wtorek, 21 kwietnia 2020

W dolinie orłów i zew ziemi ...

Ranki są bardzo zimne, trawę pokrywa szron i zanim słońce ogrzeje nasze podwórze, można zrobić sobie małą przejażdżkę po okolicy, zahaczywszy przy okazji o sklepik w dolinie.
Potrzeby nasze są niewielkie, więc nie jeździmy do dużych marketów, aby oczekiwać w kolejce, a jeszcze jak się nie pamięta, to można trafić na "godziny seniora":-)
Wymrożone powietrze jest jak kryształ, bez śladu wilgoci, chmury pojawiają się sporadycznie, kiedy je wiatr nawieje, a o wiosennych burzowych można zapomnieć.


I takim rankiem zatoczyliśmy pętlę za Wiar i z powrotem.
Bardzo mi się podoba ten widoczek, kiedy zjeżdżamy z góry.


W dolinie Jamninki puściutko, bo to właściwie jeszcze była nasza druga "nielegalka", ale w końcu nie było nigdzie powiedziane, że do sklepu trzeba jechać najkrótszą drogą:-)


Pokazywane wcześniej rozlewisko na Jamnince zyskało nowy koloryt, zakwitły glony, pływając po powierzchni w postaci zielonych kożuchów. Ależ uroczysko, gdzieś zza drzew sfrunęła czapla, trzeba uważać na żabska, które wędrują do wody, bo czują wolę bożą.



Ale co innego przykuło naszą uwagę.
Rozległo się kwilenie orlika, potem ogromny ptak prawie otarł się o wierzchołki drzew i dostojnie poleciał dalej. Jak mi było żal, że nie zdążyłam go sfotografować, pewnie jakiś szlachetny drapieżca.
Ruszyliśmy powolutku dalej, a za zakrętem zobaczyliśmy go znowu, ale nie jednego, tylko parę.
Towarzyszyły im inne ptaki, były orliki i inne, mniejsze, naliczyłam siedem sztuk.
One nie walczyły ze sobą, ale kołowały w powietrzu, fundując nam taki spektakl, że gęby pootwieraliśmy ze zdumienia ...








Żałowałam, że nie mam lepszego obiektywu, byłyby niezwykłe zdjęcia.
Nikt im nie przeszkadzał, pewnie można było patrzeć na nie cały dzień, coś cudownego, do dziś jestem pod wrażeniem. Nie wiem, jakie to ptaki, orły na pewno:-)


W południe ładne zdjęcia nie wychodzą, ale tak przy okazji pstryknęłam Kopystańkę, a wokół kwitnąco.
Dziś skończyłam pracę na grządkach, podstawowe zasiewy zrobione, a mnie na sam koniec dziabnęło w krzyżu, no i chodzę taka połamana. Jednak jest chłodno, przy pracy człowiek spoci się, wiatr owieje i gotowe, wystarczy jeden niefortunny skręt. 



Na grzędach zieleni się szpinak, szczaw, czosnek zimowy, i ten zapomniany z zeszłego roku, cebulka siedmiolatka, a nawet pozbierałam roszponkę. Z roku na rok wysiewa mi się kolendra, z którą usiłuję się zaprzyjaźnić, ale trudna to przyjaźń. Zerwałam listek, roztarłam w palcach, a akuratnie był przy mnie mąż. - No powąchaj, czym ci to pachnie? mnie rozgniecionym pluskwiakiem. - zaśmiałam się.
Mąż wącha, wącha - A mnie instalacją elektryczną, nowe kable tak pachną.
Masz ci babo placek, ale wymyślił, myślałam, że może chociaż on się zachwyci kolendrą, ogląda Okrasę codziennie:-)
Ale ziaren kolendry używa, rozgniecione mają przyjemny zapach, a wrzuca ją do potrawy "chłopski garnek", bo mąż czasami lubi pitrasić, zwłaszcza tutaj, na Pogórzu, na zwykłej kuchni. Szura garnkami po blachach, a ja mu wcale nie przeszkadzam.
W niedzielę po południu opamiętałam, się, że nie mam nasion marchwi i buraka, gdzie tu o tej porze można je kupić? Jest takie miejsce, przy rondzie przed górą Chyb, straganik i okazuje się, samoobsługa, jak nam powiedzieli ludzie przed nami.
Na torebeczkach napisane ceny, zsumować i wpłacić należność do metalowej kasy-skarbonki:-)
świat mnie kolejny raz zadziwił:-)


Pod koniec dnia wychodzę na łąki, poszukać, może coś już zakwitło, najwięcej jest pierwiosnków, jest lekarski i wyniosły ...



