wtorek, 12 czerwca 2012

Piękno zaklęte w drewnie ...

... obudził nas świt.
Świerszcze przestały grać, potok szumiał dalej, o 5 rano tylko daleko, po przeciwległej stronie doliny słońce leciutko zaczynało oświetlać góry ...


Było ciepło, wręcz parno, ugotowaliśmy sobie kawę, popatrzyliśmy na budzący się świat, potem zwinęliśmy obozowisko i dalej w drogę. Wśród górskich połonin, tuż przy drodze, stoją rzeźby wykonane z kamienia, którego tu wielki dostatek.
Biegałam raniutko z aparatem, bo zauroczyły mnie na amen ...


Dotykałam paciorków różańca: utoczone z kamienia, połączone grubym żelastwem ... słońce wychylało się zza gór, oświetlało tę nieziemską krainę ...





Maramuresz przez całe swoje istnienie był odizolowany od reszty kraju, architektura murowana docierała to rzadko i dlatego region ten słynie z pięknie rzeźbionych bram wejściowych do gospodarstw, ozdabiano budynki gospodarcze, płoty ...


                                                 To zdjęcie wykorzystałam z Karpaty.Travel
Bramy, bogato rzeźbione bronią dostępu do gospodarczych obejść ...


Prowadzi tam furtka, umieszczona z boku bramy ...


Wszędzie nalepione lub włożone w szparę między deskami ulotki, bo trwa akcja wyborcza w tym okręgu, a może i w całym kraju ...


Zobaczcie, jakie odrzwia ma stodoła, toż to majstersztyk ...


... wejście do domu, a płot?


Płot wypleciony z gałęzi, widywaliśmy takie ogradzające działki ogrodnicze, zagrody dla owiec. Patrzę i patrzę, jak to jest zrobione ... daszek gontowy ochraniający przed deszczem. Pewnie kiedyś wezmę sobie parę patyków i pojadę, niech mi pokażą tę sztukę, jak dla mnie - to cudo!


Całe osady w takich ozdobnościach, niektóre domy opuszczone, bramy chylą się ku upadkowi, zabrałabym takie coś na przyczepkę i przywiozłabym do nas, ażurowe koronki ...
Nie jechaliśmy do głównej drogi, wjechaliśmy w wieś ... przytulone do zbocza chatynki, dzieci schodzą w dół do autobusu, do szkoły ... ładnie ubrana dziewczyna, pewnie urzędniczka ... kobieta z koszem na plecach idzie do sklepu .. woły ciągną wóz, już pewnie czas w pole ...


Na każdym kroku osobliwości, tylko robić zdjęcia ... i wiecie co? nie śmiałam tym ludziom zakłócać spokoju, to zrobiłam ukradkiem, przez szybę, żeby nie było im przykro ... ludzie uprzejmi, pozdrawiają, nas, obcych ... my też ...
Kobiety noszą fałdziste spódnice, krótkie w kolano, jeśli któraś ma obfitsze boczki, to przód jest dłuższy, a tył krótszy, na głowach chustki zawiązane do tyłu, a co niektóre jeszcze kapelusz słomkowy na to, jak nie przyrównując Meksykanki ...


To zdjęcie też pożyczyłam, od IraSa z Karpaty.Travel, bo chcę pokazać ten kosz, jakie noszą kobiety na plecach ... ma paski na ramiona, jak plecak ... noszą w nim chrust, zakupy, idą z motyką w pole ... wyżej, wyżej po kamienistej, wąskiej drodze ... i skończyła się wieś, bardzo wysoko ... zjechaliśmy w dół, do głównej trasy, na Cavnic. Dziwna to osada wśród wysokich gór, ni to miasteczko, parę bloków, szpitalik, wyciągi narciarskie, w bardzo głębokiej dolinie ... a potem na Budesti. Ogromne przestrzenie, połoniny, rozległe pastwiska, konie, owce, zagrody, pasterze wyrabiający ser ... jechaliśmy powolutku, smakowaliśmy wszystko oczami ...kierunek Sziget Marmoroski ...


I tak dla odmiany następna osada, też w tym samym regionie, Certeze ...


