niedziela, 11 grudnia 2011

W gościnie u zbójnika Dobosza ...

Ostatnim razem, jak byliśmy na Zakarpaciu, mijaliśmy bazar, w miasteczku Dolina, spory kawałek za Stryjem. Wyobrażaliśmy sobie, ze przyjeżdżają tam Huculi z gór, przywożą swoje wyroby z drewna, sery, praski do serów, drewniane beczułki .... i pojechaliśmy ...


Taki cudny świt powitał nas za Borysławiem, cerkiewka na wzgórzu malująca się na tle nieba ...


... coraz jaśniej, coraz jaśniej ...
Po drodze wypiliśmy w przydrożnej kolibie najpyszniejszą kawę pod słońcem, parzoną w tygielkach, w gorącym piasku ...
Dojechaliśmy do Doliny, w oddali rysowały się potężne góry, to Gorgany ...


Przeczesaliśmy plac wzdłuż i wszerz, utonęliśmy w błocie ... i nic; z rzeczy, które wpadły nam w oko, to ichnie wyszywane koszule, rucznyki, serwety, bo stragany z odzieżą czy butami ominęliśmy szybciutko. Rzeczywistość rozminęła się zupełnie z naszymi wyobrażeniami.
Znaleźliśmy jednego faceta z małą beczułką, ale to pośrednik, zupełnie zastrzelił nas ceną.
Zawróciliśmy, po drodze, na ogromnej górze przyuważyliśmy zespół klasztorny, to greko-katolicka Jasna Góra w Hoszowie ...


... klasztor, kościół, wszystko bardzo starannie wykończone ...


... naszą uwagę zwróciła ambona w kształcie łodzi, rybacy ciągną siecią ryby ...


...w ołtarzu obraz Matki Boskiej, będący kopią ikony częstochowskiej ... Pani Halicka patrzy na pielgrzymów z Bukowiny i Pokucia, Zakarpacia i Pogórza, tysiące ludzi pielgrzymuje do obrazu łaskami słynącego, prowadzą do niego z obu stron schodki, można dotknąć, oprzeć czoło, być blisko ...


... po prawej stronie zadaszona, drewniana ściana i mnóstwo konfesjonałów, na wolnym powietrzu spowiadają ojcowie pielgrzymów w czasie wielkiego odpustu ...


Ze świętej góry widoki na pobliskie Beskidy Skolskie, tam pojedziemy ...
Z głównej drogi zjeżdżamy do wsi Bubniszcze, tutaj brama Parku Narodowego Beskidów Skolskich, od niej w odległości 4 km leżą skały Dobosza ...
Każde góry mają swojego zbójnika, który odbierał bogatym, a dawał biednym ...
W Karpatach grasował Oleksy Dobosz, ze swoją bandą napadał w latach 1739-1745 dwory, wsie i miasteczka na Pokuciu, legenda mówi, że wyprawił się na Węgry, na Złotą Banię książąt Batorych, zapuszczał się aż pod Stryj.
Zagrabione bogactwa rozdawał biednym, a resztę chował w komorach, jaskiniach w różnych górach, gdyby tak przebywał wszędzie, gdzie są skały Dobosza, pewnie krótkiego życia by mu nie starczyło ...
Nie tykały go kule, bardki, wymykał się z obław, do zguby doprowadziła go kobieta, Ksenia, uwiedziona żona Hucuła, pięknie opisuje to wszystko Stanisław Vincenz w swoim dziele "Na wysokiej połoninie", nie da się tego przełknąć ot! tak sobie gładziutko, trzeba czytać wolno, smakować, słowo za słowem ... odstawia się i wraca z powrotem ...


W górach napadało śniegu, cięzko miał pod górę nawet nasz "czołg" ...


... wiało przeraźliwie, zamieć śnieżna, a w oddali majaczyły pierwsze skały ...
Właśnie tutaj zaczyna się 40 km grzbiet z piaskowcowymi wychodniami skalnymi, tworzącymi bajkowe krajobrazy, nie jest wysoki, około 700 m ...rozciąga się od Bolechowa do Urycza pod Borysławiem ...


... a z drugiej strony niespodzianka: wykute w skałach pomieszczenia ...
Wg legend i badań archeologicznych w tym miejscu był kiedyś gród, a może monastyr, po mieszkańcach zostały przestronne komory ...potem przebywał tu Dobosz ze swoimi kamratami ...


Nie wiem, może sprawił to straszliwie zimny wiatr, ale po ukryciu się w komorze czułam ciepło, może skały oddawały letnie nagrzanie promieniami słonecznymi, a z kolei latem panuje tu przyjemny chłodek ...


Ściany pokryte są napisami, starymi i całkiem nowymi, polskimi, ukraińskimi i rosyjskimi ...


Zobaczcie kto tu był? Czesław Mozil ...


