środa, 7 września 2011

Przyrodnicze podglądajki pogórzańskie ...

Z ostatniego chatkowego wyjazdu zostało mi parę zdjęć.
Przylatują do nas na taras różne ptaki, jedne szukają noclegu, jedne myszkują w psiej misce, a jeszcze inne z ciekawości. Te, które szukają noclegu, fruną na barierkę i siedzą zdziwione, że ktoś zajął ich miejsce, znaczą swoje miejsce pobytu białymi śladami.
Obserwowaliśmy ostatnio kowalika, zupełnie niepłochliwy, ciekawski i łakomy ...


,.. upodobał sobie suche chrupki psie ...


,.. jednym okiem zagląda ...


,... drugim okiem zagląda, porywa granulkę i w nogi, znaczy w skrzydła ...
Ponieważ bardzo denerwował Maksa i pies gonił za nim, sypnęłam mu garść na blat od wędzarni, od razu spatrzył, że to dla niego ...





Odlatywał na pień śliwki, wbijał chrupkę w korę i dziobem rozbijał na kawałki i wcinał, albo między kamienie pieca chlebowego ...


,... a po pniu śliwki, odrobinę poniżej dzięcioł wystukiwał robaki spod kory, zdjęcie ukosem, bo ptak jest płochliwy, a ja tylko wysunęłam obiektyw spomiędzy wiszących, roboczych rzeczy.
Ponieważ była piękna pogoda, nad doliną szybowały jastrzębie, nawoływały się swoim tęsknym, ptasim zawołaniem, naliczyłam ich pięc sztuk, ale razem ciężko było uchwycić je w obiektyw ...


... najpierw jeden, duży, to chyba rodzic ...


... a tu tylko dwa.
Niedaleko, w lesie za drogą mają na modrzewiu swoje gniazdo, widzę je, jak idę do grzybowego lasu, i słyszę nawoływania młodych, kiedy przylatują stare ptaki z pokarmem.
 W sadzie stare jabłonie wykruszają się powoli ...



... przycinamy te uschłe gałęzie, trochę wypuszczają młodych odrostów, które potem owocują, ale pnie w środku są chyba puste, no i jemioła robi swoje.


Tak samo śliwki, wysokie korony usychają, łatwo burze je wyłamują, ale jeszcze ze spróchniałego pnia wybijają odrosty ...


... które całkiem przyzwoicie owocują.
Na pewno dawno nie pisałam o kamiennym tarasie, sam już dba o siebie i żyje swoim życiem, ostatnio zauważyłam młodziutkie sieweczki tymianku ...


... no i oczywiście zdjęcie postawione nie tak, przy mojej niezgrabocie komputerowej nie poradzę ...


... i szałwia wysiała swoje nasionka.
Myślę, że teraz wszystko pójdzie swoim naturalym torem, a ja będę tylko zielsko usuwać ...


Hyzop szaleje, pachnie, wabi trzmiele i motyle ...


... a mięta schodzi już w dół, przyrzekam, że nie napiszę już o niej do zimy, ale tak mnie to cieszy, chodzę, zaglądam, liczę, głaszczę te zioła dla zapachu...


Taką żabkę ceramiczną na liściu kiedyś w klamociarni zakupiłam, bo są czasami osoby palące, ale ona znalazła swoje miejsce jako przykrywka do szklanki z napojem przed osami ...


Przewracała się po chatce taka półeczka drewniana, właściwie nie było co z nią zrobić, ręcznik papierowy też przeszkadzał na blacie, a teraz tworzą doskonałą parę ...


... dekorki drewniane nawet przykleiłam, dla ozdobności, pewnie dziewczyny zaraz by coś z tym zrobiły, pobieliły, nawoskowały, zabejcowały, a moja wisi taka "saute"...


Kiedy wiosną prosiłam panią handlującą roślinami o coś wybitnie wytrzymałego na suszę, poleciła mi te begonie, rzeczywiście, wytrzymują czasami 2-tygodniowe niepodlewanie i kwitną cały czas, a stoją na tarasie pod dachem ...


