To tylko pierwsze skojarzenie na telefon naszego kolegi Kulczyka w niedzielne popołudnie:
- Gdzie jesteście? -
- Pod Lubaczowem, jedziemy do Horyńca kupić sobie dobry chleb, a potem pokręcimy się po terenie. A ty? -
- Stoję u was pod kapliczką. -
Ha! a to ci heca! Roztocze pojechało na Pogórze, a Pogórze na Roztocze:-)
Piękna pogoda ostatniego dnia marca wyciągnęła ludzi z domów, rowery, kijki, rejestracje samochodów i motorów z różnych stron kraju ... zjedliśmy pyszne lody przy horynieckim deptaku, zakupiliśmy rzeczony chleb i ruszyliśmy w miejsca znane, ale spokojniejsze, nasze roztoczańskie standardy.
Od kiedy odkryliśmy Moczary, a w nich stary grecko-katolicki cmentarz z ruinami cerkwi, jeździmy tam o różnych porach roku, tajemniczy klimat otoczenia z rozlewiskami bagiennymi przyciąga jak magnes. Byliśmy sami wśród starych nagrobków kamieniarki bruśnieńskiej, a mąż przez przypadek obudził zająca śpiącego w ciepłym zaciszu kamiennego postumentu, wybiegł prosto na mnie, ale zdjęcie zdążyłam mu zrobić już za ogrodzeniem ...
Za cerkiewnym murem, z suchej trawy wychylił się sympatyczny pyszczek padalca, którego słońce wywabiło z zimowej kryjówki ...
Długo łaziliśmy po terenie, odczytując napisy, te pisane cyrylicą, i te polskie, a same ruiny cerkwi pobudzają wyobraźnię.
Potem przemieściliśmy się do Nowin Horynieckich, do kaplicy "na wodzie", mijając po drodze przylaszczkowe polany. Jak tu się nie zatrzymać, kiedy tak modro wokół:-)
Niezwykle urokliwe to miejsce, z wypływającymi bystrymi strumieniami, a same źródła to cuda natury. Dziura w ziemi u podstawy góry, coś w niej szumi, chlupocze , coś jak podziemna rzeka i od razu płynie spory nurt.
Woda wypływa także rurą w postaci efektownego wodotrysku, a omszone kamienie przydają temu miejscu tylko urody ...
W korycie strumienia zieleń aż kłuje w oczy, to rukiew wodna, zwana inaczej rzeżuchą wodną, roślina z rodziny kapustnych, jadalna, lecznicza. Wiki podaje, że w południowo-wschodniej Polsce nie występuje, a tu proszę, całe łany i widzę, że jest jej tu dobrze, bo nadzwyczaj dorodna.
Stąd blisko do I-wojennego cmentarza, położonego na zboczu wzgórza, a także do "Świątyni Słońca", głazów, którym przypisuje się tajemne pochodzenie, jeszcze z czasów pogańskich.
Dalsza droga prowadziła do Brusna Starego, mijając Brusno Nowe, a to tylko dlatego, że słońce chyliło się ku zachodowi, a chcieliśmy wstąpić na zabytkowy cmentarz w lesie, żeby nie było za ciemno ...
Po drodze krzyże pańszczyźniane, samotny w polach, przydrożny malowany wapnem ... pełno ich tutaj, w pobliżu przedwojennego ośrodka kamieniarstwa ...
W Bruśnie Nowym odremontowana cerkiew pw. św. Paraskewy, a także cmentarz, również z nagrobkami kolonistów niemieckich w kształcie "strzałek". Nie może zabraknąć również krzyża "pańszczyźnianego", znamiennego znaku zniesienia pańszczyzny w 1848 roku w Galicji.
Wróciliśmy do domu setnie zmęczeni, ale i zadowoleni, w przekonaniu, że jeszcze nie raz tam powrócimy.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, wszystkiego dobrego, pa!