... domy trzygondygnacyjne, z lustrzanymi przeszkleniami, jak siedziby banków, albo towarzystw ubezpieczeniowych ...nadmiernie przyozdobione ... sąsiad ma witraż w oknie, następny ma już ich 5 ... a architekt co niektóre dachy jakby cyrklem wyrysował, jakieś takie zachodzące na siebie półkola ...


... albo takie ...



... nie ma wolnego miejsca, wszędzie rzeźby, złocenia, zdobienia, kuta brama, jeszcze bogatsze wejście do domu ... zatrzymaliśmy się zrobić ukradkiem zdjęcie z samochodu, normalnie szczęka opada na taki widok ... prawdopodobnie właściciele tych domów pracują za granicą, prawdopodobnie prowadzą mafijną działalność we Francji ... a syn kiedyś oglądał program w TV o tej osadzie, bossowie wynajmują połowę wsi i wywożą do zachodniej Europy, na żebranie i stąd takie domy.


W wiekszości nikt nie mieszka, rzeczywiście pewnie prowadzą gdzieś dziwne interesy, przed niektórymi siedzą staruszkowie ...
Jechaliśmy dalej, za nami POLITIA ... o, do licha, pewnie jakiś ochroniarz dał znać, że fotografujemy, planujemy skok i zaraz dobiorą się do nas ... długo jechali, skręcili w prawo w jakimś miasteczku, a my odetchnęliśmy głęboko z ulgą, licho nie śpi ...
Pogubiliśmy się trochę w Satu Mare, krążyliśmy w poszukiwaniu wyjazdu do przejścia granicznego, zapytany starszy człowiek wskazał kierunek, i po rumuńsku ... nie zrozumieliśmy nic z tego ... zapytaliśmy następnego, wąsy, długie, siwe włosy ... Hungaria??? a on do nas: Do you speak english? ...i gładziutko wytłumaczył, gdzie skręcić, i w jakim kierunku pojechać. Zadziwia nas ten kraj ...
Przemknęliśmy przez Węgry, zatrzymaliśmy się w Tokaju ichnich win zakupić z piwniczki ... kolejny niechrześcijański język, dobrze, że sprzedawcy znają pojedyncze słowa po polsku, jeżeli chodzi o wina ...


... odpoczęliśmy trochę nad wodą ...


... przez Słowację i do chatki.
Powitał nas taki zachód słońca ...


Mąż mówi do mnie: Maryś, postawiłbym Ci tu stolik, nalał kawy do kubeczka, jeśli chciałabyś, to nocleg pod jabłoniami, no gdzie ty mnie wleczesz tyle kilometrów? czy u nas nieładnie? - roześmialiśmy się, to prawda, ale nie zobaczylibyśmy tych wszystkich osobliwości, warto było.
To nasz drugi wyjazd do tego kraju, na początku obawiałam się, ale naprawdę nie ma czego. Widzimy ten kraj przez pryzmat żebrzących na ulicach, i ja tak widziałam ... nie, mieszkają bardzo sympatyczni ludzie, pracują, uczynni ... wśród tych ludzi jest bezpieczniej niż w mieście, bo tam rzeczywiście szwendają się różni nieprzyjemni ...poznaliśmy malutki wycinek, przed nami jeszcze wiele. Chcemy pojechać we wrześniu, pogoda pewniejsza, i może suchsza.


Pozdrawiam wszystkich serdecznie i ciepło, dzięki za odwiedziny i dobre słowa, pa.

Karpaty.travel






Miśka odsypia stres, troszkę zjadła, wypiła, nosek ma zimny ...pa.

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Śmierć na wesoło?

... może nie na wesoło, ale to bardzo pogodny cmentarz.
Nasze wypady rodzą się w mgnieniu oka, zrobiliśmy Miśce paszport i pojechaliśmy do północnej Rumunii, na krótko, tylko na dwa dni. Wybraliśmy region Maramuresz, tuż za Cisą, z Szigietem Marmoroskim, Satu, Mare, Baja Mare i ... Sapantą.
Cisa mocno wezbrała po niedawnych opadach, na przyrzecznych polach setki bocianów, pewnie wyszły z ziemi dżdżownice i inne żyjątka, raj dla ptaków...
A dlaczego Sapanta?
Bo właśnie tam jest "wesoły cmentarz" ... mała wioseczka, niedaleko Szigetu, zupełnie na północy, u podnóża gór ...


