poniedziałek, 21 marca 2011

Wiosna na zagrodzie

Zimno było jak licho, a potem zaczął padać śnieg, jakby sprawdzała się prognoza pszczelarzy, że w połowie marca atak zimy przez 7 dni, a potem już tylko ciepło i wiosna. Dobrze, że pracowaliśmy w chacie, a na zewnątrz tylko przycinaliśmy łaty i czyściliśmy deskę, no i małe pieczenie kiełbasek na końcu, na gorącą kolację.
Jakieś krokusiki wychyliły główki na to zimno, odważne....




                                           .....ale tylko te pastelowe i jeden żółciutki, a reszta śpi...  

Chcieliśmy zagospodarować przestrzeń pod blatem, jakieś drzwiczki-żaluzje, żeby to wszystko oddychało, a jednocześnie był jakiś schowek na rzeczy brzydsze w gospodarstwie domowym, kiedyś wisiała tam kratkowana zasłonka, ale teraz jest za krótka.


                                           Ale cóż, nie skończyliśmy, bo zabrakło jednej łaty.


Ale za to uczyniliśmy półkę na różne pojemniki, które zagracały stół i zrobiliśmy porządek w rzeczach wiszących, przy okazji okazało się, że zegar chodzi jakoś do tyłu i trzeba go zawieźć do mistrza.


To jest półko-bariera, która oddziela zejście na schody. W nocy bywały wypadki nietrafienia stopą na stopień i delikwent lądował z potłuczonym mocno tyłkiem na dole, tudzież z urazem kostki zakończonym
w końcu zagipsowaniem stopy. Oczywiście pełno tu durnostojek, ale co ja zrobię, jak one mi się podobają.
Kiedyś była zamontowana lina taternicka, ale wyciągnęła się i brzydko wyglądała.



Pełno tu różnych dzbanków, zwierzaczków, strachów na wróble, piszczałka gliniana ze skansenu w Kolbuszowej......

         
                                            .... no i ulubione plecionki.....



Te dwa pojemniki wyplotłam sama, z papierowej, a właściwie gazetowej, wikliny , przepis znalazłam w SZUWARKOWIE, papierowe rurki, a potem już łatwo. Są nieforemne, krzywe, brzydko zakończone, ale miałam radochę, jak udało się je skończyć. inne pełnią rolę kosza na śmieci. Deski na półkę odpadowe, zamoknięte, niedoczyszczone, ale odzyskane.


Przy kapliczce zrobiłam kilka zdjęć, bo akurat troszeczkę wyszło słońce...


                                             ..... jak zwykle, panorama Kopystańki...


                          ....... widok na południe, dachy wsi, w oddali wzgórze kalwaryjskie....

                   
                                        .... i lasy w dolinę potoku .......

W niedzielne popołudnie wyruszyliśmy na doroczny koncert, "W górach jest wszystko, co kocham"...., a po drodze ujrzeliśmy na niebie jakiegoś nieznanego ptaka......

     
                                                ...... tylko buczał, zupełnie jak silnik...


Na pierwszy ogień poszedł Jerzy Krużel, stary tramp z Grupy R, zabrzmiały " Buty rajdowe" i inne stare hiciory, obecnie prowadzi audycję "Mikroklimat" w niedzielę o 9 rano, słuchanie jej stało się rytuałem naszym przy porannej kawie, miły, spokojny głos.


 Nic tu nie widać, czerwone światło zabrało twarz tego bieszczadzkiego człowieka, Grzegorza Śmiałowskiego, śpiewał piosenkę do słów wiersza nadleśniczego z Cisnej "Sanem" i tu usłyszałam słowa ... "narkoza ziół"..., a maestrią gry na gitarze normalnie mnie zachwycił.


I krakowski zespół Yeskiezsirumem, po ormiańsku "Kocham cię", muzyka hałaśliwa, ale treściwa i ich "Anioły" ... nie będę się więcej bał, aniołów wokół mam"..., a także Witkacy, Przerwa-Tetmajer....

Potem "Dom o Zielonych Progach", szczupluteńka Basia, Pelton na basie, Wojtek Szymański - pomysłodawca całego projektu i nowy, chyba zeszłoroczny nabytek, skrzypek niesamowity, co też on wyczynia z tym instrumentem, mieli 10-lecie powstania zespołu. Ujęli mnie piosenką  Ze Starej Szuflady - o ile dobrze zapamiętałam "Góry i ludzie", jakoś tak:
                           Jedna nad nami Łemkowyna
                          i jeden święty Jerzy czuwa
                          Jezus na tronie wypoczywa
                          czesany w koki jak Samuraj...      


