niedziela, 18 września 2011

Smakowitości z pieca ... trochę jesiennie ...

Trochę pobyłam na Pogórzu.
Pogoda piękna, niebo czyste, poranna mgiełka, jeszcze była trawa do pokoszenia, ale szybko poszło, bo już nie rośnie tak gęsta jak wcześniej. A potem poszłam z psami na łąki o zachodzie słońca ...


Długie cienie, świat taki przymglony, w oczekiwaniu ...


Czereśnia, spod której obserwuję dolinę, podświetlona prawie od spodu, słońce nie zachodzi już za najpiękniejszą górą Pogórza, przesunęło się za drugą, od której już niedaleko do najkrótszego dnia ...


... całe podwórze w cieniu, tylko między starymi jabłoniami słońce znalazło drogę do mojej chatki ...
Podeszłam drogą trochę wyżej, żeby złapać zachodzące słońce ...




I zaraz zrobiło się prawie ciemno.
Okazało się, że psy na łące nałapały w sierść mnóstwo nasion, rzepów, sklejone pyski, ogonki, chyba godzina zeszła mi na wyciąganiu z psich kudełek tych czepiających się drobin. W sadzie u sąsiada wołała sowa, z lasu odpowiadał pohukiwaniem puszczyk, a wkoło zaczynały szczekać lisy, tylko świerszcze koncertowały długo w noc. Potem słyszałam ryczenie jelenia, daleko, potem bliżej, może to jeden, a może odpowiadał mu drugi.
Pisałam Wam o kunie, którą obserwowaliśmy w sadzie, tym razem przeniosła się bliżej domu ...


Oczyska zaświeciły jak diablikowi, coś upolowała wysoko,  w starych śliwkach ...
Zobaczyłam ją, jak wyszłam rano przed chatkę, przeskoczyła na czereśnię...


Bigos też ją zauważył, zaczął szczekać, wyobraźcie sobie, że zaczęła wydawać odgłosy, jak rozeźlony kot, takie stłumione warczenie ...


Przeskoczyła na inną gałąź ...


... i po koronach drzew pognała gdzieś. A ja  zaczęłam przygotowywać takie kulinarne różności, farsze do pierogów kartoflanych, zbierałam jabłka w sadzie na placek, śliwki i zapaliłam w piecu ...


Dym od razu znalazł drogę, jak jest niżowo, to zadymi całą chałupę, zanim ogrzeje komin i wydostanie się na zewnątrz.
Cudownie gotuje się na kuchni z paleniskiem, przesuwa się garnkami w zależności od potrzeby, tu mocniej, tam tylko mruga, cały blat zastawiony garnkami ...
W ogromnej patelni z grubym dnem wysmażyło się leczo ...


... bardzo syte jedzonko, ciepłem kładzie się na głodny  żołądek, potem chce się tylko spać.


Z tych jabłek będzie szarlotka. Nad chatką przeleciał ogromny ptak, gdzieś w kierunku na Birczę, a może jeszcze dalej ...


To pogranicznicy, granica bliziutko ...


To moja eksperymentalna winniczka, sześć krzewów winorośli z Jasiela, każdy inny, w tym roku dały owoce, ale bardzo nisko, może potem będą owocować wyżej ...



Grona obfite,  zostawiłam po kilka pędów z każdego pnia, może zdrewnieją i i na nich będą owocować, na razie to nie mam zbytnio pojęcia o przycinaniu tychże.


Potem pojechaliśmy w dolinę do sklepu, wszedzie dymy jesienne, wykopki na polach ...


Nad Wiarem wykopałam sobie takie kwiatki, dla ozdobności, takie ostatnie, jesienne ...
A w sobotę mąż rozpalił w piecu ...


... a ja przygotowałam ciasta, trzy różne, na chlebek, do pieroga i słodkie do szarlotki.
Przez okno w kuchni zobaczyłam, jak sójka chowa sobie  żołędzie na zimę, przynosi kilka, w dziobie jeden, w podgardlu ze trzy, kładzie w miękkiej ziemi i przykrywa trawą, liśćmi. Zawsze dziwiłam się, skąd u nas pod chatką młode dęby? przecież wiatr ich nie przywiał, a to hałaśliwe sóje posadziły sobie ...


Cały blat zastawiony, te srebrne papiloty - to ziemniaki w mące żytniej i soli, również będą się piekły w piecu, przez godzinę ...


Chlebem za mocno cisnęłam w piec, ulokował się w samym rogu i przybrał z jednej strony kwadratowy kształt, ale to nic nie ujmuje mu w smaku ...


