środa, 31 sierpnia 2016

Danielkowy czas ...

Jest w Beskidzie Żywieckim taka chałupa, ale to nie jest zwyczajna chałupa ... to Chałupa Chemików w Ujsołach, w dolinie potoku Danielka. W ostatni weekend sierpnia odbywa się tam impreza w naszych ulubionych klimatach "krainy łagodności".
Można tam pojechać wcześniej, rozbić namiot na kempingu i rozkoszować się bliskością gór, atmosferą tej turystycznej przystani, wykąpać się w potoku, nazbierać grzybów, malin ... nam nie jest dany taki wypas, zawsze śpieszymy się:-)
I tu mały dylemacik, jak jechać, żeby było szybciej, czy ciąć autostradą do Katowic, a potem w dół ... a jak złapią nas korki na bramkach?
Wybraliśmy wariant wydawałoby się najlepszy, do Bochni, potem przez Myślenice, przecinamy zakopiankę, i już Żywiec, a stamtąd tylko rzut beretem. Nie był to jednak najlepszy pomysł, korki przed zakopianką, naród ciągnął w góry w ostatni słoneczny weekend wakacji, tak, że z ledwością zdążyliśmy na wieczorne koncerty, a tu jeszcze trzeba było sobie domek zbudować, legowisko wymościć, bo potem ciemno, i zimno ...
Nawet jak nie siedzi się przed sceną, to uczestniczy się w koncertach, dźwięki docierają wszędzie ...
w pierwszy wieczór zaśpiewało nam Bractwo Wiecznego Natchnienia, potem Marek Andrzejewski, Trzeci Oddech Kaczuchy, Plateau, Martyna Jakubowicz, a na koniec Słodki Całus od Buby ...


Po znojnym dniu, wymarznięciu na nocnych koncertach spaliśmy jak zabici, dopóki ciepło słońca nie podniosło temperatury w namiocie nie do wytrzymania ... jak to? tak cieplutko po tym nocnym mrozie? ... bardzo przyjemne doznanie:-)


Cała Danielka budzi się, ludzie krzątają się wokół namiotów, dymi ognisko, co niektórzy nie kładli się wcale spać, a przy naszym kręgu już grają gitary, rozlegają się śpiewy ...


Upał wzmaga się, po śniadaniu mała grupka wybrała się w góry, na Rycerzową, a ja z nimi.
Reszta została moczyć nogi w potoku, grać na gitarach i oddawać się ogólnemu lenistwu:-)
Ruszyliśmy po asfalcie do Młodej Hory ... to był bardzo męczący odcinek, zresztą tupanie po asfalcie to żadna przyjemność ...


Po długiej przerwie w wędrowaniu dosłownie zdychałam przy stromych podejściach, a jeszcze gorzej było kiedy wyszliśmy na nasłonecznione hale ... mój Boże! chyba nie dojdę tam, padnę tu, w tej trawie ...


Niby człowiek jest cały czas w ruchu, pieli, kosi, wozi na taczkach drzewo, podlewa i co tam jeszcze, ale to nie jest ten rodzaj ruchu, wysiłku, który trzyma kondycję ... trzeba się wziąć za siebie, żeby płuca otworzyły się, a serce nie waliło, jakby miało wylecieć z piersi ... Do tego ten upał!
Ból istnienia łagodziły cudowne goryczki, maliny wiszące jak czerwone krople, słodkie i pachnące, a także borówki ...


I wreszcie przystań, gdzie można odpocząć ... zimne piwo z sokiem smakuje jak ambrozja, a racuchy z borówkami bardzo skutecznie podreperują moje nadwątlone siły ... ale zanim tak się stanie, przypominam sobie, że nie wzięłam pieniędzy, bo ... o tym poniżej:-)



Przed wyjściem na szlak nie zabrałam ze sobą ani grosza, przekonana, że będziemy wędrować tylko lasem, zrobimy solidne koło po górach i wrócimy do bazy ... Lidka, wesprzyj mnie groszem, zwrócę na dole - poprosiłam ...  potem okazało się, że Krzyś za nas założył przy bufecie ...