Znalazłam wreszcie sama młodziutkie nasięźrzały na łące, oko się nauczyło szukać ... dziwne paprocie.


Na sąsiedzkiej łące coś żółtego przyciągnęło wzrok, kwiatek-nie kwiatek, w towarzystwie maleńkich wilczomleczy ...



Znalazłam też jakiś dziwny mech, u mnie rośnie widłak, a ten jakiś inny.


A to mój widłak ...


Widoki na łąkach rozległe, wyraziste, zwłaszcza przed zachodem słońca ...




A wiecie, co dzierga moja koleżanka z Kujaw, Lidka?

KORONA-chustkę ...


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, słowo komentarza, zostańcie w zdrowiu, pa!




sobota, 18 kwietnia 2020

Na małej "nielegalce" ...

Zaraz po świętach, we wtorek wyjechałam na Pogórze.
Domowy dereń posiał sobie nasionka i wyrosło pięć sporych sadzonek, do tego odrosty kłokoczki, leszczyna o purpurowych liściach, a nawet miłorząb i katalpa. Trzeba było zabrać je, ocalone przed koparką i wywieźć na Pogórze, bo miejsca dużo, jest gdzie posadzić, szkoda byłoby zmarnować.
W tej naturalnej scenerii przychatkowej to trochę dziwolągi botaniczne, ale pochowałam je w zakątkach podwórza i kiedy urosną w spore drzewa, mnie już chyba na świecie nie będzie:-)
Z niejakim zdziwieniem patrzyłam dziś na zrzucone do komputera zdjęcia, ale tak było na początku tygodnia ... za zimno, żeby pracować na grządkach.



Zakupiłam więc worek ziemi i wysiałam wszystkie torebeczki z nasionami bylin, które mnie skusiły zimową porą, a także te zebrane z własnych przekwitłych roślin. Nawet uszczknęłam kilka puchatych kwiatostanów z płotu przy chodniku, to powojnik tungucki, mówią, że takie najlepiej się przyjmują:-)
Pogoda powolutku poprawiała się, ale wiał tak porywisty wiatr, że trzeba było wychodzić w czapce, polarze i rękawicach. Grzebałam w ziemi na grządkach, przygotowując je do siewu, chwasty na kompostownik, ziemia kompostowa wymieszana z pozbieraną z kretowisk, do tego zleżały obornik i na grządki. Przygotowałam trzy, a przede mną jeszcze trzy ... należała mi się mała przerwa.
Wyjeżdżałam po męża do Przemyśla, a ponieważ to czas kwitnienia szachownic kostkowatych, zboczyliśmy z lekka z prostej drogi do nas i delikatnie zahaczyliśmy o krównickie łąki.











Szukaliśmy białej, czasami zdarza się spotkać takową, ale były tylko mieszańce, a może szukaliśmy niezbyt dokładnie. Moje szachownice asyryjskie  pod chatką też kwitną, w zeszłym roku był jeden kwiatuszek, w tym roku dwa:-)


Wystarczyły dwa dni bez przymrozku w nocy, a świat zazielenił się w oczach. Dziś rozkwitły wszystkie dzikie czereśnie, tarniny, krzak jagody kamczackiej okrył się kwieciem i listowiem, podwórze pokrywa dywan ożanek i miodunek w odcieniach niebieskiego, a wawrzynek wilczełyko zawiązał już owoce ...






Tuż przed świętami Mima nam zachorowała.
Okazało się, że to choroba odkleszczowa, babeszjoza. Całe życie mam kontakt z kleszczami, nasze psy też, aż tu taka niespodzianka. Trzeba było siedzieć z psem na kroplówkach, zastrzyki, teraz już jest dobrze. W czas zareagowaliśmy, nerki i wątroba nieuszkodzone, a kleszczy mnóstwo psy przynoszą z łąki, są zakropione, ale na ile to pomoże.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, zostańcie w zdrowiu, pa!






niedziela, 5 kwietnia 2020

O czwartej nad ranem ...