To są te pieczone ziemniaki, pyszne na gorąco, przekrojone i posmarowane masłem, a jeszcze pyszniejsze na następny dzień odsmażone na patelni, smak niezrównany ...będzie powtórka ...


A w ciepły piekarnik poszły pomidory limy, ususzą się, trzeba tylko uchylić szyber, żeby wilgoć wychodziła z pieca.
Po obfitym jedzeniu pojechaliśmy w taką drogę, którą widzieliśmy od nas, a jeszcze tam nie byliśmy ...


Z drugiej strony zajechaliśmy za wzgórze kalwaryjskie ...


... wysoko na łąkach pasły się krówki ...czas przepiękny ...


Zapach świeżego pieczywa zwabił moją przyjaciółkę, solidnie przygotowana do zimy, już spowolniała, grubiutka ...


Nie myślcie sobie, dałam jej kawałek skórki, nie boi się zupełnie, tylko uszka pracują jak radary i wyłapują dźwięki ...


Chodzi po pionowych ścianach, za chwilę pójdzie spać do wiosny ...


 W południe jeszcze był księżyc na niebie, dziw nad dziwy ...
 I trzeba było wracać z tej czarownej krainy, zamieszkamy tam na stałe, w tej chatce, tylko piwniczkę  jeszcze zbudujemy, zestarzejemy się jeszcze trochę ...
 Pozdrawiam serdecznie wszystkich, dzięki za cudowne porady w poprzednim wpisie, ciepłe słowa, pa!




40 komentarzy:

*gooocha* pisze...

serce mnie boli z zachwytu...a żołądek na widok tych smakołyków ...

ankaskakanka pisze...

Ale smakołyków napiekłaś. A chleb marzenie. Mój się chowa wielkością.
Masz wielkie serce, ze pozwalasz popielicy mieszkać w chacie. Nie budzi Was w nocy? Otoczenie urocze. Pozdrawiam gorąco, dziękuję za cudne i kojące komentarze. Pa

mania pisze...

Same pyszności u Ciebie :)
Czuć już jesień w powietrzu, jeszcze chwila i zapłoną buki w Biesach.
Pozdrawiam serdecznie :)

Mażena pisze...

Jak pięknie tam u Ciebie. Pochodziłam oczami Twoimi śladami, powdychałam, a co się napatrzyłam! Spokojnego snu zwierzątku!

Moje miejsce na Ziemi pisze...

Uwielbiam unoszący się dym i jego zapach...czuć jesień!i te smaki..pyszne!

weszynoska pisze...

Cudownie jest mieć taki dar pieczenia...

Antonina pisze...

Smakowitości naprzyrządzałaś - ślinka leci,oczy się cieszą. Piękne zdjęcia.

*gooocha* pisze...

Coś mnie kusiło, by wrócić jeszcze raz do tego Twojego posta. Już wiem co - popielica. Utwierdziła mnie w przekonaniu, że jesteś wyjątkową, wspaniałą osobą. Może w 10tysiącach osób znalazłaby sie druga, która by jej nie przegoniła z domu. Nic więcej nie napiszę, bo byłoby to baaaardzo banalne. Jeśli kiedykolwiek los pozwoli nam się poznać osobiście, poczuję się wyróżniona. Pozdrowienia!

jola pisze...

Zamieszkacie, oj zamieszkacie Marysiu i wtedy już co rano będziesz wychodziła przed swoją chatkę, spoglądała w niebo i myślała, że kolejny piękny dzień przed Tobą, dzień pełen nowych wyzwań, pieczenia chleba, koszenia, odśnieżania, spacerów po łąkach, taki zwyczajny, prosty jak kromka chleba z masłem :) a jeszcze jakby tak wieczorem usłyszeć dźwięki gitary, poczuć dym z ogniska..Twoje wypieki wyglądają nieziemsko i pewnie tak smakują, do tego chleba jeszcze kozi twarożek, albo bundz :) Przesyłam buziaki, takie pachnące górską mgłą..

Riannon z Dworu Feillów pisze...

Kilka dni temu, kiedy rozpalaliśmy piec chlebowy, zrobiłam te ziemniaczki wg Twojego przepisu. Były absolutnie wyjątkowo smaczne, słów brak. Generalnie za ziemniakami nie przepadam (takimi tradycyjnie robionymi), ale w tym roku kupię od gospodarza ze 30 kilo na zimę i będę podobne pyszności robić. Ślicznie Ci wyszły bułeczki, takie równe. Mnie też coraz ładniejsze chleby wychodzą z pieca, niedługo czas na następne eksperymenty, ciasta, etc. Będę podglądać Twoje propozycje, bo wypieki wyglądają cudnie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Gooocha, pyszności z pieca mają inny zapach, i jest pięknie, jesień się zaczyna, serdeczności.