Kamień nad Wiarem, wklęsły jak miseczka, ciekawe, służył do czegoś czy tylko tak czas go ukształtował?


A z takich ceramicznych cudactw, to mamy jeszcze dwa kubki, Helmut i Helga, o maleńkich znamionach płci, stoją na półce nad oknem i zaśmiewamy się z nich, jak wzrok tam poleci, on ma jakieś przerażenie w oku ...


Pisałam wcześniej o tej kobiecie, która zbierała zioła, centurię o różowych kwiatkach, Magdalena od razu wiedziała, że to ziele tysiącznika, pomocne na wszelkie niestrawności, roślina pod ochroną, pozyskują ją z upraw. No, ale co? jak ktoś cierpi, to chyba można trochę zerwać w naturze, nie dla zysku, a dla pomocy. Wydaje mi się, że widziałam coś takiego, a może mi się tylko wydaje, rośliny są podobne do siebie.
Obiecałam również przepis na forszmak, wykorzystuję ten z jakiegoś forum "optymalnego", bardzo nam smakuje ...
                                                       FORSZMAK

1kg surowego boczku
60dkg kiełbasy podwawelskiej
60 dkg karkówki
60 dkg kurczaka /używam piersi kurzych/
30 dkg cebuli
50 dkg kiszonych ogórków
smalec
200 ml śmietany pełnej
1 łyżka musztardy i koncentratu pomidorowego
sól, pieprz,ziele, liść, odrobinę ostrej papryki i co tam kto lubi
1 litr wywaru kolagenowego



Ten wywar kolagenowy, to taki rosół jak z galarety, wygotowany z kości, nóżek, odrobiny skórek, myślę, że może być też esencjonalny rosół, nie używam żadnych kostek rosołowych, vegety, bo to psuje smak, same naturalne przyprawy.
Boczek pokroić w słupki, obsmażyć, i po kolei, karkówkę, kiełbasę /obraną z osłonki/ i wrzucamy do gotującego się rosołu.
Cebulę kroimy w półplasterki, szklimy i też do gara, ogórki w słupki /nie obieram/, też obsmażyć, a na końcu kurczaka, bo najbardziej mięso miękkie, a na koniec pozostałe rzeczy, i tak to "mruga" na małym ogniu z 1,5 godziny, od czasu do czasu zamieszać, jeśli jest za rzadkie, można dodać łyżkę mąki.
Mięso, mimo długiego gotowania nie rozpada się, bo jest obsmażone, każdy kawałek osobno, smaki przegryzą się i jest bardzo dużo pożywnej potrawy. Jadamy to potem na zmianę z ryżem, pieczywem, do makaronu, placków ziemniaczanych, z czym kto chce, i wcale nam się nie przejada.
Proporcje można sobie zmniejszyć, bo naprawdę wychodzi pół potężnego rondla, a całą robotę robią różne mięcha. Smaczności!


Pozdrawiam serdecznie wszystkich, udanego tygodnia, dzięki za ciepłe słowa.
Zapowiadają ładną pogodę na weekend, pewnie będziemy wypompowywać studnię, trzeba dobrze odszlamować dno, wyścielić włókniną, a na to żwir, mąż tam polezie po drabinie, bo ja bojąca jestem, pa.







29 komentarzy:

mania pisze...

Taki mały ptaszek a jaki zmyślny, umie się urządzić :)
Pięknie musi pachniec na Twoim tarasie!
Słońca życzę :)

Margarytka pisze...

Piękne u Ciebie te ostatnie letnie dni. Przepis bardzo ciekawy. A ja zapraszam do siebie, w nowe miejsce w nowej odsłonie :) http://blog.calimera.pl/

Pozdrawiam serdecznie
M

ankaskakanka pisze...

Masz boskie towarzystwo. Idealne warunki do obserwacji przyrody. Pozdrawiam

Tenia pisze...

