Znowu sypie ...
Właśnie przed chwilą wróciłam z odśnieżania ścieżek, które przez ostatnie dni zdążyły wytopić się do czystej trawy ... całe mnóstwo ptaków czeka na jakiekolwiek pożywienie ... pomagajmy im przetrwać te ciężkie chwile ... trochę jabłek dla szpaków i kosów, trochę ziarenek czy tłuszczu dla innych pozwoli im przeżyć.
Wczoraj przyjechał mąż z pracy i opowiada, jak to do pobliskiej wsi przyleciał bocian, chodził po podwórku razem z ptactwem domowym ... zadzwonili do p. Fedaczyńskiego od przytuliska dla ptaków chronionych, jak mu pomóc ... zapędzili go do obszernej stodoły i tam dokarmiają, tam przetrwa najgorsze dni ...
A teraz odrobina psiej radości ...
Kupiłam psom do zabawy kości z prasowanych włókien wołowych, tylko na chwilę ... bo Amik wyniósł obie gdzieś do ogrodu i zakopał w śniegu ... wrócił z pyskiem całym w bieli i górką na nosie.
Czuje się już gospodarzem na naszym podwórku, jest czujny, obszczekuje przechodzących, jakieś wybrane samochody i ... uwielbia wylegiwać się na swoim fotelu.
Za chwilkę wyruszam po nową dostawę słonecznika, bo jeszcze mrozy zapowiadają.
Tak szwędam się przedświątecznie po domu ... i wyprałam swoje rękodzielnicze serwetki, firanki ...
... zawsze dodaję do ich krochmalenia sporą garść soli, wtedy przy prasowaniu nie przywierają do żelazka.
Pozdrawiam Was serdecznie, dużo słońca w sercach życzę, mimo przygnębiających prognoz pogodowych, dziękuję za odwiedziny, pa!
piątek, 22 marca 2013
niedziela, 17 marca 2013
Śniegowa pustynia ...
Piątkowy telefon odwołał pogórzańską wędrówkę.
I chyba dobrze się stało, bo nie dalibyśmy rady w tych zaspach i sypkim śniegu.
Gar bigosu został rozparcelowany, chlebki takoż ... i po kłopocie.
Do naszej wioseczki na górze nie dotarła dostawa chleba, a na dole nie jeździły żadne busy ani autobusy, wszystko zagrzebane w śniegu ...
Ale my wczoraj nie wytrzymaliśmy w domu, jedziemy do chatki, może przez noc ruszyły jakieś pługi ... najwyżej wrócimy z powrotem.
Zabraliśmy ze sobą psy, Amik przyzwyczajał się do "czołgu", po kilku niespokojnych chwilach ułożył się na siedzeniu z Miśką i już spokojnie pojechaliśmy.
Najgorszy był ten wiatr na pustych przestrzeniach, nanosił na drogę potężne zaspy ... jechaliśmy od doliny Wiaru, bo koło naszej, widokowej kapliczki na górze zawsze zawiane.
Od dołu też nie lepiej, braliśmy podjazd chyba na sześć razy, zanim pokonaliśmy naniesiony śnieg, a ja już myślałam, że będziemy wracać.
Na samej górze lepiej, nawet droga do nas odgarnięta ... no niestety, nie cała ... w połowie spotkaliśmy takie coś ...
... ani nawet nie ma gdzie zawrócić, a za tym ponadmetrowe zaspy do chatki.
Zabraliśmy plecaki, psy i w drogę, chociaż to już bardzo blisko ... Amik większy i skoczny poradził sobie szybciutko, a Miśka jak zagrzebała się w zaspę, to musiałam ją wyciągać ze śniegu, bo wyglądała zupełnie jak nakręcana żabka, którą można kupić na odpuście ...
Największa niespodzianka czekała nas pod chatką, wiatr usypał śnieg bardzo malowniczo na samym wejściu, ani dostać się jak do domu, ani wyjąć szuflę do odśnieżania ...
... a pieniek do rąbania drzewa trzeba było dopiero wymacać w śniegu, gdzie jest ...
Ale wszystko wynagradzało piękne słońce, za tymi zaspami było wręcz ciepło, mimo dokuczliwego wiatru.
Przez ten wiatr ciężko było nagrzać wnętrze chatki, albo była za dużo wychłodzona ... po gonitwie w śniegu trzeba było oskrobać psy z lodowych kulek i jakoś ogrzać ... niezawodne, jak zwykle, okazały się pledziki; najpierw były dreszcze, a potem już długi sen.
Amik od razu znalazł sobie miejsce na bambetlu, wszystkie psy tam chętnie śpią.
Dzisiejszy poranek bardzo mroźny, wschodzące słońce oświetlało najpierw zapotokową łąkę ...
Nic, pusto, nawet lisów nie widać ... ciągnie się tylko długi ślad po nocnej wędrówce łań ...
... a z drugiej strony zagajnika utworzył się spory nawis śnieżny, bez mała jak na Rawce ...
Wiatr wyrzeźbił w śniegu malownicze zmarszczki, zupełnie jak na piaskach pustyni ...
... i postrącał leszczynowe "robaczki".
Na razie nigdzie nie ma dojścia, tylko tunele wykopane dookoła chatki, jak przyjdzie odwilż, to śnieg trochę siądzie i będzie znośniej.