Na ścianach ślady mozolnego rycia skały, puk! puk! rylcem, całe lata to musiało trwać ...


Tajemne przejścia ...


Schodki wyprowadzają wysoko, jest pioruńsko ślisko, schodzi się z nich tyłem ...
Skały wyglądają imponująco, przejście całej trasy trochę zajmuje, a dzień króciutki ...


Skały w Bubniszczy otrzymały nazwę "Karpacki Sfinks" ...


Wiało niesamowicie, wiatr wciskał oddech i głos z powrotem do płuc ...


... a co niektórzy próbowali polecieć z wiatrem.
Miejsce piękne, z wiosną, jak tylko rozwiną się listki, wrócimy tu, bo nie obejrzeliśmy wszystkiego, można tu biwakować, niedaleko są koliby, serwujące lokalne posiłki ...


... na hucułku można pojeździć, chyba to hucuł, bo taki mały, w worku chyba  ma owies przytroczony u siodła, a ogon zawiązany w artystyczny węzeł ...
Zapytaliśmy człowieka na bramie Parku, czy dojedziemy tą drogą do głównej, ze Stryja na Mukaczewo, roześmiał się i powiedział, że tylko "pieszkom", trzeba objeżdżać spory kawał ...
a następnym punktem naszej podróży będzie właśnie Urycz, ale to już temat na następną opowieść.


Przydrożna tablica, informująca, że zaczyna się tu Skoliwski rejon, niby nic, spodobał mi się tylko ten Hucuł grający na trembicie, pies u jego stóp i góry ...
Jeszcze kilka "skalnych" zdjęć ...







I kilka dzisiejszych, pogórzańskich ...






Pozdrawiam wszystkich serdecznie, dziękuję za odwiedziny i wspaniałego tygodnia życzę, pa.
A w wolnych chwilach zajrzę na Wasze strony, bo porobiły mi się spore zaległości.


poniedziałek, 5 grudnia 2011

Odbijamy sobie ... a słońce zachodziło na wiatr ...

... poprzedni, króciutki pobyt na Pogórzu, w czwartek wyjazd, a przed nami cały piątek i sobota, pogoda dopisuje. Zabraliśmy zwierzaki, trochę jedzenia i w drogę ...


... chatka czekała, w środku zimniej niż na zewnątrz, ale szybko piec ogrzał zimnicę, wiatr strącił Światowidowi kosmatą czapę i poza tym wszystko po staremu ...


Poranek cudny, prawie żadnej chmurki na niebie, słońce wschodzi gdzieś daleko, tak, że oświetla świat prawie od południa, trzeba było odrobinę tych ulotnych chwil uchwycić ...



Drewno spod dachu wywiezione już w całości, trzeba tylko wymieść kilogramy pestek śliwkowych, które myszy schowały sobie pod dachem zeszłej jesieni, wszystkie z otworkiem w skorupce i wyjedzonym środkiem ...


Ponieważ przedtem składane było drzewo na ziemi, krety nornice ryły kopce i warstwa polan była zagrzebana w ziemi, mokra; za małym pomieszczeniem gospodarczym został wylany beton ponad poziom ziemi, w to klap! klap! moje ulubione kamienie i zrobiło się całkiem miło pod dachem, do tego drągi podtrzymujące i można z powrotem napełniać drzewem ...


Pod koniec dnia wyglądało to tak, a czuło się w krzyżu, bo schylony był mocno ...


Mąż pracował w sadzie, przycinał podsuszone korony starych śliw, które zacieniały grządkę, zostawione młode odrosty, które całkiem przyzwoicie owocują ...


... a dwie "bułeczki" cały czas w zabawie, na powietrzu, pod wieczór towarzystwo padło jak muchy.
Wszystkie drobne gałęzie zostały spalone, przy okazji wycięte samosiejki wierzbowe z dolinki ...


Pachniało dymem, świeciło słońce, wiał zachodni wiatr i było bardzo przyjemnie, choć chłodno. Pod wieczór zjechaliśmy w dolinę, kaszanki poszukiwaliśmy ...
Ponieważ w Arłamowie jest czyniona wielka inwestycja, która ma być oddana na początku roku, jest zatrudnionych mnóstwo ludzi, mieszkają u okolicznych gospodarzy, sklepy wiejskie przeżywają swój "złoty" czas, ale i wszystko jest wykupywane w pień, a kaszankę znaleźliśmy w Rybotyczach ...


Przy okazji przyuważyliśmy, że Wiar również został zaanektowany przez bobry, pracują ostro zębami tuż przy samej drodze, nie przeszkadzają im przejeżdżające samochody ...


... a zachodzące słońce oświetlało już tylko wierzchołki wzniesień, za tym lasem po prawej jest nasza chatka ...


Na niebie zachodzące słońce dało takie przedstawienie, że zrobiłam chyba milion zdjęć, oczywiście podobne do siebie, a mnie wydawało się, że każde następne wspanialsze, jedyne ...





