niedziela, 20 maja 2012

W porannej mgle ....

Naszykowałam sobie różnych sadzonek, własnoręcznie wyhodowane pomidory, aksamitkę, bo podobno lubią jej towarzystwo warzywa ... i pogoda spłatała nam figla ...


Lało dwie noce i dwa dni, zimno przeraźliwe, jak spojrzałam w dolinę, to północny wiatr falami gnał deszcz, jak w największą zamieć ... na taką niespodziankę też się przygotowałam. Spory stosik wypożyczonych książek z biblioteki, oprócz tego złotówkowe zakupy książkowe /jest tam taki kącik, gdzie za złotówkę można kupić wycofane z półek pozycje/, sporo się tego uzbierało ...
Narąbałam do kosza drewna, zapaliłam w piecu, foteliki pod okno widokowe ... i tak spędziłyśmy z Miśką te pogodowe niedogodności ...


Jejmość spała na okrągło, małe wyjście na spacer, miska ... i dalej spanko. Obawiałam się mocno, co to będzie w nocy ... ale ona też spała ... Kiedy deszcz miał się ku końcowi, wypatrzyłam na łące za potokiem żerujące dziki ...


Wyjątkowo nie ryły ziemi, tak jakby zjadały coś z trawy ... przeszły w jedną stronę, potem zawróciły, zaczepiały się ryjami, podskakiwały ...


Była w tym jakaś zabawa, pewnie im też znudził się ten lejący bez przerwy deszcz ...
W jabłonkowej dziupli już wykluły się szpaki, rodzice nie bacząc na deszcz, pracowicie znoszą jedzenie, a wylatując z dziupli, niosą w dziobach malutkie "pampersiki" po swoich dzieciach, daleko, żeby nikt nie poznał, że są tam pisklęta ... usłyszałam je, robią rwetes na pół podwórza ...
Chodziłam na grządki wylewać zbierającą się w folii  szklarenki wodę, bo jej kształt nie pozwala na swobodny spływ opadów.  Tworzą się potężne balony, które trzeba wylać, bo inaczej albo pękną, albo przycisną rośliny ... W zeszłym tygodniu, kiedy przyszła gwałtowna zmiana pogody, nie zdążyłam zamknąć małego namiociku ... wichura wdarła się pod daszek i zobaczyłam, jak foliaczek frunie ponad 160 cm ogrodzeniem, niczym parolotnia ... pozbierałam, poskładałam i obciążyłam potężnymi kamieniami całą konstrukcję.
Moje pierwsze doświadczenia z podwyższoną grządką są jak najbardziej pozytywne, ziemia jest pulchna, nie używam motyczki, zielsko rosnące wyciąga się z ziemi z całymi korzeniami, dosyć szybko opędzlowałam z chwastów wszystkie grządki ... potem posadziłam sadzonki ... z wierzchu ziemia schnie, ale pod ściółką jest wilgotna, w sam raz dla roślin ...

Dziś rano była mgła jak z horroru ... drzewa w sadzie jak mary senne ...


... po drugiej stronie potoku nic nie widać ...


... i powyżej nas słońce nijak nie mogło przedrzeć się przez gęsty opar ...


Ale z każdą chwilą mgły było coraz mniej ... kiedy wyjechaliśmy na górę wioski, tylko w dolinie Wiaru utrzymywał się biały jak mleko "tuman"  ...




Rzadko można spotkać taki widok, w zeszłym roku nie miałam ze sobą aparatu fotograficznego, a dziś udało mi się złapać w obiektyw tę mgłę, gęstą jak mleko ... po godzinie nie było jej śladu ...

Wyprawiliśmy się także pod Kopystańkę, aby dozbierać patyczków trzcinowych ... po drodze miałam okazję obserwować szybujące orliki ... poniżej nas, w dolinie ... mają piękny rysunek piór na plecach, beżowo-brązowo-czarny, jak jakiś indiański totem ... zawsze widziałam je od spodu, patrzyłam zadzierając wysoko głowę ...


.... murarki zapełniły już większość trzcinek ... jedna nawet zrobiła sobie gniazdowisko w blacie stołu na tarasie ... obserwowaliśmy ją, jak pracowicie zapełniała otwór pyłkiem kwiatowym, potem zacementowała go i na wiosnę wyfruną stąd "stołowe" owady ...


Pod schodami chatki pracowicie bąbelkuje balon wypełniony winem z płatków kwiatu mniszka z cytryną, zaprawiony szlachetnymi drożdżami winnymi typu madera, bo innych nie było ....


Na jedną porcję wina trzeba uskubać litr samych płatków, części zielone odrzucić, a tych porcji było trzy; benedyktyńska robota, niczym skubanie owoców dzikiej róży na nalewkę, a paznokcie czarne od soku ... jedno pranie ręczne w misce pomaga pozbyć się kłopotu ... potem zostaje tylko delektowanie się tym, rzekomo leczniczym, napitkiem ... aromatycznym bardzo ...


W słoju gęsty i lepki syrop cukrowy wyciąga, co najlepsze, z sosnowych paluchów ... lubię podnieść pokrywę i wąchać ten zapach ... bardzo pomocne w zimie na uporczywe kaszle ...