Świat dookoła wygląda przepięknie, nieskazitelna biel, ptactwo chmarą obsiadło karmnik, szpaki już grzebią na wywianych ze śniegu i wytopionych miejscach ... ukośnie, zza okna zrobiłam zdjęcie ptakowi, który zadomowił się w niszy pod piecem chlebowym i już prawie objadł wianek z owoców ... duży, nakrapiany, taki drozdowaty ...
A dziś, na powrocie do domu, przeżyłam lekki szok ... w Przemyślu, ulicą Batorego wędrował najprawdziwszy bocian ... poboczem płynęła strumykiem woda, brodził w niej, jak po łące, coś szukał ...
Myślę, że to jeszcze nie zwiastun wiosny ... zupełnie niedaleko znajduje się przytułek dla zwierząt chronionych i pewnie skrzydlatemu udało się zwiać stamtąd, może poczuł wiosnę, bo w słońcu było zupełnie ciepło.
W domu przeżyłam drugi szok ... Amik leżał na fotelu, a Gucio przemaszerował mu przed nosem do kuchni, i z powrotem, potem do łazienki, powąchały się zwierzaki zza szafki ...dosłownie zamurowało mnie, bo myślałam, że nigdy do tego nie dojdzie ...
Czekamy dalej na wiosnę, karmimy ptaki, przebiśniegi śpią sobie pod puchową pierzynką ... e tam! przecież przyjdzie w końcu ...
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowa ... jakoś mi tak dobrze dzisiaj, czego i Wam życzę, pa!
I chyba dobrze się stało, bo nie dalibyśmy rady w tych zaspach i sypkim śniegu.
Gar bigosu został rozparcelowany, chlebki takoż ... i po kłopocie.
Do naszej wioseczki na górze nie dotarła dostawa chleba, a na dole nie jeździły żadne busy ani autobusy, wszystko zagrzebane w śniegu ...
Ale my wczoraj nie wytrzymaliśmy w domu, jedziemy do chatki, może przez noc ruszyły jakieś pługi ... najwyżej wrócimy z powrotem.
Zabraliśmy ze sobą psy, Amik przyzwyczajał się do "czołgu", po kilku niespokojnych chwilach ułożył się na siedzeniu z Miśką i już spokojnie pojechaliśmy.
Najgorszy był ten wiatr na pustych przestrzeniach, nanosił na drogę potężne zaspy ... jechaliśmy od doliny Wiaru, bo koło naszej, widokowej kapliczki na górze zawsze zawiane.
Od dołu też nie lepiej, braliśmy podjazd chyba na sześć razy, zanim pokonaliśmy naniesiony śnieg, a ja już myślałam, że będziemy wracać.
Na samej górze lepiej, nawet droga do nas odgarnięta ... no niestety, nie cała ... w połowie spotkaliśmy takie coś ...
... ani nawet nie ma gdzie zawrócić, a za tym ponadmetrowe zaspy do chatki.
Zabraliśmy plecaki, psy i w drogę, chociaż to już bardzo blisko ... Amik większy i skoczny poradził sobie szybciutko, a Miśka jak zagrzebała się w zaspę, to musiałam ją wyciągać ze śniegu, bo wyglądała zupełnie jak nakręcana żabka, którą można kupić na odpuście ...
Największa niespodzianka czekała nas pod chatką, wiatr usypał śnieg bardzo malowniczo na samym wejściu, ani dostać się jak do domu, ani wyjąć szuflę do odśnieżania ...
... a pieniek do rąbania drzewa trzeba było dopiero wymacać w śniegu, gdzie jest ...
Ale wszystko wynagradzało piękne słońce, za tymi zaspami było wręcz ciepło, mimo dokuczliwego wiatru.
Przez ten wiatr ciężko było nagrzać wnętrze chatki, albo była za dużo wychłodzona ... po gonitwie w śniegu trzeba było oskrobać psy z lodowych kulek i jakoś ogrzać ... niezawodne, jak zwykle, okazały się pledziki; najpierw były dreszcze, a potem już długi sen.
Amik od razu znalazł sobie miejsce na bambetlu, wszystkie psy tam chętnie śpią.
Dzisiejszy poranek bardzo mroźny, wschodzące słońce oświetlało najpierw zapotokową łąkę ...
Nic, pusto, nawet lisów nie widać ... ciągnie się tylko długi ślad po nocnej wędrówce łań ...
... a z drugiej strony zagajnika utworzył się spory nawis śnieżny, bez mała jak na Rawce ...
Wiatr wyrzeźbił w śniegu malownicze zmarszczki, zupełnie jak na piaskach pustyni ...
... i postrącał leszczynowe "robaczki".
Na razie nigdzie nie ma dojścia, tylko tunele wykopane dookoła chatki, jak przyjdzie odwilż, to śnieg trochę siądzie i będzie znośniej.
Świat dookoła wygląda przepięknie, nieskazitelna biel, ptactwo chmarą obsiadło karmnik, szpaki już grzebią na wywianych ze śniegu i wytopionych miejscach ... ukośnie, zza okna zrobiłam zdjęcie ptakowi, który zadomowił się w niszy pod piecem chlebowym i już prawie objadł wianek z owoców ... duży, nakrapiany, taki drozdowaty ...
A dziś, na powrocie do domu, przeżyłam lekki szok ... w Przemyślu, ulicą Batorego wędrował najprawdziwszy bocian ... poboczem płynęła strumykiem woda, brodził w niej, jak po łące, coś szukał ...
