poniedziałek, 4 czerwca 2018

W klimatach Roztocza Wschodniego ...

Nie jest łatwo poruszać się po przygranicznych terenach z Ukrainą. Swobodny dostęp do dróg mają mieszkańcy tamtejszych gmin, a dla obcych szlaban. Jeszcze rowerzyści mogą wszędzie dotrzeć, bo prowadzi tamtędy szlak Green Velo, z gładkimi drogami, wiatami, miejscami przystankowymi. A my, czterokołowcy z żalem możemy sobie popatrzeć na zakazy:-)
Od jakiegoś czasu kusił nas ten teren wśród przepastnych lasów, pustych i dzikich prawie jak, nie przymierzając, na naszym Pogórzu. W szczególności chodziło nam o teren nieistniejącej wsi Sieniawka, a zwłaszcza stary cmentarz, zagubiony w głębokim lesie.
Przyczynkiem do tych poszukiwań było drzewo genealogiczne rodziny męża, które to odtworzył jeden z członków rodziny. Praca mrówcza, wśród zapisków ksiąg parafialnych, szperania po archiwum, przekazy rodzinne, no i pojawiła się nazwa Sieniawka jako miejsce pochodzenia babci.
Ale jak tam dojechać, nam, obcym w tym terenie?
Spróbowaliśmy od strony Budomierza, tuż przy nowym przejściu granicznym z Ukrainą, potem skręt w lewo i po kilku kilometrach zakaz, trochę trudno pojechać na pewniaka z tą świecącą po oczach obcą rejestracją. Zawróciliśmy z powrotem na przejście graniczne, bo tam zauważyliśmy patrol straży granicznej, zgłosiliśmy im nasze ogromne pragnienie dotarcia do cmentarza w Sieniawce ... jedźcie, ale od Czerwonej Figury trzeba już na piechotę ...


To jest właśnie ta Czerwona Figura, a właściwie krzyż, który stoi na skrzyżowaniu dróg opodal nieistniejącej wsi Sieniawka. Może kiedyś była tutaj figura, a może stary krzyż, który ponawiano w tym miejscu  ... wg starych mieszkańców w tym miejscu straszyło i dlatego postawiono krzyż, aby złe moce odstraszyć. A dlaczego jest pomalowany na czerwono? Bo jak inaczej, od dawna miejsce nazywane jest przy Czerwonej Figurze, to i należało zachować kolor. Dobrze, że po drugiej stronie znajdują się drogowskazy na Dęby Sobieskiego, a także na poszukiwany cmentarz.


Szliśmy asfaltowa drogą, wokół nas bzyczały chmary much i gzów, z lekka napoczynających nasze łydki i odkryte ramiona.


Wypatrywaliśmy tych dębów, przecież muszą być jakoś oznaczone ... ponoć pod nimi odpoczywał Sobieski w przerwie miedzy bitwami i potyczkami z czambułami tatarskimi ... tereny te ukochał hetman na polowania, a jako późniejszy król przejeżdżał tędy do Horyńca, do umiłowanej Marysieńki. W miejscu dzisiejszego pałacu Ponińskich miał pałacyk myśliwski i tutaj zażywali razem zdrowotnych kąpieli w słynnych horynieckich wodach.


Po drodze minęliśmy krzyż z kamienia bruśnieńskiego. Widać, że kiedyś była tu tablica ... dziś wyczytałam w necie, że krzyż ten postawiono na okoliczność niezwykle smutnego wydarzenia. Julian Dyhdalewicz był nadleśniczym lasów w służbie u hrabiego Gołuchowskiego. W tym miejscu został postrzelony przez patrol Wojska Polskiego, żołnierze zorientowawszy się, kogo postrzelili, zawieźli rannego Juliana do leśniczówki. Ponoć nadleśniczy nie zatrzymał konia na komendę "stój", żołnierze oddali strzał tragiczny w skutkach, bo wieczorem Julian oddał ducha, a działo się to w 1919 roku.
A oto i dęby ...


Dzięki Bogu jest jakaś tablica informacyjna, która pozwala zorientować się, w którym kierunku iść dalej. Przed dębami odchodzi w bok trochę zarośnięta leśna droga, po niecałym kilometrze mamy dotrzeć do cerkwiska i cmentarza. Przed nami jakby naturalny wał ziemny, ciągnący się spory kawałek, może to tam ... ścieżka prowadziła dalej ...


Kilka kroków na wzniesienie i przed nami roztoczył się widok na zabytkowy XIX - wieczny greckokatolicki cmentarz z kamieniarką bruśnieńską. Najstarsze pochówki z lat 20-30 XIX wieku, najmłodsze z lat 40-tych XX wieku, pochowani są tu polscy i ukraińscy mieszkańcy Sieniawki i okolicznych wsi. Kamienne krzyże rzeźbił ludowy kamieniarz Wasyl Gudz, który również jest pochowany na tym cmentarzu.