Zazdroszczę Ci troszeczkę,że możesz tak z bliska obserwować przyrodę.
A przyroda jest piękna,oj piękna.
Pozdrawiam serdecznie:))

Magda Spokostanka pisze...

Zamienię, bez dopłaty, naszego bezczelnego dzięcioła, na Waszego nieśmiałego i płochliwego! Nasz robi piękne dziuple w odeskowaniu pod dachem - chcecie?
Kowalik śliczny. Miętę i taras pokazuj, pokazuj!
Dziękuję za przepis na forszmak.
Uwielbiam krzyk ptasich drapieżników i ich kołowanie nad domem. Niestety jeden jastrząb zamieszkał w pobliżu i również nie jest nieśmiały. Poluje na kury, nie przejmując się dwoma psami. Świnia!
Czyli na suszę - begonie?
Pozdrawiam pięknie!

Unknown pisze...

Kochana - te drapole to nie jastrzębie. To orliki krzykliwe! Szczęściara z Ciebie. Taki widok!
Asia

Mażena pisze...

Rozmarzyłam się, nie mam chatki..
Ślicznie masz!

vinniczek pisze...

Tyle wątków ślicznych, że nadążyć nie mogę! Ale czytam, podziwiam i... uśmiecham się... Tak ciepło na duszy się robi...

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Maniu, on jest najbardziej odważny, a w następnej kolejności sójka, sikorki bojaźliwe, pachnie, pachnie na tarasie, dlatego tak pieję z zachwytu w każdym wpisie na jego temat, serdeczności, pa.

Margarytko, śledzę Twoje podróże, a jakże. Lubię taką pogodę, nie za gorąco, chociaż dziś w nocy chłód ciągnął od okna, pozdrawiam serdecznie.

Ankoskakanko, bo jak siedzi się cichutko na tarasie, to wiele można zobaczyć, a pod wędzarnią jakie ogromne myszy polne smyrgają w poskładane drzewo, pewnie za chwilę sprowadzą się do chatki, ciepełko ślę.

Teniu, czasami aż za blisko, żmija weszła nam kiedyś do chatki, szerszenie gniazdo sobie zrobiły, tam gdzie śpimy, a popielice zaglądają nam na stół, co też tam mamy, ale nie jest to uciążliwe sąsiedztwo, pozdrawiam ciepło.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Magdo, chcemy, pakuj go i wysyłaj, u nas nie ma odeskowania, nie da rady chatce, a może zaprzyjaźni się z naszym?
Drapieżcy nawołują się w lesie, za drogą, a koło południa do wieczora wylatują na kołowanie po niebie, czasami spadają jak kamień, po zdobycz.
Na górze, we wsi posadzili dziadziusia, żeby pilnował kurczaków i kwoki, bo drapieżnik atakował. On z laseczką na stołeczku, stadko obok, spadł z nieba jak kamień, porwał i odleciał, dziadziuś laseczką nie zdążył machnąć, a wszystko wiem od Haneczki, żony Janka. No jakże, Magdo, ma się przejmować Twoimi psami, jak dziadziuś nie podołał? Tak, begonie, sprawdzone, pozdrawiam Cię serdecznie.

Asiu, a to mnie przyskoczyłaś, wszystkie kołujące po niebie to były dla mnie jastrzębie, wiedziałam, że są orliki, ale nie myślałam, że za naszą drogą, tak blisko, przeczytałam to mężowi, widziałam dumę w jego oku, że są te ptaki koło nas, ot, tak sobie. Posiadują czasami na starych drzewach, na bramie wjazdowej, a ja żyłam w przekonaniu, że to jastrzębie, teraz czuję do nich szacunek, ORLIKI KRZYKLIWE. Dzięki, pozdrawiam serdecznie.

Mażeno, marz dalej, bo marzenia spełniają się, jeżeli bardzo się tego chce, lubię moją chatkę, jest trochę siermiężnie, zgrzebnie, ale lubię, serdeczności.

