piątek, 21 czerwca 2013

... a po burzy spokój ...

Ależ to była nawałnica!
Zwierzęta przeczuwały ją już od południa, a komary i gzy cięły jak najęte.
Kosiłam w tym dniu w sadzie, zmieniałam podkoszulki co jakiś czas, bo poty lały się ze mnie obfite w tym upale, a owady żarły i przez koszulkę ... baba-Rambo, jakby to powiedział Janek z góry.
Pod wieczór niebo zaczęło zmieniać barwę, nad Kopystańką pierwsze błyski, grzmotów jeszcze nie słyszałam, bo chodziła kosa spalinowa ... porywisty wiatr ... w deszczu najpierw ukrył się Dział, po nim Kanasin, a potem doszło od potoku do nas.
Na gwałt zamykałam wszystkie okna, bo wlewało do chatki, uciekałam "czołgiem" spod drzew, żeby jakiś złamany konar nie spadł na dach ... wyłączyli prąd ... przy świeczce słuchałam walenia ściany deszczu o blaszany dach, potem grzechot gradu ... o matko! a tam moje grządki zniszczy, dopiero co wyplewione ...
Miśka spała, nic jej nie przeszkadzało, natomiast Amik schował się za łóżko, a potem w piernaty, i tylko spoglądał z niepokojem w okno.
A tam spektakl, czarne chmury rozświetlane piorunami, od spodu, z boku ... ucichło, ale ptaki nie śpiewały tak jak na zakończenie ulewy ... za chwilę następny atak burzy ... i następny ... miałam wrażenie, że wszystkie chmury połączyły się nad naszą krainą, wirowały w jakimś diabelskim tańcu i nie chciały odejść ...


Do rana wszystko uspokoiło się, tylko mgły zawisły nad światem ... zwalona, dzika czereśnia na miedzy, ułamane gałęzie śliwek, ulizana trawa przez wiatr ...  a wszędzie wiszące krople ...


... jak brylanciki na gałązkach kiwi ...


... spłukane deszczem kwiaty powojnika ...


... świeżutka zieleń winorośli w kropelkach.
Upał szybciutko wysuszył wilgoć, wszystko uniosło się w powietrze, taka parnota aż przytykało ... droga do nas wymyta strumieniami wody, kamienie poukładane w piargi, schodkowato ... rozmiar zniszczeń zobaczyłam dopiero wczoraj, jak wracałam do domu ... ile drzew połamanych przy drodze ... nawet po południu, gdy siedziałam na tarasie, słyszałam, jak gruchnęło poniżej ... to zwaliło się stare drzewo, nie wytrzymując naporu burzy ...


Poszły pod kosę trawy w sadzie, drzewka złapały oddech ... został mi jeszcze stromy kawałek łąki za ogrodzizną, ale to po niedzieli ... albo nawet później ...


Niech sobie kwitną jeszcze kozibrody, które zamykają się, kiedy tylko nie świeci słońce ...  niech pochyla swe wiechy drżączka ...


... zebrałam sporą wiązankę, ładnie zdobi ściany chatki ...


Wczoraj przyjechał syn z wysp, na urlop ... jechali wszyscy do domów jak na skrzydłach ... jeszcze z drogi telefon do Agnieszki:
- Zobacz, co tam mama gotuje!
- Barszcz z botwinką ... i młode ziemniaki z koperkiem i schabowym ...
- O matko! jak ja marzyłem o takim jedzeniu!
W domu ruch, gwar, wesoło ... plączemy się jeszcze po tych poremontowych resztkach ... oblepiłam kominek ciętymi w plasterki starymi cegłami ... przyszły do nas gdzieś z północy kraju ... jeszcze wyspoinować, spękaną belkę na okap ... i praktycznie jesteśmy "po" ...
Oczywiście nie obeszło się bez uszkodzenia ciała, bo kiedy przestawiałam "czołg" spod drzew podczas burzy, przytrzasnęłam sobie drzwiami prawy kciuk ... paznokieć zsiniał, pewnie będzie schodzić, a ból ... co będę pisać ... jestem jak zmęczony wędrowiec, który potyka się nawet na równej drodze ...