Nie ma innych nagrobków, jak te ... w niebieskiej tonacji, z płaskorzeźbami kolorowanymi, które przedstawiają historię życia zmarłych, pod nimi opisy, daty, z drugiej strony czasami pokazane okoliczności śmierci ...


... dziecko, jeszcze w kolebusi ...


... zginęło w wezbranej wodzie . Napisy głoszą kolejno: Tutaj ja spoczywam ... nazywam się ... i kolejno: kto wychował, jakie życie, zawód, jaka śmierć ... o! na przykład takie epitafia ...
"Kto pije dużo wódki, podzieli mój los. Lubiłem wódkę i z butelką w ręce odszedłem w śmierć"
"Byłem dobrym komunistą, pracowałem dla ludzi."


Pierwszy taki nagrobek wyrzeźbił Ioan Stan Pietras, tutejszy rzeźbiarz, w 1935 roku ... spodobało się to mieszkańcom ... nie ma tradycyjnych nagrobków, tylko betonowa skrzynia, wypełniona ziemią, rosną w niej kwiaty, zwieńcza ją taki właśnie krzyż ...kiedy ten rzeźbiarz zmarł, tradycję  przejął po nim ktoś z rodziny i tak trwa. Wioseczka wyludnia się, prawie sami starzy ludzie, oni odejdą, zostaną ich historie  wyryte i wypisane w drzewie ...


Osoby przedstawione zazwyczaj w ludowych strojach, bo to przecież mieszkańcy, inni podług wykonywanych zawodów ..


... pewnie sklepikarz, albo karczmarz ...


... ten pracował gdzieś nad wodą ...


... i górnik, który wyjechał gdzieś daleko za pracą i stracił zdrowie ...


... i pilarz, przy ciężkiej i niebezpiecznej pracy w lesie ...


... wypadek drogowy i kolejne młode życie.
Jedni żyli krótko, inni dożyli sędziwego wieku i są za ten czas wdzięczni swojej rodzinie; córce, która opiekowała się w chorobie, rodzinie, która przygarnęła osieroconego chłopca i wykierowała go na ludzi , wdowie, która doznała wiele dobra od ludzi ... można dowiedzieć się, kto zginął na wojnie, kto lubił wypić i zapalić, która baba była dewotką, o pani nauczycielce, która wyuczyła wiele dzieci ...


Kiedy my byliśmy tam, przewinęło się przez ten cmentarz wiele wycieczek szkolnych ... dzieci, jak to dzieci, wesołe, śmiejące ... panie odczytywały w skupieniu wierszowane napisy, tłumaczyły, kto zacz? ... słuchałam tej dziwnej dla mnie mowy, nie rozumiałam ani słowa ... być między ludźmi i nie rozumieć, co mówią...


Wioseczka jest swoistą atrakcją turystyczną, mieszkańcy czerpią z niej dochody, z miejsc noclegowych, z opłat za zwiedzanie i fotografowanie, mają dyżury w kasie, babcie siedzą na ławeczkach przed domami i dziergają różne robótki. Wystawione są również stragany z rękodziełem, bajecznie kolorowymi kilimami, serwetami, glinianymi ptaszkami ...




Przyjeżdża tu wiele autokarów z obcymi rejestracjami,  wysypują się z nich Niemcy, Japończycy ze swoimi aparatami ... dzięki temu cmentarzowi wioska znalazła się na liście UNESCO, a odkryli ją francuscy podróżnicy w 1955 roku. Panuje tu specyficzna atmosfera, jakby zatrzymał się czas ...


Mąż siedział z Miśką na ławeczce, kiedy ja robiłam zdjęcia ... i jeszcze zza muru, okalającego "cimitirul"



 ... i odnawiana cerkiew ...



Na cmentarzu nie zobaczymy postaci Ukrzyżowanego, bo krzyże mają motywy kwiatowe ... zwierzęce ...


Ciekawa jestem, co mnie wyrzeźbiliby na takim nagrobku?

Potem wybraliśmy sobie drogę przez góry, która była na mapie znaczona "inne drogi" ... chcieliśmy dotrzeć nad jezioro Firizi, poszukać noclegu. Nie był to dobry pomysł, z jednej strony kamienistej drogi groźny, wezbrany po ulewach potok, a z drugiej głębokie wykopy pod jakąś ogromną rurę ...