Na koniec wszyscy wykonawcy tradycyjnie odśpiewali "Sielankę o domu", a my z nimi, naklaskałam się, naśpiewałam i wróciliśmy do swojego domu, gdzie czekały nasze stęsknione zwierzaki. To był miód na nasze ucho i oko, i serce..... A przekrój wiekowy był - od niemowlaka do staruszka....
Pozdrawiam wszystkich serdecznie, dzięki za komentarze.

 
Ze Starej Szuflady
"Góry i ludzie" mistrza Harasymowicza
Wojtek Szymański i Michał Łangowski 

26 komentarzy:

ankaskakanka pisze...

Super tam u was. Wszystko mi się podoba. Ozdoby domowe, widoki, ludzie grający.

*gooocha* pisze...

Tylko się nie zdziw, jak kiedyś zawitam w gości, bo nie wiem, czy się powstrzymam :)

NieTylkoMeble pisze...

Nie boisz się, że te piękne gliniane dzbanuszki, przy przypadkowym zachwianiu równowagi i próbie złapania się półki, nie spadną na te schody?

Unknown pisze...

Ale miło, ciepło i przytulnie w tym Twoim domku:-)
Piękne wszystko u Ciebie, te plenery....

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Witaj, Ankoskakanko, cieszę się, że Ci się podoba, i dzięki za odwiedziny. Pozdrawiam serdecznie.

Gocha, zawitaj, zawitaj, wygodne buty ubierz, pa.

Aneto, mam tę świadomość, już sama tak zrobiłam, jak machnęłam ręką, ale na noc
zostawiam na dole maleńką lampkę, żeby było widać schody, bo i psy chodzą w nocy napić się wody, i my, a dzbanki jak się potłuką? postawimy co innego.
Psy wyprowadzają mnie o brzasku, jakie ptasie koncerty, kosy i inne bractwo skrzydlate wyćwierkuje, pogwizduje, kląska i nie wiem, co tam jeszcze. Idzie ku dobremu, pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Witaj, Lusi, plenery są do połażenia, jak trzeba i można sobie usiąść i popatrzeć, i poleżeć pod gruszą, iść korytem potoku, przedzierać się przez chaszcze, takie survivalowe trochę warunki. Pa.

malaala pisze...

Wszystko rewelacyjne!!!A koncertu tylko pozazdrościć !!!!Tęskno mi za takimi klimatami :(
No i jeszcze to pieczenie kiełbasek..... ;)

jola pisze...

U nas też w weekend wróciła zima, jak się obudziłam rano w sobotę było bieluśko, ale dzisiaj już słonko przygrzało i moje pojedyncze krokusy zakwitły :) Takie odważne jak Twoje :) Ileż Ty masz dziwów w tej Twojej chałupce, koszyki choć krzywe jak mówisz, ale za to jakie piękne, skąd zdobyłaś te formy na baby? Te co wiszą pod półeczką - ja też chcę takie mieć :)) Koncert cudowny - lubie takie koncerty, chodzę z moją córka na "Stare Dobre Małżeństwo" jak grają w Krakowie i właśnie to jest cudowne, że wszyscy śpiewają razem z nimi te cudowne piosenki o Bieszczadach. Najgorsze w tych wyjściach są u nas pieski, które zostaja same w domu, a człowiek gna do nich na złamanie karku. Pięknie u Was Marysiu i kapliczka i chatka..Wiesz jutro z samiuśkiego rana jadę z sąsiadką na taki prawdziwy wiejski jarmark, co to i kury i kozy można kupić, na razie się rozejrzę - mam w planach zakup tego i owego. Na wszelki wypadek nie biorę pieniędzy, bo jeszcze wróce do chałupy z krową :))

Go i Rado Barłowscy pisze...

Ech,"gór nam mało i trzeba nam więcej, żeby przetrwać od zimy do zimy"!!!
Pozdrawiamy wiosennie

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Witaj, MALAALU! Gitara ma magiczną moc przyciągania do siebie, a jeszcze przy ognisku. A kiełbaski pyszne były, tylko słone okrutnie, w nocy wypiłam butelkę wody. Pozdrawiam serdecznie.

Jolu, nie takie znowu dziwy, to klamociarniane zdobycze, wyszperane ze stosów różności, tak samo, jak formy na baby. Mam słabość do tych drobiazgów, przemieszane groch z kapustą i kompletnie nieużytkowe. Biegamy również na koncerty SDM-u, urzeka mnie w nich to, że wszyscy uczestnicy śpiewają ich piosenki, a zespołu nie słychać w renomowanych stacjach radiowych ani nie widać w TV, kompletnie niemedialni, a istnieją i mają się dobrze. Mój Bigos po dłuższej nieobecności naszej kłóci się z nami, a Maksio wydaje dżwięki, jakby ktoś szydłem kłuł go w tyłek.
Wiejskie jarmarki są super, ostatnio widziałam drewnianą praskę do serów, taką na ścisk, pewnie sobie kupię, bo noszę się z tym od dłuższego czasu.
A pokażesz, co to jest - to i owo? Koziołka chcesz kupić? i zielononóżki?
Uściski ślę, krówka też jest dobra!