Ankoskakanko, na kilka dni będzie spokój z garnkami, popielica nie przeszkadza zbytnio, czasami biega nad głową, za deskami sufitu, pozdrawiam ciepło.

Maniu, oj! obawiam się, żeby nie było jak w Konopielce: Poje se kartofli, to się rozbędzie, za często nie można tych smakowitości zapodawać, czekam na te buki, u nas też są, pozdrawiam serdecznie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Mażeno, lubię łazić po tych łąkach, patrzeć daleko, słuchać porannych dzwonów od braciszków, lada dzień popielica pójdzie spać, serdeczności.

Olu, takie dymy palonych łętów ziemniacznych snujące się po polach, to znak jesieni, bardzo przyjemny, a bukowy dym z komina też pachnie, pozdrawiam cieplutko.

Węszynosko, ja wiem, czy to dar? tak się rozczytałam w tych blogach chlebowych, kulinarnych, że spróbowałam i udało się, ciepełko ślę.

Antonino, a wiesz? kiedy w piecu siedzą te smakowitości, to w powietrzu unosi się zapach pieczonego chleba i działa na powonienie niesamowicie, pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Gooocha, no jaka tam wyjątkowa? normalna, że tak powiem, kura domowa, popielica jest sympatyczna, czemu miałabym ją przeganiać? dzięki za ciepłe słowa, serdeczności.

Jolu, wtedy będziemy już chyba bardzo starzy, chciałabym tam, tak prosto, ale sprawy "miastowe" trzymają nas tutaj jeszcze. Właśnie za chwilkę będę jeść odsmażonego na maśle, rumianego kartoflaka, już zatęskniłam za swoimi serkami, może następnym razem coś w ziołach i oscypka podwędzić chciałabym, pozdrawiam serdecznie chatkę na Jaworzynach i wszystkich jej mieszkańców, pa.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Riannon, czuje się zadowolenie, prawda? jak wyjmuje się z pieca swoje własne chleby, bułeczki, ciasta ze swoimi jabłkami z sadu, będzie Ci wychodzić wszystko coraz lepiej, to tylko doświadczenie, czy już podajesz gościom swoje wypieki? a za chwilkę odważysz się i zrobisz chleb na zakwasie, ten mój jest z odrobiną drożdży, bo bałam się, że może zakwas nie ruszy mocno i też jest pyszny. A bułeczki są znadzieniem z kartofli, kaszy gryczanej, sera białego, smażonej cebuli i skwarów z boczku, absolutne niebo w gębie, może dlatego, że mama takie piekła kiedyś, pozdrawiam serdecznie.

Unknown pisze...

Och jak cudnie! Niemal czuję te zapachy, które wypełniają Twój dom. U mnie jakiś marazm nadszedł. Może to dlatego, że Wojtek znowu wyjechał? Po ponad 20 wspólnych latach mam wrażenie jakby kawałek mnie się oderwał i wyjechał... Ale nic to. Nastawię dzisiaj zakwas. Niech chociaż chleb pachnie...

Unknown pisze...

Marysiu uwielbiam te Twoje opowieści. Mogłabym słuchać i patrzeć otoczona zapachami i aromatami tych smakowitości, które przygotowałaś, koniecznie na zapiecku:-) Całuję i ściskam Cię mocno:-**

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Asiu, chlebem pachnie w domu, z komina, na podwórzu; nie dziwię się, że marazm, po tylu latach brakuje tej drugiej połówki, mnie wtedy nawet gotować się nie chciało dla siebie, opędzałam dni byle czym. Piętka świeżego chleba z masłem może ukoi troszeczkę tęsknotę?
pozdrawiam serdecznie.

Margarytka pisze...

Popielica rzeczywiście okrąglutka. Chyba właściwie się do zimy przygotowała.
Same smakowitości pokazałaś, aż zgłodniałam :)
Śliczne słoneczko zachodzące.
Pozdrawiam
:)

Bozena pisze...

Och, zapachniało mi chlebem, drożdżowym ciastem...to moja dalsza część tęsknoty, którą podsycasz swoimi poetyckimi relacjami z Pogórza. Zapach chleba i ciasta nieodłącznie kojarzy mi się z dzieciństwem, babcią i spokojną radością tamtych lat. Buziaczki:))

grazyna pisze...

