poniedziałek, 11 maja 2020

Nad doliną ...

... krąży orlik.
Najpierw płasko leci nad "zapotoczną" łąką, a potem wykonując tylko nieznaczną zmianę kąta nachylenia skrzydeł, wynoszony jest wysoko przez kominy powietrzne. Nie tak od razu, ale zataczając dostojne kręgi wynoszony jest czasami na ogromną wysokość, że jest tylko kropką na niebie.


Lubię oglądać te ptaki przez lornetkę, kiedy są jeszcze nisko i słońce odbija się w ich piórach na spiżowo, z połyskiem, a kiedy są wysoko, widać doskonale rysunek piór na skrzydłach, ogonie.
Jechaliśmy ostatnio drogą przez las w kierunku Bryliniec, tuż przed wsią w pobliżu podeschłych stawów zerwał się do lotu z łąk właśnie orlik. Przeleciał nam przed autem, a w żółtym szponie dyndała mu zdobycz, wielki wąż. Przez moment światło odbiło się w jego łuskach jakoś tak oliwkowo, więc podejrzewam, że mógł to być zaskroniec. Poniósł go do gniazda, pewnie nakarmić młode.
W dziupli starej jabłoni też już rozlega się ptasi szczebiot.
Słyszą mnie te dzieci kowalika, kiedy przechodzę obok, a one nieroztropnie świergolą myśląc, że zbliża się rodzic z jedzeniem. A rodzice-kowaliki też już sobie ze mnie nic nie robią i mogę je sfotografować z całkiem bliska:-)



Rozkwitły stare jabłonie, te, które kwitną co drugi rok.
Serce mnie boli, kiedy patrzę na te zajęte jemiołą, zastanawiamy się z mężem, jak je uratować?
Nawet nie mają już siły wydać kwiatu, a co dopiero owocu.
Kiedy przejeżdżamy obok starych sadów, czasami widzimy radykalne cięcie, a pozostawiony pień wypuszcza młode odrosty. Coś mi się wydaję, że i nas czeka podobny krok, bo i tak w ostateczności zeżre je jemioła.


Inne są w lepszym stanie, ale też przydałoby się je prześwietlić, przyciąć.
To są stare odmiany, takich pewnie już nie uświadczy w nowoczesnych sadach ... a wysoko, w ich koronach brzęk, mnóstwo pszczół od samego rana, kiedy tylko słońce je oświetli.



Ostatnie czereśnie sypią płatkami jak śnieg, dziś wieje ogromny wicher. Przetasowują się masy powietrza, idą "zimni ogrodnicy" i równie "zimne zośki"
Była wyjątkowo ciepła noc, okno na poddaszu otwarte przez całą noc i nie odczuwało się chłodu.
I przez tę noc niezmordowanie terkotał gdzieś za sadem derkacz, a kiedy niebo ledwie co poszarzało odezwał się najpierw jeden ptak, potem zakwilił drugi, i już koncert o świcie na całego.
W wysokich koronach drzew melodyjnie pogwizduje od wczoraj wilga, nawołuje na deszcz, który ani chybi przyjdzie z ta zmianą pogody, a kiedy pierwszy raz zakukała kukułka, nie miałam ani grosika przy sobie, żeby zabrzęczeć w kieszeni na dobrą wróżbę:-)



Pod chatką rozkwita storczyk męski ...


... obrazki już wykształciły kolby kwiatostanowe ...


... a także kwitnie miodownik melisowaty.


Odpoczywam, okazuje się, że wcale nie jestem taka niezniszczalna, jak myślałam:-)
Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, zdrowia życzę, pa!

poniedziałek, 4 maja 2020

Pierwsze majowe ...

Najpierw kwietniowy dudek, bo znowu zapomnę:-)
Zjeżdżaliśmy do nas w dół, aż tu na sąsiednim obejściu takie cudeńko, i wcale nie bał się nas.



