Piątek będzie dniem na odwiedziny mogił naszych bliskich z rodziny z roztoczańskich cmentarzy, a w sobotę pójdziemy do "szildówki", do krypty Profesora Węgłowskiego.
Późnym wieczorem wróciliśmy na Pogórze, zabierając po drodze nasze psy i w ciemnościach stanęliśmy u wrót podwórza. Chatka wyziębiona, ale kilka polan pod kuchnią przywróciło znośną temperaturę. Tak jest najlepiej, obudzić się rano u siebie:-)
W nocy zaczęło wiać, uderzenia wiatru waliły w dach, w gałęziach aż huczało, a rozgwieżdżone do tej pory niebo przykryło się chmurami. Ranek obudził się szary, ale tak byliśmy nastawieni na wyjście, że nawet deszcz by nam nie przeszkodził ... ubraliśmy się cieplej, na wiatr, jak okazało się później, trochę za grubo:-)
Na łąki wyszły łanie, inne stadko zawinęło od dołu z potoku, ale zaniepokojone czymś umknęły z powrotem w zarośla. Zeszłej niedzieli obserwowaliśmy przez lornetkę ogromnego wilka-samotnika, jak schodził łąkami w dół. Teraz widok wilka nie budzi już takich emocji, jak na początku, kiedy serce waliło, a szkiełka zaparowały:-) spokojnie obserwujemy basiora, przekazując lornetkę z rąk do rąk. Sprawdziłam w domu, jakie wymiary ma taki dorosły samiec ...nooo! powiem, że liczyłam na wielkość dużego psa, a to razy dwa, albo i więcej ... a więc waga do 80 kg, a długość ciała do 2 m /chyba z ogonem./.
Wracając do naszego wyjścia, to odwiedzamy kaplicę Profesora dosyć często, od kiedy blogowi znajomi pomogli nam zlokalizować to miejsce, bo na początku błądziliśmy jak dzieci we mgle, nie po właściwej stronie drogi.
Trzeba przekroczyć potok Krzeczkowski i ładną drogą przysypaną liśćmi iść i iść ciągle do góry.
Nie byliśmy pierwszymi, którzy tutaj przyszli zapalić świeczkę, migotało już wiele światełek, my dołożyliśmy swoje ... trawa wykoszona, miejsce uporządkowane ...
Chciałoby się iść dalej i dalej, do drogi birczańskiej, potem zejść do Cisowej, potem na Kopystańkę i łąkami "zapotocznymi" do chatki, ale co, kula u nogi, auto czekało za szlabanem. Drogą zbliżali się ludzie z koszami w ręce, jeszcze można znaleźć rydze ...
Nie schodziliśmy nad wody jeziorka poniżej, bo mieliśmy w planie Mur Krzeczkowski, wielką ścianę fliszu karpackiego, która wygląda jak ruiny starego zamczyska.
Na miejscu, przy drodze do tej osobliwości geologicznej, wielki skład drzewa, w głębi lasu ryczą leśne maszyny, Zza zakrętu wyłonił się ciężki pojazd, wlokąc za sobą na łańcuchach potężne pnie jodeł ... nie ma już takich widoków, nie ma strzelistych jodeł i tajemniczych przejść ...
... drzewa wycięte w pień.
Jedna wielka ruina, kłębowisko gałęzi, błota, tylko intensywny zapach miażdżonych igieł i gałęzi unosi się w powietrzu ... tak się zastanawiamy z mężem, kto patrzy pod wielkie koła, czy rozjeżdża stanowiska roślin chronionych, kto patrzy, że salamandra nie może wydostać się z błotnej koleiny, że w kałuży pływają górskie kumaki czy traszki ...
Bardzo przygnębiający to widok, na jaki czas starczy jeszcze drzew do tej bezlitosnej grabieży, liczy się tylko rachunek ekonomiczny? nic więcej?
Oto i Krzeczkowski Mur ...
Ciężko chodzi się po tym rumoszu skalnym, na samym dole jest już porośnięty mchami i paprociami, związany trawami i rozłogami poziomek, jednak stopa trafia czasami w dziurę i łatwo skręcić kostkę.
Przemieściliśmy się w jeszcze inne miejsce, bardziej dzikie, a strome ściany skalne, porośnięte roślinnością przypominały scenerię z filmów o poszukiwaczach tajemnych świątyń w dżungli ...
Bardzo zmęczyłam się na tej stromiźnie, zsuwając się po warstwie śliskich liści bukowych prawie na samo dno, a potem wychodząc do góry, a było ubierać się tak grubo:-)
I tutaj spokój tego uroczyska został brutalnie zakłócony, na dole leżały ścięte buki, pnie ogołocone z gałęzi czekały na wywózkę ...
Mamy w planie jeszcze jedno miejsce do odwiedzenia, podobną ścianę skalną bliżej birczańskiej drogi, o której pisał Piotrek z Ciekawych roślin Przemyśla i okolic, może uda się nam odnaleźć tę ciekawostkę geologiczną.
Zatrzymaliśmy się obowiązkowo przy tarasie widokowym nad Cisową, by zerknąć na Kopystańkę z drugiej strony, drewniany taras to dla nas nowość, jak i poniższy zegar słoneczny ...
Podjechaliśmy jeszcze do innej odkrywki geologicznej na Korzeńcu,w drodze do Huty Brzuskiej, tyle razy przejeżdża się obok, rzuca okiem, a nigdy nie zatrzymuje:-)
Jest inna od powyższych skałek, poszczególne warstwy składają się jakby z blaszek, rozsypują się w palcach, a u stóp ściany miałki materiał, choć dosyć ostry ...
W chatce jeszcze jedna nieustająca robota, właściwie to płyn do szyb i ścierka mogłyby stać tam na stałym dyżurze.
Mima łapie muchy na szybie:-) ...
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!