Ataner pisze...

Mario, durnostojki sa fantastyczne. Widac, ze kawal serca wlozylas w domek swoich marzen.
Ja czuje sie zaszczycona, ze moge go ogladac.
Kawal dobrej roboty zrobiliscie, uklony dla Twojego meza.
Po takich wyczynach rozrywka jak najbardziej Wam sie nalezy,super klimaty, dla mnie bardzo odlegle, bawie sie razem z Wami.
Serdecznie pozdrawiam mieszkacow Chatki i wszystkie zwierzaki:)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Go i Rado, oj mało, mało, a czas jakoś tak ścieśnia się coraz bardziej. Zawsze mówią, iż robota nie zając, nie ucieknie, chciałoby się i coś zrobić, i połazić.
Pozdrawiam serdecznie.

Ataner, bo to już chwilę trwa, zawsze coś tam wymyśli się i dorabia po kawałku.
A czasami nic się nie chce, pa, pozdrawiam.

Dorota Narwojsz-Szal pisze...

Przychodzę do Ciebie, jak Ty do mnie cichutko. Patrzę... uśmiecham się... ciągle zastanawiam, dlaczego tak długo czekałaś. Ludzie nic nie mają do pokazania, powiedzenia, a mimo to szum wokół siebie robią. A Ty Mario? Wiem... wiem... skromność :o) Jak rzadki kwiat i taki piękny. Bardzo powoli budzę się z zimowego snu, duch wprawdzie obudzony, ale kości, mięśnie... jeszcze nie. Dziękuję za życzenia. Tak, urodziny były w niedzielę. Pojechaliśmy do Karczmy pod semaforem, a po drodze musiałam zajrzeć do Nienadowej, do Dubiecka. Nienadowa nic a nic się nie zmieniła, ale zamek w Dubiecku i park... ach. Pozdrawiam Cię :o)

Magda Spokostanka pisze...

Dobrze u Ciebie ...
I znów nowe talenty - wystarczyło, że zobaczyła i już potrafi sama zrobić! Ech ...
Dzbanuszki cudne! Gdzie u licha są te sławetne Klamociarnie?! To jakieś targi staroci na jarmarkach? Na granicy zach.pom., wlkp. i lubuskiego nie uświadczyłam takich na żadnych targach.
Pozdrawiam cieplutko!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Doroto, bardzo lubię tę drogę, po drugiej stronie Sanu, do Dynowa, często wydłużamy sobie drogę do domu i robimy wycieczki. Razu jednego mapa pokazała, że przez Połanki przedrzemy się na północ, no cóż, droga się skończyła, las, szlak turystyczny-ścieżka, drogi błotniste. Zjechaliśmy łąkami w dół na podwórze jakiegoś gospodarza, nie skrzyczał nas, tylko uśmiechnął się pod wąsem. NIe pojedziemy już tamtędy, ale inną drogą napewno. A wszędzie pięknie.
Odczuwam ociężałość pozimową, szybciej się męczę, nogi bolą, ale to przejdzie w wiosennym rozruchu. Dzięki, Doroto, za dobre słowa, pozdrawiam serdecznie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Magdo, na pewno są klamociarnie w Twojej okolicy, po prostu ludzie jeżdżą i przywożą zza niemieckiej granicy to, czego inni pozbywają się z domu.
Ja mam do swojej kilka kilometrów, a mieszkam w Polsce PŁD-WSCH, jeżdżą chłopaki co 2 tygodnie, potem w garażu wykładają i sprzedają, a w sąsiednim miasteczku oddalonym o 15 km są 2 następne, chyba musisz popytać w okolicy.
Z tymi talentami - to na wyrost, po prostu spróbowałam i poszło, jeszcze zostały mi rurki papierowe, lubię coś tak manualnie "popełnić", jakieś druty, szydełko, hafcik, no lubię i już. Mam to po Mamie. Za to jestem antytalent techniczny, pozdrawiam Magdo.

Anula pisze...

Marysiu droga trochę nie nadążam z czytaniem, remont się zaczał po zimie i sprzątanie mam na okrąło. Ale ekipa idzie jak burza, wkrótce ujawnię ich poczynania :). Piękne masz te przeróżne wazoniki, koszyczki oglądałm w Szuwarkowie, pomysł uważam za świetne, a Twoje prezentuja się bardzo ładnie :).Widzę, że blogowanie Cię wciągnęło i bardzo dobrze bo masz do tego talent :)
Buziaczki
Anula z Chaty

Inkwizycja pisze...