Kiedy na powrocie, tuż przed samą Chałupą, składałam kijki po wędrówce, zaczęłam szukać w kieszeni plastikowej części do spięcia ich ... zaszeleściło coś, pewnie karteczka ze spisem zakupów ... wyjmuję ją, a to najprawdziwsza stówa ... widać, że już parę razy wyprana, sprasowana ... no tak! można umrzeć z głodu i pragnienia, mając w kieszeni pieniądze, uśmialiśmy się serdecznie ... pewnie wsunęłam kiedyś banknot do kieszeni, bo nie zawsze chce się nosić ze sobą torbę, i tak pozostał tam w zapomnieniu ...
Tymczasem okazało się, że mąż spotkał w bazie Gosię i Radka Barłowskich z Ogarzego Pogórza z Prezesem, a jeszcze poprzedniego wieczoru przybył Piotr-pszczelarz ... mamy już sporo znajomych, poznanych przez internet:-)
Wieczorem same jubileusze ... 40-lecie grupy SETA, 30-lecie EKT Gdynia, oprócz tego Mikroklimat, Jerzy Filar, Sklep z Ptasimi Piórami ... nie dotrwałam do końca koncertów, zmęczona bardzo po wędrówce ... jeszcze przez sen słyszałam, jak EKT próbuje instrumenty ... obudziłam się rano ...
Tuż po 6-tej poskładaliśmy mokry sprzęt, pożegnaliśmy się z tymi, którzy już byli na nogach i ruszyliśmy do domu przez Słowację, objeżdżając całe Podtatrze ...




Ruch na drogach wzmagał się z każdą chwilą, jedni jechali do Tatralandii, inni na wędrówkę po górach ... z ulgą skierowaliśmy się na drogę do Bardejova, gdzie ruch jakby mniejszy. Tutaj także impreza na zakończenie lata,  Bardejovski Jarmok ...






Przed nami jeszcze długa droga.
Zjechaliśmy do domu, odwiedziliśmy babcię, zapakowaliśmy psy i z powrotem na Pogórze:-)
trzeba ten mokry sprzęt turystyczny wysuszyć, spakować ... kiedy pod rozgwieżdżonym niebem, w towarzystwie koncertujących świerszczy znosiliśmy się do chatki, usłyszeliśmy w podawanych wiadomościach, że 3 osoby poniosły śmierć w Tatrach ...


Pozdrawiam Was serdecznie, pa!

16 komentarzy:

ankaskakanka pisze...

Szalona z Was para i jaka zgodna w gustach muzycznych. Kiedy pisałaś o drodze w Beskid Żywiecki, przypomniało mi się, ze mieszkasz po drugiej stronie Polski, za to my mamy cuda na kiju wjeżdżając do miasta z naszej działki zwłaszcza po długich weekendach. Potrafimy wjeżdżać dwie- trzy godziny, bo do miasta prowadzi jeden most. Ostatnio objeżdżaliśmy kawałek lubuskiego, by wjechać od strony Zielonej Góry. Nie cierpię korków ulicznych.
Znów wywołałaś u mnie tęsknotę do gór, do natury......

Mażena pisze...

Ok marzy mi się aby tak móc spontanicznie dysponować czasem...może jeszcze kiedyś. To niezapomniane chwile. A ludzie w takich miejscach sa fantastyczni a pieniądze widocznie czelały na właściwy moment. Pięknie spędzacie czas .

Mażena pisze...

Ok marzy mi się aby tak móc spontanicznie dysponować czasem...może jeszcze kiedyś. To niezapomniane chwile. A ludzie w takich miejscach sa fantastyczni a pieniądze widocznie czelały na właściwy moment. Pięknie spędzacie czas .

Tomasz pisze...

Witaj Mario
Mimo wszystko uważam, że najlepiej jechać na Gorlice i przez N.Sącz i N. Targ na B.Żywiecki. Piękna trasa, mniej zakorkowana, choć pewnie nie tak komfortowa jak autostrada. Sam B. Żywiecki na pewno Wam się spodobał. Dawno już tam nie byłem,a jest to piękny kąt.
Pozdrawiam :)

grazyna pisze...

Jaki piekny wypad! tez bym tak lubila! i tez pewnie bym dychala , ledwo, wchodzac na gorskie szlaki, wchodzenie na gory to nie latanina wokol domu...bardzo mi sie spodobala Twoja opowiesc i wyobrazam sobie jaka cudna atmosfera tam panowala...pozdrawiam

Dorota pisze...

