Ponieważ wiatry obszarpały folię z drzwi tunelu, przy uderzeniu wichury zrobił się balon, siła wiatru wydarła rurki z mocowania z ziemi i pofrunął jak spadochron. Folia zniszczona zupełnie, mamy teraz problem, czy damy radę w całości przenieść rusztowanie przez ogrodzenie z siatki leśnej. Jeśli nie, to trzeba będzie jakoś porozbierać i w kawałkach przenosić.
Tymczasem jechaliśmy ładną drogą arłamowską, rankiem ruch znikomy, gdzie-niegdzie białe łaty śniegu. W lesie też duże straty, wiele drzew wyłamanych, powalonych, wielkie jodły, chore jesiony, których korzenie nie utrzymały w ziemi, ale i wycinka trwa w najlepsze, krajobrazy jak po bitwie.
W dolinie tylko pojedyncze drzewa owocowe znaczą ślady po wysiedlonych wsiach. Po prawej stronie cerkwisko, po lewej, przez potok przerzucona kładka i można suchą stopą przejść na teren dawnej wsi - Jamna Dolna.
Szpalery starych drzew wyznaczają dawne wiejskie drogi, tu graby, trochę wyżej wiekowe lipy, trochę zatarte granice cmentarza. Krzyży zachowało się niewiele, ale stąpając po nierównej ziemi przysypanej liśćmi, ma się świadomość, że są tu groby dawnych mieszkańców. Las wziął we władanie ten teren ...
Wokół ani śladu osady ludzkiej, po ludnej dolinie zostały takie pamiątki, pochowane w lasach, jeśli tylko pozwolono im przetrwać. Kraina pogórzańska usiana jest nimi, trzeba tylko umieć patrzeć, a pora dobra, listowie nie przesłania widoków. Miejsce bardzo nostalgiczne, wicher tylko szumi w koronach drzew, a i te nie wszystkie wytrzymują upływ czasu ...
Kawałek dalej znowu powalone drzewa, ale to już nie robota wiatru, a bobrów.
Podcięły i zwaliły cały zagajnik, a zapora na Jamnince zupełnie zmieniła jej bieg ... stare koryto biegło przy skarpie, teraz toruje sobie drogę przez łąkę ...
Jeszcze kawałek, i Jamninka wpływa do Wiaru, od ośrodka w Trójcy Wiar płynie tuż przy drodze, widać po zalizanych trawach przydrożnych, że woda szła tu potężna. Zresztą widać to po pozostałościach kry, wyrzuconej na brzeg ...
... niektóre pnie drzew mają obdartą korę, a kładkę przy agroturystyce "Nad potokiem" jak zwykle zabrało, to znaczy wyrzuciło na brzeg. Którejś wiosny obserwowaliśmy wielką wodę, i krę, która zderzając się z inną, wyskakiwała z wody na pewną wysokość. Widok niesamowity, żywioł nie do okiełznania, a człowiek malutki i bezradny.
Kilka ciepłych dni pozwoliło, oprócz przebiśniegów, rozkwitnąć wawrzynkowi, a także w jarze potoku zobaczyłam pierwszą przylaszczkę, jedną jedyną, a jak cieszy.
Po wycieczce terenowej robota poszła sprawnie, mąż piłował pniaki, ja znosiłam gałęzie na przyszłe ognisko, napracowaliśmy się, to i mała drzemka po południu się należała.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, bywajcie w zdrowiu, pa!