Widzicie na łące te trzy czarne kropy?
To dziki żerują po deszczu w trawie.
Pojedziemy jutro do chatki ... tam jest tak cicho ... piec chlebowy, nierozpalany od zeszłej jesieni czeka, sera domowego by zjadł człowiek, a tu na nic nie ma czasu ...


Nasza łąka "zapotoczna" ... gdzieś o piątej rano ... jeszcze  mgły się snują poranne ... to tu obserwuję, jak idzie do nas deszcz, albo śnieg ... najpierw znika ostatnie pasmo Działu ... potem Kanasin  ... a potem bieleje cała łąka, zagajnik ... i już dudni o nasz dach, albo wirują płatki ...
Noszę w sercu smutek, odeszła nasza blogowa koleżanka, Kurka Domowa ... wróciłam w niedzielę z Pogórza i czekała na mnie ta smutna wiadomość ... to u Kurki po raz pierwszy posłuchałam i zakochałam się na zabój w Jarku Nohavicy, to za jej sprawą zaczęliśmy odkrywać Dolny Śląsk, bywałyśmy na tych samych koncertach kropkowych w Głuchołazach, nie wiedząc o swojej obecności ... dopiero wpisy blogowe mówiły o tym ... zostawiała zawsze pogodne, dobre słowo ... patrz z góry, Kurko, na nasze Pogórze, tak lubiłaś te krajobrazy ... będę tęsknić ...


Pozdrawiam wszystkich serdecznie, dziękuję za Wasze odwiedziny i uwagę, za pozostawione słowa, wszystkiego dobrego, pa!


I osypał się jaśmin, jak śnieg leżą w trawie jego płatki, jeszcze ulotna woń wokół ... już idziemy do lata.


18 komentarzy:

Magda Spokostanka pisze...

Kurka odeszła w takim pośpiechu, chyba nie wiedziała, że to już ...
Blogowe śmierci robią na mnie ogromne wrażenie.
Marysiu, a jak grządki i tunel przeżyły nawałnicę?
U nas koszmarne upały. Kozy prawie w ogóle się nie pasą, tylko leżą i dyszą jak psy. I Baba-Rambo okrutne jest!
Ściskam!

Aga Agra pisze...

Jak zawsze cudowne zdjęcia i opisy.Tak Ci zazdroszczę tych wrażeń,dzikiej przyrody dookoła i zwierząt. Bardzo lubię do Ciebie zaglądać i czekam na Twoje posty...Pozdrawiam

MagdalenaK pisze...

Przepiękny opis burzy, twoich wrażeń i doznań. U nas też przeszła burza, a nawet kilka, tylko spokojniejsza jakaś była, nie narozrabiała.Lubię być u Ciebie.
Pozdrawiam

Iza pisze...

U mnie też wczoraj przeszła bardzo gwałtowna burza z gradem... Takie nie-uroki tej pory roku :)

Pozdrawiam!

Tomaszowa Chata pisze...

Nas burza ominęła i choć była daleko, błyski jasne i częste przecinały obraz na horyzoncie.
Też zasmuciła mnie śmierć Kurki.

Pozdrawiam z kolorowym latem
Tomaszowa

Zofijanna pisze...

Czy my jakieś blogowe bliźnięta jesteśmy: drżączka, kciuk przytrzaśnięty, nawalna burza, żółw szalał, upał nieznośny, zmęczenie.
Oby to ostatnia nawałnica była bo znowu robi się nerwowo.......

Kurki ogromnie mi żal......żal....

Izabela Runkiewicz "Bubisa" pisze...

Poczułam się tak jakbym tam u Ciebie była w tą nawałnicę...Kocham żywioły i uwielbiam burze... (dziwne jak na sadownika, dla którego burza z gradem niejednokrotnie oznacza biedę straszliwą :-))
Smutno mi się zrobiło na wieść o Kurce...

Mażena pisze...

Czytam i podziwiam Cię , za odwagę, za siły..
U mnie zbiera się na burzę a tu dziecko ma lądować i martwię się aby nie było nawałnicy...zamówił bardzo podobne menu i zawiozę mu prosto z lotniska do domu. Takie dorosłe dzieci a jak maluchy.
Szkoda jaśminu, a grządki ocalały, kiedyś jakoś nie drażnił mnie wiatr czy grad ale teraz tyle złego wyrządzają nawałnice, że strach pomyśleć. Nam grad kiedyś uszkodził samochód, a Twoja chatka solidna, bo trwa. Po burzy wyszło słońce, niesamowite te poranne mgły! Cudowne miejsce:)

ankaskakanka pisze...