Vinniczku, to wyszedł w tym poście taki misz-masz, ale żal mi było tych zdjęć, żeby tak sobie odeszły do archiwum, bo wydaje mi się, że jak mnie się podobają, to może jeszcze komuś? I Twoje słowa utwierdziły mnie w tym, cieszę się, pozdrawiam ciepło i serdecznie.

Jomo pisze...

Puste stare drzewa mogłyby być prawnie chronione...;)
a tak na serio to zwalony pień, zmurszałe drzewo sąspiżarnią dla skrzydlatych i nie tylko, przyjaciół

Kowalik mnie zachwycił, ja codziennie goszczę rodzinkę kopciuszków i sikorek, nie licząc jaskółek oraz pliszki żółtej

nade mną szybują zaś myszołowy

posyłam Ci moc serdeczności

Unknown pisze...

Mario, na punkcie ptaków drapieżnych mam absolutny odjazd! W Waszej okolicy orlików drapieżnych jest sporo> Ba czasami trafiają się i orliki grubodziobe - większe i potężniejsze nieco od krzykliwego. Czasem trudno je odróżnić od orła przedniego. U nas ostatnio dwa orliki krzykliwe spożywały szczura na opuszczonym już bocianim gnieździe:-)))

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Też jestem tego zdania, Jomo, u sasiada gnieżdżą się w dziupli sowy, które w nocy nawołują, w naszej starej gruszy mieszka popielica, ale czasami te drzewa nie potrafią oprzeć się nawałnicy, łąmią im się wiekowe gałęzie, a my nic na to nie możemy poradzić, a do tego wysysa z nich soki przebrzydły pasożyt, jemioła. Kopciuszki też zalatują, jaskółek nie uświadczy u nas, może wyżej, we wsi, pozdrawiam serdecznie.

Asiu, a ja ich za bardzo nie odróżniam, kiedyś wracaliśmy leśną drogą do domu, zerwał się do lotu tuż przed maską "czołgu" ptak o ogromnej rozpiętości skrzydeł, tylko krzyknęłąm, o matko, orzeł, nie wiemy, co to było. A potem przeczytaliśmy w lokalnej gazecie, że gdzieś jest stanowisko orła przedniego czy też bielika w tych okolicach, ale nie ujawnają, żeby ludzie nie niepokoili ptaków, ale czy to był on? czy może mniejszy krewniak, a nam wyobraźnia dodała?
Dwa orliki jednego szczura, to musiało trochę makabrycznie wyglądać, pozdrawiam.

jola pisze...

Ta mięta rzeczywiście rośnie jak oszalała i rozumiem dokładnie Twoją radość, półeczka ręcznikowa cudna, po co jej jakieś przecierania, jest piękna, taka, jaka jest i pasuje do Waszej chatki. No i te śliwy dorodne, buziaki ślę...

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Jolu, radość radością, ale ileż można pisać o mięcie, będę teraz dusić w sobie potrzebę jej pokazywania, a śliwa to jedna zaszalała właśnie na tych odrostach, pozostałe odpoczywają. Czy kozunia mleko już dała? pozdrawiam serdecznie, Jolu, za chwilkę mnknę do biedronki po wrzosy, bo kwiatki doniczkowe pod domem uschły na amen, obraz nędzy, pa.

Unknown pisze...

To mógł być orzeł przedni - rozpiętość skrzydeł samicy tego gatunku może sięgać do 220 cm! Bielik jest nieco większy - do 240 cm, ale na Waszym terenie bieliki raczej nie występują. To ptaki silnie związane z wodą. Ale orły przednie - jak najbardziej! U nas dzisiaj kania ruda kołowała nad siedliskiem:-))))

Mona pisze...

pięknie u Ciebie jak zawsze i naturalnie..a taki Forszmak to i ja nieraz robię:) nie znając jego nazwy..
a drewno naturalne mozesz przeciągnąc nawet roztworem szarego mydła..pamietasz termin ługowanie ? Pozdrawiam..

Margarytka pisze...

Marysiu, zapraszam serdecznie do siebie i z niecierpliwością czekam na Twoje nowe wpisy :), tak dobrze się je czyta i ogląda zdjęcia :)
Pozdrawiam M

Bozena pisze...