To jest takie najprawdziwsze zycie takie, o ktorym ja tez marze. Cos z tego udaje mi sie zrealizowac ale nie wszystko, Tobie sie udaje i jest piekne! Powinnas, rzeczywiscie przeprowadzic sie do tej przeuroczej chatki. Ile km przemierzasz by do niej dotrzec?
Przeczytalam Twoj post z niejaka nostalgia i ciesze sie,ze tak Ci to wszystko ladnie wychodzi..serdeczne pozdrowienia!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Margarytko, pewnie będzie korzystać w zimie z tych wałeczków, niebo teraz jest czyste, widać tarczę słoneczną do ostatniej chwili, dosłownie na naszych oczach zapada się za górę, serdeczności.

Bożeno, a Ty przy swojej chacie planujesz jakieś kombajny kuchenne typu letnia kuchnia, piec, grill, bo na powietrzu fajnie się kucharzy.Tak, zapach chleba, z dodatkiem kminku niepowtarzalny, pozdrawiam cieplutko.

Grażyno, jeszcze mi się nie udaje, muszę być tu i tu, a najchętniej w chatce. Nie mam daleko na Pogórze, 60 km, ale są jeszcze nasze mamy, praca, może kiedyś, pozdrawiam serdecznie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Lusi, wszystko przed Tobą, za chwilkę będziesz mieszkać w swoim domu, a zacięcie kulinarne masz, będzie zapiecek? przydałby się na zimowe wieczory, pozdrawiam serdecznie.

Tenia pisze...

Witaj Mario.
Czytając dzisiaj Twój post tak sobie pomyślałam,że powinnam napisać kilka komentarzy .Spróbuję jednak o wszystkim napisać w jednym.
Więc po pierwsze ,zazdroszczę Ci tych wszystkich cudów przyrody ,które masz za progiem.Dasz krok i już możesz podziwiać widoki,dasz drugi spotykasz wspaniałą kunę,dasz następne i otaczają Cię soczyste owoce w ogrodzie.
Ja na swoim czwartym piętrze bez windy mogę tylko pomarzyć.
Twoje wypieki wyglądają imponująco a smakują pewnie pysznie.
Pozdrawiam serdecznie:))
PS. A cóż to masz za przyjaciółkę,która chodzi po pionowej ścianie.Ja tylko potrafię powiedzieć ,że jej "buźka"przypomina mi trochę wiewiórkę ,a trochę myszkę,ale do żadnej z nich nie pasuje jej ogonek :))

Anonimowy pisze...

Marysiu, same pyszności u Ciebie:) gdyby nie ta pora to zrobiłabym jakieś ciasto:)
Zdjęcia są super:) Pozdrawiam cieplutko i przepraszam za swoją nieobecność. Dobrego tygodnia .
kwiaty-majki.blog.onet.pl
Marysia

Magda Spokostanka pisze...

Marysiu, pewnie o tym wiesz, że niesamowicie mnie koisz, uspokajasz i porządkujesz. W tym życiu, o którym piszesz, wszystko jest takie jak powinno być. Razem z popielicą, której bardzo bym się bała ...
Błogostan, ale taki prawdziwy, bez lukru. Dzięki.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Teniu, bo to nasze Pogórze, to kraina dzika, słabo zaludniona i obfita w wszelaką zwierzynę, stary sad odziedziczyliśmy po poprzednim gospodarzu, a popielica wprowadziła się sama, wcale nie pytając nas o zdanie, ładna jest, prawda? serdeczności.

Marysiu, dzięki za odwiedziny, a tak, napiekłam trochę tych różności, bo jak się napali w piecu, to wsad pełny musi być, do dziś je jemy. A ciasto upieczesz sobie dziś, pewnie ze śliwkami albo jabłkami, bo sezon, pozdrawiam cieplutko.

Magdo, ja tylko pokazuję i opisuję, jak tam jest, cieszę się bardzo, że działa to na Ciebie tak pozytywnie, bo na mnie też, jakaś lepsza się czuję, bo miasto wyzwala złe emocje.
Nie bój się popieliczki, nie jest większa od dłoni, no, może ogonek by zwisał, a jaki ma sympatyczny pyszczek, nie? na dzisiejszej mgiełce serdeczności nad Drawę posyłam, pa.

Leptir pisze...

Witaj Marysiu narobiłaś mi ochoty na takie pachnące leczo.... czy mogłabym cie prosić o przepis? wprawdzie gotuje , ale zawsze taki sprawdzony jest najlepszy a wyglada smakowicie....
reszta fotrk boska, umiesz pieknie opowiadac o tym wszystkim co Was otacza...
pozdrawiam Wanda

Magdalena pisze...