Im bardziej słońce chowało się za góry, tym bardziej świat różowiał, chmury podświetlone od spodu, jak fale morskie pokryte pianą, tak chyba musiał wyglądać świat, kiedy rodził się u zarania dziejów ...
W nocy zaczęło wiać, wiatr wezbrał nagle, walił w dach chatki aż dudniło, a ona sama trzeszczała, nad ranem znowu ucichło ...


A o sobotnim świcie sarenki wyszły na łąkę za potokiem, lornetka w pogotowiu, cały ranek obserwowaliśmy je, z sosnowego zagajnika wyszły dwa lisy ...


Dzień znowu ciepły, słoneczny.
Wzięłam się za impregnowanie dachu nad wędzarnią i piecem, deski suchutkie przyjmowały ten preparat prawie z sykiem, chłonęły pod pędzlem i za chwilę były suche ...


A drogą przejeżdżał jeździec na koniu, to sąsiad ...


... i jego kobyłka, Andzia ją nazywa, jest źrebna. Ponieważ nie pracuje teraz, brakuje jej ruchu, jest wyprowadzana na przejażdżki, tu była w potoku, trochę mokra z wody, a może i ze zmęczenia, pasie się jeszcze cały dzień na łące za drogą.


Ściana pod dachem wędzarni też została założona buczynowym drewnem, porąbanym trochę drobniej, bo to do kuchni, żeby szybciej doschło i łatwo paliło się, na szybkie zagrzanie chatki. Patrzyliśmy na stan wody w studni, utrzymują się dwa betony, na nasze małe potrzeby gospodarcze wystarczająco ...


Zioła na kamiennym tarasie zostały przykryte jodłowymi gałęziami, ale po dzisiejszych wichurach chyba zostaną rozniesione po podwórzu, następnym razem przycisnę je drągami ...
W nocy znowu wietrzysko, o dach zaczął bębnić deszcz, uspokoiło się do rana ...
Znowu wyszły sarenki na popas, po chwili patrzę, uciekają przed czymś w popłochu, o ludzie! oczom nie wierzę! stado dzików z lasku wybiegło, lornetka w dłoń ...


... z tego lasku na prawo, grzbietem łąki, naliczyłam 12 sztuk, przewodnik największy, zatrzymały się u skraju zagajnika na lewo, potem zniknęły ... po chwili patrzę, wybiegają z niego i galopują w dół, w zdumieniu nie zdążyłam nawet zrobić zdjęć, zresztą działo się to tak szybko, że nie zdążyłabym wybiec z chaty ... a wszystko jak na dłoni, na tej posiwiałej łące, a jak będzie śnieg, to jeszcze lepiej będzie widać ...


Kiedyś, w lutym udało nam się dojrzeć stado jeleni ze wspaniałymi porożami, szły, rozciągnięte przez całą łąkę, niektóre zczepiały się rogami i krążyły wkoło w jakiejś walce, sporą chwilę za nimi podążali zbieracze rogów, tutaj zdjęcie stare,  jeszcze widoki przysłaniają gałęzie ...
Z góry kalwaryjskiej zrobiłam trochę zdjęć strony ukraińskiej, nie mogłam napatrzeć się na te potężne łańcuchy, nakładające się i jaśniejące, dalej i dalej ...





To Góry Sanocko-Turczańskie, a jeszcze dalej Beskidy Skolskie ... ciągnie nas ...
Chciałabym jeszcze pokazać Wam moje 3 talerze fajansowe, zostały u mnie, podarowane przez koleżankę, która z kolei przyniosła je od swojej mamy. Służyły za wystrój wiejskiego wesela, które urządzaliśmy kiedyś innej koleżance w którąśtam rocznicę ślubu, wiejskie stroje, naczynia, jadło, konopne warkocze i wianki na głowach, to była świetna impreza ...



Takie talerze były kiedyś w każdym domu, nie wszystkie się ostały, albo wcale, nie używam ich, tylko patrzę na nie od czasu do czasu ...


... Zakłady Fajansu Włocławek im. Rewolucji 1905 r., wzory z przedwojennych zakładów braci Cohn, Czamańskiego i Teichwelda, po wojnie upaństwowione, ot! taka "fajansowa" pamiątka ...
A ponieważ jutro jest 6 grudnia, życzę wszystkim, grzecznym i niegrzecznym, odwiedzin tego osobnika ...


To ubranko na miotłę, która spełnia u nas rolę raczej ozdobną, szkoda Mikołajka do kurzu ...
Pozdrawiam serdecznie wszystkich, udanego tygodnia życzę, pogody ducha i uśmiechajmy się jak najczęściej, pa.
Nie sposób opisać, co teraz dzieje się w przyrodzie, takiego wichru nie było u nas w tym roku ...
I jeszcze kilka pogórzańskich widoczków ...