środa, 26 października 2011

Czeburieki ... wszystko w złocie i czerwieni ...

Chyba zauważyliście ostatnio naszą fascynację górami Ukrainy.
Jako, że nie mamy przewodników, map, gotowych tras, sami szukamy na forach turystycznych opisów podróży, znajdujemy ciekawe miejsca, planujemy póżniejsze wypady. Piszą ludzie z całej Polski, zorganizowani w wycieczki, grupy prywatne, pojedynczo ruszający w nieznane, młodzi, starzy, rozbudzają nasze pragnienia pięknymi zdjęciami.
A nam nie zawsze udaje się utrafić w pogodę, gonimy na drugą stronę granicy, bo tam jest jeszcze nieznane dla nas, a piękne i blisko. Już nas kusi Paraszka, połonina w Beskidach Skolskich, niedaleko Skałki Dobosza w Bubniszczach, w okolicach Dobromila Góra Herburt z ruinami zamku, to wszystko w planach.
I wracając do tych opisów wypraw ludzi z dalszych regionów niż nasz, trasa ich wędrówek wiodła przeważnie do lub z Lwowa, a tam przy dworcu opisywali kobietę, która sprzedawała za parę groszy "czeburieki".
Nazwa jakaś niby znana, a obcobrzmiąca, i okazało się, że to smażone pierogi z nadzieniem z baraniny z dodatkiem cebuli, czosnku, papryki ostrej, zielonej pietruszki lub kopru.
Ja nigdy tego nie jadłam, mąż, jako, że kiedyś pracował pod Moskwą, to smakował  ten specjał.
Wystukałam sobie przepis w guglach, taki od rodowitej Ukrainki i spróbowałam zrobić.
Ciasto z dodatkiem alkoholu, żeby nie chłonęło tłuszczu, wykrawałam ogromną filiżanką koła, na to przyprawione mięso wołowe, bo skąd baranie? i płatek masła, zlepiałam i na rozgrzany, głęboki olej.
Smażyły się na rumiano, były bąblaste, kruchutkie, a to, co w środku, w przepysznym sosiku, eksperymentowałam na mężu i synu, orzekli, że dobre ...


Sama też skusiłam się na posmakowanie, bo jakoś nieufna jestem na nieznane ...


Naprawdę dobre, zjadłam dwa ogromne pierożyska, po brodzie spłynął sosik maślany, zapachniało koperkiem i ... pewnie kiedyś powtórzę.
Wczoraj jechaliśmy do mojego domu rodzinnego, było słonecznie i zatrzymaliśmy się na chwilę w lesie, Bigos bardzo lubi takie leśne drogi, biega jak szalony, przedtem z Maksem ...


Taka kudłata kula szczęścia, skoki w górę, odbiega, przybiega, sama radość.
A wkoło kolory ...


To dęby przybierają niesamowite barwy, raz złote, raz czerwone, w głębi lasu jeszcze zielone ...


Nawłoć już dawno przekwitła, jak teraz sypnie puszystym kwiatostanem, to zarośnie cały świat ...


Słońce prześwietla złote liście i jest jasno w lesie, dopóki nie przyjdą szarugi i porywiste wiatry i nie obedrą tych drzew z całego piękna ...




Tuż przy drodze dorodne maślaki, przy obecnym chłodzie może nawet zdrowe, a niech sobie rosną! zjedzą je jakieś żuki, może dziki, albo sama nie wiem, co ...


Roztoczańskie lasy są suche, piaszczyste, pod sosnami pełno igliwia i szyszek ...


Uwielbiam jeździć tą drogą, z dala od ruchliwych traktów, czasami jestem tylko sama na niej, a na jej końcu zakręt w prawo i za chwilę moja wieś, równiutko, jak na stole ...


Jeszcze trochę tych lasów ...




Dziś byłam na cmentarzu, dosyć wczesnym porankiem, aby uprzedzić późniejszy tłok, termometr pokazywał 2 stopnie, ale potem trochę ociepliło się, przycmentarny przemysł chryzantemowo- zniczowy już rusza.
A mnie i tak najbardziej podobają się kwiaty z liści, wianuszki z barwinku i pojadę znowu na Pogórze i sama pewnie zrobię stroiki na groby bliskich. Jakoś nie mogę wykrzesać z siebie iskry radości, byłam dziś w Schronisku dla Bezdomnych Kobiet, od Brata Alberta, jestem przytłoczona, muszę sama uporać się ze smutkami, które we mnie siedzą.
Pozdrawiam serdecznie i ciepło, dziękuję za Wasze słowa pociechy, pogody ducha życzę, pa.