Znowu tu smakowicie pachnie. :))) I moja ulubiona popielica. :))) Muszę się pochwalić, że upiekłam dziś ciasto z jabłkami (placek wiedeński) według przepisu, który kiedyś podałaś. Wyszło świetne! Chyba rozprowadzę przepis po rodzinie i znajomych, jeśli nie masz nic przeciwko. :))))

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Wando, moje leczo jest najprostsze pod słońcem. Na rozgrzanym oleju zeszklić pokrojoną cebulę, dodać pokrojoną paprykę, potem obrane pomidory, na końcu kiełbasę, również obraną, pyrkocze to sobie dobrą chwilę, aby odparowała i zagęściła się potrawa, odrobina soli, pieprz i to wszystko, uważam, że nadmiar przypraw gubi smak.
Dzięki serdeczne, pozdrawiam Was gorąco.

Inkwizycja pisze...

Witaj Marysiu, wróciłam wreszcie do domu, razem z Padre, wreszcie wszystko na swoim miejscu ;-)
A u Ciebie takie kojące swojskie widoki, pyszności, nastroje cudne ;-)
I ten stół w poprzednim poście - mam podobny, właściwie podjęliśmy decyzję o wymianie blatu, ale teraz... może skorzystam z rad z Twoich komentarzy i uda się go odnowić?
Popielica cudowna, widać że się przygotowała do zimy ;) Czy Ty ją czymś dokarmiasz (oprócz tej skórki)?
Ściskam czule!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Witaj, Magdaleno, a tak czasami natchnie mnie kulinarnie, popielica jeszcze nie zasnęła. No cieszę się bardzo, że przydał Ci się ten przepis, szybki, łatwy, prawda? nie jest mojego autorstwa, tylko z jakiejś gazetki, pewnie, dobre przepisy trzeba podawać dalej, serdecznie pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Inkwizycjo miła, dziś rano przyuważyłam gdzieś Twój komentarz i od razu pomyślałam, że już wróciłaś. A właśnie, z tym stołem; też chciałabym uratować blat, może nam się uda? Popielica ma już zimowe "mufki", jak to nazywam, nie, nie dokarmiam, tylko teraz dałam jej skórkę, a przyprowadziła by do chatki wszystkich pobratymców, katastrofa. Cieszę się, że Twoja rodzina już w komplecie, to ważne, serdeczności.

Leptir pisze...

Marysiu serdeczne dzięki.... jak ugotuję to wkleję zdjęcie na swojego bloga....
pozdrawiam Was z Pogórza Kaczawskiego :)

gosiaB pisze...

Marysiu uwielbiam Twoje Pogórze Czary. Są magiczne i niezwykłe. No musiy być cudowne uczucie mieć takie Swoje miejsce na ziemi. RAJ. Pozdrawiam słonecznie :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

GosiuB, nie każdy lubi takie bezludzie, cieszę się, że i Tobie się spodobało, serdeczności, pa.

Mona pisze...

ja po obejrzeniu zdjęc nie dam rady nic napisac! Kochana te wypieki z pieca to cudo..wiem jak jak smakują...w Bieszczadach chociaż nacieszyłam się grillem ..ale Twoj piec cudny ..Pozdrawiam:)

pellegrina pisze...

Ale tam cudnie u Ciebie Mario i tak kusząco o tym piszesz. Mniemam,że narazie tylko pobywacie w tym Raju ale nie tak ważny czas przebywania co emocje które pobyt wyzwala. A te ciepłe, pracowite i zachwytu pełne

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Mona, wydaje mi się, że proste potrawy najlepiej smakują, a co dobrego przypiekałaś na grillu? pozdrawiam.

Pellegrino, tak trochę pomieszkujemy, ile się da, jednak nie możemy przez cały czas, pozdrawiam serdecznie.

pellegrina pisze...

Jeszcze raz zajrzałam by przyjrzeć się bliżej Waszej chacie w słońcu i Waszemu piecu i Waszym blatom. Dałam blog do ulubionych bo to wspaniałe dla mnie inspiracje chociaż moje chatki w zupełnie innym stylu. Tyle u Was w chacie drzewa i kamieni, tyle ciepła i bezpieczeństwa

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Pellegrino, cieszę się bardzo, że znalazłaś coś ciekawego u nas, lubimy naturalne materiały, rodzime, a tym kamieniem jesteśmy zauroczeni od początku i wykorzystujemy, gdzie się tylko da, mamy różne plany, żeby tylko czasu i zdrowia wystarczyło, no i muszę zajrzeć do Twoich chatek, o których piszesz, serdeczności przesyłam.