środa, 11 kwietnia 2018

Ciemiernikowe szaleństwo na Gazdoranie ...

Ależ się zaniedbałam.
Ostatni wpis jeszcze ze śniegiem, na biało. Tak po prawdzie to jeszcze nie tak dawno, bo na Wielkanoc zima też przypomniała o sobie. A jak jechaliśmy w niedzielę rankiem przez Chwaniów, to leżały jeszcze spore płaty śniegu przy drodze.
Ale od początku ...
Wcale nie składał nam się wyjazd na Słowację, bo i kiedy? Zima ustąpiła nie tak dawno. młodzież zajęta, przecież nie będziemy im jeszcze psów dokładać i nagle w sobotę wieczorem okazało się, że psy będą zaopiekowane, a my możemy wyskoczyć na krótko na południową stronę Bieszczadu.
Pogoda jak marzenie, ciepło, więc ruszyliśmy bladym świtem na słowacką stronę, w najulubieńsze góry - Bukowske Vrchy.
Dla co niektórych Słowaków zaczynały się święta wielkanocne, przy kościołach święcono koszyki, inni myli auta przy domu, a jeszcze inni piłowali drewno w lesie. Co tu się dziwić, tyle odłamów religii, w każdej miejscowości po kilka różnych świątyń, to i obyczaje różne.
Jechaliśmy sobie wolniutko przez kolejne wioseczki, starając się nie przekroczyć magicznej 50 na liczniku, zresztą na drodze nikt nie szalał, nawet miejscowi jechali spokojnie.


Po prawej stronie ciemniał masyw Vihorlatu, w porannej powolności przejechaliśmy Sninę i już za chwilę ukazała się tama spiętrzająca szmaragdową wodę, a ponad nią charakterystyczne połoninki.
To Gazdoran, cel naszego wyjazdu.


Zostawiliśmy auto na parkingu, a sami człapaliśmy do góry. Nawet w lekkich bluzach było nam okropnie gorąco, stok o wystawie południowej, środek lata normalnie. Dopiero wyżej wiał niedokuczliwy wiaterek i można było osuszyć spocone czoła. Najpierw poszliśmy na sam cypelek nad wodą ... miód - malina, nie chciało się stamtąd ruszać ...


Byliśmy sami.
Patrzyliśmy na pobielone jeszcze pasmo graniczne Bieszczadów ... nie tak daleko, po drugiej stronie Cisna, a wcześniej przełęcz nad Roztokami Górnymi. Szlaki prowadzą po wysiedlonych słowackich wsiach, Starina, ten zielony zbiornik wody pitnej też ma na sumieniu zatopione wsie.


Nie chciało się ruszać z tego miejsca, wracać, patrzyliśmy dookoła, za każdym razem zachwyceni tym krajobrazem ...




Tym razem nie przedzierałam się przez krzaki, szukając w lesie ciemierników czerwonawych.
Wiedziałam, że należy ich szukać na tym najwyższym wzniesieniu, w leszczynowych zaroślach i na ich skraju. I rzeczywiście, nie zawiodły ...









Trzeba było wracać do świata, do ludzi, a tak się nie chciało.
Wracaliśmy przez Humenne, bo wyczytałam w necie o Muzeum Vihorlackim, ale okazało się, że wszystko jest pozamykane do 1 maja. Pooglądaliśmy sobie tylko z zewnątrz renesansowy pałac, połaziliśmy po parku podziwiając różne okazy drzew ...



... o! choćby taką glediczję trójcierniową z osobliwymi strąkami.


Zaintrygowała mnie, bo mam ją w ogrodzie, ale jeszcze nie wydała takich owoców, za młoda:-)
Za pałacem, na wzniesieniu nieduży skansen z wiejską zabudową, cerkiewką, ale mogliśmy tylko zza ogrodzenia popatrzeć, bo jak wspomniałam, wszystko nieczynne.






Jako, że dosyć często przejeżdżamy przez Humenne, odbijemy sobie w przyszłości ten drobny niedostatek:-)
Ruszyliśmy w drogę powrotną, tym razem inna trasą, na Śvidnik, przez Stropkov, brzegiem ogromnego zbiornika wodnego Velka Domasa na rzece Ondawa.
Ale zanim tam dojechaliśmy, zobaczyliśmy na wzgórzu ruiny zamku Cicva, mignął też niedaleki Brekov ...