Deszcz z nieba ma inną energię niż woda ze studni.
Po deszczu wszystko kiełkuje, rośnie, prawie w oczach.
Nosiłam konewką wodę na zagonek z ogórecznikiem, wcale nie chciało mu się wyłazić z ziemi, a teraz? i słonecznik, i rzodkiewki, i sałaty, i buraki różne, a nawet rabarbar zasiałam, żeby mieć potem swój. Mąż się burzy na ten rabarbar - po co sadzisz? nienawidzę go od dziecka! sama będziesz go jadła! ... Skąd ta nienawiść do zwykłego rabarbaru? przyznał się, ten kompot w szklance, a właściwie glut z wiszącymi z boku długimi farfoclami. Kto mieszkał w internacie lub korzystał z innej stołówki, wie o czym piszę:-)
A ja lubię od czasu do czasu placek z rabarbarem pod bezową pierzynką, tę kwaskowatą rzeźwość na języku, obiecałam, że będę drobno kroić, to może nawet i kompot polubi:-)


Wybraliśmy się w pierwszomajowy dzień na pobliskie pagóry, zaczyna kwitnąć zawilec wielkokwiatowy, nie zaszkodziła mu pożoga ogniowa. Jak co roku zresztą przyroda odradza się w zaskakujący sposób, i może dlatego trwają te rzadkie okazy, nie głuszone przez krzaki, trawy.




Przejechaliśmy też sąsiednią doliną, na starych miejscach żbik.
Nie byliśmy jego pewni, bo bez okularów ciężko rozpoznać nawet powiększony obraz w aparacie, dopiero w komputerze potwierdziło się, że to żbik.


Stare drzewa kwitną, jabłonie, grusze, czereśnie, jedyna pozostałość po dawnych zagrodach.
Jamna Górna, Dolna, Trójca, potem Grąziowa ...




Było duszno, męcząco, w końcu spadł deszcz, a wraz z deszczem morze białych płatków z przekwitłych czereśni.



Po takim deszczu to tylko rankiem morze mgieł, podnoszących się z doliny. Czasami było tak biało, że widać było tylko czubki drzew na łąkach za potokiem, wiatr przewiewał je albo nawiewał, a potem słońce przegoniło je z kretesem i nastał słoneczny dzień.




Jeszcze w kroplach rosy poranne bodziszki żałobne, skrzące się drobniutkimi kryształkami.



W przydrożnych rowach, na zakrętach drogi kalwaryjskiej mnóstwo groszku wiosennego, już przekwita, ale jeszcze mami oko zmiennością kolorów, starsze kwiatki są prawie niebieskie ...


Pracowaliśmy przy tunelu foliowym.
Trzeba było wymienić starą, poszarpaną folię na drzwiach i boczkach, wzmocnić stelaż, na nowo naciągnąć tę wielką, która popękała na oparciach o żeberka tunelu, promienie uv zrobiły swoje. Ale żeby jeszcze przetrwała ten sezon, zrobiliśmy jej opatrunki z taśmy klejącej, może wytrzyma, na przyszły rok czeka nas nowy zakup.


Wyniosłam do tunelu sadzonki pomidorów i papryki, paletki z wysianymi bylinami, ogórki do podpędzenia w doniczkach, nawet trafiła się odmiana krzaczasta:-) kiełkują nasiona melonów, wydłubanych z tych przywiezionych z Rumunii, poczekamy na efekty. Z agrowłókniną już powyciągały się etykiety co niektórych zasiewów, więc będzie jedna wielka niewiadoma, bo sama nie pamiętam, co zasiałam:-)


Piszę ten post, a za oknem szumi deszcz, krople grzechoczą o blaszany dach, szkoda tylko, że tak chłodno. Trzeba mi pilnować nocnych temperatur, nocny przymrozek nie raz już narobił szkód w rozsadach nie do odrobienia, a sadzonki w tym roku drogie.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za miłą obecność, zdrowia życzę, pa!


środa, 29 kwietnia 2020

Ot! zagwozdka ... miłe odwiedziny ...