Przeczytałam już chwilę temu całą "Kampanię rosyjską 1914-1916", hrabia Krasicki wrócił na zamek w Lesku, spalony zupełnie przez Rosjan, ale w sierpniu, 1920 roku na ochotnika poszedł znowu na wojnę z bolszewikami jako rotmistrz ułanów jazłowieckich.

38 komentarzy:

Rick Forrestal pisze...

Great autumn photos.

These delicious treats remind me of EMPANADAS which are served throughout South America, especially in Colombia! Delicious.

Love your blog.

grazyna pisze...

Czytajac Twoj post pomyslalam, identyczne jak wenezuelskie "empanadas", najpopularniejsze jedzonko po "arepas" ( placki-buleczki kukurydziane)w Wenezueli i nie tylko, w calej Ameryce Poludniowej i rzeczywiscie szczegolnie w Kolumbii, tylko go ciasta nie dodaje sie alkoholu. Takie z maki pszennej robi sie jednak przede wszystkim w Andach, a w pozostalej czesci kraju, z maki kukurydzianej. Emapanady w mojej wiosce andyjskiej nadziewane sa ryzem z miesem i inne, bialym andyjskim serkiem. Rzuca sie je na gleboki olej i smazy. Czesto chodze na nie do domow gdzie robi sie ten specjal na sniadanie, do tego obowiazkowo kawa, a w chatach wiejskich, cafe colado, czyli kawa cedzona przez woreczek z materialu. I ta kawa ma smak bardzo bardzo charakterysyczny, ja ja bardzo lubie. Juz za miesiac bede w tamtych stronach wiec zrobie reportaz!
A Twoje zdjecia i opowiadanie jak zwykle mnie jedna z takim prostym a pieknym swiatem. Serdecznie bardzo pozdrawiam

grazyna pisze...

Czyli mialam skojarzenie jak moj poprzednik Rick.

Magda Spokostanka pisze...

Nie wiem czy dobrze zrozumiałam - mięso do pierogów wkładamy surowe? Czyli samo smażenie pierogów wystarcza też dla mięsa. Bardzo lubię smażone pierogi i właściwie to wszystkie rodzaje zawsze smażę.
Nie przeganiaj smutków. Widać czas na nie, to niech trochę zagoszczą. Same sobie pójdą, tak jak same, niezapraszane, przyszły. Chwile zadumy i refleksji są bezcenne. A w takim miejscu, gdzie byłaś, radość jest zupełnie inna niż ta, którą znamy na co dzień. Nie dziwię się, że czujesz się przytłoczona. To pierwsza taka wizyta?

Unknown pisze...

Czeburieki pamiętam z czasów studenckich, kiedy to byłam w Czerniowcach na Ukrainie. Z taką serdecznością i gościnnością jak wówczas nie spotkałam się już nigdy potem. A przecież to byli w większości biedni ludzie...I niezapomniane były wyprawy do kina z ukraińskimi przyjaciółmi z uczelni ( wymiana studencka z Wydziałem Filologii Polskiej )na indyjskie ( hinduskie?) filmy w rosyjskim dubbingiem. Rany - to były czasy! Do dziś mam ogromny sentyment do Ukrainy:-)))

Ananda pisze...

Mario wyobrażam sobie co możesz czuć, pracowałam w takim Schronisku ponad rok tyle, że z mężczyznami. Powiem Ci, że była to dla mnie prawdziwa szkoła życia i niesamowite doświadczenie. Spotkałam tam wielu ciekawych ludzi, których losy potoczyły się tak a nie inaczej... Teraz staram się cieszyć z każdego drobiazgu i doceniać to co mam, bo nikt nie wie co komu pisane ...

ankaskakanka pisze...