To byłyśmy blisko...Z przyjaciółmi wędrowaliśmy autem przez Olchowiec,gdzie znajomy ma prywatne muzeum łemkowskie /pokazała je Elżbieta Dzikowska w jednym z odcinków reportaży "Kapusta i groch"/, przez Kotań, Świątkową Małą, Wielką, Krempną, Żmigród do Wysowej.Potem Hańczowa, nocleg pod Drogą Mleczną nad Klimkówką, Kwiatoń,Skwirtne i Łosie.Cerkwie drewniane...opowieści Tadzia w Olchowcu.Jego zbiory z pól bitewnych koło Dukli-ile ludzkich losów zamkniętych w manierkach,czapkach,kulach.Stroje łemkowskie, przez lata gromadzone.Właściciela nazywają nawet "Łemkiem z wyboru".Dwa dni a ile emocji.Mieliśmy w planie Bardejów ale cerkwie przemówiły do nas mocniej.I gwiazdy nad Klimkówką.Pozdrawiam Cię serdecznie.

wkraj pisze...

Danielka, Danielka... Piękne chociaż już niestety mgliste wspomnienia. Kilka noclegów tam zaliczyłem. Niedługo moja ulubiona pora jesiennego łazikowania po górach. Latem za gorąco, jak dla mnie.
Pozdrawiam.

Nasza Polana pisze...

Widzę, że wiele osób tutaj w beskidzkich stronach ostatnie dni lata spędzało. Uwielbiam te Wasze relacje z wypraw, koncertów, wycieczek i wspinaczek. Bardejów rzut beretem od nas, piękna impreza widzę tam była. A my zawsze w Bardejowie spacerujemy po rynku prawie sami. Lubię te ich puste uliczki, spokój i ciszę. Ściskamy mocno i zapraszamy następnym razem do nas na herbatę nad Klimkówką :-)

mania pisze...

To musi być cudowne uczucie, zasypiać w namiocie przy turystycznych śpiewankach :)
Pozdrawiam serdecznie

Anna Kruczkowska pisze...

Ujsoły, Bacówka na Rycerzowej... przeniosłam się w daleką przyszłość... jakiej 35 lat temu wędrowała tymi szlakamimz moim ojcem. Nocowalismy właśnie w Ujsołach, a potem już w górach, w schroniskach... a pieniądze były zbędne, bo obowiązywał handel wymienny. Kto miał tytoń, miał wszystko...

Pellegrina pisze...

Jak mi to przypomniało w klimatach SLOT w Lubiązu, to zasypianie przy muzyce, to budzenie się, gdy w namiocie już za gorąco a dookoła niespieszna krzątanina, tylko tam po śniadaniu szło się na poranny koncert i wysiłek był mniejszy przy chwaleniu Boga niż przy wspinaniu się w górę. Ale radość chyba taka sama.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ania, jakoś tak wszędzie nam daleko:-) nie, mamy bliżej do Rumunii i na Ukrainę:-) znaczy, że obwodnica potrzebna w Waszym mieście, albo jeszcze jeden most; pozdrawiam.

Mażena, przy własnej działalności rzeczywiście dysponuje się czasem, ale kiedy indziej trzeba to nadrobić, i nie ma się urlopu należnego, i trzeba sobie zus samemu płacić, itp, czyli są plusy dodatnie i plusy ujemne, a najważniejsze, że nasza babcia sprawna, nie wymaga opieki, i korzystamy z tego daj Boże jak najdłużej:-) ludzie na takich spędach sympatyczni bardzo, i takie oderwanie od codzienności przydaje się raz na jakiś czas; pozdrawiam.

Tomasz, gdyby tylko było więcej czasu, to pojechalibyśmy tą drogą, ale do południa jeszcze praca, późny wyjazd, i żeby zdążyć na wieczorne koncerty; w Beskidzie pięknie, pogoda dopisała, ale dostałam w kość w ten piekielny upał; pozdrawiam.

Grażyna, oj! wydawało mi się w momentach kryzysowych, że to już SKS na pewno mnie dopadło, i nie dla mnie już góry, ale trochę winię też za ten kryzys niesamowity upał, i zmęczenie materiału:-) atmosfera na Danielce niesamowicie sympatyczna, i już tęsknię do następnej; pozdrawiam.

Dorota, to musieliśmy się minąć na którymś rozdrożu beskidzkim, bo wracaliśmy trasą właśnie przez Ożenną na Krempną; bardzo ładny i owocny w różne doznania mieliście ten wyjazd, zresztą to trzeba wszystko widzieć i czuć, a nie tylko mówić, że bezludzie, lasy i więcej nic:-) i ja pozdrawiam.

Wkraju, porwałam się trochę na tę Rycerzową jak przysłowiowy "szczerbaty na suche bułki", po krótkim śnie, mało odpoczynku, długa przerwa w wędrowaniu, to i tchu w piersiach brakowało, a poza tym wiesz, że temu ostatniemu najgorzej, bo kiedy dochodzi się do grupy, oni już pędzą dalej; jednak najlepiej nam się chodzi z mężem, mamy własne tempo, może wolniejsze, odpoczywamy w miarę potrzeby i tak pniemy się do góry powolutku acz skutecznie:-) no i gorąc był sakramencki:-) pozdrawiam.