To mieliście wspaniały weekend ;-) Wszystkiego po trochu: dla obowiązku, dla relaksu, coś dla ducha - koncert... i coś dla ciałka, czyli kiełbaski ;-)
W zeszłym tygodniu już planowałam ognisko inauguracyjne, ale pogoda nie spisała się... może w ten weekend?
U mnie podobnie jak u Was - zakwitły same białe krokusiki i jeden fioletowy... czekam na moje ulubione, pasiaste ;-)
Ach, z jednej strony wiosna daje niesamowitego "powera", a z drugiej... jakieś wiosenne przesilenie i coraz więcej pracy w ogrodzie, za mało czasu, za mało snu...
Będzie lepiej! Ściskam czule!

Unknown pisze...

Też kocham góry :) Piękne widoki :)

Anonimowy pisze...

Podoba mi się taki muzyczny klimat, zresztą ja chyba lubię każdą muzyke (no może nie, nie, nie dla metalu,hip hopu i disko polo).
Piękne są Wasze wycieczki, na które zabieram się - uważajcie idę cały czas za Wami troszku nie zdążam...
Kapliczka piękna, obeszłam ja w koło...
W Waszej chatce zajrzałam w każdy kącik...a i jeszcze coś, masz rację kiełbasa była bardzo słona, ale jakie słodkie towarzystwo :)))
Pozdrawiam!

Grey Wolf pisze...

oj przytulnie tam u Was w chatce :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Anulko miła, Ty masz poważne zajęcia, remont domu i mieszkanie w nim to uciążliwość rzadka, a mu czekamy na wpis o postępach remontowych. Widzę, że jesteś zadowolona z postępującyvh prac, masz dobrą ekipę. A mnie blogowanie wciągnęło, chcę pokazać jak najwięcej, bo już ogrody wołają, krzaki do przycięcia, nie mówiąc o pnączach na pergoli, jak w dżungli, a i oczko zasypane zeszłorocznymi liśćmi, woda do wymiany. Pozdrawiam serdecznie.

Gevillo, dzięki za wizytę, pozdrawiam serdecznie, nasze pogórze jest niewysokie, ale piękne.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Inkwizycjo, to był weekend pełen wrażeń, ogniska integracyjne są super. Przeszłam rano po ogrodzie, wszystko idzie do góry, mimo że w nocy są przymrozki. A snu nie żałuj sobie, to najlepszy kosmetyk i lekarstwo, uściski ślę.

Guga, lubię "Krainę Łagodności", to wycisza i uspokaja, a jeszcze ubraną w ładne słowa. A wędrówki wychodzą Ci coraz lepiej, już nawet zadyszki nie łapiesz, fajny kompan z Ciebie. W ten weekend będą pieczone skrzydełka. Ciepełko ślę.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Szary Wilku, już myślałam, że może pojechałeś gdzieś za wielką wodę do Ataner, taki spokój u Ciebie. Drewniane chatki mają to do siebie, że są przytulne, lubię drewno, i mam wrażenie, że nie minęliśmy się na Krępaku, tylko na birczańskim rynku. Po jednej z wędrówek, kiedy to ostro chodziliśmy wokół Birczy,
siedzieliśmy na murku przy parkingu domu handlowego i jedliśmy lody, a gość w kapeluszu, z włosami za ramiona, kołyszącym, powolnym krokiem przecinał plac - to chyba byłeś Ty. Pozdrawiam.

Grey Wolf pisze...

no drewno ma duszę..z pod Krępaka podbierałem jesienią żwirek :)..ja też wokół Birczy znam trochę ścieżek, ale pewnie mniej niż Wy ;)..w kapeluszu?, to musiała być jakaś deszczowa pogoda, a Saba pewnie w aucie czekała :D..czasem zakupki się tam robi..
Kiełbasa słona?, no takie robią żeby nie czuć innego smaku, mało mięsa a dużo czegoś innego..zwłaszcza grillowe, blee..polecam np. zwyczajną z masarni w Rudawce :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Dlatego też teraz będą skrzydełka w pikantnej marynacie z olejem, lekko odgotowane - bo nie lubię żylastych, a potem chlebek maczany w tej marynacie i też grillowany, pycha, chili i czosnek dają mu smaczek.
Ścieżek jest na pewno jeszcze więcej, tylko kto je wszystkie schodzi, a o masarni w Rudawce nie słyszałam. Pozdrawiam.