Nie jadłam takich pierogów. Może kiedyś się skuszę. Mnie też nie podobają się wieńce z targowiska za 60 zeta. Śmiejemy się z mężem, że przysłonią cały grób zmarłego.
Rozumiem że takie odwiedziny dają do myślenia i odciskają piętno w sercu. Takie jest życie. Pozdrawiam

*gooocha* pisze...

Wiedziałam, że Twoje jesienne fotki będą zachwycające! A czebureki - najlepsze(pomijając te, które robię sama, że tak nieskromnie powiem)jadłam w takim barze drewnianym przed Lwowem - po prawej stronie jadąc od nas.

GAJA pisze...

Polskie lasy...
Pięknie je pokazujesz! Ja niestety mieszkam daleko od nich, wśród pól i łąk, i bardzo mi ich brakuje. Pozdrawiam.

Psie Wędrówki pisze...

więcej takiej jesieni :)

Mażena pisze...

Las jesienny uroczy. Też ma m taką prosta "swoją" drogę, taką na wszelkie myśli..
Co do Święta Zmarłych i jeszcze ważniejszego Dnia Zadusznych, to na cmentarzach dominują sztuczne wielokolorowe bukiety. Lubię tradycyjne wianki ze mchu, z naturalnymi dodatkami. Chryzantema to taki naturalny dodatek. W Dzień zaduszny przychodzę, gdy zmierzcha. I jeśli ktoś ma mi coś złego zrobić to żywy; siedząc przy grobie ojca myślę o tych co odeszli, rozmawiam i dopiero wtedy jest jakoś lepiej wewnątrz...

jola pisze...

Te pierożki wyglądają smakowicie, bardzo. My uwielbiamy pierogi odpiekane na tłuszczu zrumienione na złoto, zawsze musi być więcej, żeby można było przysmażyć. Piękna jesień Marysiu, u nas też oczu oderwać nie można od tych czerwoności i rudości, żółci wymieszanych z odrobiną zieleni. Ja też zawsze robię wianuszki dla mamy Tomka z tego co zbiorę na jaworzyńskich łąkach i tą czasteczkę tego miejsca kładziemy na jej grobie. Ma rację Magda, smutki przyszły nieproszone i pójdą sobie, ukryją sie gdzieś głęboko, chociaż czasami będą przypominały o sobie. Do mojej mamy i taty pojadę później, może pod koniec listopada, trzeba mi jechać aż w świętokrzyskie do mojego rodzinnego miasta, uściskaj łapki Bigosa :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Rick, dziękuję za odwiedziny, tak, czytałam o empanadas, każdy naród ma coś podobnego w swojej kuchni, tylko inaczej się nazywa, pozdrawiam serdecznie.

Grażyno, zobacz, oddalone kontynenty, a podobne potrawy, przepis wyszukałam w internecie, alkohol śladowo daje się po to, żeby nie piły tłuszczu, tak jak przy pączkach. W takim razie po cichutku liczę na to, że podrzucisz nam przepis na oryginalne empanadas. Czyli święta spędzisz w Wenezueli, gdzie jest Ci najlepiej, tu czy tam? pozdrawiam serdecznie.

Magdo, tak, surowe, sama miałam z tym problem, ale okazało się, że surowe; nie dajemy dużo tego farszu, nie za grubo. Smażysz na surowo czy po ugotowaniu? Magdo, człowiek jest pełen najlepszych myśli, a życie pisze różne scenariusze, tak, pierwsza, serdeczności ślę.
Dziś jadłam czeburieki już zimne, i są równie smaczne, pa.

Asiu, właśnie o ludziach z Zakarpacia czytałam wiele dobrego, o ich bezinteresownej gościnności, ponoć z lwowskiego już tacy nie są. Zakarpacie ciągle poszukiwało swojej tożsamości, co chwilę pod innym panowaniem, Węgry, Czechy, Rumunia, potem sowieci, Ukraina;
widzę przed Wami podróż sentymentalną na Ukrainę, trzeba sobie przypomnieć tamte klimaty, pozdrawiam cieplutko.

Anando, bardzo to jest przygnębiające. Ty? młodziutka dziewczyna, jak radziłaś sobie? Tak, człowiek nie potrafi przewidzić, jakie niespodzianki szykuje los, pozdrawiam serdecznie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ankoskakanko, ja też nie, ale są naprawdę dobre i syte; no , bo ma być bogato, dużo;
tak, dają do myślenia, budzą obawy, wręcz lęk przed starością, bo różnie się układa w życiu, pozdrawiam serdecznie.

