Najpierw płasko leci nad "zapotoczną" łąką, a potem wykonując tylko nieznaczną zmianę kąta nachylenia skrzydeł, wynoszony jest wysoko przez kominy powietrzne. Nie tak od razu, ale zataczając dostojne kręgi wynoszony jest czasami na ogromną wysokość, że jest tylko kropką na niebie.
Lubię oglądać te ptaki przez lornetkę, kiedy są jeszcze nisko i słońce odbija się w ich piórach na spiżowo, z połyskiem, a kiedy są wysoko, widać doskonale rysunek piór na skrzydłach, ogonie.
Jechaliśmy ostatnio drogą przez las w kierunku Bryliniec, tuż przed wsią w pobliżu podeschłych stawów zerwał się do lotu z łąk właśnie orlik. Przeleciał nam przed autem, a w żółtym szponie dyndała mu zdobycz, wielki wąż. Przez moment światło odbiło się w jego łuskach jakoś tak oliwkowo, więc podejrzewam, że mógł to być zaskroniec. Poniósł go do gniazda, pewnie nakarmić młode.
W dziupli starej jabłoni też już rozlega się ptasi szczebiot.
Słyszą mnie te dzieci kowalika, kiedy przechodzę obok, a one nieroztropnie świergolą myśląc, że zbliża się rodzic z jedzeniem. A rodzice-kowaliki też już sobie ze mnie nic nie robią i mogę je sfotografować z całkiem bliska:-)
Rozkwitły stare jabłonie, te, które kwitną co drugi rok.
Serce mnie boli, kiedy patrzę na te zajęte jemiołą, zastanawiamy się z mężem, jak je uratować?
Nawet nie mają już siły wydać kwiatu, a co dopiero owocu.
Kiedy przejeżdżamy obok starych sadów, czasami widzimy radykalne cięcie, a pozostawiony pień wypuszcza młode odrosty. Coś mi się wydaję, że i nas czeka podobny krok, bo i tak w ostateczności zeżre je jemioła.
Inne są w lepszym stanie, ale też przydałoby się je prześwietlić, przyciąć.
To są stare odmiany, takich pewnie już nie uświadczy w nowoczesnych sadach ... a wysoko, w ich koronach brzęk, mnóstwo pszczół od samego rana, kiedy tylko słońce je oświetli.
Ostatnie czereśnie sypią płatkami jak śnieg, dziś wieje ogromny wicher. Przetasowują się masy powietrza, idą "zimni ogrodnicy" i równie "zimne zośki"
Była wyjątkowo ciepła noc, okno na poddaszu otwarte przez całą noc i nie odczuwało się chłodu.
I przez tę noc niezmordowanie terkotał gdzieś za sadem derkacz, a kiedy niebo ledwie co poszarzało odezwał się najpierw jeden ptak, potem zakwilił drugi, i już koncert o świcie na całego.
W wysokich koronach drzew melodyjnie pogwizduje od wczoraj wilga, nawołuje na deszcz, który ani chybi przyjdzie z ta zmianą pogody, a kiedy pierwszy raz zakukała kukułka, nie miałam ani grosika przy sobie, żeby zabrzęczeć w kieszeni na dobrą wróżbę:-)
Pod chatką rozkwita storczyk męski ...
... obrazki już wykształciły kolby kwiatostanowe ...
... a także kwitnie miodownik melisowaty.
Odpoczywam, okazuje się, że wcale nie jestem taka niezniszczalna, jak myślałam:-)
Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, zdrowia życzę, pa!