... ale nie będzie to tekst o bluesie SDM-u:-)
Wstałam o tej ciemnej jeszcze porze, bo coś kiepsko śpię ostatnio, nawet spokój Pogórza nie pomaga.
Jak wstałam ja, to i ze mną psy wyraziły chęć wyjścia na podwórze. Przygotowałam im miski, wystawiłam na taras i zatrzymałam się na chwilę. Z lasu poniżej drogi, znad Makówki rozległo się dziwne szczekanie z wyciem... co te psy z Makowej tak szczekają, ale coś za blisko, może przejechał pojazd na syrenie? psy tak reagują na dźwięk syreny, wyją jak potępione. Ucichło, za chwilę znowu mrożące krew w żyłach wycie, najpierw jeden głos, potem dołączyły następne ... auuuu, auuuuu i znowu cisza. Stałam na tarasie i nasłuchiwałam, znowu to wycie, ale coraz bliżej ... do licha, przecież to wilki, a myślałam, że one wyją tylko w zimie, w największe mrozy:-)


Zjeżyły mi się włosy na karku ze strachu, zagarnęłam psy do chatki, a wczoraj rozmawiałam z Anią od storczyków. Ponoć wokół wioseczki krążą wilki, ktoś widział z okna domu 3 sztuki, zaginął im pies, kuternogi Paździocha nie widać u nas, a zawsze przychodził coś przekąsić. Przecież nie tak dawno na śniegu widzieliśmy mnóstwo świeżych tropów, wilki są w okolicy, ale żeby tak blisko chatki ... za pół godziny wyszłam znowu, nic, cisza, pewnie przeniosły się gdzieś dalej.
A kiedy znowu wyjrzałam na taras już o świcie, strach zmniejszył się, ptaki rozpoczęły koncert i świat wokół wydawał się o wiele przyjaźniejszy.


Oprócz tego Ania powiedziała mi, że w okolicy Kanasina ktoś z jej znajomych widział niedźwiedzicę z dwójką młodych. To, że jest tam niedźwiedź, to wiedzieliśmy, a teraz doszło jeszcze potomstwo, będzie spore zagęszczenie.
Boję się o psy, ale jak je utrzymać na podwórzu, Mima jeszcze trzyma się obejścia, ale Amik to włóczykij.



Skoro wstałam tak wcześnie, to wzięłam się za ciastka amoniaczki, maczane w białku i cukrze, zanim mąż obudził się, w chatce pachniało już wanilią:-)


Trochę było za zimno, żeby od rana brać się za prace w obejściu, więc kręciliśmy się po okolicy autem. Nad Wiarem w Trójcy wypatrzyliśmy rozłamaną ogromną wierzbę, w środku wypróchniałą. Takie próchno jest potrzebne do odymiania pszczół podkurzaczem, nazbieraliśmy cały worek, wystarczy na dłuższy czas. Nad dolinami krążą orliki, ptactwo w zalotach, nawet kowalik wyszykował już dziuplę dla swojej wybranki i wydziera się teraz na czubkach drzew, usiłując ją zwabić ... elegancko wylepiona, o średnicy nie pozwalającej obcym wejść do niej.
Szpaki przymierzają się do budek z pni, które zawiesiliśmy w zeszłym roku.


Nocne mrozy na otwartej przestrzeni zwarzyły zawilce, białe kwiatki pożółkły, w zaciszu lasu czy głębokim jarze uchowały się w dobrej kondycji ...


Kiedy uspokoił się zimny wiatr, w słońcu było całkiem przyjemnie.
Ludziom ciężko wytrzymać w domu, do lasu nie wolno, ale łąkami można wędrować:-) dwójka rowerzystów wybrała się na Kopystańkę, ze sporym utrudnieniem pokonując od naszej strony "zapotoczne" łąki. Dwójka innych turystów poszła również łąkami w tamtym kierunku ... siedzieliśmy z mężem w zaciszu, pod ciepłą ścianą chatki i obserwowaliśmy ich szybki marsz pod górę ... oo! to młodzi ludzie, my zrobilibyśmy już ze trzy przystanki:-)
Trochę przesadzałam zioła, trochę wyciągałam chwasty z grządek, wynosząc je na kompostownik. Ma być cieplej, a przede mną mnóstwo przyjemnych zajęć w obejściu, wtedy człowiek zapomina o czyhającym niebezpieczeństwie.
Trochę zdjęć zza szyby auta ...






Lubimy zrobić sobie wycieczkę na powrocie do domu, nadkładając drogi aż pod Dynów.
Pod koniec zeszłego roku otwarto nowy most na Sanie na trasie Sielnica-Słonne, ależ ładna droga ...


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, trzymajcie się zdrowo, pa!