Jest okazały kamienny krzyż rodziny Dyhdalewiczów, nieszczęsnego Juliana i jego żony, Michaliny z Tomaszewskich ... stylizowany na pień drzewa ...




... na przecięciu ramion scena Ukrzyżowania w formie medalionu, zawieszonego na sznurku, na niby-sęku, w tle palestyńskie miasto ...


Z drugiej strony cmentarza jest podobny krzyż, tylko z innym medalionem ...




Napis na tablicy trochę zatarty, ale da się jeszcze odczytać napis w cyrylicy ... Antonia Dyhdalewicz ... Ostały się jeszcze drewniane krzyże ...


... kamienne figury ... czyżby św. Piotr z kluczami do nieba?



.... postać kobieca ... Maryja?


Figury bardzo podobne do tych z kapliczki w Hucie Kryształowej, która była przysiółkiem Sieniawki, bo do Huty Kryształowej powiodły dalej nasze kroki ...

zdjęcie ze strony kamienny.horyniec.info
Z tą kamienną kapliczką wiąże się również ciekawa historia. Figury stały na ziemi i przy młynie, których to właścicielem był Piotr Guzio, podczas wysiedleń figury zniknęły. Dopiero w latach 70-tych wróciły tajemniczym sposobem na swoje miejsce, kiedyś były w naturalnym kolorze, teraz są pokolorowane farba emulsyjną. Jednak jestem zwolenniczką naturalnego kamienia.


Po drugiej stronie drogi zabytkowy kamienny krzyż na pamiątkę zniesienia pańszczyzny z 1848 roku.
W Hucie Kryształowej istniała kiedyś manufaktura wyrobów z kryształu, świeczników, zastawy stołowej, żyrandoli, które zdobiły magnackie rezydencje, a także kościoły ... ponoć gdzieś tu, w pobliżu przedwojennej gorzelni ...
Gdzieś czytałam, że taki żyrandol zachował się jeszcze w kościele franciszkanów w Horyńcu.


Po wojnie na terenach tych powstał PGR, a teraz niszczejące budynki, niewielu mieszkańców.
Ostała się zabytkowa aleja lipowa jako pomnik przyrody ...


... która prowadzi do parku i miejscu po nieistniejącym dworze Smolin rodu Andruszewskich, spalonym w 1944 roku przez bandy UPA. Tylko pszczoły nic sobie nie robiły z tragicznej historii tego miejsca, pracowicie uwijały się wśród miodnego zapachu rozkwitłych lip ...


... a my z zachwytem staliśmy, słuchaliśmy ich brzęku, wchłanialiśmy ten zapach, a także podziwialiśmy widok na ukraińską stronę, na wieś Wróblaczyn z błyszczącą kopułą cerkwi.


Czeka nas jeszcze wyprawa do Smolina Andruszewskiego, do miejsca, gdzie był kiedyś dwór, ale to przy chłodniejszym dniu, obowiązkowo ubrani w długie spodnie i solidne buty:-) trzeba sobie dawkować przyjemności :-) a także mieć zważanie na moją słabszą kondycję:-)


Po drodze, w nasłonecznionych miejscach słodkie, pachnące smakowitości, nie sposób było się oderwać.


Na nadsańskich polach czerwono od maków, czerwono ...


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!



Korzystałam ze strony kamienny.horyniec.info

13 komentarzy:

Olga Jawor pisze...

Marysiu, piękna wyprawa i opowieść. Nie znam kompletnie tamtych terenów a tyle tam ciekawych, tajemniczych miejsc z historią w tle. Nie miałam pojecia, że dla osób spoza tamtych terenów są takie obostrzenia w swobodnym poruszaniu sie w pasie przygranicznym.Ale pewnie prawdopodobnie i u nas, w naszym województwie tak jest.Piękne zdjęcia i widoki.Smutna historia postrzelonego pana Juliana.
Pozdrawiam Cię z nadal upalnego, choc wieczór, przysiółka pogórzańskiego!:-))

Bylinowy Pan pisze...

Ojej ilez wątków ciekawej historii.
Kolejne odkrywanie Ameryki... Dziękuje Marysiu.

Antonina pisze...

Bardzo interesująca historia. Czytam z wielka ciekawością.

agatek pisze...

Mnie zawsze wzruszają i w prowadzają w zadumę nad wartościami tego świata, kiedy czytam o ,,umarłej" miejscowości. Tak jak teraz, tylko groby pozostały... Wydaje się nam - ludziom, że tworzymy coś wielkiego, że coś po sobie zostawiamy a... czas... zdarzenia...
Piękna sprawa tak podróżować i odkrywać na nowo ,,zapomniane miejsca".
Pozdrawiam :D

Aleksandra I. pisze...

Och jaka wspaniała wędrówka. Czytałam i wpatrywałam się w ten kawałek historii. Jakie ciekawe są te pomniki - krzyże jako pnie. Ile historii w tych miejscach. Jak dobrze, że pokazujecie takie miejsca, że lubicie wędrować i ja mogę pouczyć się historii nie koniecznie takiej ogólnej. Pozdrawiam

BasiaW pisze...