Z Twojego postu tchnie spokój, cisza wiejskiej chaty... Lubię zaglądać do Ciebie, bo jakoś jesteś mi bliska swoim spokojem,dystansem do życia. Dużo nowego dowiaduję się o roślinach, regionie, górach. Tym razem zachwyciły mnie stare drzewa i ptaszek. Lubię stare sady. Stare jabłonie podobne są do starych, pochylonych przez lata i ciężką pracę wiejskich kobiet.Jest w nich piękno budzące szacunek.
Przesyłam uściski

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Asiu, to brzmi niewiarygodnie, orzeł przedni, ale w tej dziczy wszystko możliwe, pozdrawiam.

Mona, czasami robimy potrawy, nie wiedząc, że to jest właśnie to, albo jakiś składnik inny, a tak, rzeczywiście, ługowanie znam, dzięki, pozdrawiam.

Margarytko, już byłam u Ciebie, wcześniej też zaglądałam, wena musi przyjść na pisanie, pozdrawiam.

Tak, Bożeno, ludzie na wsi są spracowani, pochyleni w różne strony, jeden do przodu, drugi do tyłu, powykręcani przez różne choroby, rzeczywiście, jak stare drzewa w sadzie, dzięki za ciepłe słowa, pozdrawiam serdecznie.

Magdalena pisze...

Bardzo lubię kowaliki, są takie wdzięczne. U nas na wsi nie widziałam, za to przylatywał do karmnika grubodziób. Osobiście wolę popielice niż myszy. :))) Nie to że się brzydzę, ale popielic u nas nie, a są takie piękne. Myszy natomiast potrafią wleźć do samochodu, czego zawsze się boję, bo przegryzają różne przewody. Kiedyś wlazły do... radia. Mało tego: wciągnęły tam pół bukietu suchych kwiatów i sporo pociętego papieru toaletowego. A radio wciąż grało. Tylko coraz gorzej. :))) Gdy ostatecznie padło, mąż chciał naprawić. I wtedy się wydało. :)))

Margarytka pisze...

Oj tak, rozumiem Cię w kwestii weny. ja ostatnio wenę to może bym i miała, ale czasu mi nie wystarcza na wszystko :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Magdaleno, zobaczyłam je tutaj pierwszy raz, a grubodzioba znam, też przylatuje do karmnika, wygląda jak papuga na tle szarych wróbli, siedzi, mymla w dziobie ziarenka, wypluwa łuski, jest na co popatrzeć. U nas szczur bukiet jarzyn i kości złożył w silniku, serdeczności.

Margarytko, łapmy wenę przez weekend, pa.

Sunniva pisze...

Witaj Mario! Ptaki na wiosce to sama radość :)! U mnie też całe mnóstwo znanych i nie znanych skrzydlatych bytuje.Mnóstwo jastrzębi pokrzykuje, pliszek garść uwiła gniazda w stodole. Śmieszne takie , machające ogonkami:)a sroki w gaju to takie wrzaski wyczyniają , że aż uszy bolą;)! Uroczo tam u Ciebie, a Helga i Helmut powalają na kolana swoimi minami;))). Pozdrawiam ciepło S.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Sunnivo, też podglądasz ptaki u siebie?
Jest ich coraz mniej, poodlatywały, ale jaskółki widziałam jeszcze dziś, pozdrawiam serdecznie.

Moje miejsce na Ziemi pisze...

Super móc tak podglądać przyrodę na żywo:)
pozdrawiam!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Hm! Olu, zawsze to robię, siedzę cicho i można patrzeć, serdeczności.

domowa kurka pisze...

u mnie blisko domu gniazdują kruki...niby nic, a tez wielkie... mario , Twoje zdjęcia i opowieści to balsam dla duszy...dziekuję

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Kurko, lubię kruki, rankiem z lasu lecą gdzieś, pod wieczór wracają, z takim krakaniem, cieszę się, że Ci się podoba u mnie, pozdrawiam serdecznie.