Gooocha, a jakie ciasto robisz na te pierożki? muszę skosztować oryginalnych, bo moje to są tak na wyczucie, serdeczności.

Gaju, i wśród pól i łąk jest pięknie, jak zobaczyłam dziś Twoją, elegancko przystrzyżoną trawę, to od razu odpaliłam po raz ostatni w tym roku, kosiarę, bo z wyższej trawy nawet liście ciężko wygrabić, cieplutko pozdrawiam.

Fado, będzie jeszcze fajna pogoda na spacery, oglądałam prognozę, tak, że futerka nie zmoczysz; ale elegant z Ciebie w tej czerwonej chusteczce, mój Bigos pozdrawia Cię serdecznie.

Mażeno, i ja wolę te naturalne, a jakie przyjazne dla środowiska, wyobrażasz sobie te tony plastiku? Tłumy na cmentarzu nie sprzyjają przeżywaniu tego dnia, inne dni są równie dobre, pozdrawiam cieplutko.

malaala pisze...

Chętnie bym wpadła na takiego pierożka!!!!W takiej okolicy jak Twoja musiałby niesamowicie smakować!!!! :)Pozdrawiam

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Jolu, nie tylko wyglądają, ale takie są, zawsze wolałam tradycyjne, z nadzieniem ruskim i gotowane, no, potem przysmażone, a tu! od razu w gorący tłuszcz i surowy farsz również razem z nimi się opieka. Dziś patrzyłam na moje brzozy w ogrodzie, złote, sypią liśćmi, Gutek z Bigosem bawią się w tych liściach, a ja sobie rąbałam drzewo, potem układałam w szopie, w przerwie futrzaki przychodziły na głaskanie, piękna jesień. Jolu, myślę, że nie jest ważne, kiedy pojedziesz, tylko to, że nosisz ich w sercu, pamiętasz, bo na tyle trwają nasi bliscy, ile pamięci o nich.
Szukamy towarzysza dla Bigosa, a i my też chcemy drugiego psa, nawet mamy jednego na oku, serdeczności na Jaworzyny ślę, pa.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Malaalu, zajeżdżaj do nas, zrobimy czeburieki i popatrzymy na Kopystańkę, z pełną buzią, pozdrawiam cieplutko, pa.

mania pisze...

Wyguglałam sobie przepis i pewnie się kiedyś skuszę na wegetariańską wersję :)
A smutki też są czasami potrzebne, żebyśmy umieli docenić to co mamy i co tracimy. Mam nadzieję, że szykujesz juz Mężem kolejną wyprawę, która poprawi Ci nastrój.
Ściskam serdecznie :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Maniusiu, można je robić ze wszystkim, pewnie z grzybami muszą być dobre, albo ze szpinakiem przyprawionym czosnkiem.
A tak, już jeżdżę palcem po mapie, ale jeszcze trochę roboty czeka przed zimą w chatce, tak się na te smuteczki złożyło wszystko, październik nie był dobrym miesiącem, ale życie idzie dalej, pozdrawiam, Maniusiu, serdecznie.

Inkwizycja pisze...

Taka to teraz pora, Marysiu, nastraja nas nostalgicznie, skłania do zadumy... zwłaszcza że dla Ciebie był to czas pożegnań, i mimo że taka jest kolej rzeczy, to ciężko się robi na duszy... Ale to minie. Otrzemy łzy i powędrujemy dalej ;-)
Ja czasami lubię się posmucić. Pobyć sama, porozmyślać, nabrać dystansu...
A jesień piękna tego roku, i ta na Twoich zdjęciach, i ta za oknem... tylko u mnie nie ma takich pięknych pejzaży.
No i zgłaszam postulat o opublikowanie sprawdzonego przepisu na czeburieki, kto tam ma ;-)
Ściskam czule!

Nasza Polana pisze...

Takich konkretnie nie jadałam ale pirożki z kartoszkami lub z miasom wyglądają podobnie. Podejrzewam, że farszem się różnią, ciasto wygląda identycznie. :-)

Ewa - Margarytka pisze...

Cudowne zdjęcia, przepiękne kolory coś wspaniałego :)

Grey Wolf pisze...