Polanko, a bo u Was lasy cieniste, wilgotne, a po drugiej stronie Beskidu Romowie strasznie dużo grzybów zbierali po lasach, stali potem przy drodze z koszami, wiadrami i oferowali przejeżdżającym:-) i my lubimy taki pusty Bardejów, ten pochyły rynek, kocie łby i niezwykły spokój; dzięki za zaproszenie, może kiedyś:-) pozdrawiam.

Mania, nawet we śnie słyszysz tę muzykę, bo jest rzeczywiście głośna, ale zmęczenie pozwala bez przerwy spać do rana, bo i później od ogniska niosą się śpiewy; zawsze mało tego czasu, człowiek chciałby i powędrować, i posłuchać śpiewów, i samemu posiedzieć przy ognisku, jednak w pewnym momencie wymięka; pozdrawiam.

Ania, to bardzo piękne tereny; miałaś to szczęście bardzo wcześnie poznać góry, do tego z ojcem, bezpiecznie:-) pozdrawiam.

Krystynko, zazwyczaj szukamy jakichś kwater przy okazji podobnych imprez, bo to czy bacówka, czy prywatne, stare kości potrzebują wygody, a i wiek trochę domaga się prywatności; tutaj jedynie namiotowa przygoda, całkiem sympatyczna; tak, byłam dumna z siebie, że dałam radę, a moje zmęczenie było swoistą modlitwą, może tym gorętszą, że w takim utrudzeniu; pozdrawiam.


Dorota pisze...

Marysiu, to cudowne odludzie,pełne klimatów, wspomnień i śladów ludzi,którzy tam kiedyś żyli i pracowali.Mnie urzeka bliskość przyrody,codzienność wypełniona staraniem o podstawowe potrzeby.Czas tam jakby wolniej płynie.Choć, być może, mieszkańcy widzą więcej uciążliwości niż uroków?Jak wygram w lotto to kupię dom na Łemkowynie,hi.Po lekturze komentarzy pomyślałam że dom, który widziałam z pola namiotowego nad Klimkówką, wysoko pod lasem, to Nasza Polana?Tą drogą też i Polanę pozdrawiam.A w planie na październik Tarnica.Wydaje się że banał,ale trudno mi odrobić kondycję po operacji,choć już 9 km daję radę.Stawiam więc sobie kolejne wyzwania.Jak zwykle pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Oj, Dorota, Ty wrażliwa duszo, czujesz tego "beskidzkiego bluesa":-) a skreślasz chociaż jakieś liczby na kuponach totka? bo żeby nie było jak w tym kawale ... panie Boże, pozwól wygrać, panie Boże daj wygraną .... a wyślij wreszcie kupon w tego totka - odpowiedział Pan:-) życzę Ci, żeby się spełniły marzenia o siedlisku na Łemkowynie; Tarnica? żaden banał, żebyś tylko się nie zawiodła, jak poprowadzą Cię "schody do nieba":-) pozdrawiam Was serdecznie.

Anonimowy pisze...

Maryniu kochana, w końcu znalazłam Twego bloga :)
Nie narzekaj, proszę, na nasz speedmarsz na Rycerzową, dałyśmy radę, zatem góry dla nas ! Idzie się wolniej = więcej się widzi, my po prostu chodzimy DOKŁADNIE :))
Pozdrowionka z Kujaw (odliczając dni do bieszczadowania) :))

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Lidka, szczęka opadła mi na klawiaturę, jak zobaczyłam wpis od Ciebie:-) i od razu lepiej mi, kiedy utwierdzasz mnie w przekonaniu, że po prostu chodzi się po górach "dokładniej":-) bardzo pragniemy widzieć Was u nas na Pogórzu, może w drodze w Bieszczady zahaczycie o nas, może w trakcie pobytu tamże, trzeba by to ustalić z Krzysiami, może dojechałby Kresowiak, bo do Przemyśla rzut beretem ... sprawa do przedyskutowania jeśli chodzi o dogodny czas dla Was; zapraszamy bardzo, aha, no i smsa od Was nie dostaliśmy, może zagubił się gdzieś po drodze, to powtórzcie go jeszcze raz; czekamy na Was z utęsknieniem; serdeczności posyłam na Kujawy:-)