Jednak te masy aut na parkingu skutecznie nas odstraszyły. Ale cóż to się okazało?
Wszędzie przy drodze pełno aut, a Słowacy ruszyli w las na zbieranie czosnku niedźwiedziego, u nich można zbierać, u nas pod ochroną  ...


Oto i Velka Domasa, słowackie morze...


Od wody dął zimny wiatr, fale pluskały o brzeg ... zupełnie jak nad morzem.
Tylko infrastruktura brzegowa niepiękna, byle jaka, z daleka myślałam, ze to zlot kamperów, a to tylko byle jak sklecone domki na kurzej stopce. U nas w życiu nie pozwoliliby tak obudować zbiornika wodnego.


A tymczasem na Pogórzu coraz bardziej zielono.
W zaroślach modro od przylaszczek i cebulic, przekwitły już krokusy, bielą się zawilce, fioletem i różem wabią miodunki ... te wszystkie śliczności u mnie na zagrodzie:-)






Rozsady z okien powędrowały już do tunelu foliowego, trochę grządek obsianych. W tym roku moje ogrodnictwo czosnkiem stoi ... zeszłego roku w ramach dobrosąsiedztwa wysadziłam koło pomidorów czosnek, który rozrósł się w całkiem konkretne kępy. Więc je wykopałam, rozdzieliłam, posadziłam i w ten sposób mam całą grządkę czosnku:-)
Od przyszłego tygodnia mam dyżur przy sąsiedzkich kozach, mam nadzieję, że nie zapomniałam dojenia:-)


Pamiętacie, jak pisałam Wam o ślicznym, białym kocie, który został porzucony przy kapliczce i przygarnęła go Asia? To teraz najszczęśliwszy kot ... białe futerko przyszarzało, poluje na myszy, wyleguje się w trawie w słońcu, czasami też na asfalcie, zadaje się z wiejskimi kotami i ma się bardzo dobrze:-)


Tak sobie myślę, jak to czasami los płata nam różne niespodzianki.
Otóż drewniana chałupa sąsiadów, w której bawiłam się jako dziecko, znałam każdy kąt, każdą rzecz dostała drugie życie, Stoi sobie teraz w Bieszczadach i spogląda dumnie na Smerek.
Na ostatnim roztoczańskim spotkaniu poznałam ludzi, którzy przenieśli tę właśnie sąsiedzką chałupę w Bieszczady:-) może kiedyś zajrzą tu, przeczytają te słowa ... a zatem: pozdrawiam Kresowiaków:-)


Pełno dziś u mnie kwiecia, ale jak tu nie cieszyć się wiosną?
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, dobre słowo, bywajcie w zdrowiu, pa!


niedziela, 25 marca 2018

W Górach Sanocko-Turczańskich mała pętelka ...

Ponieważ mężowskie kolano nie pozwoliło na wędrówkę, wybraliśmy się na chybił-trafił w objazdówkę po niedalekiej okolicy. Najpierw dotrzemy do Birczy, a potem jak Bóg da! - taki był plan. Gdzieś po obrzeżach wyobraźni mgliła się Bezmiechowa Górna z szybowiskiem ... hm! wszędzie warunki zimowe, nie wiadomo, czy tam dotrzemy po śniegu ... może Góry Czarne za Sanem, może coś ciekawego w okolicy Dubiecka ... Stanęło na tym, że jednak nie wypuściliśmy się za daleko ... najpierw za Birczą odwiedziliśmy Kotów, aby sprawdzić, jak miewa się odbudowa cerkiewki, a potem zaraz za Kuźminą skręciliśmy do Rozpucia, a potem Zawadka, Ropienka i powrót znanymi szlakami na Nasze Pogórze.


Nad łąkami kołujące drapole, to chyba przyleciały już orliki krzykliwe. Na południowej wystawie słońce pięknie operuje, wytopione stoki nad drogą.
Niepięknie jeździ się teraz przez Pogórze. Jak wspominałam, budują gazociąg Hermanowice-Strachocina, wszędzie wielkie pojazdy, zablokowane drogi, błoto powyciągane na asfalt, ogólnie niemiło, nawet patrzeć niemiło na rozoraną ziemię.


Cerkiew w Kotowie cieszy oko nowymi detalami. Jednak prace remontowe powoli postępują ... bania cerkiewna pokryta nowym gontem, w oknach witrażowe szybki, tylko drzwi niepiękne, jak z marketu, może to tylko tymczasowo.