Myślę, że to jeszcze nie zwiastun wiosny ... zupełnie niedaleko znajduje się przytułek dla zwierząt chronionych i pewnie skrzydlatemu udało się zwiać stamtąd, może poczuł wiosnę, bo w słońcu było zupełnie ciepło.
W domu przeżyłam drugi szok ... Amik leżał na fotelu, a Gucio przemaszerował mu przed nosem do kuchni, i z powrotem, potem do łazienki, powąchały się zwierzaki zza szafki ...dosłownie zamurowało mnie, bo myślałam, że nigdy do tego nie dojdzie ...
Czekamy dalej na wiosnę, karmimy ptaki, przebiśniegi śpią sobie pod puchową pierzynką ... e tam! przecież przyjdzie w końcu ...
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowa ... jakoś mi tak dobrze dzisiaj, czego i Wam życzę, pa!
piątek, 15 marca 2013
A było się tak chwalić?
... że u nas od dawna nie ma śniegu ... że zima nas oszczędziła ... a ciepło, że polarek zdejmować ...
No i masz! jak nas dopadło, to pewnie zasypie ze szczętem.
Co trochę poodgarniam szlaki komunikacyjne, za godzinę śladu nie ma; popędziłam męża szybciutko do sklepu po jabłka, bo kosy nie mają co jeść, wszystkie owoce dławisza objedzone ... trochę im pokroiłam jabłek, trochę nadziałam na gałązki, podrzuciłam owoców z kompotu; odsypuję placyk na ziarno, dosypuję do karmnika, a syn dostał delegację do miasta ... ziaren słonecznika dokupić.
A śnieg wali z nieba na potęgę, wiatr miecie z dachu, że świata nie widać ... no jasne, jak takie zaspy porobiło na górze ...
... i na dole ...
Moje "cygańskie" pranie powisi chyba do wiosny, wyświeży się na powietrzu za wszystkie czasy ...
A dlaczego "cygańskie"?
Bo w rumuńskich czy słowackich osadach cygańskich królują sznury prania, na płocie, gdzie się da.
Jak wróciliśmy z któregoś wyjazdu wakacyjnego, okazało się, że suszarka podwórzowa połamana, nie ma na czym wieszać szmatek.
No to dorwałam jakiś zwój sznurka, rozciągnęłam między drzewami w ogrodzie, tak na chwilę, dopóki nie kupi się nowej suszarki ... mąż wrócił z pracy, spojrzał przez okno na ogród ozdobiony kolorowym praniem i mówi: O, matko! jak u Cyganów!
Nowa suszarka stoi już pod ścianą i czeka na zamontowanie, a linki między drzewami mają się nadal bardzo dobrze, i pewnie jeszcze potrwa to jakiś czas ... i nikomu nie przeszkadza, że "jak u Cyganów" ... przyzwyczailiśmy się do tej ozdoby ogrodowej, a prowizorki, jak wiadomo, mają się zawsze najlepiej.
Moje "kaszaloty" niechętnie idą w głęboki śnieg, śmigają radośnie po odśnieżonych ścieżkach, wesoło powarkując w zabawie, Miśki to już ze śniegu nie byłoby widać ...
Nawet Gucio chodzi górą po płocie, a zaspy pokonuje na szybko, skokami ... wczoraj Amik znowu go pogonił, ale nie było obrażania, kot za chwilkę zszedł do mnie z drzewa i zaniosłam go na poddasze.
Usiłuję ich zapoznać ze sobą, pozwalam obwąchać się, Gutek już nie panikuje, przyjdzie kiedyś ta chwila, że spotkają się nos w nos, i albo kot postawi się i Amik przestanie go gonić, albo już tak będzie do końca życia.
Jutro mamy iść na wędrówkę pogórzańską, śnieg sięga kolan, mimo, że sypki, stawia opór nogom, pewnie się zmęczymy mocno ... gar bigosu stoi już przygotowany, jeszcze tylko upiekę chleb.
Słuchajcie pogórzańskich wiadomości, bo może jakaś grupa turystów zabłaka się w masywach leśnych, albo nielegalnie przekroczy granicę z Ukrainą ... żartuję ...
Pozdrawiam Was serdecznie z zasypanego i ciągle zasypywanego Podkarpacia, dziękuję za odwiedziny, pa!
A było się tak chwalić???
No i masz! jak nas dopadło, to pewnie zasypie ze szczętem.
Co trochę poodgarniam szlaki komunikacyjne, za godzinę śladu nie ma; popędziłam męża szybciutko do sklepu po jabłka, bo kosy nie mają co jeść, wszystkie owoce dławisza objedzone ... trochę im pokroiłam jabłek, trochę nadziałam na gałązki, podrzuciłam owoców z kompotu; odsypuję placyk na ziarno, dosypuję do karmnika, a syn dostał delegację do miasta ... ziaren słonecznika dokupić.
A śnieg wali z nieba na potęgę, wiatr miecie z dachu, że świata nie widać ... no jasne, jak takie zaspy porobiło na górze ...
... i na dole ...
Moje "cygańskie" pranie powisi chyba do wiosny, wyświeży się na powietrzu za wszystkie czasy ...
A dlaczego "cygańskie"?
Bo w rumuńskich czy słowackich osadach cygańskich królują sznury prania, na płocie, gdzie się da.