A w sobotę skorzystaliśmy z dobrodziejstw "Nocy Muzeów" , ale o tym następnym razem.


Pozdrawiam wszystkich serdecznie, dziękuję za Wasze odwiedziny i dobre słowa, pa.







21 komentarzy:

*gooocha* pisze...

Pięknie i jednocześnie niepokojąco wygląda taka mgła.

dakola pisze...

U nas pogoda to południa była cudna. Natomiast później... burza z piorunami.

Czy na zdjęciu, gdzie widać kawałek domu i zamglony sad dobrze wypatrzyłam zielone okiennice?
Od zawsze marzą mi się właśnie bajkowe zielone okiennice w naszym domu. Mam nadzieję, że marzenie w końcu uda się zrealizować!

Pozdrawiam ciepło i mam nadzieję, że kolejne dni będą cieplejsze:)

Mażena pisze...

Mgła taka tajemnicza, faktycznie najlepiej czytać...Niesamowite te słoje, obie mikstury intrygujące. Tyle można zobaczyć, jeśli tylko chce się patrzeć !

Antonina pisze...

Piękne zdjęcia. A Miśka taka urocza!Śliczności.

Nasza Polana pisze...

Te Twoje zaokienne widoki wyzwalają we mnie prawdziwą i nieskrywaną ZAZDROŚĆ :-). Miśka prawdziwa MISS Pogórza. :-) Uwielbiam takie mordeczki. A na sok z sosnowych paluchów poproszę uprzejmie przepis, jeśli rzecz jasna nie stanowi on tajemnicy Waszego domostwa. Pozdrowienia :-)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Gooocha, sceneria była jak z filmu, i dobrze, że zaczynał się dzień, wieczorem pewnie straszniej; serdeczności.

Dakola, oczekiwaliśmy burzy, wisiała w powietrzu, ale poszła gdzieś precz; tak, okiennice są zielone, i obramowanie okien i drzwi również, jakoś nam to tak zagrało kolorystycznie; marzenia spełniają się, jeśli się mocno pragnie, pokażesz nam za chwilę swoje nowe, zielone okiennice; pozdrawiam.

Mażeno, to pewnie przez te pogodowe huśtawki, taka mgła, jak wracaliśmy wieczorem, to już wypełzała z łąk na drogę; mikstury lecznicze, a składniki zbierane tuż za naszą drogą; serdeczności.

Antonino, z Miśki zrobiło się przesłodkie stworzenie, skończyła się cieczka, trzyma się domu, kolej na następny krok; pozdrawiam cieplutko.

Nasza Polano, a wiesz, że ja nie potrafię przejść przez domek, żeby nie spojrzeć w okno; zawsze coś się dzieje, wyjdzie łania, z boku jelonki, inną razą stado dzików, lis poluje na myszy,ba! nawet człowiek jakiś przejdzie z rzadka; Miśka łazi za mną jak cień, pilnuje, żebym nie zeszła jej z oczu; syropek sosnowy bardzo łatwy do zrobienia, paluchy zbieram w młodniku, bo wyżej ciężko sięgnąć, zalewam cukrem, rozpuszczonym w wodzie,i na okno; można zasypać samym cukrem, ale wtedy ciężko puszczają sok i mogą spleśnieć, teraz już za późno, paluchy są duże, ale można spróbować z młodych szyszek, ponoć jeszcze lepsze; pozdrawiam serdecznie.

jola pisze...

Oj znam te mgły gęste jak mleko, człowiek czuje się wtedy, jakby świat dookoła nie istniał, nic tylko nogi przy piecu grzać i książkę poczytać. Misia staje się Twoją wierną towarzyszką w każdej sytuacji :) pozdrawiam słonecznie.

Joanna pisze...

piękną mgłę sfociłaś !
ja też już rozbiłam syropik i miodzik ...
a warzywka-sadzonki posadziłam ... pod koniec kwietnia - w tym roku zaryzykowałm ... hihi

ankaskakanka pisze...

W takim powiedzmy odludnym miejscu taka gęsta mgła podziałaby z pewnością na moją wyobraźnię. Niesamowite zjawisko. Przyroda piękna, piszesz ze padało, u nas ani kropli, nic. Piesia ślicznusia. Ukochaj jej mordkę od cioci Ani.
Dziękuję za ciepłe i takie pozytywne komentarze, aha i ja też szperam w bibliotekach w starych książkach, które stoją na półce z napisem " można wziąć do domu".
Pozdrawiam

Unknown pisze...

W takiej mgle zawsze może przyczaić się jakaś senna mara... U nas ciepło, tylko wiatr wieje, ale zaczynamy do niego przywykać:-))) Troszeczkę zazdraszczam syropu z młodych pędów sosny. My nie zachowaliśmy czujności i przegapiliśmy ten moment. Inna sprawa, że na Żuławach sosna to " towar deficytowy":-)))
Uściski i głaski dla zwierzów:-)))
Asia

kyja pisze...

bardzo podoba mi się ten wpis! a mgła cudowna!
wszystkiego dobrego!

Anonimowy pisze...