U mnie jeszcze nie popadało wcale mocno. Nadal duszno i niefajnie. A Ty kobieta pracy jesteś to i wypadki Ci się zdarzają. uważaj Mario i pozdrawiam serdecznie.

La vie est belle i ja tez pisze...

Przed chwila lunal deszcze w Warszawie i jest swiezo i chce sie wyjsc na spacer...
Serdecznosci
Judith

grazyna pisze...

Pieknie jak zwykle opisujesz przypadlosci pogorzanskie....a Judytka mam nadzieje nie wyszla na spacer bo lunelo strasznie, jak z cebra to za malo powiedziane. Widac w calym kraju te powrotne burze i urwanie chmury...pozdrawiam bardzo cieplo!

Tenia pisze...

Witaj Mario
Ja boję się burzy.Gdy nadchodzi zamykam wszystkie okna i siadam w najdalszy kątku i prawie nie oddycham.
Gdy burza nadciąga nocą to praktycznie nie śpię całą noc .
Mam nadzieję ,że tego lata burz nie będzie dużo.
Pozdrawiam serdecznie:))

mania pisze...

Nawałnice nas omijają, za to u Nuny był ostatnio grad wielkości pomidorków koktajlowych.
Przykro mi z powodu odejścia Kurki, choć wirtualna znajoma to przecież bliska.
Uwazaj na siebie Marysiu, coś ostatnio kontuzje się Ciebie trzymają, może porządny urlop by Ci się przydał? :)

zielononoga pisze...

Po 17 burza dotarła nad mazury więc nie tylko u ciebie chmury się zebrały i u nas natura dała znać o swej sile.
mam pytanko o ceglane plasterki - też się przymierzam do zakupu (właściwie to już powinny być kładzione ale nam się wszystko czasowo obsunęło), jednak jest tego sporo, ceny zróżnicowane, wybór sprzedawcy trudny (np. nie każdy chce wysłać) czy możesz zamieścić jakieś zdjęcia swoich lub podać namiar na sprzedawcę? zawsze to lepiej kupić u kogoś sprawdzonego niż dostać w paczce połamane szczątki ;-)).

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Magdo, grządki mają się zupełnie dobrze, a folia dalej nie rozciągnięta na stelażu, dopiero obkopałam konstrukcję na sztych szpadla i może dziś uda nam się ją rozpiąć; upały wszędzie, a przy tym wilgotność powietrza nie daje normalnie funkcjonować, tak do 25 stopni wystarczyłoby; śmierć Kurki bardzo mnie dotknęła, tak dzielnie walczyła i odeszła nazbyt szybko; baba-rambo to w kontekście spodni moro i podkoszulka spoconego do niemożliwości, nie szyłabym sobie ran igłą i nitką, choć czasami przydałoby się; pozdrawiam Cię, Magdo.

Agato, jest pracowicie bardzo, i w domu, i przy chatce, ale powolutku dajemy radę; dziękuję za te słowa, zaglądaj do woli; serdeczności ślę.

MagdalenoK, nie boję się burzy, choć czasami straszno; lubię zwłaszcza te pogórzańskie, grzmoty przewalają się po górach, patrzę z okna na szalejące żywioły i w chatce czuję się bezpieczna, choć czasami wciska wodę przy kominie; pozdrawiam cieplutko.

Iza, ten grad jest najgorszy, niszczy pracę ludzkich rąk, chociaż i huragan zabiera dachy, nie wiem, co gorsze; ekstremalne temperatury, gwałtowne zjawiska atmosferyczne, ale tak chyba było zawsze; pozdrowienia ślę.

Witajcie, droga Tomaszowo; męczy taka pogoda, nawet wieczorem nie ma ulgi, a do tego cały czas tną komary; wczoraj gwiaździste niebo, księżyc, a już dalekie błyski przepowiadają nadchodzącą burzę; tak mi żal Kurki, nie umiem sobie z tym poradzić, za wcześnie odeszła ... pozdrawiam serdecznie.