Jak wróciliśmy z któregoś wyjazdu wakacyjnego, okazało się, że suszarka podwórzowa połamana, nie ma na czym wieszać szmatek.
No to dorwałam jakiś zwój sznurka, rozciągnęłam między drzewami w ogrodzie, tak na chwilę, dopóki nie kupi się nowej suszarki ... mąż wrócił z pracy, spojrzał przez okno na ogród ozdobiony kolorowym praniem i mówi: O, matko! jak u Cyganów!
Nowa suszarka stoi już pod ścianą i czeka na zamontowanie, a linki między drzewami mają się nadal bardzo dobrze, i pewnie jeszcze potrwa to jakiś czas ... i nikomu nie przeszkadza, że "jak u Cyganów" ... przyzwyczailiśmy się do tej ozdoby ogrodowej, a prowizorki, jak wiadomo, mają się zawsze najlepiej.
Moje "kaszaloty" niechętnie idą w głęboki śnieg, śmigają radośnie po odśnieżonych ścieżkach, wesoło powarkując w zabawie, Miśki to już ze śniegu nie byłoby widać ...
Nawet Gucio chodzi górą po płocie, a zaspy pokonuje na szybko, skokami ... wczoraj Amik znowu go pogonił, ale nie było obrażania, kot za chwilkę zszedł do mnie z drzewa i zaniosłam go na poddasze.
Usiłuję ich zapoznać ze sobą, pozwalam obwąchać się, Gutek już nie panikuje, przyjdzie kiedyś ta chwila, że spotkają się nos w nos, i albo kot postawi się i Amik przestanie go gonić, albo już tak będzie do końca życia.
Jutro mamy iść na wędrówkę pogórzańską, śnieg sięga kolan, mimo, że sypki, stawia opór nogom, pewnie się zmęczymy mocno ... gar bigosu stoi już przygotowany, jeszcze tylko upiekę chleb.
Słuchajcie pogórzańskich wiadomości, bo może jakaś grupa turystów zabłaka się w masywach leśnych, albo nielegalnie przekroczy granicę z Ukrainą ... żartuję ...
Pozdrawiam Was serdecznie z zasypanego i ciągle zasypywanego Podkarpacia, dziękuję za odwiedziny, pa!
A było się tak chwalić???
sobota, 9 marca 2013
Oj! babo, babo ... witamy Bocianowskich ...
Siedzę w domu, razem z futrzastą bandą "Trojga", bo młodzież grasuje gdzieś po Amsterdamie ... kupili taniutkie bilety lotnicze, kolega ustalił trasy turystyczne co do minuty i polecieli ... a mąż w chatce pali w piecu, rysuje swoje kreski i jest wielce zadowolony ...
Miałam wczoraj sporo sprawunków w mieście.
Wychodzę rano do samochodu, o! do licha! pilot coś nie działa, ani się odezwie ... no to kluczykiem ... coś opornie wchodzi do zamka, nie chcę nic rozwalić ...
Więc "telefon do przyjaciela" ... i znowu mąż mówi mi, co mam robić ... to samo, co przedtem ... no nie działa ...trudno, nie pojadę ...usłyszałam tylko w telefonie: Co się mogło stać? przecież jak wyjeżdżałem, było dobrze!
Coś go tknęło: A które masz kluczyki? Te z czerwoną smyczą? ... Z jaką smyczą, przecież nic nie mają!
Okazało się, że chwyciłam kluczyki od babci autka, bo ładowali akumulator, rzucili na półkę i ja je wzięłam.
Oj, babo, babo! - zaśmiewał się ze mnie serdecznie, a ja, zadowolona, pognałam w świat ... na krótko, bo tylko zakupy celowe.
Pod gałęziami zimowego okrycia znalazłam takie bieluśkie cudeńka, jak się ucieszyłam.
U nas, na "dzielni", jak to kiedyś mówili moi synowie, jest słup, a na słupie gniazdo bocianie.
Dwa lata temu pokazywałam tę tablicę powitalną, którą rokrocznie ktoś zawiesza na powitanie państwa Bocianowskich ...
Potem jacyś chuligani niszczą ją, rozbijają ... co komu ona przeszkadza?
A w tym roku jest również ... sympatyczna, zawsze z żabką ...
Czekamy, Genowefo i Edwardzie!
Wokół ciągną się jakieś mokradła, bagniste tereny, bo to starorzecze Sanu ...
... na pierwszym planie srebrzyste bazie ... sama byłam zaskoczona, że już ich tyle.
Leje u nas już trzeci dzień, w nocy coś przymroziło i uczyniło glazurkę ... gałązki brzozy podzwaniają ...
Te ceramiczne rzeczy takie gładkie nie od wody, tylko oblodzone ... kapie, ciapie ... psom nie chce się wychodzić, tylko na chwilkę, Gucio śpi mokry na poddaszu ... a ja gotuję rosół na tę pluchę, pachnie w całym domu, a wrzucam do niego wszystko, co pod ręką, i grzybki też.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny i pozostawione słowa, wspaniałej soboty i niedzieli, pa!
Miałam wczoraj sporo sprawunków w mieście.
Wychodzę rano do samochodu, o! do licha! pilot coś nie działa, ani się odezwie ... no to kluczykiem ... coś opornie wchodzi do zamka, nie chcę nic rozwalić ...
