak po letnich urlopowiczach ... przygarnął młodego wilczka, zabiedzonego do granic wytrzymałości, z okropną biegunką, nie wiadomo, jak traktowany, nieufny, z zębami skakał do wszystkich ... teraz pies się uspokoił, został wyleczony, i człowiek ma następnego przyjaciela, a pies znalazł dom. Starszy pan przyznał, że kiedyś namiętnie jeździł na polowania, chadzał po lasach, strzelał i zabijał ... A teraz? - zapytał go mąż. - Nie, nie - zaprotestował - żal mi tych zwierzątek, nawet dzika mi żal, i żal mi tych zwierząt, które zabiłem w przeszłości.
Czy to możliwe? że po latach budzi się w ludziach sumienie?


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione ciepłe słowo, dobrego lata życzę, pa!





piątek, 12 czerwca 2015

Warszawski świt i ...jest takie miejsce ...

Mała zmyłka!
Wcale nie byłam w Warszawie, to bardzo daleko od nas ... stamtąd to dopiero nie zobaczy się Kopystańki:-)
Warszawski świt to doskonała nalewka na soku z truskawek, o świeżym smaku, o wiele lepsza niż z nastawianych całych owoców ... po pewnym czasie z lekka ścina się w galaretkę, ale to jej urok.


Teraz czas przetworów z truskawek. Ja wykorzystuję sok, który powstaje w trakcie ogrzewania owoców, odlewam, a resztę smażę dalej . W oryginalnym przepisie każą dawać świeży, odciśnięty, zaręczam, że ten jest równie dobry i pachnący, prawie jak z sokownika. Korzystam z przepisu z książeczki: "Nalewki, likiery i wina domowe" M. Caprari, wiele przetestowałam, a dziś przypomniał mi się ten, przy okazji robienia dżemu truskawkowego. Czasami daruję sobie te rumy i brandy, jak nie posiadam, jednak spirytus musi być:-), smak świeżej truskawki pozostaje ...
A więc zapodaję przepis:    WARSZAWSKI ŚWIT

1 litr soku z truskawek
1 kg cukru
1 litr spirytusu
1/2 litra wody
1/2 szklanki rumu
1/2 szklanki brandy

W rondelku zagotować wodę z cukrem, lekko ostudzić, dodać sok i pozostałe ingrediencje, zamieszać, przelać do szklanego słoja lub gąsiorka, odstawić na 3 tygodnie. Potem zlać ostrożnie znad osadu nalewkę, resztę przefiltrować przez bibułę, płótno czy filtr od kawy, i odstawić znowu na podobny czas, a potem już się tylko rozkoszować smakowitym trunkiem, po naparsteczku

A teraz mała odskocznia!
Zanurzamy się w zielonym tunelu, jaki tworzą gałęzie, zwieszające się nad drogą, by po krótkiej chwili znaleźć się u stóp najpiękniejszej góry Pogórza, jak twierdzą miłośnicy tego terenu.
Wpadłam tam tak sobie, przy okazji karmienia kota ... bo w tym roku obiecałam sobie, że wreszcie uda mi się zobaczyć złotogłowe lilie w fazie pełnego rozkwitu.
I tak, jedne kwitną, inne jeszcze mają zamknięte pąki, a tuż obok wiele rozmaitych ciekawostek przyrodniczych.
Będzie dużo zdjęć, wielu roślin nie potrafię nazwać, ale cóż to szkodzi ...



















I jeszcze rarytasik, który przesłali mi Stefan z Anią, moi blogowi znajomi.
Obuwiki roztoczańskie, z Puszczy Solskiej ... podziwiajcie ... niesamowite, jak przybysze z obcej planety ...



Moje storczyki też zostały "zdiagnozowane":-)


... to storczyk męski nakrapiany ... no ba! dumna jestem, że rośnie pod moją chatką ...
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, dobrego życzę, pa!