Kiedy porówna się stan sprzed kilkunastu lat, to postęp jest ogromny ...


Oprócz tego pięknie zagospodarowane budynki popegierowskie, w innych trwa remont, niezwykłe miejsce zagubione wśród lasów Pogórza Przemyskiego. Tylko kapliczka w pobliżu cerkwi chyba dokona żywota, bo jakoś nikt nie zainteresował się tym obiektem, a szkoda! Ściany spękane, tynk odpadł, z roku na rok chyli się coraz bardziej ku upadkowi ...


Okolica zasypana śniegiem, na białych przestrzeniach krzyżują się tropy różnych zwierząt. Wytapia się powoli na słońcu, nocne mrozy wstrzymują jednak cały proces.


Ruszyliśmy dalej, w słońcu ... blask bił od śniegu, aż oczy bolały. Za Kuźminą skręciliśmy w kierunku na Zawadkę, tereny nam znane. Przedreptaliśmy te tereny kilka lat temu, a oprócz tego zimą bardzo często jeździliśmy na mały stok w Ropience, mały a wymagający:-)
Nieśpiesznie pokonywaliśmy kolejne kilometry, bo nigdzie nam się nie śpieszyło. Wreszcie mogłam zajrzeć na stary cmentarz, który wcześniej mijaliśmy, a nie było czasu, żeby mu się przyjrzeć.
Najpierw przy drodze zwróciła naszą uwagę kamienna kapliczka słupowa.


W niszę czyjaś dobra ręka postawiła figurkę Matki Boskiej.
Pierwotny wystrój został zniszczony, ukradziony być może ... pozostały metalowe elementy, które świadczyły o tym, że były tu drzwiczki, może tablica fundatorów. I tak cud, że i ta przetrwała.
Po dziewiczym śniegu poszłam na cmentarz, a tam kolejna ciekawostka.
Tuż przy wejściu kamienna chrzcielnica ... z datą 1866 ...



Bardziej na prawo spod śniegu wyłaniają się kamienne fundamenty, a zatem była tu cerkiew.
Dziś w necie wyszperałam, że była tu cerkiew św.Paraskewy, zbudowana w latach 30-tych XIX wieku, a przestała istnieć w 1951 roku.


Poniżej znowu kapliczka słupowa, taka sama jak ta przy drodze. Niestety, nie zachowała się figurka z niszy, właściwie to nic się nie zachowało ... pozbawiona jest wszystkich detali ...



Jak zachwycam się bez reszty kamieniarką bruśnieńską na Roztoczu, tak tu zachwyciły mnie te dwie kapliczki. Właściwie to chyba do tej pory nie spotkałam się na  Pogórzu czy bardziej na południe z podobnymi. Poniżej zachowane stare nagrobki, z porcelanowymi fotografiami ...


Spojrzały na mnie oczy pięknej kobiety i mężczyzny sprzed ponad stulecia ...


Widać, że ktoś usiłował odbić te porcelanki, może inny przeszkodził ... przetrwały ... Węgrynowicz, jak głosi napis na tablicy, więcej nie udało mi się odczytać.


Drugi nagrobek nie miał tyle szczęścia, tablica została zniszczona, pozostały tylko puste otwory po mocowaniu ...


Resztę pozostałości przykrywał śnieg. Powyżej  fundamentów cerkiewnych najzwyklejszy cmentarz wiejski, jednak te stare pamiątki interesują mnie najbardziej.


Potem przejechaliśmy Ropienkę, przecięliśmy pasmo Chwaniowa ... zdjęcie powyżej przedstawia już zjazd do Wojtkówki, gdzieś tu jest anomalia grawitacyjna, ale jeszcze nigdy jej nie doświadczyliśmy:-)


Po drodze takie wdzięczne modelki:-)


Gdzieś tam w dole płynie Wiar w swym początkowym biegu. Lubię tę drogę przez Grąziową, choć mocno wyboista,  prowadzi przez tereny niezwykle dzikie,  to dawne księstwo arłamowskie. Jeszcze tylko objazd doliną Jamninki i można wracać do domu. Wiosny za bardzo nie widać, śniegu mnóstwo ...


Wiosna to tylko w moich pudełkach kiełkujących na oknie. Pomidory trzeba pikować, strasznie szybko rosną:-) Tak mi zachodzi słońce za oknem ...


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pa!