Więc "telefon do przyjaciela" ... i znowu mąż mówi mi, co mam robić ... to samo, co przedtem ... no nie działa ...trudno, nie pojadę ...usłyszałam tylko w telefonie: Co się mogło stać? przecież jak wyjeżdżałem, było dobrze!
Coś go tknęło: A które masz kluczyki? Te z czerwoną smyczą? ... Z jaką smyczą, przecież nic nie mają!
Okazało się, że chwyciłam kluczyki od babci autka, bo ładowali akumulator, rzucili na półkę i ja je wzięłam.
Oj, babo, babo! - zaśmiewał się ze mnie serdecznie, a ja, zadowolona, pognałam w świat ... na krótko, bo tylko zakupy celowe.
Pod gałęziami zimowego okrycia znalazłam takie bieluśkie cudeńka, jak się ucieszyłam.
U nas, na "dzielni", jak to kiedyś mówili moi synowie, jest słup, a na słupie gniazdo bocianie.
Dwa lata temu pokazywałam tę tablicę powitalną, którą rokrocznie ktoś zawiesza na powitanie państwa Bocianowskich ...
Potem jacyś chuligani niszczą ją, rozbijają ... co komu ona przeszkadza?
A w tym roku jest również ... sympatyczna, zawsze z żabką ...
Czekamy, Genowefo i Edwardzie!
Wokół ciągną się jakieś mokradła, bagniste tereny, bo to starorzecze Sanu ...
... na pierwszym planie srebrzyste bazie ... sama byłam zaskoczona, że już ich tyle.
Leje u nas już trzeci dzień, w nocy coś przymroziło i uczyniło glazurkę ... gałązki brzozy podzwaniają ...
Te ceramiczne rzeczy takie gładkie nie od wody, tylko oblodzone ... kapie, ciapie ... psom nie chce się wychodzić, tylko na chwilkę, Gucio śpi mokry na poddaszu ... a ja gotuję rosół na tę pluchę, pachnie w całym domu, a wrzucam do niego wszystko, co pod ręką, i grzybki też.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny i pozostawione słowa, wspaniałej soboty i niedzieli, pa!
czwartek, 7 marca 2013
Nasz "wypłosz" ... trochę o przyjaźni psiej, mało o kociej ......
Kilka ciepłych dni wypędziło nas do ogrodu, w który kąt nie spojrzeć, wszędzie coś do zrobienia.
Snują się pachnące dymy z owocowych gałązek, przerzedzają się sukcesywnie ogrodowe zarośla, tylko te przy ogrodzeniu zostają, bo lubię przebywać w tej zielonej enklawie poza zasięgiem oczu przechodzących.
Przycięliśmy dwie jabłonie, trochę na wyczucie, bo nie znamy się na sztuce sadowniczej ... mnóstwo liści do wygrabienia ... cała pergola do wymotania z pnączy, bo zeszłoroczna zima i mrozy położyła kres mojej chlubie - wisterii, winobluszcz japoński suchy na ścianach domu, a akebia pięciolistkowa zamarła w malowniczych skrętach ... coś odbija od dołu, może odrodzą się za kilka lat.
Futrzaki razem ze mną ...
Z nosami przy ziemi, szurają po liściach, przychodzą co chwilę na pogłaskanie i przytulenie ... Amik nie umie się bawić, rzucam mu piłeczkę, a on wcale jej nie widzi, byle tylko bliżej rąk, podrapania grzywki, za uchem ... chodzi za człowiekiem jak cień ...
Kiedy psy zmęczą się bieganiem, układają się na słońcu i drzemią ... Amik za bardzo nie może znaleźć sobie miejsca, bo dla niego to chyba za dużo swobody naraz, najlepiej mu na fotelu, który zaanektował sobie już na drugą noc ...
... a ja kupiłam mu mięciutki pledzik, oczywiście w szmateksie, a jest chyba najlepszy gatunkowo od wszystkich, posiadanych w domu ... spędza tutaj chyba najwięcej czasu, odsypia całe swoje paskudne dzieciństwo ... apetyt dopisuje, co mnie cieszy, bo chudzina z niego okropna, mięśnie słabiutkie, bo co można oczekiwć po młodym psie, który ostatnie miesiące spędzał w klacie, bez wybiegania, tylko 5-minutowy spacer kilka razy dziennie.
Amik jest wykastrowany, kiedy zabieraliśmy go do domu, miał niezagojone ranki po zabiegu, zostawiony sam sobie powyciągał zębami szwy i kiepsko to goiło się ...
Pod łapką widać jeszcze czerwone ślady ... wylizane, wygryzione ... smaruję je jakimś leczniczym żelem, ale przed wyjściem na podwórko, żeby nie zajmował się nimi, bo założenie kołnierza to dodatkowy stres dla psa... ranki wyglądają już zupełnie dobrze, zabliźniło się to wszystko.
Kiedy psiak zadomowi się zupełnie, odwiedzimy naszą panią od zwierzaków, niech go obejrzy ... na razie boi się samochodu, kiedy mąż włączy silnik - ucieka ...
Mam wrażenie, że Miśka podporządkowała się Amikowi, warknął na nią parę razy, gdy zbliżyła się do jego miski, ale to na samym początku, kiedy jeszcze panowała ostra konkurencja, teraz jest spokojniej ...