A ja to lubię jechać w nieznane..tylko mapa i samemu po drodze wybierać drogę, odkrywać nieodkryte miejsca..gdzie oczy poniosą :)

Sunniva pisze...

Czeburieki są pyszne!Będąc w tym roku na wycieczce na Ukrainie zajadałam się tymi ogromnymi pierogami:)! Jesień piękna tego roku! Kolory przyprawiają o zawrót głowy !Pozdrawiam . S.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Święte słowa, Inkwizycjo, ja kto mówią na wschodzie "serce bołyt", dobrze, że pogoda łaskawa, pocieszymy się jeszcze tymi kolorami, no co Ty mówisz? jak to nie ma? na Dolnym nie ma? podpisuję się pod postulatem, na pewno ktoś ma, a może Grażyna wyszuka w Wenezueli przepis na oryginalne empanadas, ciepełko ślę, pa.

Naszapolano, ja też nie, tylko takie tradycyjne, ale smak tych bardzo mi odpowiada, bałam się tego surowego mięsa, ale jest upieczone, pachnie koperkiem, a wszystko kąpie się w pachnącym sosiku, trzeba uważać, bo płynie między palcami, serdeczności.

Dzięki, Ewo, chyba wszędzie tak jest, wystarczy wyjść poza miasto, albo do parku, pozdrawiam serdecznie.

Grey, tam nie wybierzesz drogi, masz jedną przed sobą przy rzece w dolinie, a wokół potężne góry, w bok odchodzą do malutkich wioseczek i kończą się, i nie jest prawdą, że droga znaczona na mapie będzie naprawdę; chcesz przeciąć góry, minąć ogromny objazd, a tu na końcu okazuje się, że nie da się. Poza tym można ominąć jakieś fajne miejsce, skałki, połoninkę, bo zasłonięta, trzeba mieć mgliste pojęcie o mijanej okolicy, bo można jechać, jechać i np. nad Bajkał dojechać, pozdrawiam serdecznie.

Sunnivo, tak myślałam, że byłaś na Ukrainie i pewnie zakosztowałaś tego specjału, mam przed oknem moje ogromne brzozy w ogrodzie, we wschodzącym słońcu - samo złoto, pozdrawiam cieplutko, ze szronem na trawie, wczoraj zresztą koszonej po raz ostatni.

*gooocha* pisze...

Ciasto na czeburieczki robię dokładnie tak, jak na nasze pierogi z jedną różnicą - zamiast wody, daję kawaśnie mleko. Tak mi poradziła lwowska pryjaciółka, osoba-autorytet jak dla mnie, jeśli chodzi o kuchnię wschodnią.

grazyna pisze...

Wolalabym spedzic swieta w polsce, ale niestety musze jechac do Wenezueli. Andy bardzo lubie ale zawsze najpierw musze przez pewnien czas posiedziec w Caracas, i to zalatwiajac rozne sprawy a to do przyjemnosci nie nalezy. Poza tym jednak brakuje mi sniegu w Boze Narodzenie. Ale nie narzekam..jade za miesiac.

Natalia z Wonnego Wzgórza pisze...

pierożki też spróbuję zrobić, wyglądają pięknie!
Cudowne lasy, pełne barw, aż miło popatrzeć. pozdrawiam!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Gooocha, no proszę, naprawdę wiele można nauczyć się od ludzi, kwaśne mleko pewnie daje pewną chrupkość temu ciastu, poczekamy, może ktoś jeszcze się ujawni z fajnymi radami, ale tej nie omieszkam wykorzystać, dzięki, serdeczności.

Grażyno, bo wszyscy mówią, że nigdzie nie ma takiej atmosfery świątecznej i celebrowania zwyczajów, jak u nas. Caracas ogromne miasto, nie dziwię się, że nie lubisz bywać wśród tych tłumów. A u nas też czasami nie ma śniegu na święta, czas wyjazdowy szybko minie i wrócisz do nas, pozdrawiam cieplutko, pa.

Wonne Wzgórze, i są sycące, moi mężczyźni bardzo sobie chwalili, w chwili, gdy piszę do Ciebie, w piekarniku siedzą dwa bocheneczki chleba z ziarnami różnymi, trochę zakwasu i odrobina drożdży, bo nie miałam zbyt dużo czasu, pachnie nieziemsko, rumieni cudnie, pozdrawiam serdecznie.