Zachmurzyło się, zagrzmiało, psy w panice pochowały się do chatki, ale z nieba nie spadło dużo wody. Miałam wrażenie, że ziemia z sykiem wypiła tę niewielką ilość wilgoci, ale dobre i to.
Trzeba podlewać to, co się zasadzi, na obsiane grządki też puszczam strumień wody od czasu do czasu, żeby nasiona poczuły pilną potrzebę kiełkowania.


Pogórze kwitnie, strojne bielą.
Przyjechały do mnie wnuki, były spacery po łąkach, Jasiek nabiegał się tam i z powrotem chyba z dziesięć razy, zanim wyturlałam się z Tosią pod górkę.



Dla dzieci to też odskocznia od codzienności, mimo, że mieszkamy razem, mogą wyjść do ogrodu, ale tutaj jest inaczej, przestrzeń nieogarniona i dużo kwiatków. Tosia nie znała jeszcze pochyłości pogórzańskiego obejścia, nie mogła zatrzymać się, bo nóżki same przebierały i ciągnęło ją w dół:-)




A na samej górze tyle ciekawych rzeczy, można pogrzebać w piasku, poprzebierać w kamykach, a nawet posiedzieć w trawie. Małe nóżki dreptały dzielnie, to małe stworzenie jest bardzo pogodne, zawsze uśmiechnięte.




Młodzież poszła kawałek w dół, a ja czekałam na górce, bo to dziabnięcie w krzyżu jeszcze nie przeszło, a raczej przeniosło się w jeden bok:-)


Potem była przyrumieniona kiełbasa z ognia, do tego Jasiek przetrzebił zieleninę na grządkach z przewagą jarmużu, nawet kolendrę tam wyczułam, i była surówka do kiełbasy, całkiem smaczna. Jaki był zadowolony, kiedy go chwaliłyśmy, zostawił mi przepis:-)


Trochę wcześniej byłam z mężem w gminie zakupić worek ziemi do sadzenia papryki i pomidorów w doniczkach, zakupiłam również ździebko rozsady, a także skusiła mnie doniczka z czymś delikatnym, biało kwitnącym i tanim.
- Co to jest? - zapytałam sprzedawcy.
- A to? ... nie wiem, co to jest ... i dostawca też nie wiedział, coś sobie posiał i zapomniał nazwy. -
Uśmialiśmy się serdecznie, roślinkę zasadziłam, zrobiłam zdjęcie wg rady Grażyny i liczę, że ktoś pomoże w odgadnięciu tej ogrodniczej "zagwozdki".



A obok uporządkowanych grządek rosną sobie jak gdyby nigdy nic zastane dzikie klejnociki, storczyki męskie, listery, coraz szerzej rozsiewa się kopytnik, pod leszczyną łan bielutkich gwiazdnic.





Nie sposób zapomnieć o łanach dąbrówki, jedne czekają jeszcze, pewnie na wodę, inne w pełnym rozkwicie ...



Pod drzewami, w cieniu obficie kwitnie gajowiec, pełen brzęku puchatych trzmieli ...


... mniszek był już na poprzednich zdjęciach, w towarzystwie Tosi:-)


Przed progiem pomieszczenia gospodarczego zwróciło moją uwagę głośne brzęczenie, a jak za blisko pojawiłam się, to zawirowało mi, zabrzęczało ostrzegawczo i groźnie wokół głowy ... oho! pilnują ...
Dziur tam nawygrzebywanych jak w serze szwajcarskim, do każdej przylatuje owad jak wielka pszczoła, przeważnie z kulkami żółtego pyłku i wciska się do środka. Może to dzikie pszczoły?
trzmiele są łagodne ... lepiej nie zbliżać się:-)



I tak sobie żyję na tym Pogórzu, pracuję dużo fizycznie, sprzątam gałęzie po zimie, grzebię w ziemi, a i kulinarnie się spełniam:-)


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawiony ślad w postaci komentarza, wszystkiego dobrego i dużo zdrowia życzę, pa!