Dziś pada deszcz, dla mnie to dzień odpoczynku od prac ogrodowych, bo lekko przesadziłam przez ostatnie dni i bolący krzyż daje o sobie znać, a Amik i Miśka śpią na zajętych fotelach ... syn rano wrócił z pracy i pyta: A ja gdzie będę siedzieć? - Na pufce, synu, na pufce!
A Gucio?
Wydaje mi się, że bardzo, ale to bardzo powoli przełamuje opory, wczoraj przebywał za ogrodzeniem u sąsiadki, ale tylko wtedy, gdy w pobliżu nie było Amika ... jak on witał się z Miśką, nosek w nosek, a potem zaczepianie, gonitwa za własnym ogonem, aż spadł z ławki, wdrapywał się na drzewo, na bramę, łapał listki ... podrzuciłam mu odrobinę karmy tuż przy płocie, zjadł ... a za chwilę patrzę, jego już drzemanie łapie ...
Guciu, chodź!
Przeskoczył przez płot, zaniosłam go do pokoiku na poddasze, poprawił jeszcze miską jedzenia i do rana nie było go widać ...
Dziś rano zauważyłam go pod krzakami na ogrodzie, a to duży postęp, bo poprzednio ginął gdzieś ... żeby tylko przełamać ten strach przed Amikiem, ale może powoli i temu damy radę.
Pojechałabym już na Pogórze, ale muszę zostać w domu, bo młodzież wyjeżdża ... mąż sam pojedzie, a ja mu zazdroszczę ... pewnie już lód spłynął z drogi, roztopił się śnieg na wjeździe do nas ...
Niebo coraz ciemniejsze, z gałązek wiszą grube krople deszczu, pachnie ziemia wiośnianie, a tu straszą nas jakimiś okropnymi mrozami, mam tylko nadzieję, że prognozy nie zawsze sprawdzają się.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, ciepłe słowa, słońca życzę, pa!
Snują się pachnące dymy z owocowych gałązek, przerzedzają się sukcesywnie ogrodowe zarośla, tylko te przy ogrodzeniu zostają, bo lubię przebywać w tej zielonej enklawie poza zasięgiem oczu przechodzących.
Przycięliśmy dwie jabłonie, trochę na wyczucie, bo nie znamy się na sztuce sadowniczej ... mnóstwo liści do wygrabienia ... cała pergola do wymotania z pnączy, bo zeszłoroczna zima i mrozy położyła kres mojej chlubie - wisterii, winobluszcz japoński suchy na ścianach domu, a akebia pięciolistkowa zamarła w malowniczych skrętach ... coś odbija od dołu, może odrodzą się za kilka lat.
Futrzaki razem ze mną ...
Z nosami przy ziemi, szurają po liściach, przychodzą co chwilę na pogłaskanie i przytulenie ... Amik nie umie się bawić, rzucam mu piłeczkę, a on wcale jej nie widzi, byle tylko bliżej rąk, podrapania grzywki, za uchem ... chodzi za człowiekiem jak cień ...
Kiedy psy zmęczą się bieganiem, układają się na słońcu i drzemią ... Amik za bardzo nie może znaleźć sobie miejsca, bo dla niego to chyba za dużo swobody naraz, najlepiej mu na fotelu, który zaanektował sobie już na drugą noc ...
... a ja kupiłam mu mięciutki pledzik, oczywiście w szmateksie, a jest chyba najlepszy gatunkowo od wszystkich, posiadanych w domu ... spędza tutaj chyba najwięcej czasu, odsypia całe swoje paskudne dzieciństwo ... apetyt dopisuje, co mnie cieszy, bo chudzina z niego okropna, mięśnie słabiutkie, bo co można oczekiwć po młodym psie, który ostatnie miesiące spędzał w klacie, bez wybiegania, tylko 5-minutowy spacer kilka razy dziennie.
Amik jest wykastrowany, kiedy zabieraliśmy go do domu, miał niezagojone ranki po zabiegu, zostawiony sam sobie powyciągał zębami szwy i kiepsko to goiło się ...
Pod łapką widać jeszcze czerwone ślady ... wylizane, wygryzione ... smaruję je jakimś leczniczym żelem, ale przed wyjściem na podwórko, żeby nie zajmował się nimi, bo założenie kołnierza to dodatkowy stres dla psa... ranki wyglądają już zupełnie dobrze, zabliźniło się to wszystko.
Kiedy psiak zadomowi się zupełnie, odwiedzimy naszą panią od zwierzaków, niech go obejrzy ... na razie boi się samochodu, kiedy mąż włączy silnik - ucieka ...
Mam wrażenie, że Miśka podporządkowała się Amikowi, warknął na nią parę razy, gdy zbliżyła się do jego miski, ale to na samym początku, kiedy jeszcze panowała ostra konkurencja, teraz jest spokojniej ...
Dziś pada deszcz, dla mnie to dzień odpoczynku od prac ogrodowych, bo lekko przesadziłam przez ostatnie dni i bolący krzyż daje o sobie znać, a Amik i Miśka śpią na zajętych fotelach ... syn rano wrócił z pracy i pyta: A ja gdzie będę siedzieć? - Na pufce, synu, na pufce!
A Gucio?