Inkwizycja pisze...

Marysiu, pozdrawiam, jesteś taką pozytywną, cudowną osobą ;-))
Tak mi się zebrało na uczucia, po wizycie na cmentarzu i przy tęsknocie ....
Ściskam

Moje miejsce na Ziemi pisze...

Jestem średnio zadowolona z otoczenia w jakim mieszkam, ale chyba największy plus to bliskość lasu i staję w oknie i podziwiam te barwy...
pozdrawiam!

Grey Wolf pisze...

Takie błądzenie ma właśnie największy urok..jedne się ominie, drugie się przypadkiem odkrywa..wszystkiego i tak się nie da zobaczyć..a sposób na ciekawe miejsca jest prosty..przegląda się miejscowe pocztówki :)

*gooocha* pisze...

No to jeszcze rąbek tajemnicy, jaki mi zdradzono :) Mięsna zawartość oczywiście istotna, ale i to rzecz gustu - by były dobre, konicznie powinno być 3 rodzaje mięsa podobno, bezwzględnie koperek, konicznie starta, lub drobniutko siekana cebulka surowa i nieco wody:)
A swoją drogą to ciekawe, że ten specjał jest u nas tak egzotyczny, a we Lwowie w każdej niemal budce - jak u nas z zapiekankami

Mona pisze...

piękna jesień w tym roku..ha, takie pierozki sa u nas znane na Podlasiu , z kuchni tatarskiej :) , ale czego to nie ma na kresach :))?! Pozdrawiam ciepło ..

Bozena pisze...

Droga Marysiu! Po długiej niebytności w świecie blogów, wreszcie przybyłam i od razu do Ciebie. Muszę parę słów o czeburiekach, bo jadłam je na Ukrainie w Bakczysaraju, u Tatarów Krymskich. Są doskonałe. Jadłam zarówno z mięsem ( myślę, że z baranim), jak i z serem. Też obawiałam się, czy aby nie za tłuste, ale o dziwo nie. To doskonała potrawa. Nie dziwię się, że zainteresowałaś się wyprawami w góry Ukrainy.Ukraina jest pięknym krajem, a nas, których przodkowie pochodzą z dawnych kresów, szczególnie tam ciągnie.
Serdecznie pozdrawiam. Bożena

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Inkwizycjo, dziękuję Ci, teraz jest taki czas, pewnie każdego łapie smutek, serdeczności.

Olu, ale, o ile dobrze pamiętam, masz w planie śliczny domek, dobrze zapamiętałam?
Przy lesie to i powietrze inne, i jest na czym oprzeć wzrok, pozdrawiam cieplutko.

Grey, na pewno, ale jeśli masz ograniczony czas i trzeba się śpieszyć, to z tego przyjemnego błądzenia trzeba zrezygnować i gonić do celu; tak kilka dni by się przydało, a tu za bardzo nie ma jak; dobry pomysł z tymi pocztówkami; dobrze, że na granicy teraz się nie stoi po kilka godzin; pozdrawiam serdecznie.

Gooocha, zauważyłam, koperek daje niesamowity aromacik, całość pachnie, jak się rozgryzie, trzy rodzaje? np. wołowina, wieprzowina i kurzęce? dobry zestaw? myślę, że u nas też by się przyjęło, tylko jak wysmażą cenę za pierożka, to nikt nie kupi, serdeczności.

Mona, rzeczywiście, przecież Ty masz takie specjały pod ręką, a robiłaś sama? jakieś tajemnice kulinarne byś zdradziła? również pozdrawiam.

Bożeno, Bakczysaraj, to brzmi jak z baśni 1000 i jednej nocy, a z jakim serem? zwykłym, białym? odkrywam, powoli, bo nigdy tam nie byłam, pozdrawiam serdecznie.

Mona pisze...

poszukam w swoich notatkach dawno ich nie robiłam, zobacze , gdzies mam przepis od tatarow :)

Bozena pisze...

Ser był biały, a może to była bryndza, bo słonkawy i z jakimiś ziołami. Myślę, że gdzieś można znaleźć przepis. Powodzenia :)