Zofijanno, o matko kochana, Ciebie też dotknęły te bolesne doznania? kotłuje się wszystko w tej przyrodzie, dociska temperaturą i wilgocią, nie ma żadnej ulgi nawet w nocy, to męczące, wczoraj psy nie mogły znaleźć sobie miejsca; poznałam Kurkę w blogowym świecie, zanim sama zaczęłam pisać, jej śmierć bardzo mnie dotknęła; pozdrawiam serdecznie.

Bubiso, lubię obserwować z bezpiecznej chatki, jak szaleją żywioły, nie boję się burz ... żeby tylko nie przynosiły tyle szkód, szkoda pracy ludzkich rąk; traktowałam Kurkę jak kogoś bliskiego, choć to tylko wirtulna znajomość, ale tej śmierci nikt się nie spodziewał, bardzo mi smutno, żal pozostawionej rodziny ... pozdrawiam serdecznie.

Mażeno, taka strasznie odważna to nie jestem, ale ujdzie; nasze dzieci tęsknią za domem na obczyźnie, widać to po częstotliwości telefonów, kiedy już zbliża się wyjazd do domu, i na pewno tęsknią, chociaż już to nowe życie bardziej ich zajmuje niż pozostawione tutaj, stare; po kilku dniach już kręcą się, koledzy mają swoje życie, rodziny, i pewnie z ulgą wracają nasi chłopcy po urlopie do codziennych zajęć, ale naładowani domem, rodziną do następnego razu; serdeczności ślę.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Aniu, daje się we znaki ta męcząca pogoda, a komary tną jak oszalałe, i strasznie ich dużo; na Pogórzu prawie nigdy nie było komarów, a w tym roku plaga; trochę zmęczona jestem, to i uwaga nie ta, stąd te urazy; pozdrawiam Cię.

Judyto, jakoś nawet deszcz nie przynosi ulgi, wszystko wyparowuje w powietrze i parnota niemożebna; na zimnym zbiorniku wody w wc skrapla się wilgoć, kapie wszędzie, na zimnych rurkach, doprowadzajcych wodę też, ubranie jakieś wilgotnawe, nawet to wyjęte z szafy, bo dom otwarty na oścież; czekamy na lekką ochłodę; pozdrawiam Cię serdecznie.

Grażyno, Ty już w Polsce, też trafiłaś w upały i tropikalną wilgoć u nas; burzowo, parno, nawałnicowo, a ja lubię rześką pogodę; i ja pozdrawiam serdecznie.

Teniu, nie, nie mam takich strachów przed burzami, chociaż nocą wrażenie jest potęgowane, te rozbłyski piorunów moga budzić lęk; patrzę przez okno na zewnątrz, uspokajam Amika i czekam końca burzy; serdeczności ślę.

Maniu, grad przynosi wiele szkód, zawsze martwię się wtedy o grządki, bo tyle pracy rąk włożonej; i ja noszę w sobie żal, przedwczesna śmierć Kurki bardzo mnie dotknęła, choć to "tylko" blogowa znajomość; nie ma szans na porządny urlop, Maniu, musi być jak jest, co najwyżej 1-2 dni, zresztą ja chyba nigdy nie byłam na prawdziwym, długim urlopie; pozdrawiam Cię serdecznie.

Zielononoga, to syn zamawiał na allegro te cięte, stare cegły do siebie, do kuchni, a my przy okazji na swój kominek; trudno mi polecać akuratnie tego dostawcę, bo cegiełki przyszły też popękane, ale zostały wykorzystane wszystkie, bo przycięte kawałki też potrzebne; dostawa była z pomorskiego, z Zaworu, a więc z daleka, jak do nas; może lepiej pojechać do takiego "producenta", przypilnować sobie jakości, jeśli znalazł by się takowy niedaleko; pozdrawiam serdecznie.

damian pisze...

Na północnym Mazowszu burze przechodziły jedna za drugą tak ze 3h, mnie na południu ominęło gradobicie nie pada też tak mocno ale wiatr był bardzo mocny.
Niestety kwiaty jaśminu też opadły u mnie :(

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Damian, chyba wszędzie dały się we znaki tropikalne upały i ich następstwa, gwałtowne burze; najgorsze te gradobicia, i tornadowa siła wiatru; jaśmin opadł, nie martwmy się, już godnie zastępują go lipy; pozdrawiam serdecznie.