Och Mario, jak tam tam u Was pięknie!!! Myśka przeurocza, chyba teraz to najszczęśliwszy pies pod słońcem:) Uwielbiam takie mgły, a tak rzadko mogę je widzieć na żywca. Mgły uwielbiam tak jak drogi:)
Pozdrawiam z upalnych nizin:)))

Szczypta Kasi pisze...

Piękne to miejsce gdzie są naszykowane jednoroczne! To wędzarnia? Jest gdzieś u Ciebie zdjęcie całej?

mania pisze...

Florian też przespał pluchę zagrzebany w koc, nawet za bardzo nie miał ochoty na dłuższe spacery. Dobrze, ze już się pogoda poprawiła :)
Dobrego tygodnia :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Jolu, już ja wyobrażam sobie wasze mgły, zalegające w dolinach; dobrze jest tak czasami poleniuchować, deszcz i mgła jest świetnym wytłumaczeniem; a Miśka stała się moim cieniem, nie odpuści na krok, no i światowa kobieta, na koncerty z nami chodzi, tudzież zwiedza skanseny, i dopomina się o uwagę bez przerwy; serdeczności posyłam, Jolu, pa.

Joanno, trzeba korzystać z darów natury, ile się da, bo za chwilę znowu będzie trzeba czekać długo na zieloności; bałam się zimnych ogrodników i Zosiek, troszkę z rezerwą podeszłam do nasadzeń; i co! nie przeziębiły się Twoje roślinki? pozdrawiam.

AnkoSkakanko, w takiej mgle to nawet głosy są tłumione; nie padało, lało; Miśkę ugłaskuję od Ciebie, sama domaga się co chwilę głaskania, podsuwa pysio; nadrabiam książkowe zaległości, zatęskniłam za nimi mocno; pozdrawiam Cię cieplutko.

Asiu i Wojtku, pewnie przestraszyłabym się, gdyby ktoś niespodziewanie wyszedł z takiej mgły, troszkę niesamowita; można wykorzystać jeszcze na syrop młode, zielone szyszki sosnowe, ponoć też lecznicze, lepsze od pędów; tak mówi moja zaprzyjaźniona zielarka; głaskam moje czworonogi, dziś upał, leżą w chłodnym domu; serdeczności.

Kyjo, dzięki, to taki trochę groch z kapustą te moje wpisy, ale ja chciałabym tak od razu wszystko i czasami mały chaos wychodzi; i Wam dobrego, pozdrawiam.

Guga, nizinna dziewczyno; Misia zawojowała nas zupełnie, czasami aż mam wyrzuty sumienia, że tak szybko pocieszyła nas po Maksiu; ale czas leci, nie wróci, niech ona chociaż cieszy się młodym życiem, a my nią; taką mgłę można kroić nożem; pozdrawiam Was serdecznie.

Kasiu, tak, to wędzarnia, a obok przytulony piec chlebowy w podobnym stylu, pewnie ze dwa wpisy wcześniej pokazywałam, zerknij; albo wpisz w wyszukiwarkę, to wyskoczą Ci jakieś posty; pozdrawiam serdecznie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Maniu, leniwe te nasze psy; dziś upalnie, trochę za dużo, jadę za chwilę z Miśką do lecznicy, jakieś szczepienia porobimy i umówię się na sterylizację /z ciężkim sercem/, jest wesolutka, pewnie zapomniała o swojej samotności, i patrzy na mnie z uwagą, zabiega o głaskanie, a fałdki na karku ma jak foka, gładziutkie; pozdrawiam Cię Maniu, serdecznie.

Inkwizycja pisze...

Czasami dobrze jest sobie tak poleniuchować, posłuchać szumu deszczu... A po każdej niepogodzie świeci słońce, mgły są tajemnicze, bajkowe...
Ależ tej Misi u Was dobrze... pewnie już zapomniała, że żyła kiedyś bez miłości ;-)
Ściskam czule

Ania pisze...

Marysiu, a dla mnie nawet we mgle Twoje Pogórze jest wyjątkowe i urokliwe. A troszkę dreszczyku zawsze się przyda. Pozdrawiam cieplutko. Ania:)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Inkwizycjo, deszcz jest potrzebny, a ja teraz jestem wrażliwa na pogodę, bo przecież GRZĄDKI ... Miśka robi wielkie postępy, wczoraj nauczyła się wyskakiwać na kanapę, bo przedtem trzeba było dźwigać jej zadek do góry; przechodzi szczepienia, mamy już obstalowany termin na sterylizację /ależ się boję/; serdeczności.

Witaj, Aniu, mgła i deszczyk potrzebne, no i dobrze robią na cerę; ciepełko ślę.

Magda Spokostanka pisze...

Piękna mgła, jakby się niebo przewróciło chmurami do dołu.
Taki syrop sosnowy i mniszkowy miód robiliśmy w zeszłym roku. Ciekawe co to wyjdzie z tej Madery"?
Uściski!

Ania z Siedliska pisze...

Marzę o takim długim, deszczowym dniu. U nas ciagle susza. Marysiu, Ty pracowita pszczółko ! Murarki biorą przykład z Ciebie :-))).