Twoje wyprawy są niezwykłe Marysiu. Święty z kluczami to na pewno Piotr, rzadko spotykany na cmentarzach. Uwielbiam takie miejsca, człowiek staje wobec historii, przyrody, ludzkich dziejów i musi pochylić głowę.

Anna Kruczkowska pisze...

Pięknie! I te lipy kwitnące za wcześnie.

mania pisze...

Maryniu, masz talent do wyszukiwania miejsc zupełnie nieznanych a niezwykle ciekawych. Dobrze, ze dzielisz się z nami opisami Waszych wędrówek.
Lipy i u nas już kwitną a dziś ze spaceru przyniosłam dziurawiec. Takie to wczesne lato w tym roku mamy.
Pozdrawiam serdecznie

Krzysztof Gdula pisze...

Nie dość, że wyjazd w nieznane i puste okolice, to jeszcze dla poznania fascynujących Was dawnych miejsc ludzkiego życia i spoczynku. Pogratulować, Mario. Nie znam wędrówki w upał, jednak czytając takie opisy jak Twój, wiem, że jednak moje zimowe wyjazdy mają swoje plusy.

Beskidnick pisze...

Czyli jednak była wędrówka. W takich miejscach dojazd samochodem to trochę profanacja. Trzask drzwiczek, kilka cyknięć migawki, znów trzask i potem warkot silnika... Co innego delikatne werble kroków, szum oddechów, milczenie przerywane zawołaniami i słowami cichej opowieści.

Pellegrina pisze...

Ach, te pola maków, jeszcze niedawno można je było spotkać wszędzie a teraz rarytas, trzeba nad San pojechać!
Lipy i nas pachną upajająco, miodnie, słodko.
Aż mnie skręca z zazdrości niezawistnej, że takie piękne i pouczjące macie wyprawy.Ale dobrze, że się dzielisz wrazeniami i wiadomościami

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ola, mamy tak blisko na Roztocze, a poza tym niedaleko mam dom rodzinny, więc wszystko można połączyć, odwiedziny i poznawcze wycieczki; pozdrawiam.

Ania, Roztocze samo w sobie jest niezwykle ciekawe, wystarczy zagłębić się w historię; pozdrawiam.

Antonina, sami odkrywaliśmy kolejne zawiłości z ogromną ciekawością, to nie był nasz pierwszy wyjazd poszukiwawczy, wreszcie udało się; pozdrawiam.

Agatek, wiele takich nieistniejących miejscowości u nas, najpierw wysiedlenia, potem ośrodek rządowy, odpływ ludności do miast, ale poszukać zawsze warto; jeszcze do niedawna cmentarz był zupełnie zapomniany, do tego bliskość granicy; pozdrawiam.

Ola, Roztocze wapieniem stoi, wielu było domorosłych kamieniarzy, ale i zdarzali się bardzo zdolni, po uczelniach lwowskich; lubimy takie miejsca, szukamy, czytamy i pokazujemy; pozdrawiam.

Basia, niezwykłe pamiątki można spotkać na cmentarzach, dzieła rąk bruśnieńskich kamieniarzy, inne od pozostałych, wyróżniające się; odczytujemy zatarte napisy zazwyczaj w cyrylicy, daty, nazwiska; pozdrawiam.

Ania, dobrze, że są różne lipy i niektóre jeszcze w powijakach, zakwitną później; czyżby zima za wcześnie miała przyjść? pozdrawiam.

Mania, e, to nie talent, a raczej czytanie różnych ciekawostek wywołuje potrzebę znalezienia, przekonania się na własne oczy; niebiesiutka cykoria podróżnik już kwitnie, a gdzie jeszcze do lata; pozdrawiam.

Krzysztof, to bliska wyprawa, mamy niedaleko na Roztocze Wschodnie i często tam bywamy; upał jest męczący, muchy w oczach, gzy tnące po łydkach, trzeba by się "zakutać na zimu", jak mawiał pan Zygmunt Kałużyński, ale jak tu ubierać długie spodnie, koszule, kiedy tak gorąco; w chłodzie lepiej się wędruje; pozdrawiam.

Maciej, niezbyt długa, bo ileż można siedzieć w domu, a do tego blisko dom rodzinny:-) to raczej bliskość granicy wymusza takie obostrzenia, zresztą niewielu ludzi interesują takie miejsca, a oni raczej szanują klimat starych cmentarzy, cerkwi; pozdrawiam.

Krystynko, maki oczy rwały swą czerwienią, prawie zupełnie jednolite plamy w oddali, z bliska pojedyncze, delikatne płatki, no magia, pani, magia:-) dobrze, że lipy kwitną kolejno, co zrobiłyby biedne pszczoły, gdyby wszystkie od razu? wyprawy bliskie, ot, pomyślisz sobie i jedziesz;
pozdrawiam.

Wojciech Roszkowski pisze...

Super napisane.