... i jeszcze ogromne składy zwożące drzewo w dół ...


Zatrzymaliśmy się przy ogromnym ciągniku, którego właściciel walczył z łańcuchami i zapytaliśmy: Firizi?
Gwałtownie zamachał rękami: No, no! Firizi no! ... i na migi pokazał, że drogi nie ma, rozkopana ... Zawróciliśmy ...
Na ogromnej, stromej ścianie kamiennej pracowali ludzie ... odbijali płytki, potrzebne do obmurowania budynków, płotów ...


... puk! puk! słychać było tylko dźwięczne odgłosy młotka, opukującego skalne ściany.
W tych ogromnych górach co i krok napotykaliśmy ciężko pracujących ludzi, przy zrywce drewna, w tych kamieniołomach, przy kopaniu przepastnych rowów pod rury, zwożących rury, konie, wozy, traktory, ogromne wywroty, a to wszystko na tej wąskiej, błotnistej górskiej drodze. Nie powiem, odetchnęłam z ulgą, kiedy zjechaliśmy w dół ... to teraz trzeba objazdem, główną drogą ...
Wspinaliśmy się na przełęcz Gutai, 14 kilometrów podjazdu wspaniałymi serpentynami ... matko święta! ci rumuńscy kierowcy jeżdżą jak wariaci, wyprzedzają pod górę ogromnymi ciężarówkami, na zakrętach, nie wiedząc, czy ktoś nie nadjeżdża z przeciwka ... to samo w dół. W dół było trochę mniej, bo tylko 12 kilometrów serpentyn ... zjechaliśmy do Baja Mare, długo szukaliśmy wjazdu nad jezioro Firizi, jakieś smagłe dziewczę wskazało nam kierunek ...
Nie podobało nam się tam, mrocznie, wilgotno, głęboka, wciosowa dolina, ani miejsca, żeby rozłożyć się na nocleg, strome brzegi ... jakoś tak klaustrofobicznie, pogoda niepewna, a jak potok wyleje?
I tu zawróciliśmy ... na drugą stronę głównej drogi ... kierunek Cavinic ... odbiliśmy w lewo, i jeszcze raz w lewo ... znaleźliśmy cudowne miejsce na  nocleg, wysoko, na górskim pastwisku, wokół skalniaki, które stworzyła natura ...
Wszystko przykryte kwitnącymi kobiercami macierzanek, a zapach? ... każdy krok po tych macierzankach pachniał nieziemsko ...


... Miśka po podróży szalała ...


Usiedliśmy sobie przy stoliku, opatuleni w śpiwory, degustowaliśmy  rumuńskie piwo Bucegi, nazwa jak góry ... długo patrzyliśmy na zachód słońca ...


... a potem na światła miasta, daleko, w dolinie ... jakieś owady nam dokuczały, bardzo nisko latały ogromne nietoperze, prawie muskając błoniastymi skrzydłami nasze głowy, ogromne żuki, jakby rohatyńce buczały jak bombowce ... myśleliśmy, że jesteśmy sami ... cichutko zza krzaków wyłonił się ogromny pies pasterski ... dobrze, że Miśka była na kolanach; popatrzył ... i wycofał się.
Po pobudce o pierwszej w nocy i podróży zasnęliśmy jak niemowlaki ... do rana cykały świerszcze, a potok szumiał bardzo usypiająco ...


C.D. N.

... napiszę wkrótce, bo cały tydzień jestem uziemiona w domu. Dziś Miśka odsypia sterylizację, siedzę przy niej i głaszczę po głowie, jest lekko nieprzytomna, oszołomiona, pewnie trzeba będzie w nocy trochę ją popilnować. Czy wiecie, jak bardzo denerwowałam się? ... i w oczekiwaniu na zabieg, i na telefon po .. mam nadzieję, że będzie dobrze ...
Leje u nas na potęgę, ciepło, parno i ulewnie .. a teraz właśnie wyszło słońce. Gutek śpi na oparciu kanapy, chudy jak szczapa, mimo, że je prawie bez przerwy ...
Dobrze jest w domu ... w lodówce czekał na nas placek z truskawkami i galaretką ... pyszny ...


Pozdrawiam wszystkich serdecznie, dzięki za Wasze odwiedziny i ciepłe słowa, pa!