Wydaje mi się, że bardzo, ale to bardzo powoli przełamuje opory, wczoraj przebywał za ogrodzeniem u sąsiadki, ale tylko wtedy, gdy w pobliżu nie było Amika ... jak on witał się z Miśką, nosek w nosek, a potem zaczepianie, gonitwa za własnym ogonem, aż spadł z ławki, wdrapywał się na drzewo, na bramę, łapał listki ... podrzuciłam mu odrobinę karmy tuż przy płocie, zjadł ... a za chwilę patrzę, jego już drzemanie łapie ...
Guciu, chodź!
Przeskoczył przez płot, zaniosłam go do pokoiku na poddasze, poprawił jeszcze miską jedzenia i do rana nie było go widać ...
Dziś rano zauważyłam go pod krzakami na ogrodzie, a to duży postęp, bo poprzednio ginął gdzieś ... żeby tylko przełamać ten strach przed Amikiem, ale może powoli i temu damy radę.
Pojechałabym już na Pogórze, ale muszę zostać w domu, bo młodzież wyjeżdża ... mąż sam pojedzie, a ja mu zazdroszczę ... pewnie już lód spłynął z drogi, roztopił się śnieg na wjeździe do nas ...
Niebo coraz ciemniejsze, z gałązek wiszą grube krople deszczu, pachnie ziemia wiośnianie, a tu straszą nas jakimiś okropnymi mrozami, mam tylko nadzieję, że prognozy nie zawsze sprawdzają się.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, ciepłe słowa, słońca życzę, pa!
niedziela, 3 marca 2013
Amik ...
Napomykałam w poprzednich postach, że chcemy wziąć psa Amika.
A to wszystko przez Megi ... zobaczyłam u niej w którymś wpisie pudelka, który patrzył prosto w obiektyw i mówię do męża: Zobacz, on ma takie same oczy jak nasz Maksio ...
Mąż popatrzył, poszperał w ogłoszeniach i pokazuje mi zdjęcie: Ten jest jak nasz Maksio ...
Pojechaliśmy w tę sobotę, pod samą Warszawę ... ta pani opiekuje się niechcianymi psami, wyprowadza je na spacer turami, bo z większą ilością nie poradzi sobie ... szczuplutka osoba, świeżo po zapaleniu oskrzeli, więc nie dziwę się, że potrzebowała dużo sił, żeby dać radę "naszemu" Amikowi w jednej ręce, a w drugiej dwa następne psy ... wszystko poświęciła ratowaniu wyrzuconych, porzuconych, niechcianych zwierzaków, podziwiam takie osoby ...
Kiedy podjechaliśmy, właśnie była z psami na spacerze, od razu mąż wziął smycz Amika i i tak sobie szliśmy, rozmawialiśmy, pies po stanowczym jednym, drugim przyciągnięciu wcale nie szalał, był ruchliwy, wesoły, jak to młodzik.
Po podpisaniu papierów zeszliśmy z psem do samochodu, nie wiedział , jak wskoczyć, więc podsadziliśmy go ... ja z nim, położył głowę na kolanach, drżał ... potem uspokoił się na tyle, że zaczął drzemać.
Zatrzymaliśmy się na przystanek dopiero w lasach biłgorajskich, a tam dużo śniegu, na polach również, a jeszcze więcej w regionie lubelskim ...
Amik miał przycięty tylko pyszczek i łapki, a reszta to jeden wielki filc, dlatego wydaje się taki duży.
Kiedy przyjechaliśmy do domu, Miśka trochę boczyła się, ale po spacerze nastąpiła komitywa.
Ale najgorzej było z Gutkiem, obcy zapach, obcy pies ... kot wystrzelił z domu jak z procy ... a w ogrodzie Amik pogonił go tak, że wylądował na drzewie ... wiadomo, kot ucieka, to pies goni ...
Nie wrócił na noc, szukałam go rankiem, bardzo martwiłam się, kot odejdzie ...mąż mówił, że przemknął pod krzakami ... ale kiedy wróciliśmy ze sklepu, przed domem przywitało nas rozpaczliwe: miauuuuu!!!
Zaniosłam go na poddasze razem z miską wody i karmy, odespał noc do późnego popołudnia i znowu prysnął w ogród ... musi jakoś przyzwyczaić się.
Gdybyście zobaczyli te harce w ogrodzie z Miśką ... gdzież Amikowi w głowie ucieczki, chodzi, obwąchuje, znaczy teren, nosi jakieś patyki, to przyjemność patrzeć, jak zaprzyjaźnili się.
Wzięłam się dziś za strzyżenie Amika, maszynka nie wzięła "na ząb" tego filcu, więc co? zostały mi tylko nożyczki ...
To dopiero połowa sierści ... odpoczywaliśmy, ja prostowałam plecy, a Amik hasał taki niedostrzyżony po ogrodzie, a potem znowu strzyżenie ...
Nawet pani dała świeżo ugotowaną miskę, z drugiej strony Miśka wcina swoją porcję ...
Tak wygląda Amik po moich nożyczkach, okazało się, że jest szczuplutki, to tylko sierść nadawała mu potężnej postury ... jeszcze jest sporo do wyrównania, ale to potem, bo już oboje mieliśmy dosyć, kilka godzin przycinania nożyczkami.
Psisko jest bardzo sympatyczne, wesołe, chodzi na dwóch nogach jak cyrkowiec, skoczny i bardzo sobie pasują z Miśką w zabawie.
O, teraz śpią już ... Amik odsypia trochę nieprzespaną noc, znalazł sobie miejsce pod ławą, u naszych stóp, a Miśka obok, na fotelu ... a ja pewnie pójdę do ogrodu poszukać Gutka, bo znowu go nie widać.
I jego, znaczy Amika, opiekunka dzwoniła po południu, chciała wiedzieć, jak przeszła podróż i czy Amik zaaklimatyzował się ...
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, dobrego tygodnia, pa!
A to wszystko przez Megi ... zobaczyłam u niej w którymś wpisie pudelka, który patrzył prosto w obiektyw i mówię do męża: Zobacz, on ma takie same oczy jak nasz Maksio ...
Mąż popatrzył, poszperał w ogłoszeniach i pokazuje mi zdjęcie: Ten jest jak nasz Maksio ...
![]() |
zdjęcie z ogłoszenia |
Mamy sentyment do tych psów, mieliśmy już w naszym życiu dwa, ostatni, właśnie Maksio, odszedł ponad rok temu ... i czemu by nie wziąć takiej bidy z przytuliska? miejsca dosyć ... i miska się znajdzie.
Pisałam Wam, że rozmowy przebiegały różnie, ale nie dawaliśmy za wygraną ... dopukaliśmy się wreszcie do opiekunki psiaka ... strasznie długo rozmawiałyśmy, mam nawet wrażenie, że trochę próbowała mnie zniechęcić ... że pies trudny, potrzebuje silnej ręki, może uciec ...Pojechaliśmy w tę sobotę, pod samą Warszawę ... ta pani opiekuje się niechcianymi psami, wyprowadza je na spacer turami, bo z większą ilością nie poradzi sobie ... szczuplutka osoba, świeżo po zapaleniu oskrzeli, więc nie dziwę się, że potrzebowała dużo sił, żeby dać radę "naszemu" Amikowi w jednej ręce, a w drugiej dwa następne psy ... wszystko poświęciła ratowaniu wyrzuconych, porzuconych, niechcianych zwierzaków, podziwiam takie osoby ...
Kiedy podjechaliśmy, właśnie była z psami na spacerze, od razu mąż wziął smycz Amika i i tak sobie szliśmy, rozmawialiśmy, pies po stanowczym jednym, drugim przyciągnięciu wcale nie szalał, był ruchliwy, wesoły, jak to młodzik.
Po podpisaniu papierów zeszliśmy z psem do samochodu, nie wiedział , jak wskoczyć, więc podsadziliśmy go ... ja z nim, położył głowę na kolanach, drżał ... potem uspokoił się na tyle, że zaczął drzemać.
Zatrzymaliśmy się na przystanek dopiero w lasach biłgorajskich, a tam dużo śniegu, na polach również, a jeszcze więcej w regionie lubelskim ...
Amik miał przycięty tylko pyszczek i łapki, a reszta to jeden wielki filc, dlatego wydaje się taki duży.
Kiedy przyjechaliśmy do domu, Miśka trochę boczyła się, ale po spacerze nastąpiła komitywa.
Ale najgorzej było z Gutkiem, obcy zapach, obcy pies ... kot wystrzelił z domu jak z procy ... a w ogrodzie Amik pogonił go tak, że wylądował na drzewie ... wiadomo, kot ucieka, to pies goni ...
Nie wrócił na noc, szukałam go rankiem, bardzo martwiłam się, kot odejdzie ...mąż mówił, że przemknął pod krzakami ... ale kiedy wróciliśmy ze sklepu, przed domem przywitało nas rozpaczliwe: miauuuuu!!!
Zaniosłam go na poddasze razem z miską wody i karmy, odespał noc do późnego popołudnia i znowu prysnął w ogród ... musi jakoś przyzwyczaić się.
Gdybyście zobaczyli te harce w ogrodzie z Miśką ... gdzież Amikowi w głowie ucieczki, chodzi, obwąchuje, znaczy teren, nosi jakieś patyki, to przyjemność patrzeć, jak zaprzyjaźnili się.
Wzięłam się dziś za strzyżenie Amika, maszynka nie wzięła "na ząb" tego filcu, więc co? zostały mi tylko nożyczki ...
To dopiero połowa sierści ... odpoczywaliśmy, ja prostowałam plecy, a Amik hasał taki niedostrzyżony po ogrodzie, a potem znowu strzyżenie ...
Nawet pani dała świeżo ugotowaną miskę, z drugiej strony Miśka wcina swoją porcję ...
Tak wygląda Amik po moich nożyczkach, okazało się, że jest szczuplutki, to tylko sierść nadawała mu potężnej postury ... jeszcze jest sporo do wyrównania, ale to potem, bo już oboje mieliśmy dosyć, kilka godzin przycinania nożyczkami.
Psisko jest bardzo sympatyczne, wesołe, chodzi na dwóch nogach jak cyrkowiec, skoczny i bardzo sobie pasują z Miśką w zabawie.
O, teraz śpią już ... Amik odsypia trochę nieprzespaną noc, znalazł sobie miejsce pod ławą, u naszych stóp, a Miśka obok, na fotelu ... a ja pewnie pójdę do ogrodu poszukać Gutka, bo znowu go nie widać.
I jego, znaczy Amika, opiekunka dzwoniła po południu, chciała wiedzieć, jak przeszła podróż i czy Amik zaaklimatyzował się ...
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, dobrego tygodnia, pa!
Subskrybuj:
Posty (Atom)